Jestem z Układu


Polityka i zdrowie

Kurtuazja wobec głowy państwa nakazywałaby powiedzieć, że wierzę w dobre intencje prezydenta, który postanowił wtrącić się w konflikt między rządem i lekarzami, że wierzę, iż zależy mu na pacjentach i na dobrym zreformowaniu słuzby zdrowia przez rząd. Otóż nie wierzę. Nie wierzę w to patrząc na dwuletnie sprawowanie urzędu przez Lecha Kaczyńskiego. Nie ma w tym okresie ani jednej ważniejszej decyzji, która nie byłaby podyktowana partyjnym interesem PiS i punktem widzenia jego dominującego brata.Kierując się tym, jedynym dla obecnej prezydentury drogowskazem, Lech Kaczyński milczał przez cały czas trwania konfliktu poprzedniego rządu ze środowiskiem medycznym. Wystąpienie przeciwko bratu nie wchodziło w grę, a stanięcie za nim nie wzmocniłoby pozycji rządu w konflikcie, a jedynie naraziłoby Lecha na kompromitację wśród licznych przecież wyborców tego środowiska. Dlatego prezydent, z czysto politycznego wyrachowania milczał. I dlatego dziś, także z czysto politycznego wyrachowania przestał milczeć. Stoję o zakład, że po wysłuchaniu i przyjęciu, jak zwykle, punktu widzenia szefa PiS. 

Interwencja prezydenta ma jeden cel na względzie dyskredytację rządu i Platformy Obywatelskiej, zniszczenie zaufania do niej, przekonanie wyborców, że 21 października popełnili błąd odbierając władzę bratu prezydenta, a wybierając rząd, który trzeba podpierać, bo sobie nie daje rady. O to tylko chodzi. Jest to wroga wobec rządu ingerencja prezydencka dokładnie zgodna z linią polityczną PiS, którego prezydent jest faktycznym członkiem, a układ prezydencki częścią PiS-owskiego konglomeratu.

Właśnie dlatego, że jest to ingerencja wroga rządowi nie da ona niczego pozytywnego w sprawie głównej, to znaczy w załagodzeniu obecnego konfliktu i w przybliżeniu zgody międzypartyjnej na temat reform służby zdrowia. Raczej warunki rozwiązania obu problemów skomplikuje, a same rozwiązania oddali. Ci, którzy liczą, że coś pozytywnego wyjdzie z wtrącenia się Prezydenta będą rozczarowani. Nie uzyskają od niego niczego natomiast odegrają przepisaną im rolę w spektaklu politycznym mającym na celu zniszczenie rządu zanim jeszcze zaczął rządzić.

Platforma powinna wiedzieć kogo ma naprzeciw siebie. Powinna wiedzieć, że ma nie przeciwnika, lecz zażartego wroga, który zrobi wszystko, żeby wziąć odwet za 21 październik. Dlatego PO powinna dobrze ważyć każdy krok, by nie dawać łatwych pretekstów do ataku. Przykładem było najpierw nierozważne wprowadzenie do porządku obrad Rady Ministrów niedostatecznie przygotowanych projektów zmian w służbie zdrowia, a następnie także nierozważne odwołanie obrad rządu i pokrętne tłumaczenie, że regulamin Rady Ministrów nie pozwalał rzekomo, by nad nimi obradować i wobec tego odbyło się nieformalne zebranie ministrów.

To zamieszanie dało okazję do propagandowego uderzenia, które trwa i jest dla rządu bolesne. Także dlatego, że jak się wydaje rząd nie ma jasnego stanowiska co i w jakiej kolejności robić, gdy chodzi o sytuację w służbie zdrowia. Mamy tam dwa problemy; ostry konflikt płacowy z lekarzami i za chwilę z pielęgniarkami, oraz dokonanie zmian w systemie ochrony zdrowia. Sprawą najważniejszą są zmiany w systemia, ale sprawa pierwszoplanową jest załagodznie konfliktu płacowego, w taki sposób, żeby nie eksplodował za kilka miesięcy falą bankructw szpitali. Jest oczywiste, że zarobki lekarzy, jak i innych grup zawodowych, nie mogą być na poziomie zachodnioeuropejskim, jak długo Polska nie osiągnie poziomu zamożności tamtej części kontynentu, a na razie jesteśmy co najmniej dwie długości do tyłu. Ale te zarobki muszą być wyższe, muszą być podnoszone do jakiejś rozsądnej wysokości dość szybko. Sądzę, że tego nie da się załatwić strategią najpierw uszczelnianie systemu, a potem lepsze zarobki. To musi być załatwiane jednocześnie, także poprzez dodatkowe pieniądze. Nie rozumiem dlaczego PO odrzuca niewielkie współpłacenie za usługi medyczne, choć to pewno problemu pieniędzy nie rozwiązuje, ale go złagodziłoby. Przyjęta strategia rządu  stawia środowiska służby zdrowia w sytuacji niepewności, co do tego kiedy i jaka nastąpi dla nich poprawa. Wobec czego ona nie złagodzi konfliktu płacowego, lecz go zaostrzy z ogromnym ryzykiem, że rząd się o lekarzy i pielęgniarki potknie. 

263 komentarze to “Polityka i zdrowie”

  1. narciarz2 napisał(a):

    Anielko:
    a tak sie przyczepilem. Mam zly dzien. Jestem od rana nie w sosie. Powinienem pekac z radosci, bo wczoraj moje uklady elektroniczne byly pokazywane na tutejszym wydziale fizyki, zas moj student podobno zrobil furore pokazem ich dzialania na spotkaniu kolaboracji (*) w Providence. Powiniem sie cieszyc, ale zamiast tego jakos mi smutno.

    *) Kolaboracja jest brzydkim slowem w Polsce, ale tutaj ma znaczenie pozytywne. Oznacza „grupe naukowcow i inzynierow pracujacych nad wspolnym projektem”.

  2. Stan napisał(a):

    Narciarzu,

    Aspen i Lazurowe Wybrzeże to jak skrajne klawisze boskiego instrumentu jakim jest fortepian. Uczucie jakie ma narciarz na stoku z deskami przypiętymi do butów jest niewyobrażalne dla tych z nizin. Nawet jak na poczatku lat siedemdziesiątych podczas mgły i zadymy na Goryczkowej wykładałem się średnio co 40 metrów, czułem, że to jest to.
    Ostatnia byłem na deskach (na ślizgawce w Sopocie) dwa lata temu.
    Także z innych względów, ograniczyłem się jedynie do „wyczynów” żeglarskich we Wdzydzach i śledzenia procesu inwestycyjnego w Dolnym Sopocie, gdzie (mam taką nadzieję) ulokujesz swoją flotę jachtów, ktore będą zacumowane przy molo i budowanego, w stylu amerykańskim, nowego portu jachtowego.

    Przesyłam pozdrowienia dla Ciebie, naszego strategicznego sojusznika i całej Hameryki.

  3. Stan napisał(a):

    Powinno być: „budowanym … nowym porcie jachtowym”.

  4. narciarz2 napisał(a):

    Uczucie jakie ma narciarz na stoku z deskami przypiętymi do butów jest niewyobrażalne dla tych z nizin.
    To prawda. Trzeba jednak zaznaczyc, ze koniecznym warunkiem naprawde boskich uczuc jest sprawnosc fizyczna i uzycie sprzetu adekwatnie do warunkow i swoich umiejetnosci. Najwieksza przyjemnosc jest wtedy, gdy uda sie gladko i plynnie przejechac po stromym stoku pokrytym muldami, albo przez wezykiem las z choinkami i o zadna nie zaczepic. Tutaj nasuwa mi sie spostrzezenie. Ostatnimi laty przemysl narciarski robi wiele, aby zamienic narciarstwo w jazde po slizgawce. Do tego sluzy wynalazek nart profilowanych, czyli szerokich na obu koncach a waskich w talii. Narty takie byly ostatnio zachwalane w naszej znienawidzonej Gazecie. Moi znajomi takze takie narty zachwalaja, zwlaszcza ci troche starsi ode mnie. Podobno mozna na nich jezdzic bez (zbednego ich zdaniem) zmeczenia. Jest to moze i prawda, jednakze narty profilowane dobrze jezdza po rownym, zas na ogol kiepsko po nierownym. Z tego powodu ostatnimi czasy w osrodkach narciarskich stoki sa gladzone co wieczor, az stana sie idealnie rowne. Jezdzacy po nich narciarze moze sie nie mecza, ale traca najwieksza przyjemnosc, ktora jest stopniowe opanowywanie coraz trudniejszych stokow.

    podczas mgły i zadymy na Goryczkowej wykładałem się średnio co 40 metrów
    Niezapomniane zjazdy, gdy na wasach i brodzie mgla i zadyma stopniowo odklada skorupe sniegu i lodu. W koncu w gory idziemy po to, zeby bylo tak trudno, jak sie da, ale nie az tak trudno, zeby w nich zginac bez sensu. Narciarstwo dostarcza okazji do kontrolowanego ryzyka i do napinania miesni do granic, ale bez przekraczania tych granic. Oczywiscie dla tych, ktorzy to lubia. Istnieja jeszcze narciarze Krupowkowi, ale nie o nich tu mowimy.

  5. narciarz2 napisał(a):

    Stan,
    bardzo dziekuje za pozdrowienia i pozdrawiam nawzajem. Jesli idzie o port jachtowy, to zeglowanie jest moim wyrzutem sumienia. Z jakichs powodow przestalem zeglowac, odkad znalazlem sie na tutejszym wygnaniu.

  6. Zosia napisał(a):

    Ale Wam Chłopaki tych gór zazdroszczę.
    Moje doświadczenia zimowe to saneczkowanie w latach szczenięcych i nędzna próba nauki jazdy na łyżwach, gdy miałam te 20 i kilka lat. Po którymś siadze rozkrocznym na lodzie i pokonaniu lodowiska w szerz, bo wzdłuż to byłby wyczyn olimpijski – złamałam kość ogonową na ostatnim kręgu przed rdzeniem. A że zadka w gips nie dało rady wsadzić miałam 6 tygodni koszmaru, bo chodzić owszem można było, ale siedzieć i leżeć bez silnych środków p/bólowych za żadne skarby. najpierw były blokady nowokainowe w rdzeń, potem inne paskudztwa.
    Odechciało mi mi sie sportów zimowych na mnóstwo lat.
    Najpóźniej w górach byłam na przełomie września i października, w Zakopanem i przetańczyłam praktycznie wszystkie wieczory i prawie noce. W dzień byczyłam się na tarasie w pensjonacie. To czasy świeżo po studiach, więc tez mnóstwo lat temu. Ale na studiach zdeptałam na piechotę Beskid Ślaski i Żywiecki w czasie wakacji.
    No i jeszcze ze w 1986 r jako zaległą podróż poślubną pojechaliśmy z mężem i 3 trzema psami pod Ślęzę. Było uroczo, zwłaszcza jak nocą mąż wpakował sie ładą z przyczepa kempingową w mokre pole buraczane. Po ratunek poszedł w kierunku jakiś świateł, a był to magazyn dynamitu do kopalni z pijanymi w sztok wartownikami. Znalazłam ich rano uśpionych w komplecie, razem z moim ślubnym a magazyn oczywiście otwarty. Wyciąnął nas traktor jakiegoś chłopa, którego znalazłam w okolicy, jak udało mi się doprowadzić średnio wybudzona połowę do przyczepy.
    W sumie marzy mi się taki prawdziwie zimowy urlop w śnieżnych górach, to musi być niesamowicie atrakcyjne, dla takiego cepra jak ja, ale na naukę jazdy na nartach to chyba już zbyt późno…
    Może w przyszłym roku.
    Zauroczyła mnie północna Westfalia, którą w minionym październiku miałam okazję nieco obejrzeć w przelocie z okien samochodu. Chciłlabym tam pojechćc na dłużej.

  7. Zosia napisał(a):

    Jednak ten Jarosław (Kaczyński) to mało inteligentny człowiek.
    inny od razu wiedziałby, ze rozwałkowywanie Palikota, to samobójstwo polityczne:i
    http://wiadomosci.wp.pl/w.....606839.765
    Im więcej Kaczyński będzie zaprzeczał, ze braciszek bez mała abstynent i dziewica nieskalana w trunkach, tym większe będzie domniemanie, że braciszek prezydent ma kłopoty z procentami.
    Wyzywanie od dewiantów Palikota w za postawienie publicznie pytania świadczy o głupocie. Każdy rasowy dziennikarz wie na całym świecie, że nie ma głupich pytań, za to bywają głupie odpowiedzi.
    Każdy kto para się wywiadami o tym doskonale wie.
    Jak widać prezes PiS ma samych idiotów w otoczeniu, że mu takich elementarnych rzeczy nie przypominają.

  8. jasnaanielka napisał(a):

    Wszystkie moje, najwspanialsze wspomnienia urlopowe są związane z górami. Początkowo chodziłam jesienią (latem urlopy przysługiwały matkom i żonom) i wiosną na piesze rajdy. Urlop sobie przedłużałam, bo biorąc 5 dni, byłam w górach 9 dni. Na nartach zaczęłam jeździć dość późno i zaczęłam od złamania ręki w kolejce do wyciągu na Szrenicę. Jednak potem było już fajnie. Polubiłam bardzo jazdę, a znając swoje, niewielkie fizyczne możliwości, postawiłam na przyjemność, nie przejmując się szczególnie stylem. Mój był dowolny i pozbawiony ambicji, jednak dawałam sobie radę w trudnych warunkach. Parę razy pokonałam „ścianę” na Szrenicy i raz Ale nie do zapomnienia „Golgotę” w Szczyrku jednak przyznaję – miałam śmierć w oczach i nie chciałam powtarzać. Moja przewaga nad ambitnymi, wytrenowanymi i naprawdę dobrze jeżdżącymi polegała na tym, że po powrocie na kwaterę oni padali bez życia, a ja robiłam herbatę i kanapki na kolację. Jeździłam równo z nimi, tyle samo i tak samo szybko, ale nie bałam się kompromitacji i stosowałam zarówno ześlizg, jak i ordynarny pług – na wszelki wypadek, aby od koleżanki instruktorki nie dostać kijem, jechałam z tyłu i spotykaliśmy się pod wyciągiem. Miałam z tej jazdy wielką radość i wspominam te czasy z sentymentem. Od kilku już lat narty odstawiłam, bo kręgosłup i kolana wyeliminowały mnie z zawodów.
    Namawiam jednak każdego. Kto nie spróbował, ma czego żałować.
    Nowego typu nart nie zdołałam już testować, tak, jak i jazdy bez kijów. Mnie one bardzo pomagały skręcać a podczas postoju były doskonałą podpórką. Stoki nie były wygłaskane, muldy bywały straszliwe a na trasie wyciągu orczykowego bywały prawie metrowej głębokości doły. Znacznie lepiej trasy wyglądały w Harrachowie, gdzie też lubiliśmy jeździć. No i Zieleniec, gdzie śnieg był, kiedy już nigdzie go nie było. Tak, jak nie było sztucznego naśnieżania. Trzeba było więcej pracować, ale radość z jazdy – ogromna. Narciarzu – bardzo ci tej możliwości uprawiania narciarstwa zazdroszczę. Jak ja bym sobie jeszcze parę razy zjechała ze Skrzycznego, albo Szrenicy!!! Pomarzyć dobra rzecz.
    Dobranoc…

  9. jasnaanielka napisał(a):

    Czyżby jednak pan prezydent, niechcący zresztą, dobrze się przysłużył projektowi ustawy o służbie zdrowia? Projekt, który jako swój autorski przedstawiał prof Religa zawierał bardzo ciekawe fragmenty. A pan profesor znikł jak pani Zyta. Jest materiał do przemyślenia…
    http://www.gazetawyborcza.....47987.html

  10. Bernard napisał(a):

    jasnaanielko,
    nie przypominam sobie, bym obrzucał cie błotem, a ty jak zwykle sie przywalasz. to zwykły trolling. dyskutowałem tu nie raz na ciekawe tematy, a kto kogo tu obrzuca inwektywami, to przeczytaj wpisy pod tym postem p. Kuczyńskiego i znajdź gdzie kogoś z osób tu piszących zaczepiałem jako pierwszy,a następnie znajdź wszystkie inwektywy jakimi zostałem tu obrzucony.
    .
    aaaa i byłbym zapomniał jak idzie ci rozróznianie niebieskookich Żydów. Rocznica Marca blisko – wyrobisz się?

  11. Bernard napisał(a):

    Nieco żartując, a nieco poważnie.
    .

    Panie Waldemarze,
    .
    jak ocenia Pan politykę regionalna rządu Tuska (polityka ta to kasę dostaja słuszni, a niesłuszni won). Jak ocenia Pan szykany – np. szkoły Rydzyka, gdy szuka się wszelkich sposobów, by pozbawic uczelnię dotacji unijnych (szmal będą brali tylko słuszni, a niesłuszni won). Mam wrażenie, że Tusk dla nastrojów antyunijnych robi prawie tyle ile Gross dla rozbudzania nastrojów antysemickich.
    O ile Grossa należy ignorować, i nie podnosić głosów w stylu „a Żydzi też mordowali Polaków, bo Różański, Berman, bo wydawali Polaków NKWD itd”, bo Grossowi właśnie o to chodzi – by skłócić Polaków z Żydami i ogłosić: Patrzcie jaki w Polsce dzisiaj antysemityzam. Przy okazji ma szansę psuć stosunki polsko-izraelskie, (a Polska jest najbardziej proizraelskim krajem w UE). Moim więc zdaniem nie nalezy pozwolić na próby sskłócenia i darować sobie głosy oburzenia na Grossa, pozostawiając je kompetentnym historykom (Gross jak ognia unika dyskusji merytorycznych z historykami, bo jego ksiażka nie wytrzymuje historycznej krytyki), o tyle w przypadku Tuska zarysowuje się polityka dyskryminacyjna Polski Wschodniej i dawnej Galicji, czyli miejsc w których PiS dostał więcej głosów niz PO. Poważny błąd moim zdaniem, bo tak jak antyunijność Lepper została spacyfikowana dotacjami dla rolników, tak antyunijność Rydzyka zostałąby spacyfikowana salami komputerowymi i najbardziej ekologiczną formą energii, czyli geotermią.
    .
    Ciekawy tekst z TVN24. A nie Galicjanie było głosować na PO? Czy gdyby Tusk miał taką władzę jak Gomułka, to wszystkie „moherowe berety” musiałyby wyjechać z Polski?
    .
    „Zaledwie dwa spośród 43 projektów związanych z ochroną środowiska, które miały być finansowane z pieniędzy UE w Małopolsce, znalazły się na nowej liście Ministerstwa Rozwoju Regionalnego – niepokoi się „Gazeta Krakowska”. Oznacza to, że region dostanie ponad miliard euro mniej.
    Z danych, do których dotarła „Gazeta Krakowska” wynika, że województwo Małopolskie może stracić aż 1 mld 30 mln euro unijnych dotacji. Pieniądze z UE dostaną jedynie ci, którzy przygotowują projekty rozbudowy kanalizacji w Nowym Sączu oraz autorzy opracowania dotyczącego gospodarki odpadami komunalnymi w Krakowie. Obie inwestycje w sumie będą kosztować 214 mln euro; 125 mln euro dofinansuje UE.
    .
    Gazeta przypomina, że na liście poprzedniej minister rozwoju regionalnego Grażyny Gęsickiej były aż 43 małopolskie projekty. Ogólna wartość tych inwestycji wynosiła 2 mld 34 mln euro, z czego 1 mld 155 mln euro miała dofinansować Unia.
    .
    Decyzja nowej minister rozwoju regionalnego Elżbiety Bieńkowskiej pozbawiła region niemal tyle samo, ile cała Małopolska dostanie w latach 2007-2013 na regionalny program rozwoju – wylicza „Gazeta Krakowska”.
    .
    pozdrawiam
    Bernard

  12. Lex napisał(a):

    Narciarzowy „prawdziwkowiec” wydaje mi się określeniem całkiem trafionym. Mamy przecież: prawdziwego Polaka, prawdziwego patriotę, prawdziwego katolika i wiele, wiele innych prawdziwych ( wystarczy posłuchać lub poczytać „prawoskrętnych”).
    Facet kub facetka wyposażony w owe „prawdziwe” cechy to „prawdziwkowiec” – bez żadnych wątpliwości.
    PS. Bernard jak chce to potrafi dyskutować rzeczowo i bez wycieczek.
    Ale widocznie bardziej odpowiada mu kostium i rola blogowego zoila.

  13. Stan napisał(a):

    Nigdy tego nie robiłem. Cofnąlem się do poprzednich wpisów i szczegółowo niektóre zlustrowalem. Szczególną uwagą poświęciłem Torlinowi. Chyba założę mu teczkę.

Skomentuj