Jestem z Układu


Kilka myśli o PRL.

To jest kilka myśli nieuładzonych. Ale może będą tym lepsze dla podyskutowania. Kiedy mogłem już samodzielnie oceniać, miałem przekonanie, że nie mieszkam w kraju okupowanym przez sowieckiego najeźdźcę. Wiedziałem, że żyję w Polsce, w państwie polskim. Wiadomo było, że nie jest samodzielne, że nie jest takim, jakim Polacy zrobili by je, gdyby było samodzielne, ale które jest jedynym możliwym w tamtym czasie. Inne było niewyobrażalne, w najdalszej dającej się pomyśleć przyszłości.  Może myślałem „niepatriotycznie”, ale tak myślałem. Jak chyba 99 % narodu. Widziałem sytuację w kraju, po roku 1945, nie jako okupację sowiecką realizowaną rękami polskich zdrajców, lecz jako rozdarcie narodu, które nie on spowodował, lecz okoliczności w jakich zakończyła się wojna. W jej wyniku Polska mogła być w najgorszym razie republiką sowiecką, a w najlepszym razie PRL-em. Żyliśmy więc w układzie najlepszym z możliwych. Nie było ludzkiej siły, by w roku 1945 Polska odrodziła się w przedwojennych granicach na wschodzie i z tymi siłami politycznymi, które dominowaly w II RP. Nikt nas nie zdradził. Zachód nie mógł zapobiec temu co się stało. Gdyby mógł, to by zapobiegł.

Zainstalowanie niechcianego systemu, komunistycznej dyktatury, rozdarło naród na tych którzy zgodzili się systemem kierować, z najróżnorodniejszych pobudek od ideowych do łajdackich,  i na tych, którzy mieli mu być poddanymi, na „My” i „Oni”. To nie jest tak, że w tym rozdarciu 100 % racji mieliśmy „My”, a zero „Oni”. Racje były podzielone. Ten czas naród musiał przetrwać, a optymalnie przetrwać mógł w kooperacji z rządzącymi. Spośród „Nas” ogromna większość pogodziła się z tym stanem, co nie znaczy, że go polubiła. Maleńka część się nie godziła, i czasami ta większość dołączała buntując się. To też miało znaczenie, pod warunkiem, że nie szło za daleko, jak w Budapeszcie w roku 1956. Od lat 60-tych należałem do tej małej części. Nie kierowały mną uczucia „patriotyczne”, czy „niepodległościowe”, lecz estetyczne. Nie mogłem zgodzić się na status, jaki przeznaczał dla mnie, jako jednemu z „nas”, tamten system. Decydowała estetyka, poczucie smaku, nie było żadnej nadziei, że tamten system upadnie. Nie wojowałem o niepodległość, lecz o to, żeby być wolnym w systemie niewolnym. Kiedy więc w roku 1980 wybuchła „Solidarność”, z tego właśnie estetycznego powodu moje miejsce mogło być tylko przy niej, choć od początku wiedziałem, że przegramy i pozostawała kwestia, by przegrana była najlżejsza i by coś po niej pozytywnego zostało na przyszłość. I otóż uważałem, że optymalny wynik przegranej będzie, jeśli władza w związku pozostanie w ręku Wałęsy a w żadnym razie nie w ręku Gwiazdy, Rozpłochowskiego, Rulewskiego i im podobnych. To, że na Wałęsę, a nie na jego oponentów mógł wtedy stawiać rząd i jeden z jego organów, SB, na co wskazują zadania dla owego „Delegata”,  dowodzi paradoksalnie, że generał Jaruzelski ma rację kiedy mówi, że do ostatniej chwili szukał jakiegoś porozumienia, zamiast stanu wojennego. Bo z Gwiazdą mógł być tylko łomot, szybciej i krwawo. Wtedy był problem uchronienia państwa, tego kalekiego, ale państwa, i oczywiście społeczeństwa przed skutkiem pięknej, wolnościowej i zarazem beznadziejnej wtedy rewolucji. To był też obowiązek odpowiedzialnych sił w „Solidarności”. Z fantastami wierzącymi, że Rosja Brezniewa dopuściłaby do upadku komunizmu w Polsce nie ma nawet co dyskutować. I wobec tego nie ma dla mnie żadnego znaczenia, że w tym samym kierunku miał działać ten, czy ów KO lub TW. Dlatego Wałęsa ma rację mówiąc „ostrożnie z ocenianiem”, szczególnie jeżeli robią to gorliwie, ci co nie mają, jak on mówi „bilansu”. Zadał mi tutaj jeden z dyskutantów pytanie; to „Delegat” był zdrajcą, czy patriotą. Odpowiadam – nie wiem, może i tym i tym, a może ani tym, ani tym? Gdyby upadła dyktatura sanacyjna bez wojny i gdyby ją oceniano, także jej szpiclów, to z ocenami nie było by problemu, bośmy ją sobie sami zafundowali. Ale z Polską Ludową sprawa jest o wiele trudniejsza. To co w innej sytuacji byłoby jednoznaczne w tej nie jest. Myślę, że  dopiero pokolenie naszych wnuków potrafi PRL właściwie zrozumieć i ocenić, bo pokolenie naszych dzieci raczej ją po swojemu solidnie zafałszuje. 
 
 
 

124 komentarze to “Kilka myśli o PRL.”

  1. kombatant napisał(a):

    Panie Waldemarze!
    Bardzo podobał mi się artykół w dzisiejszej gazecie wyborczej.
    Jest sprawiedliwy i wyważony.Pzeglądałem dzisiejsze wpisy i mu
    szę powiedzieć że do tej całej dyskusji,którą obserwuje pasują
    słowa mojej babci „jak się chce psa uderzyć to się kij znajdzie”.
    Polacy zawsze mieli tendencje do podlizywania się władzy.Szcze
    gólnie ludzie,którzy nie mają nic dobrego i bez charakteru do po
    wiedzenia.Pozdrawiam.J.P.

  2. RaVq napisał(a):

    Pan KRANADHA
    W takim razie myli te pojęcia parę tysięcy regularnie piszących ludzi w najpoczytniejszych tytułach czasopism, książek i innych wydawnictw, pisząc o masowej emigracji w ostatnich czasach. Powinni pisać o nielegalnym pobycie? Obywatel Unii to obywatel Unii – nie musi zostać Hiszpanem, żeby kupić sobie willę w Hiszpanii i tam zamieszkać. Zresztą, Andrzej już też Panu o tym powiedział. Proszę zajrzeć do słowników – ja chyba już nie muszę, z polskim akurat mam trochę do czynienia.
    Zapraszamy do kraju – wiele się zmieniło od czasów romantycznych emigracji

  3. RaVq napisał(a):

    Bernardzie!
    Miłego uropu, gdziekolwiek go spędzisz. Na nową porcję politycznej polemiki czekamy po powrocie.

  4. W.Kuczyński napisał(a):

    Dziękuję Szanowny Kombatancie za miły wpis i zapraszam do uczestnictwa w dyskusjach na tym forum. ja oceniam moich adwersarzy życzliwie, poza „bluzgierami”, którzy jakoś trzymają się z daleka od tego miejsca. Czasami tylko jakiś zabłądzi, bluzgnie i zmywa się. A zainteresowanym polecam mój artykuł w dzisiejszej „Wyborczej” „PRL to była Polska”. Przy okazji też zyczę Panu Bernardowi udanych wakacji.

  5. Bari napisał(a):

    Kaśka – nie żal mi tych którzy swoje „poniżenie i oszukanie” zawdzięczają własnej głupocie. Po to pan Bóg dał człowiekowi rozum żeby go używał.

  6. Katarzyna Makowska napisał(a):

    Bari, to bardzo latwo zarzucic komus „glupote”. Z b y t latwo, jak na moje wymagania intelektualne.

    Pan Bog dal ludziom takze zdolnosc refleksji, moze sprobuj z niej skorzystac.

    Kaska

  7. KRANADHA napisał(a):

    Nic nie myle Panie RaVg
    Ja mowilem o legalnej emigracji na pobyt staly ktora sie zalatwia przez odpowiednie urzedy emigracyjne i o czasie ich zalatwiania.
    A to Wy Panowie przekreciliscie temat na wyjazdy ludzi za granice legalne jak i nielegalne pobyty i czekanie 10 lat lub wiecej na zalegalizowanie pobytu.
    Temat byl legalnej emigracji do Stanow lub Kanady. Legalnosc podrozowania w UE mnie nie interesuje. Ja moge legalnie podrozowac bez wizy po calym swiecie.
    Tak dopiero teraz jest taka mozliwosc w UE. A i tak jako czlonek Unii nie moze Pan wyjechac do Kanady i Stanow bez wizy.
    Czyli jestescie drugim sortem w Unii.
    Ta emigracja o ktorej ja mowie rozni sie tym ze od razu otrzymuje sie pozwolenie na prace darmowe leczenie u prywatnych lekarzy i wszelkie pobyty w szpitalu i operacje ( Kanada ).
    Dziekuje za zaproszenie do kraju chociaz ja takiego nie potrzebuje.
    W Polsce bylem w ubieglym roku gdzie corce wyprawialem wesele, a przez osiemnascie lat bylem szesc razy czyli srednio co trzy lata. Dlatego tak sprawy Polski mnie interesuja bo nie jest powiedziane ze nigdy nie wroce.
    Kolejny przyjazd planuje na Wszystkich Swietych w tym lub przyszlym roku.
    Moze sie spotkam z Kuczynskim.

    Do Pana Andrzeja
    Raczej musimy zakonczyc ten temat legalnosci posiadania udzialow, dysponowania majatkami organizacji polonijnych czy panoszenia sie niektorych dzialaczy polonijnych bez pozwolenia czlonkow organizacji lub udzialowcow.
    Powiem tylko tyle ze zaczynaja sie procesy w sadach wlasnie o takie rozne sprawy i nie bede wyciagal szczegulow.
    Powiem tylko tyle ze w tej chwili w Toronto rozpoczal sie proces o Polonijny bank ktory otworzyla Polska Credit Union z Toronto w Warszawie. Bank zostal sprzedany nie wiadomo za ile milionow dolarow ( mowi sie o pieciu do pietnastu ) a udzialowcy nie moga sie dowiedziec gdzie poszly te miliony.
    Uwazam temat za wyczerpany bo dzisiaj odbieram wlasnie rodzine z Polski z lotniska i mysle ze bede bardzo zajety pokazywaniem im zdobyczy ” komunistycznej Kanady” jak mowia Amerykanie.
    Pozdrowienia dla wszystkich urlopowiczow.

  8. johndoe napisał(a):

    Andrzej Says:
    sierpień 11th, 2006 at 8:54 am

    >Taka alternatywę juz brałem pod uwagę, ale po “genialnych” posunięcich PiSowskiego ministra edukacji uznałem, że to nic nie pomoże.

    smutne to. ja zdolnosci swojego pjmowania nigdy bym nie uzaleznil od jakiegokolwiek ministra. ale Pan widze z jakichs nowoczesniejszych. moze tych od wora?

    >Ponadto ….

    a jak Pan napisal wczesniej:
    'A może Johndoe mi to wyjaśni.’

    ja tam taki nowoczesny jak Pan nie jestem. i prosty chlop ze wsi ze mnie. totez inaczej sobie wyobrazam zaproszenie do dyskusji, a inaczj prosbe o tlumaczenie z polskiego na Panskie. rozmowa z panem rzeczywiscie wydaje sie byc strasznie trudna, ale za kilka lat kto wie…

  9. Bekas napisał(a):

    Do Pana Waldemara Kuczyńskiego
    Trzymam w ręku GW wydaną dziś. Na stronie 19. opublikował Pan artykuł pod ładnym tytułem „PRL to też Polska”. Pozwalam sobie tu się do jego treści odnieść, gdyż nawiązuje ona do treści dwóch ostatnich Pańskich blogowych wpisów.
    Zacznę od tytułu. Mam 35 lat i informuję Pana: PRL to nie jest Polska. To okupant, podły okupant, który mój kraj gnębił i niszczył całe dziesięciolecia. A to chyba nie jest powód, by go za to Polską nazywać???
    Pisze Pan też, że „była niechciana, ale jednak nasza” (znaczy peerel). Z pewnością Pan wie, co pisze. PRL był Pana, był wasz. Ale nigdy nie był mój. Więc bardzo proszę za mnie nie się nie wypowiadać. Moja była i jest Polska. Nie PRL.
    Może i nie powinienem tu w ogóle głosu zabierać, bo przecież Polska przed peerelem była, jest i będzie, jednak wyznam szczerze, że po przeczytaniu ostatniego akapitu Pańskiego artykułu nie wytrzymałem.
    „Trzeba obnażyć wszystkie jej podłe strony, ale nie powinniśmy jej fałszować. Tym, którzy mają na to ochotę i już to robią, radzę dla odtrucia kupić tanie kompakty z polską piosenką lat 50., 60., 70., 80. Będą ich dziesiątki, może setki. Śpiewano je przecież legalnie, na estradach, w radiu, telewizji. Czy to sa piosenki kraju okupowanego i terroryzowanego przez SB?” – pisze Pan i zgrabnie pyta. A mnie zaczynają zęby zgrzytać. Gdyby nie był Pan i publicystą, i ekonomistą, i ministrem, i doradcą, mógłbym uznać, że jest Pan po prostu naiwny, a tak sprawa jest jasna. Pan zwyczajnie rżnie głupa! Więcj! Pan jest bezczelny! Piosenki z lat 50., 60., 70. i 80. przywoływać jako przykład dobrobytu i powszechnej radości w Polsce, można tylko wtedy, gdy chce się jej historię zafałszować. W czasie, gdy radiem, telewizją, estradami rządziła komusnistyczna władzuchna, kiedy szalała cenzura, kiedy władzuchna decydował kto zaśpiewa, co zaśpiewa, i kiedy zaśpiewa, rzeczywiście można było wyjść na estradę i wykrzyczeć, co tam na sercu leży. Na pewno można było. Tyle, że była tro estrada w lesie głębokim, bo gdyby kto wykrzyczał coś nie po linii partii w radio czy innej telewizji, zaraz jego kariera się kończyła, a on jako element wrogi w pace lądował. O czym Pan doskonale wie.
    Idąc Pańskim tokiem rozumowania można dowieść, że ZSRR, to była kraina mlekiem i miodem płynąca. Ludziom żyło się w niej bogato, dostatnio, a z każdej jej szczeliny postęp i szczęśliwość wyciskały się! Bo jakież to cudne piosenki na temat ZSRR na winylowaych płytach z tamtych lat znaleźć można! Sama słodycz. Nic tylko wysłuchać, spakować walizy i gnać czym prędzej ku Edenowi! Ech….
    Niechże Pan łaskawie mi odpowie, ile zła w sercu mieć trzeba, by takie kłamstwa pisać???

  10. jasnaanielka napisał(a):

    Bekasie miły!
    Bardzo bym chciała mieć 35 lat i tak wyrażny pogląd na dobro i zło, ale to se ne wrati!
    Za kolejne 30 lat i Ty nie będziesz tak stanowczy w ocenie przeszłości, ale na to trzeba będzie sporo poczekać. Życzę Ci wielu sukcesów i życia w dającej się bez reszty zaakceptować rzeczywistości.
    Ale narazie jesteś młody i pewnie piękny i niech to będzie dla Ciebie nieustającym żródłem radości. A o tamtych czasach naprawdę lepiej wie taki dojrzały piernik, jak Gospodarz blogu.
    Albo ja – spierniczała emerytka.
    Spróbuj uwierzyć na słowo!

  11. Andrzej napisał(a):

    KRANADHA
    Jest Pan teraz bardzo zajęty, ja też chwilowo nie mam czasu. Życzę więc Panu miłych chwil, które Pan zamierza spędzić w Polsce. A w nawiązaniu do Pana nadziei dotyczących spotkań to szczególnie życzę Panu spotkania braci Kaczyńskich. Mam gorącą nadzieję, że do tego dojdzie.

  12. Bekas napisał(a):

    JasnaAnielko!
    Wybacz spoufalanie się moje, ale nim rozum zadziała (a jest?), palce już piszą.
    Do jasnej Anielki! To nie kwestia poglądów. Śpiewać w PRLu mogli tylko ci, którzy nie wyskakiwali ponad linię partii. I tyle. Zresztą wyskakiwanie ponad nią równało się z opluwaniem „sponsora” (piszę to w cudzysłowie, bo płacili nie ze swojej kieszeni), bo kasę trzymała władzuchna. Kto chciał na wymienianych przez p. Kuczyńskiego estradach skakać i do mikrofonu śpiewać, musiał się z władzą zgadzać. Więc nawet jeśli jakieś rogi miał, to je z płaczem w piwnicy pilnikiem ścierał i wieczorem na opolskiej, tudzież innej sopockiej estradzie, już z uśmiechem na twarzy, pieśni ku czci i chwale peerelu wyśpiewywał. To jest prawda, a nie mój pogląd.
    Co do jasnego poglądu na dobro i zło. To jest wada wg Pani??? Pani jasnego poglądu na pewne sprawy nie ma??? Przepraszam, że do kieszeni nieswojej zaglądam, nie wiem też, czy emerytura Pani ze starego portfela, ale jeśli taka własnie jet, to chyba ma Pani na jej temat pogląd jasny: Jest do…niczego, prawda?

  13. KRANADHA napisał(a):

    Panie Andrzeju Pan chyba zle przeczytal. Chcialbym sie spotkac z KUCZYNSKIM, gospodarzem tego blogu.

  14. Woody napisał(a):

    Pan Bekas ma racje i W. Kuczynski tez ma racje. To byla Polska pod okupacja sowiecka, wiec nie byla to Polska jaka mielismy miedzy wojnami i teraz. To bylo cos w rozdzaju panstwa jak „Priwislanskij Kraj”. Oni walczyli 120 lat a my okolo 50ciu. Metody walki o wolnosc jakie zastosowalismy byly bardzo efektywne, zginelo „tylko” ponad 100 osob, transformacja systemow calkiem udana, ludzie w Polsce sa zadowoleni z zycia wiecej niz w PRLu wiec nie ma o co sie spierac, jest lepiej niz bylo.

    Jakie to ma znaczenie, jaki byl PRL? To byl gorszy system dla Polakow.

  15. RaVq napisał(a):

    Panie Bekas
    Czy Markowski z „Perfectu”, który teraz opowiada o swoich dokonaniach opozycjonisty, nie uzyskał popularności na oficjalnych estradach PRL. Oto inni: „Budka Suflera”, Czesław Niemen, Nalepa i „Blackaut”, „Lady Punk”, opór zespołów punkrocka, nie pochwalanych przez władze, ale też nie rozstrzeliwanych w lasach. Pomijając już zespoły stricte popowe, ale przecież nie propagandowe: Czerwone Gitary, Hanna Banaszak, listę można sobie wydłużać.
    Nie jestem wielbicielem PRL-u, a pochodzę z rodziny opozycjonistów. Ale ówczesna kultura, wstyd przyznać, stała na wysokim poziomie. Polska szkoła filmowa i szkoła plakatu. Różewicz, Lem, odkrycie Gombrowicza i Szulca, teatr w każdym większym mieście, w środku Kantor i Grotowski. Literaturoznawstwo: Błoński, Sinko (paru), Janion, Handke, Sandauer i wielu innych. Kultowe edycje obcych dzieł: Biblioteka Klasyki Polskiej i Obcej, pisarzy skandynawskich, „Ulissesa” – w przystępnych cenach, w każdej księgarni, nawet w Rozstępniewie. Wreszcie polska sf – osobny rozdział. Ci ludzie nie kochali systemu i często dawali temu wyraz – a jednak publikowali, przedstawiali, malowali… PRL był państwem zniewolonym, ale to też jest o nim prawda. Ludzie chodzili na randki, kochali się, bywali w kinach i w teatrach.
    Panie Bekas, mam tylko 30 lat, o pięć mniej niż Pan, a jednak trochę z tego pamiętam. Pan nic? Czy Pana po prostu nie interesuje sztuka, czy ją Pan ignoruje świadomie?

  16. RaVq napisał(a):

    P.S.
    Zapomniałem o komediach Barei – jeżeli poprzednio wymienieni twórcy to krąg zdrajców. Tu chyba trudno zaprzeczyć, że PRL potrafił też finansować całkiem jawne na siebie satyry.

  17. Bekas napisał(a):

    Panie RaVq (trudno straszliwie się to Pańskie imię wymawia, czy Pan zagraniczniak czasem nie jesteś?).

    Proszę wybaczyć moją ignorancję, ale jakie to były opozycyjne dokonania p. Markowskiego??? Co do argumentu, że za peerelu istniały zespoły muzyczne, kultura, filmy, a nawet sztuka. Otóż ilekroć go słyszę, przypomina mi się dowcip o ojcu narodów, towarzyszu Stalinie. Kronika filmowa. Do Stalina podchodzi chłopczyk i prosi o cukierka. Stalin krótko warczy do chłopczyka: „Spie…..!!!”. Tu obraz niknie i pojawia się napis: „A mógł zabić!”. Otóż to! Jaką zasługą peerelu jest, że ludzie dawali sobie radę??? To dzięki ich pomysłowości, pracowitości, zdolnościom te wymieniane przez Pana rzeczy powstawały. Nie dzięki peerelowi, a mimo peerelu. I mimo peerelu ludzie się kochali, randkowali i robili miliony innych rzeczy. Proszę się zastanowić, ile ludzkiej energii, czasu i pieniędzy zostało zmarnowanych, by bohatersko przebijać się przez gąszcz tamtych czasów. Rodzice Pańscy papieru toaletowego nie załatwiali? Telwizora, radia, lodówki, trampków, sznurówek, bananów i innych pomidorów??? A przecież w normalnym świecie o takie rzeczy nikt się nie kłopota, nikt ich nie załatwia. Idzie do sklepu i kupuje.
    Pytania o moje zainteresowanie sztuką nie rozumiem. Ja napisałem tylko, że w tamtych czasach (zresztą teraz też), można było oficjalnie mówić i śpiewać to, co się władzy podobało. Oczywiście różni ludzie na różne sposoby próbowali krytykę systemu przemycić i im się to udawało. (jak choćby wspomnianemu p. Barei) Ale robili to przecież wbrew władzy. I nie była to krytyka otwarta i bezceremonialna. Gdyby p. Bareja w swoim filmie, który nieopatrznie cenzura dopuściła na ekrany, powiedział, że peerel to syf, który należy natychmiast zlikwidować, to więcej już by Pan o jego filmach nie usłyszał. Tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Krytyka była więc i owszem, ale ukryta, „nieśmiała”, „kombinowana”. Za występy, kręcenie filmów płaciła wszak PZPR. To i wymagała. I tyle.
    Aha. Nie umniejszając walorów muzyki (sam Budkę Suflera lubię, Niemena niektóre piosenki takoż, a i wielu innych również), proszę mi podać na czym miała polegać opozycyjność zespółów, które Pan wymienił. I proszę pamiętać, że i w peerelu, i dziś artyści byli i są opłacani z naszej kieszeni przez aktualnie rządzących. A kasa ma tę moc, że rzadko który artysta się jej oprze. Ty nam śpiewasz, co chcemy, a my dajemy ci kontrakty, robimy z ciebie gwiazdę. Pamięta Pan referendum akcesyjne do UE? Kto tam grał jedne z pierwszych skrzypiec propagandy prounijnej? Właśnie aktorzy, piosenkarze, kabareciarze.
    Teraz z innej beczki. Jesteśmy goścmi p. Kuczyńskiego. Sam chwali się, że był doradcą premierów Mazowieckiego, Buzka, Cimoszewica. Doradcą ekonomicznym. Więc teraz proszę sobie wejść na oficjalną stronę Ministerstwa Finansów i poczytać, jak przyrastało zadłużenie naszego Państwa, czyli nas, w okresie „premierowania” wymienionych panów. Tu ma Pan linki: http://www.mf.gov.pl/index.php?wysw=2&sgl=2&dzial=441 oraz http://www.mf.gov.pl/inde.....;dzial=442. Zadłużenie rośnie sobie, jak widać, nieprzerwanie i radośnie. A z tego wynika, że wymienieni przez p. Kuczyńskiego „premierzy” zwyczajnie nas okradali i okradają. W normalnym państwie stanęliby oni wszyscy przed sądem. Proszę też spytać p. Kuczyńskiego na czym polegało to jego ekonomiczne doradzanie?

  18. Bekas napisał(a):

    Do Pana Kuczyńskiego
    Ja w sprawie obrony p. Balcerowicza przez Pana. Zawsze można napisać, że Balcerowicz jest uczciwy, wielki itd., itp., zupełnie nie biorąc pod uwagę faktu, że skłamał. Co prawda to się każdemy zdarzyć może, ale sęk w tym, że p. Balcerowicz wcale do kłamstwa się przyznać nie chce. A to już nieładnie. W każdym razie pisać w obronie można. Można nawet napisać, że artykuł na temat kłamstwa i niejasnych powiązań rodzinno-biznesowych jest szkalujący, nieprawdziwy, oszołomski. FAKTÓW jednak to nie zmieni.
    Tu link do strony fundacji, z której jasno wynika, że p. Balcerowicz w radzie Fundacji zasiada.
    http://www.case.com.pl/strona–ID-o_case_ludzie,nlang-710.html

    A tu link do artykułu z NCzasu! z przedrukowanym zeznaniem p. Balcerowicza w tej sprawie.
    http://www.nczas.com/?a=show_article&id=3066

    Trzeba być bardzo przychylnym p. Balcerowiczowi, by po lekturze jeszcze twierdzić, że nie kłamał.

    Przy okazji. Podaję linki do kolejnych artykułów w tej sprawie. Podaję, bo sytuacji, w której p. Balcerowicz jest i członkiem rady Fundacji, i prezesem NBPu, i przewodniczącym KNB, a jego żona jest Prezesem Fundacji CASE, która jest dotowana przez NBP i inne baki podlegające przecież KNB, nie uważam za normalną.
    http://www.nczas.com/?a=show_article&id=3054
    http://www.nczas.com/?a=s.....38;id=3029

  19. RaVq napisał(a):

    Nie jestem „zagraniczniakiem”, pseudonim przyprawiono mi kiedyś w wyniku przypadku i tak został. Może „Rafał” będzie bardziej „miejscowo”.
    Piszę też doktorat z dziedziny literatury polskiej i dlatego mam na tę sprawę własne zdanie. Nie pisaliśmy o papierze do d…, pisaliśmy o sztuce. Niestety, porównując do dzisiejszych osiągnięć, można nazwać PRL „złotym okresem kultury”. Decydowały o tym realne dokonania twórców, jednak finansowane z budżetu. Tak, z podatków – ale dziś władza też korzysta z moich podatków w sposób, jaki mi się nie podoba.
    Czy uważa Pan, że PRL zatrudniało takich cenzorów, którzy nie dostrzegli politycznego ataku w komediach Barei, w filmach Wajdy i Zanussiego, w występach kabareciarzy? Zacytujmy Kisiela: „To prawda, w PRL władza trzymała artystom pistolet przy skroni. Ale to był pistolet czekoladowy. I nie straszyli, że wystrzelą, ale że nie dadzą polizać.”
    I to wydaje się prawdą – to były klatki, ale ze złota. Tym ludziom pozwolono na wiele, mimo niejednego „numeru” nie mieliśmy w Polsce gułagu, zyskali popularność, od której do dziś odcinają kupony.
    Nie wiem, kiedy zaczęliśmy dyskutować o „polityczności” Budki Suflera. Podałem przykłady niezłych zespołów, które zyskały poklask w tym okresie, obecnie zaś opowiadają, jakoby spędziły go w Berezie. Typowy przykład to właśnie Markowski – „raper” z gdańskiej stoczni. Choć krytyka polityczna również zdarzała się w Jarocinie i nie tylko. Władza śledziła to uważnie, ale jednak Jarocin zamknięto dopiero za III RP.
    Chciałbym, żeby Pan zrozumiał – nie chodzi mi o obronę założeń ideologicznych czy ekonomicznych PRL-u, ale o prosty fakt: to nie była kontynuacja Generalnego Gubernatorstwa. Przynajmiej w dziedzinie rozwoju kulturalnego – a to stawia „reżimowość” tego państwa w innym świetle. Proszę porównać, jak to wyglądało w rzeczywiście bezwzględnych totalitaryzmach.
    I na koniec – nie używaliśmy papieru, tylko głównie gazet.
    Pozdrawiam

  20. Bekas napisał(a):

    Panie Rafale (język odetchnął!),
    Za cały komentarz wystarczy cytat z Kisiela. Ja pisałem o tym, że tak właśnie było. Mogę tylko spytać, czy lokatorów złotych klatek ktoś siłą w nich trzymał???
    Co do kultury i sztuki. Trzeba odciąć wszystkich „ludzi kultury i sztuki” od cycków państwa. Niech sami finansują swoje dzieła. Wyjdzie to z pożytkiem dla wszystkich. Dopóki jest inaczej, będą powstawać „dzieła” p. Nieznalskiej, czy „muzyka” p. Pendereckiego. Że o twórczości propagandowej nie wspomnę.

  21. jacek napisał(a):

    Miałby Pan rację, gdyby nie pytanie, które postawiłem sobie kiedyś, słysząc Gomułkę wyliczającego niekwestionowane osiągnięcia PRL w dziedzinie gospodarczej i kulturalnej: „A jakie byłyby osiągnięcia LUDZI w Polsce, gdybyście w swobodnym rozwoju kraju od 1945 r. nie PRZESZKADZALI?!”. Te wyliczane przez niego osiągnięcia były przecież owocem wysiłków nie partii i kolejnych rządów, tylko tzw. „ludzi pracy” – tworzone zresztą w większości MIMO, WBREW czy z powodu zwykłej uczciwości w pracy.
    Przykro mi osobiście, że wykonując polecenia przełożonych (pracowałem kilka lat w przemyśle stoczniowym) zmarnowałem, „w majestacie prawa”, ogromne sumy pieniędzy na bezsensowne już na pierwszy rzut oka przedsięwzięcia (znane jest Panu zapewne pojęcie „pozoracji”, jaka patronowała pracy ministerstw, zjednoczeń i zakładów pracy, zwłaszcza w dziedzinie rozwoju, podnoszenia wydajności, „proeksportowości”, współpracy z „demoludami”, itp.).
    Z sensem pracowałem dopiero jako nauczyciel akademicki, ale i tak w 1986 zwolniłem się i odszedłem na emigrację wewnętrzną – „chałturzyłem”, nigdzie nie pracując etatowo (jako plastyk mogłem to zrobić) – sądząc, że „komuna” będzie się jeszcze walić długie lata. Skąd mogłem wiedzieć, że za trzy lata…
    Inna sprawa, że w wielu aspektach obecne rządy panów K. przypominają tamte czasy. Dlatego jestem zdeklarowanym liberałem, wyznając zasadę, że im mniej państwa w życiu społecznym i gospodarczym, tym lepiej!
    jK

  22. W.Kuczyński napisał(a):

    Panie Jacku,
    To o czym Pan napisał nie kłóci sie z tym co ja napisałem. PRL, jej system i patologie tego systemu, jego marnotrawstwo itd to była rzeczywistość dana z zewnątrz, czynnik constans. W tym wszystkim naród, także jego część, która PRL-em kierowała, musiał tkwić, trwać i robić na co rzeczywistośc pozwalała. Trudno powiedziec ile zrobiono dobrego wbrew, obok, a ile „dzieki”. Nie prawdą jest ani to, że wszystko dobre zawdzięczamy partiii i tak samo nieprawda jest, że wszystko co dobre powstało wbrew niej.

  23. Otin Gocin napisał(a):

    Żyliśmy więc w układzie najlepszym z możliwych. Nie było ludzkiej siły, by w roku 1945 Polska odrodziła się w przedwojennych granicach na wschodzie i z tymi siłami politycznymi, które dominowaly w II RP. Nikt nas nie zdradził. Zachód nie mógł zapobiec temu co się stało. Gdyby mógł, to by zapobiegł
    =============================
    Ten fragment jest czystą formą fantazji politycznej autora. Dowód: fantazja nie została poparta wskazaniem na choćby jeden materiał źródłowy.
    Otóż okazuje się, że było WRĘCZ PRZECIWNIE.
    To Zachód na siłę wepchał Polskę w „ramiona ZSRR”. To premier Churchill i prezydent USA Roosevelt, w w czasie wielokrotnych spotkań w Teheranie – a premier Churchill w szczególności patronował tej ideii – oddali Stalinowi Ziemie Zabużańskie, ale w zamian dla Polski zaproponowali granicę zachodnią opartą na Odrze i Nysie Łużyckiej.
    Po co to uczynili?
    Po to, aby Stalin w czasie II wojny światowej nie zakończył walki z Hitlerem na granicy z Polską. Ta granica i bez woli Churchilla miała opierać się na rzece BUG. Ale jeśli łaskawcy sami Stalinowi to zaproponowali, i to zanim on swój prawdziwy zamiar ujawnił, to wyszło na to, że OFICJALNIE Stalin wyraził zgodę na granice Polski, jakie zaproponował ZACHÓD. Tym bardziej, że oprócz Ziem Zabużańskich włączonych w ten sposób do ZSRR, Churchil i Roosevelt SAMI zaproponowali, aby Polska po wojnie znajdowała się w strefie wpływów ZSRR. Co biedaczek Stalin miał robić – ofertę przyjął!
    Nie będę się rozpisywał w szczegółach tej manipulacji. Dodam tylko, że Zachodowi chodziło o to, aby Stalin walczył z Hitlerem aż do skutku, czyli do pokonania Hitlera w jego kraju. I Stalin słowa dotrzymał, wojska ZSRR dotarły do Berlina i 9 maja 1945 roku Niemcy skapitulowały.
    A jaką korzyść z tego mieli Churchill i Roosevelt? Taką oto, że w dobiciu Hitlera zginęła ogromna masa ludzi. Radzieckich!
    Anglicy i Amerykanie też ginęli. Ale bez Rosjan nie mogli pokonać Hitlera bez kolosalnych strat własnych w ludziach. I właśnie dla oszczędzenia swoich ludzi, kosztem Polski, skazali na śmierć miliony Rosyjskich żołnierzy.
    Kto ma ochotę niech przeczyta książkę pod tytułem ALIANCI. Autor Jonathan FENBY. Wydawnictwo ZNAK. Kraków 2007. Tam znajdzie szczegółowy opis jak ALIANCI handlowali ze Stalinem Polską i dlaczego.
    A więc twierdzenia autora, że „Zachód nie mógł zapobiec temu co się stało. Gdyby mógł, to by zapobiegł”, jest z gruntu FAŁSZYWE.
    Po zatym wrażenia młodych Polaków po 1945 r, że są w swojej Polsce, a nie jakiejś Rosyjskiej Polsce, są w PEŁNI PRADZIWE.
    Nawet niedawno w dyskusji telewizyjnej w Super Stacji, gdy jeden z „obrońców PRL” wypowiedział się, że Lewica polska odbudowała Polskę z gruzów i ruin, a prawica po 1989 roku nawet dobrze rozkraść nie potrafiła tego co w PRL zbudowano, to jeden z telewidzów napisał SMS o treści:
    To żadna lewica, to POLACY odbudowali Polskę z ruin. I miał rację. Każdy budował swój kraj o nazwie Polska.

  24. Otin GOCIN napisał(a):

    Dzień doby Panu. Dość późno, ale mimo to, Dziękuję za skomentowanie mojego tekstu.

    Pisze Pan, że fantazjowałem twierdząc, że „Zachód w 1945 r nie chciał Polsce udzielić pomocy w odzyskaniu przedwojennych granic” – ponieważ nie powołałem się na żadne źródła.

    Na dowód mojej „fantazji” przywołuje Pan taki oto własny pogląd:

    „Otóż okazuje się, że było WRĘCZ PRZECIWNIE.
    To Zachód na siłę wepchał Polskę w „ramiona ZSRR”. To premier Churchill i prezydent USA Roosevelt, w w czasie wielokrotnych spotkań w Teheranie – a premier Churchill w szczególności patronował tej idei – oddali Stalinowi Ziemie Zabużańskie, ale w zamian dla Polski zaproponowali granicę zachodnią opartą na Odrze i Nysie Łużyckiej”.

    Szanowny Panie. Przecież Pan napisał to samo co i ja napisałem, tylko innymi słowy!. Pan także potwierdza, że Zachód pod koniec II wojny światowej nie pomógł Polsce, bo nie mógł pomóc w żaden sposób. Nie mógł pomóc, zabiegał u Stalina o swój interes kosztem Polski.

    Pisze Pan, że: „Zachód nie mógł zapobiec temu co się stało. Gdyby mógł, to by zapobiegł”,
    aby Polska po wojnie znajdowała się w strefie wpływów ZSRR. Co biedaczek Stalin miał robić – ofertę przyjął!”

    Czyż to nie jest potwierdzeniem mojego poglądu, że „Nie było ludzkiej siły, by w roku 1945 Polska odrodziła się w przedwojennych granicach na wschodzie i z tymi siłami politycznymi, które dominowały w II RP. Nikt nas nie zdradził. Zachód nie mógł zapobiec temu co się stało. Gdyby mógł, to by zapobiegł”.

    Pana zdaniem fantazjuję, bowiem: ” fantazja nie została poparta wskazaniem na choćby jeden materiał”

    Przepraszam, a Pan na jaki materiał źródłowy się powołał?

    Spełniając Pana oczekiwanie, przywołuję dwa z wielu:

    1 -Encyklopedia II wojny światowej” – Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej – Warszawa 1975 r – s.192, hasło:” Jałtańska konferencja” i str. 600 hasło: „Teherańska konferencja”.

    2- Jonathan FENBY „Alianci – Stalin, Roosevelt, Churchill. Tajne rozgrywki zwycięzców II wojny światowej” – intrygująca jest treść całej książki, a w szczególności Rozdziału XVIII (str. 471 – 488). – Wydawnictwo ZNAK – Kraków 2007 r.

    Swoją drogą dziękuje Panu za zainteresowanie się moim głosem w tej sprawie, a brak powołania się na materiały źródłowe był konsekwencją tego, że w moim wywodzie, większe znaczenie nadałem mojemu osobistemu pojmowaniu otaczającej mnie rzeczywistości, tego co widzę i słyszę osobiście i jak to wszystko wówczas – po 1945 roku – rozumiałem. Polityczne wstawki o roli i wpływie Zachodu na los Polski powojennej, są wiedzą później nabytą, czyli książkową. Ponadto w swoim blogu na zrobił Pan zastrzeżenia, że każdy pogląd, musi być poparty materiałem źródłowym. Wiedza potoczna nie wymaga wskazywania źródła, a taką się posłużyłem.

    Nikt po 1945 mając 5-6 lat nie miał pojęcia, że jego późniejsza praca w PRL, będzie po 2000 roku traktowana jako „służbą dla rosyjskiego ciemiężcy Polski”, bo na to nie pozwala ten okres rozwoju osobowości dziecka. No i zależało to od środowiska, w którym żyło takie dziecko.

    A swoją drogą, Polską zawsze jakiś „obcy kraj” interesował się i nadal się interesuje, a życie dzieci i młodzieży mimo to, toczy się zwyczajnym „apolitycznym” trybem, nie widzą one w obcym kraju wroga Polski. Chociaż dzisiejsze dzieci, mają szerszą wiedzę i łatwiej dostępną niż miały to dzieci – ich rówieśnicy żyjący po 1945 r.

Skomentuj