Wielki Piątek 14.04.2006 Spowiadam Się.
Wielki Piątek, najlepszy czas Wielkanocnej spowiedzi. Katolikiem jestem marnym, prawie nie praktykującym. Zaniedbuję nawet ten podstawowy obowiązek spowiedzi przy konfesjonale „raz około Wielkiejnocy”. Ten zwrot pamiętam jeszcze z czasów kiedy uczyłem się katechizmu do pierwszej komunii, rok był 1948. Najsilniej ulegam misterium Wigilii, ale i Wielkanoc też mnie porusza. Na pewno nie jestem ateistą, ale nie wiem, czy jestem wierzącym. Jeśli się kiedyś dowiem, że jestem to najpewniej uznam, że Stwórca jest jeden, a religie to drogi do niego, lepsze lub gorsze, ale o żadnej nie można powiedzieć, że ta prawdziwa, a wszystkie inne fałszywe. Ukształtowany jestem przez katolicyzm, ale na razie nie wiem czy jestem dziecięciem Bożym. Na pewno jestem dziecięciem Wszechświata, jak my wszyscy na tym Globie. Jest on łaskawy w swej obojętności, bo pozwala mi oglądać swe piękno przez kilkadziesiąt lat, być może to jest też oko przez które on ogląda sam siebie, a potem rozkłada je na czynniki pierwsze, wchłania i tworzy, z naszą pomocą i ochotą, nowe oka. Ale może za tym wszystkim stoi Stwórca, który w mojej imaginacji przybiera postać idealnego Szefa. Jest on władczy, sprawiedliwy, dobrotliwy, wyrozumiały i z poczuciem humoru. Nie wyobrażam sobie Stwórcy bez poczucia humoru. Mój przyjaciel i też szef Tadeusz Mazowiecki, z którym się czasami tym moim wyobrażeniem dzieliłem, powiadał, że jestem najbardziej chrześcijańskim bezbożnikiem jakiego znał.
Nie mogę powiedzieć o sobie, że generalnie miłuję bliźniego swego, jak siebie samego. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że miłuję tak moich najbliższych, a może i jeszcze bardziej, bo jestem człowiekiem rodzinnym, jak nie przymierzając jakiś moherowy słuchacz Radia Maryja. Okolicznością łagodzącą, tej niemożności objęcia miłością wszystkich bliźnich, jest to, że na pewno jestem wolny od nienawiści do kogokolwiek. Czytelnikowi mojej publicystyki, szczególnie tej walczącej może się to wydawać nieszczere, ale jest szczere. Oczywiście potrafię się na bliźniego wściec, za coś co robi, ale nie potrafię trwać w tym, kiedy już przestał to robić. Tak – jestem wściekły na Kaczyńskich, na ich otoczenie (ale już nie na całą partię Prawo i Sprawiedliwość, ona mi nie przeszkadza), za to co robią, za to, że zagrażają mojej wolności. Tak ich odbieram i to nie tylko ja, bardzo wielu, coraz więcej ludzi tak ich postrzega. Dlatego lecą w popularności na łeb na szyję. Ale, jak przestaną zagrażać mojej wolności to z tej wściekłości nic nie zostanie. Nawet gotów jestem ich polubić. To wiem na pewno. Na razie z bliźniaków podoba mi się tylko Pani Maria Kaczyńska, także za tą plastikową torbę wnoszoną do samolotu, a potem za posłanie jej do telewizji Majewskiemu z kanapkami i przestrogą „Proszę nie nakruszyć”. Jej mąż i szwagier nasłali by mu Madame Kruk za dowcipy z Pierwszej Damy. Szkoda, że to nie Pani Maria jest prezydentem.
Więc gdy Kaczory przestaną rozrabiać, to z mojej wściekłości nic nie zostanie. Tak, jak nie zostało we mnie żadnej dawnej wściekłosci do PRL (nawet będę jej bronił przed zafałszowywaniem przez gołowąsów i wścieklików z IPN), do Generała Jaruzelskiego (jego też będę bronił, bo jestem najgłębiej przekonany, że w 1981 roku ocalił wiele ludzkich istnień i dopomógł odzyskać nam wolność, gdy przyszedł na to czas), a nawet, o zgrozo, ale jak spowiedź to spowiedź, także do Jerzego Urbana. Jego nie będę bronił bo on sam się żywi i broni.
Wszystkim wypowiadającym się na tym forum, Pani Katarynie, Panom Romanowi, Konstantemu, Lucjanowi, wszystkim Wam, także nie wymienionym, a także wszystkim gościom, którzy zabłądzą na moją stronę w te wielkanocene dni składam szczere życzenia miłych świąt, łask od Stwórcy, czyli zdrowia i szczęścia. I jeśli komukolwiek sprawiłem przykrość (ale niechcący) to przepraszam i proszę o wybaczenie. Alleluja i do przodu – jak mawia Ksiądz Rydzyk, oby żył długo ale poza Radiem Maryja i telewizją Trwam!
14 kwietnia 2006, o godzinie 12:59
Dziękuję. I wzajemnie życzę spokojnych i radosnych świąt Zmartwychwstania Pańskiego.
Panu, pańskiej Rodzinie oraz wszystkim pańskim Gościom.
14 kwietnia 2006, o godzinie 15:33
Nie będę oryginalny i powtórzę za Panem Romanem:
„Dziękuję. I wzajemnie życzę spokojnych i radosnych świąt Zmartwychwstania Pańskiego.
Panu, pańskiej Rodzinie oraz wszystkim pańskim Gościom.”
PS.
Przedwcześnie się ucieszyłem odnośnie pozostawienia w spokoju o. Rydzyka. Nie był to wprawdzie atak, ale… wyrzucać Go z mediów, które z takim wysiłkiem stworzył, to trochę okrutne… nie sądzi Pan?
15 kwietnia 2006, o godzinie 12:15
http://wiadomosci.onet.pl.....,item.html
Czy Kuczyński z Małżonką zrezygnują z oglądania TVP tak, jak zrezygnowali z „Sukcesu”?
15 kwietnia 2006, o godzinie 12:32
Dziękuję :) Panu również wszystkiego dobrego :)
15 kwietnia 2006, o godzinie 20:21
Ponieważ niepotrzebnie się pospieszyłem i życzenia ściągnąłem od P. Romana, co wydało mi się troszkę prostackie, więc pozwolę sobie jeszcze raz je złożyć Panu i Rodzinie, o troszkę innej treści, chyba bardziej przystającej do tej swoistej spowiedzi powszechnej:
Życzę Państwu,
aby Zmartwychwstały Chrystus
obudził to, co jeszcze uśpione,
ożywił to, co już martwe.
Niech światłość Jego Słowa prowadzi Państwa do wieczności.
Niech Jezus będzie obecny w każdej chwili,
niech prostuje Państwa ścieżki
i będzie Odpowiedzią na każdy problem
i Nadzieją w cierpieniu!
Alleluja!
18 kwietnia 2006, o godzinie 20:13
Boże Narodzenie to święto wesołe.
Choć mierzi czasem zawłaszczenie dla potrzeb komercji symboli, które znaliśmy i kochali w dzieciństwie, to machamy ręką i dzielimy się naszym Bożym Narodzeniem i z tymi, którzy cieszą się Hanuką i z tymi, którzy boją się wyjść poza politycznie poprawne „Wesołych wakacji”. Przystajemy na to, że Santa Clauss buszuje po hipermarketach już w połowie listopada i pełno go jeszcze w ostatnich godzinach Wigilii.
Czas Wielkiej Niedzieli nastraja do refleksji nad sprawami, które na co dzień umykają. Może dlatego, że nawet najzagorzalsi handlerzy nie śmią wykorzystać symboliki Wielkiego Postu, a potem Zmartwychwstania. Choć pewnie znaleźliby się „artyści”, którzy powiesiliby na krzyżu pęto kiełbasy, a dyrektorzy (pardon: menagerowie) placówek sieci nie odmówiliby takiego wystroju sklepu. Nie chwyciłoby chyba…
A może są inne przyczyny?
Czas Wielkiego Tygodnia nastraja do refleksji nad czymś, co ważniejsze od narodzin.
Nad słowem poświęcenie. Na ile nas stać, i co potrafilibyśmy utracić dla sprawy dla nas ważnej?
„Rzadko na moich wargach…”
Jakby zamilkło… Owszem, mówi się o jakichś trudnościach z dopuszczaniem Tego Człowieka do posiedzeń rządu, przypomina się deklaracje senatora – piosenkarza, ktoś wspomina przedwojennego pisarza, ktoś inny dobitnie podkreśla, że właśnie dlatego przeczytał jeszcze raz jego znaną książkę.
Ale zamilkło…
Tak jak zamilkli w ostatnich dniach sierpnia nasi ojcowie, którzy tydzień wcześniej jeszcze wierzyli, że nie oddadzą guzika od munduru…
Nie! Klęski oczywiście nie będzie. Polska będzie sobie istnieć, sprawy będą się toczyć, lekarze przestaną strajkować (albo i nie), może nawet Rosja zniesie embargo na polskie mięso.
Klęski nie będzie. Co najwyżej w salonach wachlarze będą szybciej pracować, a panowie zapalą mocniejsze cygara.
Będzie coś gorszego niż klęska.
Będzie Kompromitacja. Może nie na miarę Quislinga czy Petaina, ale zważywszy, że czasy są mniej drastyczne…
I tu narzuca się pytanie: czy ci, którzy jako jedyni mogą teraz zapobiec kompromitacji, czy są zdolni do poświęcenia?
Czy są zdolni zapłacić wysoką nawet cenę, odrzucając być może pewne zwycięstwo za kilka lub kilkadziesiąt miesięcy?
Wystarczyłoby wstać i powiedzieć:
-Dość! Dla nas są wartości ważniejsze niż nasze ambicje. Będziemy firmować wasz rząd, niezależnie od tego czy i jakie stanowiska w tym rządzie nam dacie – sami nie upomnimy się o żadne. Będziemy o nim mówić „nasz rząd” i nie padnie z naszej strony pod jego adresem słowo krytyki. Będziemy popierać wasze ustawy, niezależnie od tego, jak dalekie będą od naszych przekonań.
Tylko niech Ten Człowiek odejdzie!
19 kwietnia 2006, o godzinie 00:43
Marzenia, Panie Romanie, marzenia.
Pan sądzi, że to tylko urażone ambicje?
Nie będę odkrywczy, jak powiem, że żądza władzy jest silniejsza niż narkotyk.
Czy w dobie globalizmu dobro naszego kraju należy do pryncypiów wszystkich polityków?
Będzie Kompromitacja? Przecież o to właśnie PO chodzi. A gdyby jakimś cudem do niej nie doszło?
Żeby nie było wątpliwości. Nigdy nie byłem zwolennikiem SO.
Czy jest Pan pewien, że Ten Człowiek absolutnie i bezwzględnie musi nas skompromitować?
Przyzna Pan, że Ten Człowiek jest bystry jak mało kto. On naprawdę potrafi uczyć się na błędach. Pan nie zauważył u niego różnicy w prowadzeniu obrad Sejmu dziś i w poprzedniej kadencji?
Zgodzi się Pan, że już drugiej takiej okazji chyba nie będzie miał i on sobie dobrze zdaje z tego sprawę.
Czy słyszał Pan o super-cwaniakach, żeby byli samobójcami? Bo ja nie.
Nie mam powodu do radości, ale tragedii tu nie widzę.
A jak mu żona na Posiedzenie Rady Ministrów przywiezie kruchy chlebek własnego wypieku i powie żeby nie nakruszył, to będziemy mieli „powtórkę z rozrywki”.
k.
19 kwietnia 2006, o godzinie 10:17
Nie miałem na myśli „urażonej ambicji”.
Ten Człowiek jest osądzonym przestępcą. Za wyczyny chuligańskie.
(Przypominam – o czym już zapomniano, że wysypywał nie „niepotrzebnie sprowadzane do kraju zboże”, lecz wysokoglutenową pszenicę, jakiej w Polsce nie ma. Przypominam, że był prowodyrem oćwiczenia człowieka).
Ale nie to jest istotne.
Ten Człowiek jest bystry i cwany, ale nie jest mądrzy.
Tamci też nie byli mądrzy, a tylko cwani.
Ale Tamci Polskę kompromitowali z obcego nadania. Ten okaz jest już własnego chowu.
Marzenia? Niemal w każdym polskim pokoleniu byli ludzie, którzy musieli zrezygnować z marzeń.
Musieli?
Nie! Wiedzieli, że tak trzeba.
Skoro synowie Powstańca Warszawskiego tego nie wiedzą, to może powinien wpaść na to wnuk Żołnierza Wrmachtu…
19 kwietnia 2006, o godzinie 11:01
Panie Romanie,
moim zdaniem poświęcenie przez formację, która nieznacznie przegrała wybory zwoich celów na ołtarzu obrony Ojczyzny przed kompromitacją nie jest zbyt rozsądne. Wyborcy powinni znać siłę swoich kartek i ponosić konsekwencje swoich wyborów. Ta nauka może trwać być może długie lata, tak jak to miało miejsce w dojrzałych obecnie demokracjach, a może nie powieść się wcale – co byłoby tragedią. Nie mniej jednak trzeba ją przeprowadzić. Postępowanie, ktorego jest Pan zwolennikiem zaciemnia rzeczywistość podobnie jak oddawanie głosów jedynie na na partie, które mają szanse w wyborach, co nie daje obrazu rzeczywistych preferencji wyborców. Według Pana wyobrażeń działała poprzednio Unia Wolności. Bradziej cyniczne a mniej ideowe otoczenie polityczne spowodowało jej marginalizację i sta państwa taki, jai mamy
19 kwietnia 2006, o godzinie 15:08
Panie Lucjanie!
W historii każdego państwa lub (i) narodu są „kamienie milowe”. Mądre elity potrafią wyczuć, że zwykły z pozoru kamień jest tym właśnie milowym. Mądre narody odbierają właściwie intencje elit.
Głupie narody przechodzą „lekcję historii”. Pół biedy jeżeli same. Ich elity przechodzą wówczas do lamusa. A bywa, że jeszcze dalej.
A co do Unii Wolności… Moje poglądy na sytuację „tu i teraz” oraz konieczne działanie wypływają raczej z niechęci do tego ugrupowania. Adam M. motyla raczej nie przypomina, ale to jego „machnięcie skrzydełkiem” zawiodło nas tu, gdzie jesteśmy dzisiaj.
19 kwietnia 2006, o godzinie 22:47
Panie Romanie,
i tym właśnie się różnimy. Ja wiem, słyszałem to wiele razy, że UW to etos, styropian i nadmierne poczucie własnej wartości, ale bardzo mi tego brakuje obecnie. Co zostało – taktyczno-operacyjne gierki w płytkiej, mętnej wodzie. Ponadto jestem zwolennikiem determinizmu, także społecznego. Skoro jest jak jest to znaczy że tak być musiało. Niestety wymachiwanie skrzydłami Adama M. nic tu nie mogło zmienić. Ale musi Pan przyznać że to piękny motyl :-)
20 kwietnia 2006, o godzinie 13:24
Wręcz przeciwnie! Wyjątkowo nieciekawy.
Ale słyszę u Pana znajome nutki: „tylko my wiemy co to sa wartości”.
20 kwietnia 2006, o godzinie 19:41
Stanowczo ma Pan za czuły słuch – powiedziałem jedynie, że tych wartości mi brakuje, co można jeszcze zrozumieć, że są one mi bliskie, a nie że tylko ja wiem co to są wartości. Akceptuję fakt, że ktoś wyznaje inne wartości, byle jego wartości nie zasadzały się na ograniczaniu moich.