Jestem z Układu


O Karcie i Poradniku Agitatora.

Dzisiaj kilka uwag na dwa tematy.

O Karcie Praw Podstawowych
Na lewicujących ławach debaty publicznej sporo wyrzekań na rząd, że zdecydował o niedołączeniu Polski do Karty Praw Podstawowych. W środowym „Poranku w Toku” bardzo o to miała pretensje Magdalena Środa twierdząc, że Tusk uległ naciskowi biskupów, że postąpił niezgodnie z tradycją „Solidarności”, bo gdyby w sierpniu 1980 roku nie dominowała w stoczni godność, lecz pragmatyzm to nie byłoby tego co się stało, chyba w domyśle, nie byłoby „Solidarności”. Otóż w stoczni, Szanowna Pani Magdo, panowała i godność i pragmatyzm. Godność nadawała strajkowi siłę a pragmatyzm, rozum. To pragmatyzm, czyli rozum nakazał powściągnąć godność, czyli uczucie i zgodzić się na wpisanie do porozumienia gdańskiego uznania kierowniczej roli PZPR w państwie. Gdyby rozum nie wstrzymał uczucia zakończyłoby się wszystko łomotem i tragedią.

W przypadku Karty Praw Podstawowych nie stoimy dzięki „Panu Historii”, jak mawiał Jan Paweł II przed tak dramatycznym wyborem, ale stoimy przed wyborem ważnym. Tusk ma rację rozdzielając kwestię traktatu reformującego Unię od dopisania Polski do Karty Praw Podstawowych. Być może PiS nie zaryzykowałby wzięcia na siebie odpowiedzialności za storpedowanie wejścia tego traktatu w życie. Być może, gdyby się zdecydował, doznałby porażki w referendum, w takim przypadku bardzo ciężkiej. Być może. Ale być może stałoby się inaczej i wtedy Polska, my Polacy bylibyśmy winni, w oczach całej Wspólnoty podłożenia nogi Unii Europejskiej w jej staraniach, by lepiej działała. To byłaby klęska nas wszystkich, nie Platformy, jaskrawy dowód, że Polska jednak nie leży w Europie lecz na Wschodzie. Nie warto czegoś takiego ryzykować. Lepiej sprawę odłożyć do czasu kiedy Traktat wejdzie w życie i wtedy naciskać na rząd i premiera by Polska przystąpiła do Karty Praw Podstawowych. I wtedy niech będzie referendum, bo jego ewentualny niekorzyystny wynik dla Karty, nie ugodzi we wspaniałą budowlę, jaką jest Unia Europejska.

Komentatorzy powinni mówić co myślą, politycy raczej myśleć co mówią. Radziłbym, tym z lewej strony, by zrozumieli racje Premiera, bo to całkiem łatwe i nie wykorzystywali jego trudnej sytuacji do zyskiwania popularności wśród modernistycznego i lewicujacego elektoratu. Radzę poczekać, aż otworzy się bezpieczne pole do rozstrzygnięcia kwestii Karty i wtedy do ataku. Wtedy będzie można zasadnie przypomnieć Tuskowi; skoro pan Premierze deklarował, że w pełni popiera to co w Karcie jest, a znikły obiekcje, na które się Pan powoływał rezygnując z jej przyjęcia, to niech Pan teraz zrobi to co należy i co Pan sam uważał za  dobre.

PiS-owski „Poradnik Agitatora”
„Gazeta” opublikowała instrukcje dla PiS-owskich medialnych gadaczy, jak mają przedstawiać działania premiera Tuska i jego ministrów. Dokument opatrzony pewno klauzulami wysokiej tajności partyjnej, bo będący nieprzyjemnym dowodem, że taki pisowiec, czy pisówka, jak stają przed kamerą czy mikrofonem to wyłączają intelektualną część swego mózgu i uruchamiają naśladowczą, papuzią. Przywołują z pamięci wersety instrukcji i może nawet drżą z lekka, czy pamięć nie wypłata antypartyjnego figla, po którym jeden brat zawieści ich w prawach członka, a drugi może nawet zakończy znajomość.

Te instrukcje pobudziły też moją pamięć. Chłopięciem będąc, ponad 50 lat temu, widziałem na własne oczy inne instrukcje partyjne, zwane „Poradnik, lub Notatnik Agitatora”, drukowane, choć wewnątrzpartyjne, ale nie takie tajne. Zawierały, jak wtedy mawiano „nastawienia” dla towarzyszy partyjnych. Nie wykluczyłbym więc całkowicie, że jakiś bardzo ważny działacz PiS, kiedyś, jako chłopię mógł widzieć coś takiego u swego partyjnego taty i wychynęło to z jego pamięci, jako użyteczna inspiracja, zamieniając się w „nastawienia” agitacyjne 2007, tyle, że już nie tak po czerwonemu prawie jawne, a „pod przykryciem”.

Ponieważ nie dałbym nie tylko głowy, ale nawet małego palca twierdząc, że w innych partiach podobnych „poradników” nie ma, to podsuwam pomysł Platformie związany z podpaleniem samochodu minister Pitery. Możecie, odpierając zarzuty PiS, że przywracacie Rywinland mówić tak; „Wasza, pisowska, zażarta rzekomo walka z korupcją nikomu nie przeszkadzała, to były pozory, medialny pic, a nam, choć dopiero ją zaczęliśmy, już podpalają samochody!  

491 komentarzy to “O Karcie i Poradniku Agitatora.”

  1. W.Kuczyński napisał(a):

    Stan,
    politycy to jedyny zawód, ktorego członków wybiera sobie naród, także Ty. Dlaczego wybierach chołotę? Zastanów się zanim cos chlapniesz.

  2. Zofia napisał(a):

    Mawar,
    a na czym ma polegać ta pieszczota władz wobec mnie?
    Na tym że matka była w stalinowskim więzieniu? Wiesz co to znaczy kilkuletniego dziecka?
    Ze wiem co to głód, chodzenie w trampkach zima, bo nie miałam porządnych butów? Jak smakuje 1 obiad ze stołówki na 2 osoby?
    Bardzo wcześnie w życiu – musiałam podejmować decyzje jak dorosły człowiek.
    O sobie mogę z ręka na sercu powiedzieć – pieszczochem władz nigdy nie byłam. Żadnej – ani tej anciene regime, ani obecnych, jakiekolwiek by one nie były.
    Ale na pewno owym władzom nie byłam obojętna. Bywało, że miałam wpływ na wiele spraw, w tym istotnych i ważnych dla kraju. To fakt. Ale bez przywilejów.
    Przywileje, a wiem to na pewno – wprowadzają relacje zależności.
    A ja nie jestem człowiekiem do kupienia.

  3. Mawar napisał(a):

    dark.side
    „Proponuje porozmawiac z dowolnym przedsiebiorca czy obawia sie likwidacji Cba :))) Jak wiadomo duza ilosc konkurujacych ze soba policji politycznych jest tym o co gwarantuje wzrost dochodu uczciwemu przedsiebiorcy”

    Pisząc „przedsiebiorca” miałem na mysli przedsiebiorcę, nie szemranego typka, który dobrze pływa jedynie w metnej wodzie. Poważni przedsiębiorcy lubią czytelne reguły gry. System łapówkarski podważa racjonalości przestrzeni w której działa biznes. Nie znaczy, że łapówkarstwo całkiem da sie wyeliminować. Calkiem nie da sie, ale należy regularnie strzyc tę trawę.

    „Przy okazji możecie też sprawdzic jak bardzo przedsiębiorca teskni do powrotu nieprzewidywalnych rzadow pisu”.

    Tę „nieprzewidywalność” należy umieścic w sferze medialnych mitemów, które składały się na przekaz skierowany do elektoratu. Kryły się za tym realne interesy, nie tylko polityczne. Najlepiej sięgnąć do wskaźników ekonomicznych, wielkości zainwestowanego w Polsce kapitału w ostatnich dwóch latach itp. – w porównaniu do okresu poprzedniego. Proste pytanie – prosta odpowiedź, bez pseudopolitycznych wygibasów.

  4. W.Kuczyński napisał(a):

    Zofio,
    radzę ci po wymianie rundy ciosów z Mawarem odpuścic go sobie. On ma stosunek do PRL dokładnie taki sam, jak komunistyczny agitator z lat 50-tych do sanacji. I jest w tym nie modyfikowalny. Jakby zwątpił w swoje poglądy to by mu sie świat na glowę zawalił.

  5. Mawar napisał(a):

    Minister Waldemar Kuczyński
    „Sygnalizuję, ze w piątkowej “Rzeczpospolitej” będzie mój artykuł pod tytułem “Z zagranicą układa się rząd” o podrzędnej, służebnej wobec rządu roli prezydenta w tej dziedzinie”.

    No pięknie, mam nadziej, Panie Ministrze, że cofnął się pan porównawczo do czasów prezydentury Aleksandra Kwasniewskiego i przytoczy pan cytaty ze swoich tekstów w Gazecie Wyborczej, opieprzających go za wtracanie się do polityki zagranicznej, bo przecież nasza Konstytucja od tamtego czasu chyba się nie zmieniła. Jak pan dobrze wie publicysytyka wymaga jasności i precyzji, więc cieszę się za wczasu i czekam niecierpliwie do jutra.

  6. Zofia napisał(a):

    Drogi Gospodarzu,
    faktem jest, ze Trzej Panowie w Jałcie coś tam sobie poukładali. Akurat teraz nie wnikam dlaczego tak a nie inaczej.
    Faktem jest, ze Hitler popełnił samobójstwo, gdy Rosjanie stali w Berlinie ze swoimi czołgami, a nie Amerykanie czy Brytyjczycy.
    Faktem jest, że w tej wojnie najbardziej ucierpieli Rosjanie.
    Trochę zabrzmi to brutalnie – ale liczby bezwzględne mówią same za siebie;
    Straty II wojny światowej na wszystkich frontach na całym świecie – to 55, 240 mln ludzi, w tym: 22,347 mln wojskowych i 32,893 mln cywili.
    Rosja straciła 20,3 mln ludzi w tej wojnie, 12,6 mln żołnierzy i 7,7 mln ludności cywilnej.
    Na II miejscu pod względem strat są …Chin, a nie np. Japonia. Nie zwracamy uwagi na walki w tamtym rejonie i co II wojna światowa tam zrobiła. Chiny straciły mniej więcej połowę tego co Rosjanie – 11, 320 mln ludzi, w tym: 1,324 mln żołnierzy i 10 mln ludności cywilnej.
    Polska odniosła w II wojnie światowej duże straty w ludności cywilnej – 6 mln ludzi oraz 850 tys. żołnierzy. Razem – 6,850 mln ludzi. W tym miliony polskich Żydów w obozach koncentracyjnych.
    Dla porównania – Niemcy stracili w wojnie, którą rozpętali trochę mniej ludzi, niż Polska, bo 6,06 mln ludzi, w tym prawie 4 razy więcej żołnierzy – 3,250 mln i 2,810 mln cywili.
    Straty USA czy Wlk. Brytanii w porównaniu z Rosją – to 1/8 tego co stracili Rosjanie. USA – stracili w wojnie 405 tys. żołnierzy i 5 tys, cywili. Anglicy – razem 388 tys. ludzi, w tym 326 tys. wojska i 62 tys. cywili.
    Mówiliśmy o Jugosławii, tam straty były wyższe niż Brytyjczyków i Amerykanów razem wzięte. Wojna w Jugosławii pochłonęła w sumie 1,7 mln istnień ludzkich, w tym 300 tys. żołnierzy i 1,4 mln cywili.
    To prawda, że Churchill czy Roosevelt mieli g..o do gadania przy Stalinie.To nie ich ludzie nie słali dywanami trupów drogi do zwycięstwa nad hitleryzmem.

  7. Andrzej napisał(a):

    Jasnaanielko,
    skoro tak Cię zainteresowała kwestia elektrowni wiatrakowych to polecam:
    http://www.kawiarnianauko.....s_atom.pdf

  8. Zofia napisał(a):

    Ach, przepraszam, pomyliłam sie w wyliczeniach – Amerykanie stracili w II wojnie światowej prawie 50 razy mniej ludzi niż Rosjanie.

  9. Mawar napisał(a):

    Paweł Luboński
    „Choć generalnie w tym sporze z Zofią masz rację, to jednak wytknę ci nieścisłości, tak jak ty to lubisz robić. Do Jugosławii czołgi Stalina dotarły. Nie do całej, ale do Belgradu tak. Dotarły również do Wiednia, a mimo to Austria nie stała się komunistyczna. Nie dotarły natomiast do Albanii”.

    1. Jugosławia. Nawet jeśli gdzies te pojedyncze czołgi lokalnie dotarły (co prawda słysze o tym po raz pierwszy), to nie miało to zadnego realnego znaczenia, podobnie jak obecnośc amerykańskich czołgów pod Lipskiem w kwietniu 1945. Baz rosyjskich w Jugosławii nie było, a Tito dość wczśnie mógł wypowiedziec posłuszeństwo Stalinowi i to bez wiekszego ryzyka.
    2. Połowa Austrii do 1955 r. była pod okupacja sowiecką – to konsekwencja tych czołgów.
    3. Do Albanii istotnie czołgi nie dotarły (może sie popsuły:)), więc Hodża jak wczesniej Tito mógł spokojnie olać Moskwę i szukać protekcji w Pekinie. Co też uczynił. Dzieki temu Kazimierz Mijal miał gdzie sie schronić po ucieczce z PRL, a my mielismy do dyspozycji nie tylko Radio Madryt, Deutsche Welle, Radio Watykańskie, RWE, BBC, RFI, Głos Ameryki, ale i Radio Tirana – moje ulubione, to był cymes. Niech żałuje kto tego nie słuchał. :)

  10. Andrzej napisał(a):

    Oprócz Radia Tirana mieliśmy tez Radio Pekin. Również interesujące :)

  11. Stan napisał(a):

    Krew mnie zalewa, bo sporo napracowałem się nad wpisem adresowanym do Gospodarza, i rozpłynął się.

  12. Mawar napisał(a):

    Zofia
    „To prawda, że Churchill czy Roosevelt mieli g..o do gadania przy Stalinie.To nie ich ludzie nie słali dywanami trupów drogi do zwycięstwa nad hitleryzmem”.

    Rosyjska propaganda z wad zrobiła zaletę, ale niekoniecznie trzeba to łatwiernie kupować. Rosjanie tradycyjnie nie liczyli się z ludźmi, żołnierz był jedynie mięsem armatnim, co miało odbicie w taktyce prowadzenia działań. Poza tym armia sowiecka była znacznie gorzej wyekwipowana i dowodzona niż wojska alianckie czy niemieckie. Równiez dlatego mieli tak horrendalnie wysokie straty, którymi epatują do dziś.
    W szturmie dwóch brygad pancernych na Groźny 1 stycznia 1995 r. podczas tzw. pierwszej wojny czeczeńskiej dowódcy rosyjscy (jeszcze chowu sowieckiego) zastosowali podobna taktykę jak podczas II wojny światowej i w efekcie nastapiła hekatomba – Czeczeńcy ich zmasakrowali. Źle przygotowany szturm nastapil 1 stycznia, przy bardzo zlej widoczności, bez wsparcia lotniczego? Ale własnie tego dnia miał urodziny minister obrony Paweł Graczow więc nie można było zwlekać. Porównaj sobie straty Rosjan w walce o to miasto, którego i tak wówczas nie zdobyli, ze stratami armii walczących podczas Pustynnej Burzy w 1991 r. a dostrzeżesz cywilizacyjne różnice.

  13. Mawar napisał(a):

    Stan
    „Krew mnie zalewa, bo sporo napracowałem się nad wpisem adresowanym do Gospodarza, i rozpłynął się”.

    Pisz w notatniku (WorPad) i kopiuj do formularza blogu. W razie czego będziesz miał do czego wrócić.

  14. Stan napisał(a):

    Panie Waldemarze,

    zarówno w roku 2005, jak i 2007 głosowałem za „mniejszym złem”.
    Po tych wcześniejszych wyborach czułem bród na rękach i myłem je częściej niż należy.
    Polacy mają problem z jakośćią elit politycznych i jest on znacznie głębszy niż tzw. niezależni publicysći piszą, bo nie ogranicza się tylko do zmiany przepisów w ordynacji wyborczej czy konstytucji.

  15. soulgarden napisał(a):

    Michnik chyba nie reklamował w organie swojego wystąpienia na UW? Bardzo sprytnie dobrany temat „Pochwała niedoskonałości”. Może Michnik jest jednocześnie postsolidarnościowcem, postkomunistą i postnazistą w różnych płaszczyznach i sensach, ale czy to wystarcza motywacyjnie do określenia takiego dawnych partii „osi”? Postsolidarnościową nazywa Michnik PIS choć to ma chyba zdyskredytować postsolidarnościowość. Postkomunistyczną partią nie jest ta, której założenia programowo – założeniowe, statuty itp nie są żadną formą kontynuacji filozofii partii czasu „komuny”. Człowiek, którego organu polityczna linia jest refugium dla SLD i LID gdyż wszystkich innych tępi w różnych stopniach nie powinien używać argumentu, który jako epitet powinien być zarezerwowany dla tych, których półjawną dumą jest bycie oficjalną ochronką. Nawet jeśli S-brona jest niewiele mniej zaubeczona od SLD to jednak nie należy używać argumentu postkomunizmu tak totalnie instrumentalnie głaszcząc „postkomunistyczność” jako akceptowalny pomysł tzn pomysł oficjalnej ochronki. Najbardziej jednak przemyślanie inteligentnie nienawistnym jest realizowania programu roztarcia na pył partii mających elementy zbierzne z faszyzmem przez samą niesprzeczność. Np to, że dostrzega się zagadnienie wpływu krwi na postrzeganie interesu narodowego to jest dopuszczalne choć nie nowoczesne. Przeraża ten zmysł socjoinżynieryjny tego żydokomunisty solidarnościowego-obrotowego. Obrotowość oznacza tu pojęcie Solidarności jako łódki, która kiedyś była potrzebna. Ale wyrafinowanie stojące za ukrywaniem się za pochwałą niedoskonałości jest użekające. Zapewne niedługo spłodzi tekst konceptualnie szerszy i wyczerpujący zagadnienie ominięcia specyfiki rozliczenia z przeszłością. Bo pod tym kontem przecwany supergracz pewnie postsolidarnościowość głównie omijał.

  16. soulgarden napisał(a):

    http://maryla.salon24.pl/.....index.html

  17. jasnaanielka napisał(a):

    Andrzeju! dzięki za wskazanie artykułu o elektrowniach wiatrowych. Bardzo mnie ten problem zainteresował i zaraz się zabiorę za lekturę.
    Lubię mieć – choćby blade pojęcie o istocie rzeczy, jeśli mnie zainteresowała.

  18. Paweł Luboński napisał(a):

    Mawar:
    .
    „Jugosławia. Nawet jeśli gdzies te pojedyncze czołgi lokalnie dotarły (co prawda słysze o tym po raz pierwszy), to nie miało to zadnego realnego znaczenia.”
    .
    To nie były pojedyncze czołgi. Dziwne, że o tym nie słyszałeś. Jesienią 1944 roku 3 Front Ukraiński marszałka Tołbuchina w szeroko zakrojonej operacji okrążył, szturmował i zdobył Belgrad, zresztą współdziałając przy tym z oddziałami Tito.
    Swoboda ruchów, na jaką mógł sobie po wojnie pozwolić Tito, nie wynikała z tego, że „czołgi nie dotarły”, tylko z tego, że w Jugosławii, w przeciwieństwie do innych krajów środkowo-wschodniej Europy, komuniści byli pod koniec wojny rzeczywiście dominującą siłą polityczną i militarną. Tito nie musiał opierać się na Sowietach ze strachu przez własnym narodem.

  19. Zofia napisał(a):

    Mawar,
    nie analizowałam przecież taktyki prowadzonych działań wojennych, ani jakości dowodzenia wojskami rosyjskimi – ale straty.
    Przy okazji zwracam Ci też uwagę że Rosjanie prowadzili b. ciężkie walki w bardzo ciężkich warunkach i jak raczyłeś zauważyć z lichym wyposażeniem wojskowym, bo tylko taki mieli. I zwyciężyli.
    I to jest fakt.
    Tak samo, faktem jest – że doskonale wyposażona i wyszkolona armia ze znakomitym dowództwem dostała w tyłek pod Stalingradem.
    To tej armii sztandary legły u stóp Kremla w maju 1945 roku.
    I to jest to armia, do której w finale wojny werbowano bez mała dzieci w roli mięsa armatniego.
    ***
    Mawar,
    spróbuj na te wojnę spojrzeć nieco z dystansu, bez emocji i tej antyrosyjskiej fobii.
    Traktowanie historii z pozycji – „ja bym to zrobił inaczej”, ” co byłoby, gdyby” – jest nonsensowne.
    To trudne, bo w tej wojnie byliśmy w gronie najbardziej poszkodowanych i mamy pretensje do aliantów za PRL, ale przyzwoitość nakazuje szanować poległych, wśród których są przecież polscy żołnierze, którzy szli w tej wojnie ramię w ramię z Rosjanami do Berlina i nie postponować ich śmierci.
    Ich śmierć wyzwoliła nas z nazizmu.
    Pamiętaj, że na Reichstagu powieszono obok rosyjskiej flagi także polską, biało-czerwoną.
    Tej flagi nie należy się wstydzić, lecz ją szanować.
    Polacy okupili ją morzem krwi, zabitych i rannych, przeszli jeden z najcięższych szlaków bojowych, ale od zwycięstwa do zwycięstwa, aż doszli do Berlina.
    To nie elegancja armia Andersa z wodewilem i panią przyszłą Anders w roli szansonistki, która w 1942 r najpierw nie wsparła Rosjan w walkach z niemiecką ofensywą na Kaukazie i pod Stalingradem a potem za zgodą Stalina wymaszerowała się do Iranu, gdzie …ochraniała cele strategiczne.
    Anders wyprowadził z Rosji 41 tys. żołnierzy i 74 tys. cywili – polskich obywateli różnych narodowości: Polaków, Żydów, Białorusióow itp). Jedyna prawdziwą bitwę ta armia stoczyła jako II Korpus Polski pod Monte Casino (900 zabitych i 3 tys. rannych).
    Więc gdzie tak na serio najliczniej brali udział w wojnie z Niemcami polscy żołnierze, gdzie najbardziej przelewali krew?

  20. Bernard napisał(a):

    mw
    ten czynnik społeczny (partyjny jak mniemam) to właśnie owa hołota ustroju.
    .
    Stan
    ten sam wesołek z Polsatu kiedyś, a TVNu teraz, a kiedyś z Trójki (pogoniony za wątpliwości co do etyki).
    .
    jasnaanielko
    żyć beze mnie nie możesz. Przypominam, że to ty zarzucałaś mi kłamstwo i rozpisywałaś się o tym, że widzisz Żyda na zdjęciu, a potem nie potrafiłaś się z tego wycofać.
    .
    pozdrawiam
    Bernard

  21. Bernard napisał(a):

    W SE „Mój 13 grudnia” Donalda Tuska.
    .
    Malownicza historia, szkoda, że umiarkowanie związana z faktami.
    .
    Przypominam, że 13 grudnia w Stoczni było nudno, więc Donald poszedł z do kolegi robić to co lubił najbardziej – czyli walić wódę. Pochlali się chłopaki zdrowo.
    .
    Tusk nie był aresztowany, ani internowany. Włos z głowy nie spadł. Jeżeli Lech Kaczyński był działaczem drugiego szeregu, to Donald chyba piątego.
    .
    Jak podała Rzepa: „Z katalogu IPN wynika, że Tusk był objęty sprawą prowadzoną przez Prokuraturę Wojewódzką w Gdańsku w 1983 r., która dotyczyła uczestnictwa w „tajnej organizacji o charakterze antypaństwowym”. ”
    .
    Czyli zainteresowano sie Donaldem dopierow roku 1983. To chyba przykrość – nie zaproponowano mu więc nawet lojalki do podpisania…
    .
    SE: http://www.se.com.pl/se/index.jsp?place=mainLead&news_cat_id=1585&news_id=175989&scroll_article_id=175989&layout=1&page=text&list_position=1
    .
    Apoteoza ściemy: http://bernardo.salon24.p.....index.html
    .
    pozdrawiam
    Bernard

  22. Paweł Luboński napisał(a):

    Zofia:
    .
    „Więc gdzie tak na serio najliczniej brali udział w wojnie z Niemcami polscy żołnierze, gdzie najbardziej przelewali krew?”
    .
    Wybacz, ale taka licytacja na litry przelanej krwi jest cokolwiek niesmaczna. Żołnierze wszystkich polskich armii chcieli po prostu walczyć za ojczyznę i wszystkich używano jako argumentu w przetargach politycznych. Pisząc o armii Andersa, która „nie wsparła Rosjan w walkach pod Stalingradem” wpisujesz się nieomal w tony sowieckiej propagandy tamtego czasu, która mówiła o Polakach, co to wojny się zlękli i pojechali do Persji na banany. W istocie Stalinowi było jak najbardziej na rękę pozbycie się ich ze swojego terenu. Wcześniej miał nadzieję, że zyska po prostu sporą liczbę dobrych żołnierzy do dowolnego wykorzystania, ale polskie władze nie zgodziły się na rzucanie na front pojedynczych dywizji, które rozpuściłyby się w masie Armii Czerwonej i dla sprawy polskiej byłyby stracone.
    Monte Cassino nie było „jedyną prawdziwą bitwą” II Korpusu. Korpus walczył później pod Ankoną, na linii Gotów, pod Bolonią. Również z niemałymi stratami. Warto sprawdzić, zanim sięcoś napisze.

  23. Bernard napisał(a):

    13 grudnia – pamiętamy
    .
    http://bernardo.salon24.pl/51742,index.html
    .
    http://img509.imageshack.us/img509/4060/p11407422ru0.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/7453/p11408182uj2.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/6338/p11407862cz0.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/7250/p11407322jh4.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/5232/p11407522ue9.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/9054/p11407742mh2.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/9013/p11407182ke7.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/6839/p11407772cq3.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/3304/p11407572lz9.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/8829/p11408152av7.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/7902/p11407832cl3.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/8503/p11408212jw6.jpg
    http://img509.imageshack.us/img509/5392/p11407992dq1.jpg
    http://img509.imageshack......012oy1.jpg
    .
    pozdrawiam
    Bernard

  24. Zofia napisał(a):

    Pawełku,
    informacje o armii Andersa to akurat nie z rosyjskiej propagandy, tej właściwie prawie nie znam. Albo znam mało. Za to często korzystam z tego co mam po mamie z czasów jej pracy w sztabie Sikorskiego w Londynie. O ile wiem, różne były zdania na temat tej armii i było też mnóstwo kontrowersji. A klimat powiedziałabym, niezbyt przychylny. Mówię o stronie londyńskiej.
    Nie licytuję sie poległymi, ale po prostu wyrażam chęć, by nie traktowano Polaków, którzy walczyli w II wojnie światowej przy boku Rosjan jako gorsze wojsko, tylko dlatego, że los ich rzucił do Ii czy II Armii WP.
    My dzisiaj o polsko-rosyjskich bojach w II wojnie światowej mówimy albo z pogardą do Rosjan, albo z pretensjami albo przemilczamy, gloryfikując armię Andersa a przede wszystkim jego żonę, osobę nader nieciekawą i wcale nie godną takiego prestiżu, jaki się jej serwuje.
    Jeśli dla władz polskich ważniejsza jest jakaś piosenkareczka z wodewilów i szansonistka z teatrzyków armijnych -która była po prostu kochanką gen. Andersa w okresie II wojny światowej, która rozwaliła mu małżeństwo (ożenił się z nią dobre kilka lat …po wojnie) i robi się z niej ikonę walki Polaków tej okrutnej wojny a zapominamy o ludziach którzy przeszli szlak bojowy Lenino-Berlin, to znaczy, że coś z tą świadomością historyczną jest w naszym kraju nie tak.
    Mnie się to po prostu – nie podoba.

  25. maciek g napisał(a):

    jasnaanielko Paweł już odpowiedział ci na temat „rewelacji” o wiatrakach- znów ktoś napisał bzdurę , a ponieważ zainteresowałaś się tematem to pokazuję ci na przykładzie, że dla własnych potrzeb korzystne może być zbudowanie takiej „elektrowni” – oczywiście jak dysponuje się odpowiednim miejscem o dobrych warunkach wiatrowych.
    Aktualnie produkowane są od kilku lat nowej konstrukcji elektrownie wiatrowe o mocy 160 kW typu EW 160-22-30, o średnicy łopat wirnika 22 m i wysokości wieży 30 m, w pełni zautomatyzowane i sterowane komputerowo.
    Można je monitorować na odległość poprzez modem – telefon i komputer. Koszt budowy takiej elektrowni wynosi około 450 tys. złotych.
    Używana taka elektrownia kosztuje 29 000 Eur. tj około 120 000zł
    Czas życia takiej elektrowni to 20 do 25 lat,
    cena dobowa wyprodukowanej energii elektrycznej to szacunkowo 160kw*24h*0.3=1152zł,
    rocznie 414 720 zł (tu zakładam koszt energii dla odbiorcy)
    A wiec po roku wyprodukowana energia amortyzuje koszt budowy, a koszty eksploatacji bieżącej są niskie i wynoszą rzędu 1-2% kosztu budowy.
    *20lat = 8 280 tys zł.
    Oczywiście nie zawsze można uzyskiwać maksymalna możliwą moc i praktycznie ilości produkowanej energii są niższe i mocno zależą od usytuowania elektrowni, a koszty to nie tylko koszt budowy ale i trochę innych których tu nie wymienię. Jednak wychodzi na to, że po paru latach inwestycja może się zamortyzować (oczywiście jeśli wykorzystujemy znaczą część produkowanej energii).
    Duzi producenci energii elektrycznej mogą /a nawet są zobowiązani/ odkupować nadwyżki energii, ale nie płacą dużo. Mimo tak korzystnego szacunkowego wyliczenia,
    na razie jak uczą doświadczenia innych, w Polsce nie daje się zarabiać na elektrowniach wiatrowych, ale to może się zmienić,
    Tyle w temacie wiatraków

  26. Paweł Luboński napisał(a):

    Zofio, nic nie wiem o kochance Andersa. W jaki sposób zrobiono z niej ikonę?
    W „londyńskiej” Polsce rzeczywiście różnie mówiono o armii Andersa, ale to głównie ze względu na napoleońskie ambicje jej dowódcy. Zresztą polskie piekiełko tam w ogóle było niezgorsze, choć dziś się o tym mało pisze. Ale co mają do tego frontowi żołnierze spod Monte Cassino i Ankony?
    .
    „My dzisiaj o polsko-rosyjskich bojach w II wojnie światowej mówimy albo z pogardą do Rosjan, albo z pretensjami albo przemilczamy, gloryfikując armię Andersa.”
    .
    Którzy my? Ja nie. Żołnierzom należy się hołd, ale trzeba też pamiętać, że niezależnie od ich intencji Ludowe Wojsko Polskie było zbrojnym ramieniem narzuconej siłą władzy, a jego dowództwo było kontrolowane i w znacznej części obsadzone przez oficerów sowieckich. To musi rzutować na jego ocenę.

  27. maciek g napisał(a):

    Nie zgadzam sie ze stwierdzeniem, że Rosevelt miał gówno do gadania.
    Miał i to dość dużo, ale jego bardziej interesowała Japonia i Chiny niż Europa, oraz minimalizacja strat amerykańskich. Dlatego też układał się ze Stalinem praktycznie za plecami Churchilla, którego mógł lekceważyć bowiem Anglia popadła w olbrzymią zależność gospodarczą od Ameryki (Churchillowi zależało na Europie bo do niej należała Anglia i zdawał sobie sprawę kim jest Stalin). Faktem jest, że Rosevelt zupełnie nie rozumiał co reprezentuje Stalin i mocno ulegał pro-sovieckiemu lobby (i też był pod wrażeniem sukcesów wojskowych ZSSR) które dominowało wówczas w USA. Dzięki właśnie temu Stalin mógł uzyskać w Jałcie tak korzystne dla siebie warunki. Jasne, że obecność militarna bardzo ułatwiała Stalinowi politykę, ale zawsze tak było i przywódcy alianccy zdawali sobie z tego sprawę- jednak Ameryka z Anglią miała olbrzymią moc militarna i mogła ją wygrywać w sprawie Europy (Stalin był realistą i wiedział kiedy może i na co sobie pozwolić)

  28. Zofia napisał(a):

    Pawełku, nie kojarzysz
    generałowej Anders – nie pamiętasz tych fet u prezydenta Kaczyńskiego, tego zapraszania na defilady itp.
    Przecież to właśnie ona była przez okres II wojny światowej intymną przyjaciółką generała i piosenkarką w teatrach wojskowych. Obnosiła się z tym romansem jak z brylantem na palcach, co w kręgach londyńskich sztabowców budziło dość powszechny niesmak. W samej armii Andersa wśród kadry oficerskiej – także.
    W Londynie miała zakaz wstępu na tzw. „salony” ze względu na obyczaje.
    Wyszła za gen. Andersa, jak pisałam dobre kilka lat po wojnie, teraz uchodzi z szacowną wdowę po wojennym.

  29. W.Kuczyński napisał(a):

    Maciek,
    masz rację, ale pozycja przetargowa Rosevelte i Churchilla była żadna, bo Stalin doskonale wiedział, żę oni nie moga ta swoja sila militarna zagrac przeciwko niemu, bo zmiotłyby ich własne społeczenstwa, zakochane w Stalinie za zmiazdzenie sily ladowej Niemiec i chcace pokoju. I co im tam byla jakas Europa Wschodnia!

    Zofia, dolaczam sie do twojego głosu o Andersowej. jeszcze gorzej bym o niej napisal, zreszta pisalem juz o jej słynnej wypowiedzi w roku 1990, jak to nam nie demokracji potrzeba tylko silnej reki, ze trzeba nas mocno ujac i poprowadzic. Same niecenzuralne słowa cisna mi sie na usta jak to sobie przypominam

  30. W.Kuczyński napisał(a):

    Bernard,
    zadziorna młodość, stado starych narwańców i jeden mądry transparent na końcu. Poza tym, tam chyba były bardziej wyrównane proporcje między przeciwnikami i zwolennikami. Masz pamięc z jednego oka.

  31. Bernard napisał(a):

    Panie Waldemarze,
    muszę rozczarować – proporcje nie były wyrównane, obrońców generała była garstka – słabo było widać zza kordonu policji, ale myślę, że maks to 20-30 (albo mniej). Przeciwników generała zaś było kilkuset 200-300 (a może i więcej, tak na oko, bo nie liczyłem).
    .
    Powiem szczerze, że byłem zaskoczony – dużo młodzieży, ale też sporo osób starszych – kobiety ze swiecami >= 60 lat. Zdjęć wrzuciłem tylko kilka.
    .
    pozdrawiam
    Bernard

  32. Bars napisał(a):

    Drogi Głosie,
    jak to miło z Twojej strony, że się odezwałeś. Mój problem polega na tym, że lubiąc ludzi w ogóle, stosunkowo łatwo i szybko się z nimi zżywam, więc kiedy znikają niespodziewanie robi mi się smutno i ogarnia mnie niepokój. Okazało się, że ta właściwośc dotyczy także blogu. Przez dwie doby byłam odcięta od komputera, oczywiście dzięki potomkowi. Pomimo moich przyjaznych starań, a może właśnie dzięki nim, bo jak sądzę uznał je za moją kapitulację, zaczął się zachowywac skandalicznie – dowiedziałam się od niego różnych „miłych” rzeczy, między innymi tego, że jestem idiotką. Jestem 100% zodiakalną wagą z jej potrzebą współpracy, harmonii i skłonnością do kompromisu, więc natychmiast wycofałam się z tej konfrontacji, ale zdenerwowałam się strasznie. Moje uszkodzone serce zareagowało natychmiast migotaniem i trzepoce się tak już trzecią dobę. Jest literalnie wszędzie, nawet w opuszkach palców. Pisałeś kiedyś, że jesteś ciekaw, czy odspawam potomka od PC i zawłaszczę komputer dla siebie. Otóż nie mam takiego zamiaru. Ja po prostu przestałam płacic za telefon i neostradę i czekam na odcięcie tego medium. Umowę mam podpisaną do końca przyszłego roku i powiedziano mi, że nie ma takiego sposobu na zawieszenie działania neostrady, którego potomek nie mógłby obejśc. Zobaczę jak zareaguje, może wreszcie pójdzie do pracy, lub wróci na studia. Utrzymując nic nie robiącego starego konia tylko go deprawuję. Robi się z niego socjopata.

    Pewne rzeczy można jednak pogodzic, szczególnie jeśli się ma, tak jak ja, podzielną uwagę. Czytając słucham muzyki, oglądając TV rozwiązuję krzyżówki (jolki, jako antidotum przeciw Alzheimerowi, który mi raczej nie grozi, bo jestem nałogowym palaczem codziennie rzucającym palenie), albo zajmuję się jakąś pracą – inaczej bym tego nie zniosła. Nawet rozmawiając przez telefon robię coś dodatkowego – np. tę rymowankę, która zrobiła taką karierę, że znalazła się w ZAiKS-ie, napisałam gaworząc z koleżanką. Nawiasem mówiąc, te rymowanki, to takie „malowanie słowem”. Powinnam to robic pędzlem, farbami, węglem itd. bo przecież uczono mnie tego na studiach, ale po pierwsze – tak wysoko ustawiłam sobie poprzeczkę, że nigdy nie jestem zadowolona z tego co robię, a po drugie jest potem tyle sprzątania, no i trzeba dopucowac zielone włosy i fioletowo-niebieski nos. Poezja, no cóż, wycisza mnie znakomicie, więc czytam ją codziennie z nadzieją, często płonną, na sen. Ostatnio jest to Heine – „Wiersze o morzu” w tłumaczeniu Stillera, lub wiersze poetów rosyjskich ze zbioru tłumaczeń p. Woroszylskiego „Moi Moskale” – to nowośc, którą Ci bardzo polecam. Wart polecenia jest też duży zbiór wierszy Barańczaka, także wydany ostatnio – ten człowiek jest dla mnie przede wszystkim genialnym tłumaczem, ale i poeta z niego dobry i ciekawy. Moja księgarnia nie ryzykuje pozycji, które nie idą jak bułeczki, więc takie książki trzeba w niej zamawiac. Właśnie czekam na kolejną nowośc : „Drogą wszystkiej ziemi”- Achmatowej, pod red. Pomorskiego, który uchodzi za tłumacza kongenialnego (wyd. Open)

    A poza tym, wiadomo, że opera i balet, to najlepiej w Teatrze Wielkim, koncerty symfoniczne w Filharmonii Narodowej, malarstwo itp. w muzeach i galeriach, ale mnie rzadko udaje się taki wypad, a ceny biletów chocby w Operze są rujnujące. Kiedy mieszkałam w Wiedniu miałam to wszystko za darmo, dzięki sympatii ówczesnego dyrektora teatrów wiedeńskich i przyjażni jaką obdarzyła mnie pani MC, pierwszy sopran tamtajszej opery. Móc obejrzec spektakle Wiener Festwochen czy byc na światowej prapremierze „Odwiedzin starszej pani” von Einhem’a to niezapomniane przeżycie. Opera wiedeńska ma w sezonie w programie ok.40-tu oper. Przy niej repertuar opery w-wskiej wygląda nader skromnie.

    Ja GW i Politykę prenumeruję (teczka) od bardzo dawna. Do zeszłego roku przychodził także „Der Spiegel”, ale zrezygnowałam z niego, bo jest w internecie, a zaoszczędzone na tym pieniądze wydaję na książki. Resztę prasy mam w sieci – to mi wystarcza.

    Oczywiście nie możesz zaniedbywac Roberta Frosta! Czy zauważyłeś, że Frost, nomen omen, napisał wiele pięknych wierszy o mrozie i zimie i chyba lubił ten temat? ;-) A całkiem serio – ten wiersz jest wspaniały w swojej prostocie, ale jego konstrukcja jest prosta tylko z pozoru. Czy zwróciłeś uwagę na rymy, na to jak wspaniale, jak misternie się przeplatają? Gdzieś w latach 90-tych wydano spory zbiór wierszy Frosta. Mam go, ale tkwi w którejś z licznych nierozpakowanych paczek. Czy ten wiersz był w ogóle tłumaczony na język polski, tego nie wiem, ale jestem pewna, że Barańczak zrobiłby to jak zwykle znakomicie, tym bardziej, że już zajmował się Frostem. Tymczasem zanim weźmie się za niego prawdziwie utalentowany tłumacz i poeta, sama pozwoliłam sobie na to świętokradztwo. Zajęło mi to ok. godziny, więcej czasu nie miałam, ale było świetną zabawą, czymś pomiędzy zadaniem matematycznym a anagramową jolką, ale przesyconymi wzruszeniem. Już mam kilka wersji, które muszą się „ucukrowac”, ale widzę, że utrzymanie reżimu 8-iozgłoskowego wersu i tych misternie zakręconych rymów będzie niezmiernie trudne. Ta moja wersja, bardzo niestety kostropata, to mój rewanż dla Ciebie za „STOPPING BY THE WOODS ON A SNOWY EVENING” i jeśli pozwolisz, także podarunek dla Jasnej Anielki i Torlina, którzy o ile pamiętam, nie znają angielskiego.

    „Wieczorny popas w ośnieżonych lasach”
    Czyje to lasy – zdradzę ci –
    Właściciel mieszka w tamtej wsi;
    On nie wypatrzy tutaj mnie
    W tych lasach zanurzonych w śnieg.
    Mój koń zdrożony tuli uszy
    Dziwi go popas w leśnej głuszy
    Gdzie zmarzłe stawy, lasy wokół
    W ten najciemniejszy wieczór w roku.
    Potrząsa więc dzwonkami szleji
    Jakby chciał spytac co się dzieje.
    Jedyne dźwięki jakie słyszy
    To wiatr i śniegu szmer wśród ciszy.
    Mroczne głębokie piękne lasy.
    Lecz obiecałem – pora wstac i
    Mil wiele przebyc by pójśc spac.
    Szmat drogi przebyc by iśc spac.

    Pozdrawiam
    Bars.

  33. dark side napisał(a):

    Drogi Mawarze ,
    niechetnie ciagna dalej watek przedsiebiorczo-ekonomiczny, bo nie jestem ekonomista. Ty najwyrazniej tez nie. Zdaje sie, ze Twoja domena jest historia i na tym polu Twoje komentarze wiele wnosza do dyskusji.
    Jednak nie moge pozostawic Twoich przemyslen ekonomicznych bez komentarza. Na obrone swoich racji wypowiadania sie w temacie moge powiedziec tyle, ze interesuje mnie rynek kapitalowy- sledze kursy walut, trendy na gieldach swiatowych, ceny surowcow i rynek nieruchomosci i umiem powiazac zmiany na tych rynkach z niektorymi wydarzeniami politycznymi. Oczywiscie dla bezpieczenstwa wlasnych pieniedzy korzystam z uslug doradcy finansowego, ktorego wiedza i doswiadczenie znacznie przekracza moja, a ktory jest dla mnie skarbnica wiedzy w tym zakresie.
    Dlatego jestem bolesnie swiadoma, ze zeby wlasciwie interpretowac wskazniki ekonomiczne trzeba miec wiedze ekonomiczna. Ekonomia nie jest bowiem nauka scisla. Historyk czy urbanista rownie dobrze moze interpretowc sobie zdjecia roentgenowskie. z takim samym skutkiem dla pacjenta.
    Z Toba jednak zaczac trzeba jak widze od podstaw.
    „Pisząc “przedsiebiorca” miałem na mysli przedsiebiorcę, nie szemranego typka, który dobrze pływa jedynie w metnej wodzie.”
    Mawar, przedsiebiorca to nie harcerz salutujacy rano przed flaga narodowa, nie pracuje na rzecz panstwa i najczesciej nie panstwo mu placi. Przedsiebiorca ma zarabiac pieniadze.
    Panstwo jest najwiekszym wrogiem przedsiebiorcy w zarabianiu pieniedzy- wprowadza ograniczenia: podatki, koncesje, ochrona srodowiska, kontrole, zusy itd. Panstwo to pijawka, ktora utrzymuje sie z pieniedzy wytworzonych przez przedsiebiorce, nie moze jednak sobie pozwolic na to, by przedsiebiorce wyssac do konca, bo zostanie bez zywiciela.
    Ten balans- ile mozna wziasc by przedsiebiorcy sie jeszcze oplacalo – jest polem zmagan miedzy przedsiebiorca a panstwem. Panstwo ma w tej grze wiekszosc atutow w rekawie: aparat administracyjny, kontrole skarbowe i policje polityczne.
    Prawem, ale i moralnym obowiazkiem przedsiebiorcy jest unikanie podatkow i wszelkich innych kosztow i haraczy. W krajach praworzadnych przedsiebiorca potraktowany nieuczciwie przez machine biurokratyczna, nieuczciwa konkurencje itd. moze isc do sadu i walczyc o odszkodowanie. W krajach aspirujacych do miana praworzadnych (jak Polska), gdzie sady nie dzialaja, a biurokracja jest bezkarna przedsiebiorca jest zdany na wlasna inteligencje i pomyslowosc i kontakty. Bo tu chodzi o jego przetrwanie.Zmagania z panstwem, to walka o byt w czystej postaci. Jesli stan nierownowagi miedzy panstwem a biznesem utrzymuje sie dlugo (jak w panstwach totalitarnych) nieuchronnie doprowadza to do demoralizacji biznesu i korupcji.
    Zeby odwrocic sytuacje oprocz aparatow represji -kolejnych sluzb antykorupcyjnych konieczna jest zmiana przepisow- przedsiebiorca nie moze tracic 90% sil i srodkow na zmagania z ta piekielna machina , bo w iekszosc wybierze droge na skroty.
    Pis nie zrobil nic w tym kierunku, pogorszyl jedynie sytuacje upolityczniajac prokurature i wprowadzajac tradycje linczu medialnego. W dodatku kaczynski wprowadzil atmosfere niepewnosci swoimi nieprzemyslanymi wypowiedziami, z ktorych wynikalo, ze kazdy przedsiebiorca poprzedniego okresu to zlodziej i bandyta, ktorego nalezy przyskrzynic.
    Polska jest krajem wielkich mozliwosci, wiele firm wchodzi na nasz rynek nawet mimo ryzyka, podobnie jak na rynek rosyjski, czy rynki afrykanskie- nie oznacza to jednak, ze te rynki sa stabilne, a sytuacja przedsiebiorcow wspaniala. Ryzyko jest wpisane w dzialalnosc przedsiebiorcza, a najlepsze interesy jak wiadomo robi sie, tam, gdzie sytuacja nie jest stabilna. Na rynkach ustabilizowanych mozna liczyc na niewielkie zyski, a przy tym konkurencja jest mordercza.

  34. Bars napisał(a):

    A ja jak zwykle nie na temat, bo wrzuciłam tylko odpowiedź na post Głosa z 11-XII, wklejając tekst z note-booka i nie czytając uprzednio bloga. A tu temat bardzo mnie interesujący, czyli alternatywne źródła energii. Warto ten temat rozwinąc szerzej – same elektrownie wiatrowe to ułamek zagadnienia9. Ja niestety znikam – oddaję PC potomkowi. Pozdrawiam

  35. Lex napisał(a):

    Nieco spóźniony odpowiadam ( dot. moich wpisów w sprawie
    B. Blidy ).
    Mawarze, jeżeli już się powołuję na wypowiedź to albo ją cytuję albo przed przytoczeniem dokładnie czytam kto i co zacz.
    W swoim komentarzu powołałem się na wypowiedź pani prokurator Marty Dybek, rzeczniczki Prokuratury Okręgowej w Katowicach, która stwierdziła ( za Gazetą Wyborczą z12.12. br, str 9): –
    ” Uznaliśmy, że nie ma podstaw do wniesienia przeciwko nim aktu oskarżenia…”.
    Wypowiedzi Z. Baranowskiego rzeczywiście nie znałem. Z tego co wiem nie jest on prawnikiem, – to raz. Po drugie w swojej sprawie może mówić co chce, bez silenia się na precyzję wypowiedzi. O pani prokurator tego raczej powiedzieć nie można. Kobieta wie co mówi.
    Chociaż, wyjaśnienie spraw nie dających się logicznie wyjaśnić i prokuratorowi może sprawić trudności ( to w nawiązaniu do jej stwierdzenia, że w kwietniu były podstawy do zatrzymania B. Blidy, a w grudniu już nie).
    *
    PS. A już nazywanie Z. Baranowskiego, byłego Prezesa Rudzkiej Spółki Węglowej „prostym gościem” to chyba jakiś „dżołk” jak pisze Bernard. A kłamać umie każdy.
    Mam palcem wskazać ?

  36. dark side napisał(a):

    Bars,
    Piekne tlumaczenie :)
    Anielko,
    Jak najbardziej popieram wykorzystywanie alternatywnych zrodel energii. Zwlaszcza tych odnawialnych.To zreszta bardzo medialny temat, dziwie sie, ze u nas tak malo sie o tym mowi i pisze, tak, ze wielu ludzi wciaz uwaza alternatywne zrodla energii za egzotyke. Przeciez w innych krajach wiele gospodarstw domowych instaluje sobie kolektory sloneczne do podgrzewania wody. Sa niewielkie, malo awaryjne i zwracaja sie po kilku latach uzytkowania. Polska tez lezy w strefie klimatycznej, w ktorej oplaca sie instalacja kolektorow. Nie beda one na tyle wydajne, zeby wytworzyc cala potrzebna domowi energie, ale do podgrzewania wody sa swietne. Niemal rownie popularne sa pompy ciepla, choc mniej oplacalne. Rynek zdobywaja tez kotly na biopaliwa- najpopularniejsza roslina wykorzystywana do wytwarzania energii jest elefant grass- ma ponoc najwiecej metanu ze znanych roslin. u nas chyba nie rosnie, ale mamy za to rzepak.
    Poza tym najwiekszy nacisk kladziony jest na oszczedzanie energii. Straty ciepla mozna zminimalizowac nawet do 0. Izolacja scian, okien i tzw. miejsc trudnych w budynku (tarasy,balkony) jest juz wymogiem prawnym. systemy wentylacji zapobiegajace stratom ciepla (od 65%do 100% odzyskiwanego ciepla) maja byc standardem od przyszlego roku zgodnie z normami europejskimi,od 2006 sa rekomendowane . Dobry system wentylacji elektrycznej (nie mylic z klima) jest w stanie utrzymac w domu temperature ok. 20 stc nawet przy 0 st na zewnatrz, zapewniajac rownomierny naplyw swiezego powietrza, dziala tez jak odkurzacz- filtruje kurz i alergeny.

  37. dark side napisał(a):

    Powinnam pisac wentylacji mechanicznej (w opozycji do grawitacyjnej), nie elektrycznej. Przepraszam za blad.

  38. głos zwykły napisał(a):

    Droga Bars,
    Właśnie do ręki wziąłem książkę pt. „o jedenastej powiada aktor sztuka jest skończona „Stanisława Mackiewicza-Cata” – i naszła mnie refleksja – z jaką swadą pisał autor o polityce dwudziestolecia międzywojennego i czasach wojny. Na każdej stronie jest COŚ i dla zwierzęcia politycznego i wielbiciela prozy jak np. „Stresemann umarł…I oto przyszedł ten kto inny. Nazywał się Adolf Hitler”. Myślę, że p. Waldemar Kuczyński mógłby prowadzić fascynującą dyskusję na blogu Stanisława Mackiewiczem-Cata, gdyby jakimś cudem mógł tenże autor – pisać blog o czasach dzisiejszych. Ale nie może, bowiem wybiła godzina. Godzina bije na ludzi i na narody. Mam wrażenie, że pomimo niekiedy znakomitego towarzystwa, nie potrafiliśmy nawiązać właściwego dialogu z gospodarzem. Dla mnie dyskusja która kręci się wokół insynuacji jest wielce deprymująca. Pomyślałem wiec, że pora znikać, skoro przedstawiłem swój pogląd na wyższość demokracji złej i brudnej nad kaczyzmem. Myślę, że była to decyzja słuszna, bowiem jak na razie nie mam potrzeby, pisać cokolwiek na tematy społeczne, bądź polityczne, a nawet z spraw historii politycznej. Czas odpocząć. W samy środku zamętu Kaczyzmem, czytałem jak jeden po drugim z redaktorów Tygodnika Powszechnego z niechęcią deklarowali konieczność omawiania wypowiedzi naszych polityków w polskim sejmie i rządzie. W istocie rzeczy prezentują oni gremialnie żenujący poziom. Pod tym względem żadna z partii za bardzo się od siebie nie różni, a wszystkie razem nie odbiegają od przeoranej sloganami i komunałami umysłowości PRL działaczy PZPR, może dlatego dyskusja o elektrowniach wiatrowych wydaje ci się tak pociągająca… Dzisiaj jest 13 grudnia, a gospodarz nie dokonał okolicznościowego wpisu np. o www IPN stan wojenny! Dla mnie po 13 grudnia świat się nie zawalił, przeciwnie – kiedy jeszcze większość dysydentów siedziała w pierdlu, codziennie sobie chodziłem do teatru i opery oraz filharmonii, a resztą czasu spędzałem w bibliotece. Po kilku latach takiego oderwania trafiłem na jakiś koncert-kabareton w Sali Kongresowej największych gwiazd polskiej rozrywki i setnie się zanudziłem. Należy współczuć młodym pokoleniom stołecznym, że wysoka kultura stała się dla taka droga, że ich na to nie stać. TV i Majewski Show jest większym koszmarem niż „tu mówi jedynka” z czasów rozkwitu PRL. A jak wspomniałem wcześniej współczesne sylwetki polityków i z konieczności ich nawet najwspanialsze omówienia, to jednak marna rozrywka. Czas więc wracać do tego co dobre, bez względu na czas i reżim polityczny. Podzielam twoją opinię o Barańczaku – przepadam za jego przekładami Szekspira. Niestety nie wszystko da się przetłumaczyć, stąd też najlepiej znać kilka języków dostatecznie dobrze, aby czytać poezję i prozę. Prozy rosyjskiej przecież nie da się przetłumaczyć na polski w sposób zadowalający, bez utraty niezwykłego kolorytu tych dzieł, wynikającego z samego piękna języka rosyjskiego. Gdzie nam do takiej mowy! O, w tym to oni są od wieków wielkim i niepokonanym jak dotąd mocarstwem. Co do zaś wiersza Roberta Frosta “STOPPING BY THE WOODS ON A SNOWY EVENING”, to bardzo ci dziękuje za przekład, ale będziesz musiała chyba próbować jeszcze wiele godzin wydobyć ten koloryt. Nakreślić właściwe Wędrowca, który zatrzymał się z dala od zabudowań w śnieżną i ciemną noc. On patrzy i czuje tak bardzo tą noc i ten krajobraz, że odległość pomiędzy najbliższymi zabudowaniami a pustką w której się zatrzymał – oddala się niemal w nieskończoność i staje się nie do pokonania. Tak to odczuwam, że ten wiersz jest o głębi odczuwania, a więc, że aktor jest w centrum – a nie krajobraz. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby obietnice które ma dotrzymać dotyczyły jego samego, stąd też, tak sobie to tłumaczę, czeka go wiele mil przed snem, a właściwe przed zaśnięciem na dobre. Myślę wiec, że popularność tego wiersza zasadza się na tym, iż jest to wiersz „drogi”, konceptu nader spłaszczonego przez anglosaską pop-kulturę, który chyba wykoleił i twojego dwumetrowego Potomka, a właściwe Odnogi.

  39. jasnaanielka napisał(a):

    Bars! Serdeczne dzięki za piękny wiersz. Wzruszyłaś mnie, nie zasłużyłam, ale bardzo, bardzo się ucieszyłam. Tłumaczenie, szczególnie poezji jest ogromnym wysiłkiem umysłu i wrażliwości, nie mówiąc już o rozumieniu ducha języka. Pamiętam taki felieton Tuwima, w którym opowiadał o pracy na jednym małym fragmentem wiersza Puszkina. Ile trzeba było prób i podejść, aby oddać pejzaż opisany przez poetę; „U łukomoria dub zielionyj, Złotaja cep’ na dubie tom…” no bo jak oddać to łukomorie? W tłumaczeniu jest; „Na brzegu morza dąb zielony, łańcuch się wije wkoło pnia”… Niestety, lata pracy w dziale handlowym, pisanie korespondencji biurowej nieźle mnie ogłupiło i tępawka mi została. Kiedyś czułam wprost fizycznie, jak głupieję. Ale z czasem przestało boleć. Nie miałam wyjścia. Jednak miłość do poezji mi została, no i miałam przyjaciółkę poetkę, która wyjechała na zawsze tuż po maturze. Nie mogła się pogodzić z rozstaniem z Polską, przecież „ojczyzną jest język i mowa”. Wiele lat pisała – po polsku – piękne, smutne i gorzkie czasami wiersze. Tomik tych wierszy kilkanaście lat po jej śmierci został staraniem jej, żyjącej jeszcze matki wydany w kraju.
    Ale kto dziś czyta wiersze?…

  40. Zofia napisał(a):

    Jasna Anielko,
    ja czytam wiersze….
    I czasem je piszę.

  41. jasnaanielka napisał(a):

    Zofio – wiem. I właściwie jedno, co czuję, jako osobisty żal i pretensje do losu, to właśnie fakt, że nie miałam żadnej możliwości rozwoju i pracy w dziedzinie, którą kochałam, wiem że miałam talent i niestety nie było takiej możliwości, abym robiła to, o czym marzyłam. Urodziłam się nie w porę. Wypędzenie mojego ojca na ziemie odzyskane, odebranie mu całego dorobku życia, skrajna bieda, w jakiej dorastałam ustawiły mnie w pozycji stałej gotowości do pracy, walki o przeżycie, życie i godność. Nigdy nie zniżyłam się do skorzystania z pomocy jakiejkolwiek instytucji socjalnej, ani socjalistycznej, ani kościelnej. Może dlatego tak się skłóciłam swego czasu z Leszkiem Sopot, aż się na mnie obraził śmiertelnie. Bo ja naprawdę tego swojego mieszkania dopracowałam się własnymi siłami, w warunkach, jakie były. I obraźliwe były dla mnie jego słowa, że trzeba się było pewnie z kimś przespać. Świętą Cecylią, to ja nie byłam, ale nigdy nie załatwiłam sobie czegokolwiek takim sposobem. Do dziś pracuję, bo emeryturę mam śmieszną. Urodziłam się nie w porę więc wyleciałam z pracy mając nie całe 55 lat i z bezrobotnej zostałam emerytką. Staż pracy mam więc zbyt mały. Jak długo jednak mam jakie takie zdrowie – zarobię na coś więcej, niż wyglądanie oknem.
    A poezje czytam z wielkim sentymentem i miłością.

Skomentuj