Jestem z Układu


Ani Szkolny Koncentrak, ani Uczniowska Sicz.

Dziewczyna upokorzona przez zdemoralizowanych gówniarzy popełnia samobójstwo. Tragizm tej decyzji sprawia, że właściwie zostawia się ją bez oceny. Dlaczego uznała, że cena upokorzenia jest większa niż cena rezygnacji z życia, które się dopiero zaczynało? Dlaczego zachowała się tak, jakby znikąd, także z domu, nie mogła liczyć na zrozumienie i pomoc. Zresztą o jakie zrozumienie tu mogło chodzić, przecież Ona niczemu nie zawiniła! To prześladowanie trwało długo. Dlaczego nie wspomniała o tym rodzicom? A może wspomniała. W czynie tej dziewczyny są pytania nie tylko do szkoły i do rodzin tych chłopców. Także do jej rodziny. Dlaczego córka nie zwróciła się o wsparcie, a może się zwróciła i go nie dostała? Ja niczego Broń Boże nie sugeruję, ale pytania się nasuwają. To była pierwsza reakcja mojej Żony kiedy usłyszeliśmy o tym samobójstwie, a to bardzo doświadczona Mama.

Samobójstwo, wstrząsające i od razu wybuch medialnej, a w ślad za nią jeszcze gorszej politycznej histerii. Media zyskały news. Politycy zaś do wykorzystania w celach reklamowych po jednej stronie zwłoki młodej dziewczyny, a po drugiej „zbrodniarzy” do przykładnego, oczywiście surowego ukarania. Nie mogę nazwać inaczej niż „PR-em” nad grobem tego co robi Giertych i do czego przykłada też – może nieświadomie – rękę Premier. Niewątpliwie to co się wydarzyło w gdańskiej szkole jest dramatycznym alarmem. Ale właśnie dlatego, że był on tak dramatyczny i szokujący, przynajmniej politycy, jeśli im chodziłoby o naprawę szkoły polskiej, powinni zachować powściągliwość i wykazać się taką oto wrażliwością, że śmierć nie nadaje się na polityczne, reklamowe spoty. I nade wszystko nie podejmować od razu działań, nie składać od razu publicznych deklaracji, co to się nie zrobi i nie wychodzić od razu z pomysłami, dopóki nie ostygną emocje. Także ich emocje, nie odmawiam im wrażliwości, choć wiem jak bardzo, zaraz za nimi, stoi Diabeł z kalkulacją. Ale także chodzi o emocje zwykłych ludzi, tych do których politycy się zwracają i na których poparciu im zależy. Reakcja szerokiej publiki, nie wszystkich, ale większości na coś takiego jak samobójstwo Ani jest zawsze z tradycji sędziego Lyncha. Ukarać i to ostro, a rozwydrzoną młodzież wziąć w karby i to nie byle jakie. Nie wolno pod wpływem takich emocji tworzyć żadnych programów, a samego siebie przedstawiać – i to w miejscu gdzie wszystko się działo – jako jako „Pierwszego Pedela Rzeczpospolitej”, po to, żeby upiec wyborczą pieczeń tydzień później, bo zapowiada się z tym marnie.

Zamiast politycznego pajacowania nad grobem trzeba przygotować, spokojnie, bez gwałtu rety, z udziałem doświadczonych pedagogów, program, który poprawi wychowanie w Polsce, wszędzie tam, gdzie się ono odbywa. Nie tylko w szkole. Program, który połączy dwa cele; wychowanie do życia w wolności i zarazem wychowanie do życia w odpowiedzialności, a więc przy respektowaniu norm i ograniczeń, bez których nie ma wolności. Wychowanie, którego symbolem nie będzie ani „Szkolny Koncentrak”, ani „Uczniowska Sicz Szkolna”

280 komentarzy to “Ani Szkolny Koncentrak, ani Uczniowska Sicz.”

  1. Bekas napisał(a):

    Drogi Pawle,
    moje poglądy niech będą skrajne. Twoje, choć tak samo przy nich obstajesz, absolutnie „skrajne” nie są. Trudno.
    Co do oderwania od rzeczywistości. Ja podawalem przykłady z życia, ale być może żyjemy na róznych planetach???
    Co do zabijania i kradzieży. W tych wypadkacj jest gwałcone czyjeś prawo do zycia, prawo do własności. Tymczasem – powiedz mi proszę – jakie to prawo ja gwałcę samodzielnie wychowując dzieci (i domagając się tego)???

  2. Bekas napisał(a):

    A jeszcze na koniec.
    Gdyby tak Tobie, Pawle, i p. Arkowi przez pięć dni w tygodniu na pięć, sześć godzin, urzędnicy zabierali samochody Wasze do Państwowego Warsztatu Podstawowego i tam sobie z nimi robili, co uważają za stosowne, to krzyczęlibyście (?) jak to Wasza wolność, własność jest gwałcona strasznie. Tymczasem w wypadku dzieci uszy po sobie składacie, dzieci oddajecie, i jeszcze na tych, co dzieci oddać nie chcą, krzyczycie.

  3. Bekas napisał(a):

    „Zyski” z przebywania z łobuzerią:
    http://www.looknij.pl/video/1310

  4. Arek napisał(a):

    Panie Bekas, zgadzam się z Panem, że to rodzice powinni wychowywać dzieci a nie państwo – żaden fundamentalista Giertych ani PRL-owski system indoktrynacji (słusznie Pan przytoczył ten przykład – mi też się kojarzy).
    Uważam, że szkoła państwowa powinna być neutralna światopoglądowo (bez religii) i jedynie przekazywać wiedzę, naukowy obraz rzeczywistości oraz uczyć przydatnych umiejętności. Widzę jednak miejsce dla szkół prywatnych o zabarwieniu światopoglądowym: dla katolików, protestantów, ateistów itd. Rodzice powinni mieć możliwość wybrania takiej szkoły, jeśli odczuwają taką potrzebę. Podobnie jak rodzice decydują np. o chrzcie własnego dziecka, czyli o jego wyznaniu i chrześcijańskim wychowaniu.
    Czyli swoboda wyboru szkoły, ale jednak niech pozostanie obowiązek posłania dzieci do jakiejkolwiek.
    Bo obowiązek nauki dzieci jest dobry i konieczny – jak już napisałem jest on dobry dla jednostki (stwarza mu większą szansę na zrealizowanie się w dorosłości, poza tym jak mawiali starożytni filozofowie: wiedza jest cnotą) oraz dobry dla wspólnoty (bo edukacja i szkoła zmniejszają nierówności społeczne, zmniejszają podział narodu na dwa – jeden lepszy wyedukowany i drugi gorszy bez żadnej wiedzy, zaprawiają do życia wśród ludzi, dają wiedzę co zabija podatność na populizm, zwiększają stabilność systemu demokratycznego).
    Demokratyczne prawo głosowania dla wszystkich ludzi i powszechna edukacja to nierozerwalne elementy współczesnej cywilizacji zachodniej. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Jeśli zmieni się system polityczny na niedemokratyczny to wtedy wyobrażę sobie brak potrzeby powszechnej edukacji. Wtedy jedna uprzywilejowana grupa rządzących być może nie będzie miała interesu, by reszta społeczeństwa była świadoma i wykształcona.

  5. Paweł Luboński napisał(a):

    To demagogia, Bekasie. Powtarzam: dziecko nie jest moją własnością, samochód jest.
    Skrajność poglądów nie polega na tym, że się ich zawzięcie broni. Poglądami skrajnymi nazywamy te, które najdalej odbiegają od średniej i najdalej sięgają w postulatach. Dla przykładu: pogląd, że mordercę należy karać śmiercią, jest bardziej skrajny niż ten, że tylko dożywociem. A jeszcze większą skrajnością byłby postulat poddania go przedtem torturom. Na drugim końcu skali znajdzie się przekonanie, że morderca jest z definicji człowiekiem chorym, którego należy otoczyć opieką psychiatryczną, a nie karać.
    Rzecz jasna położenie średniej ulega w czasie zmianom: kilkaset lat temu statystyczny obywatel nie miał nic przeciwko torturom, a nie wykluczam, że za kilkaset kolejnych lat zniknie pojęcie zbrodni.
    Czy wychowując samodzielnie dziecko, gwałcisz jego prawa, to zależy: a) od tego, jak to czynisz, b) jakie są danym momencie dominujące wyobrażenia na temat owych praw.
    U Hebrajczyków w czasach starotestamentowych (i nie tylko u nich) dzieci b y ł y własnością ojca, miał je prawo nawet zabić, jeśli taka była jego wola. W XIX wieku kobiety nigdzie na świecie nie miały praw politycznych, a i prawo do nauki mocno ograniczone. W obu przypadkach nawet najświatlejsi ówcześni ludzie nie widzieli w tym żadnej niesprawiedliwości. Dziś myślimy o tym nieco inaczej. To tylko dwa przykłady na relatywizm kulturowy.

  6. Bekas napisał(a):

    Panie Arku.
    Jeśli coś jest obowiązkowe, to zawsze jest droższe i gorsze. Nie wiem więc dlaczego nauka ma być obowiązkowa?
    A dwa. Życie sprawiedliwe nie jest i nierówności w życiu będą choćby nie wiem co. I żaden przymusowy system edukacji tego nie zmieni. Dalej będą bogatsi i biedniejsi, dalej będą brzydsi i ładniejsi, dalej będą mądrzejsi i głupsi. Dalej syn wójta będzie lepiej traktowany od syna sprzedawcy gazet. Dalej dziewczyna piękna będzie mieć o niebo lepszy start od tej brzydkiej. Dalej nieuk z bogatej rodziny będzie miał lepiej niż nieuk z rodziny biednej. Dalej zdolny uczeń będzie miał lepiej niż uczeń niezdolny. Tych dołków i górek niczym Pan nie wyrówna. Choćby nie wiem, jak Pan bardzo chciał. Choćby nie wiem, jak Pan dobrze chciał. I niech Pan pamięta czym piekło jest wybrukowane.

  7. Bekas napisał(a):

    Pawle.
    Jaka demagogia???? Jeśli Bóg (Natura) obdarwuje mnie dzieckiem, to tym samym ustanawia mnie jego OPIEKUNEM I WYCHOWAWCĄ, WZOREM I AUTORYTETEM. Mnie, nie jakiegoś urzędnika. Jasne, zdarzają się źli rodzice, ale – o ile mi wiadomo – sytuacja dzieciaków w domach dziecka jest jeszcze „lepsza”. Nie bez kozery są one przez wychowanków bidulami nazywane. Moje dziecko – MOJA WŁASNOŚĆ – do momentu, gdy dziecko będzie mogło o sobie decydować samo.
    Ty zaraz się oburzysz i rzucisz”
    – Dziecko – własność??? – Jak można przedmiotowo traktować człowieka???
    Do tego dorzucisz, że skoro tak, to można z tym dzieckiem robić, co się chce.
    Ja odpowiadam. Nie, nie można. Bo dziecko w odróżnieniu od samochodu, czy innej szafy, MA PRAWO DO ŻYCIA i PRAWO DO WŁASNOŚCI, NIEZBYWALNE. Jeśli go skatuję, zabiję, będę odpowiadać tu – na ziemi – przed sądem, tam – na górze – przed Bogiem (ateiści mają tu luz).
    A dwa. Nie wiadomo, jakie wychowanie, jakie metody będą dla dziecka najlepsze. I trzeba założyć, że rodzice więdzą to lepiej.
    A trzy. Dziecko – przynajmniej dla mnie – JEST O NIEBO WAŻNIEJSZE niźli samochód. Więc jeśli o samochód potrafię zadbać, to tym bardziej o dziecko.

  8. Bekas napisał(a):

    Pawle.
    Przypomniało mi się! Określenie jednego z zakonników na dzieci. Genialne! (wersja dla wierzących)
    Otóż dziecko to jest to MOJA POŹYCZKA OD BOGA. I TYLKO BÓG MOŻE MI JĄ ODEBRAĆ.

  9. miner napisał(a):

    Pan Luboński:

    dwa wyjątki z dyskusji pod tym wpisem w blogu:

    „Na cóż Minerze, pozostaje mi tylko odwrócić wzrok od Twoich wypowiedzi.”

    „Twoje poglądy są tak skrajne, a oceny tak słabo korespondujące z rzeczywistością, że nie widzę pola na dalszą dyskusję.”

    Po raz kolejny gratuluję – tym razem nieprawdopodobnych zdolności polemicznych.

  10. Arek napisał(a):

    Bekas: „Jeśli coś jest obowiązkowe, to zawsze jest droższe i gorsze. Nie wiem więc dlaczego nauka ma być obowiązkowa?
    A dwa. Życie sprawiedliwe nie jest i nierówności w życiu będą choćby nie wiem co. I żaden przymusowy system edukacji tego nie zmieni. Dalej będą bogatsi i biedniejsi, (…)”

    1. Wartości (w tym powszechna edukacja) kosztują, nikt nie powiedział, że coś jest za darmo – demokratyczne społeczeństwo uznało, że powszechna edukacja jest tą wartością, za którą warto zapłacić (podobnie jak za służbę zdrowia, wojsko, policję, sądy itd.). Być może obowiązkowa edukacja jest droższa od dobrowolnej, ale jest jeszcze pytanie ile by nas kosztowało niewyedukowanie, choćby podstawowe pewnej częśći społeczeństwa – ja uważam, że dużo więcej!
    2. „Życie jest niesprawiedliwe i nierówności będą istniały” – zgadzam się, ale można je zmniejszać. Każdy z nas ma jakąś hierarchię wartości oraz wizję w miarę sprawiedliwego ładu społecznego i w zależności od tego uznaje, co jest a co nie jest sprawiedliwe – ja uważam, że sprawiedliwy ład społeczny to taki, w którym a) ludzie dostają to na co sami zasłużyli czyli ponoszą odpowiedzialność za swoje wybory, także błędy b) państwo wyrównuje szanse STARTU życiowego – POWSZECHNA OBOWIĄZKOWA edukacja jest tu STRATEGICZNA, bo dzięki niej dzieci z biednych czy patologicznych rodzin mają wyrówywaną szansę startu i godnego zycia później. Niech te dzieci płacą cenę za swoje późniejsze błędy a nie za błędy swoich rodziców.

  11. Paweł Luboński napisał(a):

    Bekasie, demagogią nazwałem Twój przykład z zabieraniem samochodu. I tylko to.
    Piszesz:
    „Bo dziecko w odróżnieniu od samochodu, czy innej szafy, MA PRAWO DO ŻYCIA i PRAWO DO WŁASNOŚCI, NIEZBYWALNE.”
    I to już wszystkie prawa? Czyli katować dziecka nie wolno, pozbawiać go własności nie wolno, a wychować na ofiarę niezdolną do funkcjonowania we współczesnym świecie – to w porządku, bo zakładamy, że rodzice wiedzą najlepiej?
    I jak tu nie mówić o skrajnościach? Całą złożoną problematykę życia społecznego sprowadzasz do paru prościutkich zasad, od których nie dopuszczasz najmniejszego odstępstwa.
    „Jeśli Bóg (Natura) obdarowuje mnie dzieckiem, to tym samym ustanawia mnie jego OPIEKUNEM I WYCHOWAWCĄ, WZOREM I AUTORYTETEM.”
    Ja akurat jestem ateistą, ale gdybym był wierzący, to nie wyrokowałbym tak pochopnie o Bożych intencjach.
    A jeśli kogoś obdarował dzieckiem ośrodek adopcyjny?

  12. Bekas napisał(a):

    Widać taka była wola Boża.

  13. Bekas napisał(a):

    Arku (już tak chyba mogę?)
    Osłabiasz mnie, mówiąc szczerze.
    Piszesz:
    „ja uważam, że sprawiedliwy ład społeczny to taki, w którym a) ludzie dostają to na co sami zasłużyli czyli ponoszą odpowiedzialność za swoje wybory, także błędy” – i ja się zgadzam, ale za chwilę ręce mi znów opadają, bo Ty tę odpowiedzialność ludziom za chwilkę odbierasz:
    „b) państwo wyrównuje szanse STARTU życiowego – POWSZECHNA OBOWIĄZKOWA edukacja jest tu STRATEGICZNA,…..”. Albo się popiera ład, w którym ludzie sami za siebie odpowiadają, albo ład, w którym odpowiedzialność się im odbiera i traktuje jak bydło, i przymusza do różnych rzeczy. Musisz zdecydować. Albo rybki, albo pipki!- jak to powiedział niezapomniany cieć Anioł z Alternatywy 4. Więc co, Arku??? Rybki czy pipki???

  14. Arek napisał(a):

    Bekas, na osłabienie polecam żeńszeń.
    Ja po prostu odróżniam odpowiedzialność człowieka za swoje błędy od odpowiedzialności dziecka za błędy rodziców – zapewnienie edukacji dzieciom (szczególnie tym z rodzin wykluczonych) w czasach gospodarki globalnej opartej na wiedzy jest rzeczą NIEZBĘDNĄ. W przypadku dzieci z wykluczonych grup jest to jak inkubator dla wcześniaka. Czy lekarz ma się pytać ojca dziecka, czy może wsadzić wcześniaka do inkubatora? Czy wsadzając dzieciaka do inkubatora odbiera się ojcu odpowiedzialność i traktuje go jak bydło?
    Potrafię sobie wyobrazić zapóźnienie młodego człowieka pozbawionego edukacji z powodu decyzji rodziców, który w wieku przejścia w dorosłość odkrywa, że na rynku pracy jest zerem. Wolność wyboru kariery i zawodu (dzięki wcześniej „przymusowo” zdobytej wiedzy) dla młodego człowieka jest wg mnie większą wartością niż „wolność” tatusia do nie-posłania dzieciaka do szkoły. Prawie zawsze jest konflikt jakichś wolności. Nie da się tego uniknąć.
    Przyznam, że dyskusja o wolności rodziców do nie-posłania swoich dzieci do szkoły jest dla mnie absurdalna.

  15. Bekas napisał(a):

    Arku.
    Wolę bourbona.
    Wsadzając dziecko do inkubatora, lekarz ratuje jego życie. Co to ma wspólego z przymusem edukacji, naprawdę nie wiem.
    Zarówno Ty, jak i Pawel, uparliście się, że:
    1) rodzice się do decydowania o nauce dziecka nie nadają (ciekawe, że w innych sprawach się nadają),
    2) popełniają błędy,
    3) i należy się tego ustrzec poprzez urzędnicze decyzje,
    które wg Was są:
    1) nieomylne,’
    2) jedynie słuszne,
    3) bo urzędnik nieomylny jest.
    No i ja tego nie rozumiem. Każdy urzędnik, wg Was taki mądry, że ma za mnie decydować, po 15, czy 16, staje sie znów głupim rodzicem. Skąd więc u niego ta wcześniejsza mądrość??? Skąd ta nieomylność???
    Wy w ogóle nie zwracacie uwagi ani na przykłady, które Z ŻYCIA podaję, ani na rzeczywistość. Co rusz widać i słychać o szkole, o domach dziecka – słychać rzeczy co najmniej nieprzyjemne. No i mimo tego dalej to samo piszecie. Że urzednik, że mądry, że on wie, że rodzic głupi. Że szans wyrównywanie…
    Więc jeszcze raz proponuję:
    Wy załóżcie szkołę przymusową, a mnie dajcie wolność decydowania o moim (i tylko moim) dziecku.
    Jeśli zaś chodzi o zapóźnionego młodego człowieka, to ja w ogóle nie widzę potrzeby jego edukowania. Bo po co? Co mu z tej wiedzy przyjdzie, jesli nie będzie jej w stanie wykorzystać? Akurat byłem sąsiadem pani, która miała dwóch chorych, niedorozwiniętych synów. Zarówno jeden, jak i drugi, uczyli się. I nic im to nie dało. Nic nie zmieniło. Opiekuje się nimi mama, tak jak opiekowała się przed edukacją, i tak być powinno. Owszem, jeśli ona uzna za stosowne, że dziecko trzeba kształcić, niech je kształci. Jej wola, jej sprawa.
    Co do wolności wyboru kariery. Hmmmm……..pomijam fakt, że w socjaliźmie jest ona mocno poograniczana, i skupiam się na tym, że wolność jest tu Wartością, nie wolność wyboru kariery. Bo wolność to fundament, wolnośc jakaś tam inna z tego fundamentu tylko wyrasta. Chyba wiesz, co się dzieje, jak sie roślinie korzenie zaczyna podcinać???
    W systemie przymusu edukacyjnego zatem ustawiana przez Ciebie na podium wolność wyboru kariery wolnością pełną nie jest. Czemu? Ano dlatego, że urzednik JUŻ ZDECYDOWAŁ CZEGO się masz, jako dziecko, uczyć. On zdecydował, NIE TY, co jest dla Ciebie ważne. I być może w skutek tego Twoje talenta szlag trafił. Pewnie, być może dzięki jego decyzji cudownie się rozwiniesz, ale to samo można powiedzieć o rodzicach. I nie widzę powodów, by zdanie urzednika stawiać przed zdaniem rodziców.
    A`propos tematu.
    Wczoraj widziałem w polsatowych Wiadomościach materiał o fali w szkołach. Specjalność zakładu pod nazwą Szkoła Państwowa Przymusowa.
    A, i jeszcze uwaga. To dziecko nie jest człowiekiem?
    I druga. Arku, jeszcze raz pytam:
    Jaką to ja wolność ograniczam komuś NIE POSYŁAJĄC MOJEGO DZIECKA DO SZKOŁY?

  16. Paweł Luboński napisał(a):

    Bekasie,
    Jeśłi mamy dyskutować, to nie wkładaj mi, proszę, w usta tego, czego nie powiedziałem. Cytuję:
    „Zarówno Ty, jak i Pawel, uparliście się, że:
    1) rodzice się do decydowania o nauce dziecka nie nadają (ciekawe, że w innych sprawach się nadają),
    2) popełniają błędy,
    3) i należy się tego ustrzec poprzez urzędnicze decyzje,
    które wg Was są:
    1) nieomylne,’
    2) jedynie słuszne,
    3) bo urzędnik nieomylny jest.”
    Nie sądzę, byś zdołał mi wykazać, że twierdziłem którąkolwiek z tych rzeczy. Arkowi też.
    Nieszczęście polega na tym, że Twoje widzenie świata jest dychotomiczne. Jeżeli ktoś nie zgadza się na pełną samowolę rodziców, to Twoim zdaniem automatycznie popiera pełną samowolę urzędników. Jako ojciec mogę ze swoim dzieckiem zrobić co zechcę, a jeśli nie wszystko mogę, to od razu znaczy, że jestem ubezwłasnowolniony przez totalitarne państwo.
    Naprawdę nie widzisz żadnych możliwości pośrednich? Naprawdę uważasz, że każde zjawisko jest albo całkowicie dobre, albo całkowicie złe?
    „W systemie przymusu edukacyjnego zatem ustawiana przez Ciebie na podium wolność wyboru kariery wolnością pełną nie jest. Ano dlatego, że urzednik JUŻ ZDECYDOWAŁ CZEGO się masz, jako dziecko, uczyć. On zdecydował, NIE TY, co jest dla Ciebie ważne. I być może w skutek tego Twoje talenta szlag trafił. Pewnie, być może dzięki jego decyzji cudownie się rozwiniesz, ale to samo można powiedzieć o rodzicach.”
    Zgoda, że być może talenta szlag trafił, i zgoda, że to pełna wolność nie jest. Ośmielę się wszakże twierdzić, że decyzje podejmowane przez szerokie grono specjalistów układających programy szkolne, których nie wiadomo dlaczego nazywasz „urzędnikiem”, są trafne ze znacznie większym prawdopodobieństwem niż te, które podejmują przeciętni rodzice, ani specjalnie wykształceni, ani specjalnie kompetentni w sprawach edukacji.
    To tak, jakby twierdzić, że wprawdzie samolot zbudowany przez amatora-samouka może się rozlecieć w powietrzu, ale przecież to samo zdarza się czasem maszynom budowanym przez profesjonalistów, więc po co jakieś tam atesty dopuszczające do ruchu powietrznego, kontrole stanu technicznego i inne biurokratyczne szykany.
    Chciabym Ci zadać pytanie osobiste: jak wyglądałaby edukacja Twojego dziecka, gdybyś nie musial pod państwowym przymusem posyłać go do szkoły? Czego by się uczyło i w jaki sposób?

  17. Arek napisał(a):

    Bekasie, nie posyłając swojego dziecka do szkoły ograniczasz wolność (mozliwość REALNEGO wyboru w dorosłym życiu) nie „komuś” ale właśnie swojemu dziecku. Krzywdzisz je. Nic nie poradzę, że tego nie rozumiesz. Może zakładasz, że Ty sam byś lepiej wykształcił i poprowadził swoje dziecko. Być może to prawda. Ale w większości rodzice nie są jednocześnie nauczycielami, lekarzami, psychologami, trenerami i dlatego są publiczne szkoły, szpitale itd. Rodzice muszą się zdać na innych.
    To jest dorobek cywilizacji i szansa dla gorszej części społeczeństwa. Dla libertarian to może zniewolenie i okropna socjalizacja niezależnej jednostki, ale dla większości społeczeństwa to szansa na pewną wolność i mozliwość normalnego funkcjonowania w SPOŁECZEŃSTWIE.
    Poza tym napisałem, że jestem za możliwością wyboru rodzaju szkoły, czyli kierowaniem rozwoju młodego człowieka przez rodziców. Proszę o dokładne czytanie i nie sugerowanie też, że zakładam nieomylność urzędników i popieram zdawanie się na nich we wszystkim.
    Dzieki obowiązkowej edukacji:
    – biedak ma szansę zapewnić swojem dziecku wykształcenie i ma nadzieję, że jego dziecko będzie miało lepsze życie niż on;
    – bogaty czy libertarianin mający większe możliwości i tak jest w stanie odpowiednio pokierować edukacją młodego człowieka.
    Wilk syty i owca cała. I rybki i pipki.
    Pan i tak wychowa swoje dzieci jak Pan zechce. A inni dostają szansę.
    Jeśli by zniesiono powszechną obowiązkową szkołę to pewnie masa niewykształconych ludzi nie posłałaby swoich pociech do szkół, bo „po co im szkoła?”, „ja siem obył bez szkoły to i łun da rade”, „niech gónwiarz nie myśli, że będzie mądrzejszy od ojca”, „dzieciak ma robić w polu a nie po szkołach się wałęsać, jeszcze mu jakichś głupot nakładą do łba” itd.
    Pozbawiać młodych ludzi z marginesu wykształcenia tylko dlatego, że libertarianin czuje się potraktowany jak bydło? Sorry, ale to absurd!

  18. Bekas napisał(a):

    Arku.
    Szczerze powiem. Czekałem aż napiszesz, że nie posyłając dziecka do szkoły ograniczam jego wolność. Jest dokładnie odwrotnie. Posyłając je, jego wolność ograniczam. Zamiast robić co tam chce, MUSI przecież iść do szkoły. I juz nawet nie zwracam uwagi na to, że gdyby dzieci pytać, czy chcą do szkoły iść, to 99% powiedziałoby, że nie.

  19. Bekas napisał(a):

    Pawle.
    Czego by się uczyło?
    Proszę bardzo:
    -prowadzenia konwersacji, szydełkowania, majsterkowania, logiki, etykiety, języków, historii, matematyki, informatyki, gotowania… – na przykład.
    Stań przed lustrem i powiedz sobie szczerze: ile pamiętasz z tego, czego się uczyłeś w szkołach? 5%, 10%, 50% Ile wykorzystujesz w pracy? 2%, 10%???
    Po co mojej córce, synowi są muzyka, plastyka, chemia, WOS….???
    A przywołane przez Ciebie „grupy specjalistów” niech założą swoje szkoły i wtedy zobaczymy: specjaliści to czy „specjaliści”.

  20. jeffa napisał(a):

    Panie Pawle!
    Pisze Pan:
    „Ośmielę się wszakże twierdzić, że decyzje podejmowane przez szerokie grono specjalistów układających programy szkolne (…) są trafne ze znacznie większym prawdopodobieństwem niż te, które podejmują przeciętni rodzice…”.
    „To tak, jakby twierdzić, że wprawdzie samolot zbudowany przez amatora-samouka może się rozlecieć w powietrzu, ale przecież to samo zdarza się czasem maszynom budowanym przez profesjonalistów…”.
    To porównanie jest całkowicie nietrafne. Teorie aerodynamiczne stosowane prze inżynierów lotniczych są obiektywnie sprawdzalne i zostały potwierdzone w tysiącach obserwacji i eksperymentów.
    W dziedzinie pedagogiki czy psychologii trudno uzyskać chociażby zbliżony stopień wiarygodności. Głównym kryterium oceny teorii pedagogicznych jest aktualna moda. Teorie modne w jednym sezonie już po paru latach stają się niemodne i zostają potępione jako „obskuranckie”, „reakcjonistyczne” lub „libertyńskie”.
    Historia upadku systemów edukacyjnych w wielu krajach jest historią zawłaszczania edukacji przez coraz to nowe hordy „specjalistów”.
    To co napisał Bekas w tej sprawie jest absolutnie prawdziwe – ci specjaliści są specjalistami tylko z nazwy.

  21. Arek napisał(a):

    Bekas, z pewnością masz wielki żal do rodziców, że nie sprzeciwili się temu Systemowi i wysłali Cię do szkoły. Zamiast układać całymi dniami klocki lego, bawic się plastelinką i żołnierzykami musiałeś uczyć się czytać, pisać, liczyć, musiałeś nauczyć się żyć w grupie ludzi. To musiało byc na prawdę traumatyczne. Zabrali Ci wolność! Z całą pewnością bez szkolnej wiedzy, umiejętności czytania i pisania, bez nabytej w szkole umiejętności współżycia z innymi ludźmi byłoby Ci dziś łatwiej. Czułbyś się bardziej wolny. Też czasami myślę, że najbardziej wolni są kloszardzi. Nic nie muszą, nie muszą zarabiać na życie, nie muszą liczyć się z potrzebami innych, z presją środowiska, z wszelkimi naciskami. Tak, oni są najbardziej wolni.
    Zwykły szary człowiek MUSI iść do szoły, musi szukac pracy, musi liczyć się z innymi, musi ścigać się jak szczur w tym wolnorynkowym wyścigu. Dzięki szkole ma większe szanse. Chyba, że jest bogatym arystokratą albo tym wolnym kloszardem. Proponuję wrócić ze świata pięknych idei do rzeczywistości. I wysłać dzieciaki do szkoły. Szkoda ich życia, całego życia a nie tylko beztroskiej chwili młodości!

  22. Bekas napisał(a):

    Arku.
    Żeby się na wolnym rynku ścigać, to najpierw ten wolny rynek musi być.
    Co do ironii. Przeżyliśmy okupację niemiecką, sowiecką, przeżyjemy i eurosowiecką. Ale ja nie widzę powodów, by to wychwalać.

  23. Paweł Luboński napisał(a):

    Panie Jeffo,
    Nie do końca się zrozumieliśmy. W kwestii teorii pedagogicznych ma Pan wiele racji, choć sądzę, że nie jest z tym aż tak źle, jak Pan pisze. Wiele jest mód i pochopnego nowinkarstwa, ale nie można twierdzić, że niczego innego już w pedagogice nie ma.
    Gdyby opinię Bekasa (którą Pan popiera) przyjąć za dobrą monetę, otrzymamy absurd, bo znaczy to, że statystyczny obywatel ze statystycznym średnim wykształceniem lepiej, a w każdym razie nie gorzej wie, jak powinno wyglądać kształcenie młodzieży, niż człowiek zajmujący się tym zawodowo. Całkiem jak w polityce: jeśli posłuchać rozmów w przedziałach kolejowych lub kolejkach do lekarzy, można dojść do wniosku, że wszyscy Polacy doskonale wiedzą, jak należy rządzić krajem – z wyjątkiem tych, którzy rzeczywiście rządzą.
    Ale wracając do tematu: mój komentarz był reakcją na wypowiedź Bekasa, który nie życzy sobie, żeby urzędnik decydował, c z e g o będzie się uczyło jego dziecko. Nie szło więc o teorie wychowania, tylko zakres przekazywanej wiedzy. I tu podtrzymuję swoje stanowisko: ogromna większość rodziców nie ma kompetencji, by oceniać, jakiego rodzaju wiedzę powinien posiąść młody człowiek. Co wcale nie znaczy, że fachowcy są nieomylni.
    A teraz do Bekasa:
    „Stań przed lustrem i powiedz sobie szczerze: ile pamiętasz z tego, czego się uczyłeś w szkołach? 5%, 10%, 50% Ile wykorzystujesz w pracy? 2%, 10%???”
    Bez lustra odpowiadam szczerze: nie sądzę, by można było to obliczyć w procentach. Ale powiedzmy, że z tego, co musiałem wtedy wiedzieć czy umieć, by skutecznie zdawać z klasy do klasy, pamiętam dziś raczej 5% niż 50%. A w pracy wykorzystuję 0%, bo potrzebne mi obecnie kwalifikacje nabyłem później. W znikomym stopniu wykorzystuję również zresztą wiedzę nabytą na studiach.
    Tylko że nie wynika z tego, że szkoła i studia były niepotrzebne i lepiej było od razu iść do terminu przy jakimś warsztacie pracy. Szkoła i studia, jeśli nawet nie wpoiły mi trwale konkretnej wiedzy, to uczyniły ze mnie to, za co się uważam i co sobie cenię: człowieka kulturalnego, orientującego się choćby powierzchownie w większości sfer naszej kultury i cywilizacji, zdolnego do zdobywania nowej wiedzy i nowych umiejętności.
    „Po co mojej córce, synowi są muzyka, plastyka, chemia, WOS….???”
    Właśnie po to.
    Właśnie po to, co napisałem wyżej.
    Piszesz, że chciałbyś uczyć dziecko prowadzenia konwersacji. A jeśli ta konwersacja będzie o muzyce lub plastyce?

  24. Bekas napisał(a):

    Pawle.
    To wtedy moja córka/syn grzecznie odpowiedzą:
    „Wyznaję szczerze droga pani/drogi panie, że gdym młodym był/a słoń nadepnął mi na ucho. I od tego czasu o muzyce niewiele moge powiedzieć, poza tym może, że potrafi być miłym dodatkiem do ludzkiego życia.”
    Może być?
    No, ale ten przykład daję tylko jako przykład, bo wiadomo, że córka/syn są w szkole państwowej i tam nauczą ich konwersować już nie tylko o muzyce, ale i o chemii (???), o matematyce, fizyce (molekularnej?), plastyce i całym morzu innych rzeczy. Więc taka sytuacja mieć miejsca nie będzie.
    Gdyb ktoś moje dzieci muzyka napadnie, te odrzekną:
    Droga pani, czy nie uważa pani, że ostatnie requiem Pedereckiego (jak to jest muzyka, to ja też jestem muzyk) cokolwiek straciło na lekkości i płynności? To staccato smyczkowo-fortepianowe tu zupełnie niepotrzebne, moim zdaniem, się pojawia. Bo legato trąbkowe włącza się cokolwiek za wcześnie i swym ogromem całą resztę zagłusza. Poza tym widziała pani, że dyrygent w przykusym smokingu orkiestrę prowadził?
    Że się powtórzę. Gates Bill niejaki żadnych studiów nie kończył, tak jak i spora część innych amerykańskich miliarderów. I żyje całkiem dobrze.
    Broń Boże, nie podaję tego przykładu, Pawle, by udowadniać że nauka jest niepotrzebna i zła, podaję, by pokazać, że nie jest ona warunkiem koniecznym do tego, by żyć, i to dobrze.

  25. Bekas napisał(a):

    Coś do śmiechu:
    http://www.fun.from.hell......tagon.jpeg

  26. Arek napisał(a):

    Panie Pawle, przesadza Pan z tymi 5%, to chyba skromność, naprawdę nie korzysta Pan w pracy z umiejętności pisania, czytania, liczenia, logicznego myślenia, łączenia i kojarzenia faktów? Nawet jak nie potrzebuje Pan w pracy wiedzy w postaci dat, nazwisk, definicji, gramatyki, literatury, wzorów itd. to jednak zdobyta wcześniej wiedza, także w podstawówce, jest w Pana głowie, ułatwia Panu przyswojenie kolejnych dziedzin wiedzy. Każda zdobyta wiedza staje się podłożem do dalszego rozumienia nowych rzeczy. Pewnych etapów nie da się przeskoczyć. To chyba dobrze, że ludzie znają historię cywilizacji, przemijanie kultur, przeszłość własnego kraju, literaturę, bogactwo przyrody, podstawy fizyki, chemii, biologii i że tę wiedzę mają uporządkowaną przez fachowców.
    Dzięki temu ich życie jest lepsze, bardziej świadome – tak myślę.
    I to dobrze, że uczeniem zajmuja się nauczyciele, leczeniem lekarze, pieczeniem chleba piekarze, pilnowaniem porządku policjanci a gaszeniem pożarów strażacy. Tak jest mimo wszystko lepiej.

  27. Paweł Luboński napisał(a):

    Bekasie,
    Skoro ujmujemy rzecz matematycznie, to zgoda: wszechstronne wykształcenie nie jest ani warunkiem koniecznym, ani dostatecznym pomyślności życiowej. Zaryzykowałbym wszakże twierdzenie, że owa pomyślność jest funkcją wielu zmiennych, jedną z tych zmiennych jest wykształcenie, a pierwsza pochodna pomyślności po tej zmiennej jest w całym przedziale zmienności dodatnia. Przynajmniej we współczesnym świecie.
    A poza tym dla mnie liczba posiadanych miliardów ani zakres posiadanej władzy nie jest głównym miernikiem pomyślności życiowej, więc przykład Gatesa do mnie słabo przemawia.
    Choć trochę więcej złotówek by mi się bardzo przydało…

  28. Arek napisał(a):

    Bekas, zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy są zadowoleni z obecnego systemu społeczno – politycznego, w tym z naszej obecności w Unii Europejskiej. Nic na to nie poradzimy. Chyba nigdy nie powstanie na Ziemi taki porządek społeczny, który by zadowolił wszystkich. „Okupację eurosowiecką” biorę w ciemno, mając jednocześnie nadzieję, że dysydenci nie będą podkładali bomb i wysadzać szkół państwowych czy szpitali publicznych.
    Pozdrawiam, życząc mimo to dobrego zycia w tej okupacji.

  29. Bekas napisał(a):

    Pawle.
    Mnie też. Może więc napadniemy tych, co nam 80% zabierają?

  30. Bekas napisał(a):

    Arku.
    Wiesz jak to jest, jak się coś w ciemno bierze….
    (są u mnie dwie bombki w piwnicy…..)
    Pozdrawiam.

Skomentuj