Niedziela 23.04.2006 r. Gospodarz nad morzem.
Szanowni Goście,
Zostawiam to forum do końca miesiąca do Waszej dyspozycji. Wyjeżdżamy z żoną do Kołobrzegu odetchnąć morskim powietrzem po długiej zimie. Najprawdopodobniej nie będę mógł stamtąd Wam towarzyszyć. Z bywalcami nie ma problemu, bo ich wypowiedzi wchodzą na forum automatycznie. Gorzej z nowymi gośćmi, których głosy będą musiały poczekać do mojego powrotu na wprowadzenie do forum. To jest zabezpieczenie przed spamami i przed wypowiedziami łamiącymi netykietę. Ale proszę się nie zniechęcać, jesteście Państwo bardzo mile tutaj widziani. Więc piszcie i nie posądzajcie mnie o cenzurowanie jeśli swego głosu nie ujrzycie. Pojawi się po naszym powrocie.
Pozdrawiam
Waldemar Kuczyński.
22 kwietnia 2006, o godzinie 20:43
Życzę dobrego odpoczynku i pięknej pogody. No i przede wszystkim odpoczynku od telewizji, prasy i internetu :)
23 kwietnia 2006, o godzinie 12:14
Nie związane z temeatem wpisu.
Jakiś czas temu toczony był spór na tym forum – twierdził Pan że Kaczyński to oszukaniec i tak na prawdę nie chce wyborów, bo gdyby chciał toby rząd podał do dymisji. Moja opinia była taka, że gdyby podał rząd do dymisji to powstałby rząd PO przy poparciu SO, LPR, a może i PSL’u.
I bach – wypowiedź Donalda Tuska – że przychodzili do niego pięć razy dziennie, żeby taki rząd powstał. Potwierdza to moją tezę. Gdyby rząd podał się do dymisji, to Donald ugiąłby się pod presją – wszyscy błagają, to np. Komorowski zostałby premierem, na czas jakiś, żeby ratować kraj itp. dyrdymały…
23 kwietnia 2006, o godzinie 22:00
W rzeczy samej! Powoływanie rządu jest czynnością tak podejrzaną, że należałoby jej natychmiast zakazać. Precz z dyrdymałami! Jednak wobec zdecydowanego świadectwa bliźnich Tusk miał chyba sen jaki złoty.
24 kwietnia 2006, o godzinie 19:39
Siedzę tak sobie, podparłem brodę pięścią i słucham madrych wypowiedzi sędziów profesorów, polityków, dziennikarzy, przypadkowo spotkanych przedstawicieli Studenckiej Telewizyjnej Opinii Publicznej…
I myślę sobie, dlaczego ja, człowiek mówiący po polsku, starający się zawsze pisać poprawnie i w miarę zrozumiale, tak bardzo inaczej rozumiem zapis słynnego już artykułu 17 Konstytucji; zwłaszcza w ustępie 2?
Przypomnę:
Art. 17. 1. W drodze ustawy można tworzyć samorządy zawodowe, reprezentujące osoby wykonujące zawody zaufania publicznego i sprawujące pieczę nad należytym wykonywaniem tych zawodów w granicach interesu publicznego i dla jego ochrony.
2. W drodze ustawy można tworzyć również inne rodzaje samorządu. Samorządy te nie mogą naruszać wolności wykonywania zawodu ani ograniczać wolności podejmowania działalności gospodarczej.
Tak się zastanawiam, czy rozumowanie sędziów TK w „sprawie adwokatury” nie szło przypadkiem następującym tropem:
-Ustęp 2. dopuszcza inne (niż na przykład KRA) rodzaje samorządu i to te inne „nie mogą naruszać wolności wykonywania zawodu ani ograniczać wolności podejmowania działalności gospodarczej”. Natomiast w ustępie 1. jest mowa o „tych właściwych” samorzadach (na przykład KRA), które swobodnie mogą naruszać wolność wykonywania zawodu i ograniczać wolność podejmowania działalności gospodarczej.
Podobno jest taka książka (według niektórych kręgów bardzo niepoprawna politycznie). Pada w niej zdanie:
-Niech mowa wasza będzie: tak-tak, nie-nie.
Politykom już nic nie pomoże, ale sędziom, zwłaszcza Trybunału Konstytucyjnego, zalecałbym już może nie tyle czytanie owej Książki, ale choćby raz w roku przypomnienie sobie tej cytaty.
Nie zaszkodzi, a czasem może pomóc.
25 kwietnia 2006, o godzinie 16:10
Roman,
Co do zasady to artykulu 17 nie powinno byc w konstytucji.
Ale nawet gdy uznac, ze Trybunal broni istniejacej konstytucji a nie tej pozadanej to i tak TK przegial.
1) TK blednie uznal, ze korporacja musza miec „odpowiednio znaczacy wplyw” na egzamin dopuszczajacy do zawodu w ktorym dziala korporacja.
Artykul 17 nie mowi nic o prawie adwokatow do „odpowiednio znaczacego” wplywu na egzamin. To jest interpretacja dokonana przez TK.
Wiele osob jest w sobie w stanie wyobrazic powierzenie adwokatom wystarczajacych narzedzi do ochrony interesu publicznego, a pozbawienie ich decydowania o tym kto i w jakiej liczbie bedzie wykonywal zawod adwokata.
2) Artykul 17 mowi ze, korporacje „sprawuja piecze”, ale nie mowi, ze sprawuja calkowita piecze. Wiec wniosek TK, ze adwokatura musi miec „znaczaco odpowiedni wplyw” na wszystkie elementy rynku uslug
adwokackich (z egazminem wlacznie) jest dointerpretowaniem do konstytucji
tresci, ktorych tam nie ma.
Nie jestem fanem PISu, ale TK nie jest swieta krowa, szczegolnie gdy jego zadaniem jest obrona kiepskiej konstytucji.
Dobrowol
25 kwietnia 2006, o godzinie 17:16
Tak! Jest to dość znamienne, że TK mówiąc po amerykańsku strzelił sobie w stopę.
Żeby sobie! I żeby tylko on. Nie utożsamiam się z Platformą, ale mam do niej parę lat świetlnych bliżej niż do PiSu. I z przykrością wysłuchałem Donalda Tuska, który zamiast przemilczeć (jeśli już nie poprzeć) temat, zachowuje się jak przekorne dziecko, które na złość babci odmrozi sobie uszy.
Mam nadzieję, że po publikacjach w ostatnim „Wprost” Tusk i jego koledzy trochę się opamietają i przypomną sobi, co mówili na temat „kilku miesięcy budowania zaufania” obok rządu mniejszościowego.
Gdzie chcą to „zaufanie budować”, jeżeli nie na płaszczyznach, na których nawet ich zwolennicy popierają PiS?
25 kwietnia 2006, o godzinie 22:09
Nie jestem prawnikiem, dlatego czasami jestem zdumiony, jak z oschłego przepisu można wywieść tak rozliczne interpretacje, ale skoro tyle lat uczeni w prawie zajmują się takimi interpretacjami, to ja, laik uważam, że chyba jest w tym jakiś sens. Co do cytowanego przez Panów przepisu Konstytucji – skoro w drodze ustawy można powołać samorząd zawodowy dla zawodów zaufania publicznego, to i w drodze ustawy można go chyba odwołać. Po co więc było go powoływać. Skoro jednak został powołany, to nie ot tak sobie, ale w jakimś ważnym celu. O ile wiem, TK chce, by na prowadzone egzaminy zawodowe miał wpływ samorząd, a nie tylko państwo. Państwo może bowiem żądać rzeczy dziwacznych – np. w nieodległej przeszłości na chemii zdawało się ekonomię polityczną socjalizmu. Nie ma ograniczeń w dostępie do zawodu tak długo, jak długo do egzaminu może podchodzić każdy, kto spełnia sensownie pomyslane warunki. Jakie to warunki – to może precyzować ustawa i nie potrzeba tu żadnych zmian konstytucji, bo w obecnej sytuacji każda zmiana konstytucji śmierdzi. Ponadto, jako człowiek nieco już doświadczony nie silę się na oryginalność poglądów, lecz w tym sporze bardziej ufam Panu Safjanowi niż Panu Ziobrze. Dłużej klasztora niż przeora.
26 kwietnia 2006, o godzinie 13:00
Aż mi przykro skonstatować, że chemik może być tak naiwny…
Jednak polecam lekturę ostatniego „Wprost”. Gorąco.
Harcerskość to czasem ciężka przypadłość.
26 kwietnia 2006, o godzinie 19:38
Lucjan,
Safjan jest fajny, a Ziobro nie. Wszystko fajnie, tez tak mozna.
Ale sadza, ze ilosc uwagi poswiecona ocenie powinna zalezec od wagi tej oceny.
Kupuj dane batoniki czekoladowe bo twoj ulubion aktor twierdzi, ze sa pyszne i buty jakies firmy bo Tiger Woods twierdzi, ze w nich chodzi.
Ale wazne decyzje i oceny (n.p. czy trybunal konstytucyjny wspiera korporacje – cienkimi orzeczeniami) podejmuj na podstawie samodzielnej oceny popartej wlasnym rozpoznaniem tematu.
Jesli to zrobisz to jestesmy krok blizej do normalnego kraju…
Bardzo Cie o to prosze, bo chce zyc w normalnym kraju.
Dobrowol
26 kwietnia 2006, o godzinie 22:48
Hmm, Nie widzę sędziego Safjana w telewizji tak często jak ministra Ziobrę. Co więcej, tenże Pan Safjan nie wypowiada sądów prymitywnie populistycznych – ten zaśpiew występuje w wypowiedziach Pana Ziobry. Nie reaguję zupełnie, proszę mi wierzyć, na slogany reklamowe, jestem nieprzemakalny na reklamę, dlatego wypowiedzi Pana Ziobro traktuję z należnym im poważaniem. Zawody prawnicze nie są jedynymi, na które duży wpływ mają korporacje i inne organizacje zawodowe, podaję przykłady – elektrycy, telekomunikacja, lekarze, zarządcy nieruchomości, diagności laboratoryjni, farmaceuci. We wszystkich tych zawodach, i na pewno w wielu innych o których nie wiem, występują ograniczenia związane z wykształceniem i konieczność zdobywania uprawnień.Nie bardzo rozumiem, dlaczego człowiek , przez np. 10 lat zajmujący się zawodowo budową linii światłowodowych nie może zdobyć uprawnień budowlanych w telekomunikacji, bo studiował np. chemię, a pan Zawisza, z wykształcenia historyk może stanowić prawo w dziedzinie bankowości i jeszcze szefować odnośnej komisji. Odpowiednie doświadczenie oraz wiedza potwierdzona przez zdany egzamin kompetencji powinna mu to zdecydowanie umożliwiać. Nie zmaczy to, że dana korporacja zawodowa nie powinna mieć wpływu na np. stopień trudności pytań egzaminacyjnych. Nie widzę tutaj żadnej konieczności zmiany konstytucji. Panowie, więcej rozsądnej pracy organicznej, mniej rewolucyjnego zapału. To dobrze wypada jedynie w telewizji. To nie trybunał konstytucyjny jest winien, ale amatorzy i, nie bójmy się tego słowa – w końcu poprawnoścć polityczna jest podobno według miłościwie nam panującej opcji niepoprawna – durnie, którzy klecą takie prawo.
26 kwietnia 2006, o godzinie 23:27
Szanowni Panowie,
Nie wiem, czym oświecić mnie może „Wprost”, bo nie gustuję w tym piśmie. Przypuszczam, że chodzi o jakieś niesłychane wpływy klanów rodzinnych, broniących dostępu do zawodów prawniczych. Pewnie jest coś na rzeczy. Służę także przykładami innych zawodów, gdzie wymagane są świadectwa, uprawnienia, egzaminy i dopuszczenia: elektrycy, budownictwo, farmaceuci, lekarze, telekomunikacja, zarządcy nieruchomości, piloci, kierowcy, diagności laboratoryjni i pewnie wiele innych. Proszę mi powiedzieć, dlaczego np. chemik, przez dziesięć lat budujący linie światłowodowe nie może mieć uprawnień budowlanych w telekomunikacji, bo nie ma odpowiedniego wykształcenia?. Czy zdany egzamin badający jego kompetencje plus doświadczenie nie powinny być tu czynnikami decydującymi?. Niech sobie będą korporacje zawodowe i niech one przygotowują nawet pytania do tych egzaminów. W końcu to one są najbardziej kompetentne w danej dziedzinie, ale po co tu zmiana konstytucji. Wystarczy przygotować sposób kompetentny i profesjonalny ustawę. W tej aferze pobrzmiewa stary bolszewicki zaśpiew: ruszymy z posad bryłę świata…, rewolucja, nie matura lecz chęć szczera…, władza dla mas…itp. , lub bardziej postmodernistycznie wy…bać starych zgredów. W końcu jeśli porównać chyba magistra ministra Ziobrę z sędzią Safianem, historyka Zawiszę z Balcerowiczem, nauczyciela fizyki Marcinkiewicza z profesorem Belką to te różnice w kompetencjach trzeba czymś zniwelować – najlepiej propagandą. Zapewniam, że jestem całkowicie nieprzemakalny na reklamę i nie jem żadnych batoników Tigera Woodsa.
26 kwietnia 2006, o godzinie 23:36
Przepraszam za dwa niemal identyczne komentarze, ale pierwszy przez dłuższy czas nie pojawiał się na stronie, więc myślałem, że przepadł gdzieś w czeluściach Internetu. Jestem z natury leniwy, niech więc to będzie miarą mojej determinacji i zeźlenia.
Pozdrawiam
26 kwietnia 2006, o godzinie 23:36
Przepraszam za dwa niemal identyczne komentarze, ale pierwszy przez dłuższy czas nie pojawiał się na stronie, więc myślałem, że przepadł gdzieś w czeluściach Internetu. Jestem z natury leniwy, niech więc to będzie miarą mojej determinacji i zeźlenia.
Pozdrawiam
26 kwietnia 2006, o godzinie 23:55
Einmal ist keinmal!
27 kwietnia 2006, o godzinie 09:26
W tym przypadku zweimal a nawet siebenmal takoż…
28 kwietnia 2006, o godzinie 10:39
Mam nadzieję, że to nie obraźliwe. Znam tylko jeden zwrot po niemiecku: Posdrafijam pielgszymów z Polski!
28 kwietnia 2006, o godzinie 14:20
Świetny żart! Poziom śmieszności gdzieś w okolicy całowania ziemi kaliskiej.
Faktycznie: czasem trzeba dosłownie…
Tow. Muser zażartował na powtarzaną przez Pana opinię, że jeden raz to żaden raz. A ja wrednie i złośliwie skwitowałem w Pańskim przypadku wszystko jedno: drugi, czy siódmy – też żaden.
Mam już swoje lata i wiem, że schorzenie wywołane ukąszeniem heglowskim jest nieuleczalne. Czasem tylko da się powstrzymać rozwój choroby.
Ja jestem wdzięczny moim rodzicom, że mnie zaszczepili w dzieciństwie.
Ale jakim się to odbyło kosztem!
28 kwietnia 2006, o godzinie 21:54
Panie Romanie,
niech Pan nie czyta Miłosza, bo żadne szczepionki nie pomogą. Widzi Pan, różnica między nami jest choćby taka, że ja Pana nie oceniam, próbuję dyskutować z Pana poglądami, a Pan mnie etykietuje i wpycha w szuflady. Proszę nie szydzić z mojego poczucia humoru, mam jedną nogę krótszą i może się Pan narazić na szykany KRRiT. W końcu monitor i telewizor zbytnio sie nie różnią.
29 kwietnia 2006, o godzinie 14:57
Rozumiem, że kiedy ja piszę o pańskich poglądach (przynajmniej tych reprezentowanych tutaj), to atakuję Pana ad personam.
Natomiast wtedy kiedy Pan mnie ostrzega, że mogę stać się pieskiem przydrożnym, to jest to polemika merytoryczna.
A propos „Wprost”: niejaki Ulijanow namawiał, żeby uczyć się od samego diabła. A przecież jest on (WIU, nie diabeł) pozytywnym bohaterem awangardy światowego postępu (to jego następca był zbrodniarzem – na tyle strasznym, że wyladował pod dywanem).
Mnie w całej tej trybunalskiej histo(e)rii bawi jedno: postępowa Polska, która z takim poświęceniem walczy ze średniowiecznym ciemnogrodem, jak mur staje w obronie systemu cechowego, który powstał przecież troszkę wcześniej niż w epoce Oślepie… pardon: Oświecenia. A nawet wcześniej niż w zawłaszczonym przez Oświeconych Renesansie.
30 kwietnia 2006, o godzinie 13:20
Miło mi, że debata trwała podczas, gdy ja zażywałem jodu, oglądałem stateczki rybackie wracające z połowów i otoczone chmurkami mew pożerających resztki z patroszonych ryb. Z daleka to było całkiem estetyczne. Wieczorem zaś zastanawiało mnie bardzo odległe światło latarni morskiej, taka maleńka gwiazdka gasnąca i rozbłyskująca tuż przy wodnej toni. Choć to światełko nadziei, to miało w sobie coś niepokojącego, może przez tę masę nocnej wody, jaka mnie od niego dzieliła, bo to mógł być aż Bornholm.
Gdy zaś chodzi o Trybunał Konstytucyjny to nie mam żadnych podstaw, żeby uważać, iż w swym werdykcie – to nie jest ani wykładnia, ani stanowisko, to jest postanowienie – kierowali się czym innym, jak literą i duchem Konstytucji, wedle swego zawodowego sumienia i wiedzy.
Zakwestionowali nadmierną rolę państwa w decydowaniu o dopuszczeniu do zawody adwokackiego i ja jestem skłonny przyznać im rację. Postanowienia Trybunału podlegają krytyce publicznej, jak wszystko. Ale wypowiedzi przedstawicieli innych władz pod adresem Trybunału nie mogą podważać autorytetu tej władzy. A robia to przy każdej okazji posłowie i ministrowie PiS.
30 kwietnia 2006, o godzinie 16:45
Trybunał to grupa prawników, która jest adwokatami, może być adwokatami (habilitacja – ta zezwala w myśl trybunalskiej interpretacji – bo większość ma właśnie habilitację, a nie „prosty” doktorat), lub w rodzinie ma adwokatów. Proszę wskazać w TK chociaż dwie osoby które nie są adwokatami, lub w rodzinie nie maja adwokatów. Są to w znacznej mierze starzy komunistyczni (PZPR) prawnicy, lub byli działacze polityczni – głównie postkomunistycznie, ale również pseudo-prawicowi (byli urzędnicy rządowi). Tak więc trybunał jest sędzią we własnej sprawie. Trzeba mieć dużo złej woli, lub bardzo bać się konkurencji (kasa kasa, kasa – podejrzewam niskie pobudki), by z konstytucji wyciągnąć takie wnioski.
W Warszawie adwokat za poradę prawną (parę lat temu) kasuje 100 złotych, z ręki do ręki. Większość Polaków nie stać na jakąkolwiek pomoc prawną. Gratuluję dobrego samopoczucia.
30 kwietnia 2006, o godzinie 18:08
Panie Waldemarze,
Trybunal kierowal sie litera konstytucji? Wolne zarty. Artykul 17 konstytucji mowi ze, korporacje „sprawuja piecze”, ale nie mowi, ze sprawuja calkowita piecze.
W konstytucji nie ma slowa o prawie adwokatow do „odpowiednio znaczacego” wplywu na egzamin. To jest dopisanie przez TK tresci, ktore w konstytucji sie nie znajduja.
TK po prostu nie uwaza, ze mozna dac adwokatom wystarczajace narzedzia do ochrony interesu publicznego i rownoczesnie pozbawic adwokatow decyzji o tym kto i w jakiej liczbie bedzie wykonywal zawod adwokata.
Natomiast, spore grono obywateli uwaza, ze takie rozwiazanie jest pozadane.
Dobrowol
30 kwietnia 2006, o godzinie 18:15
Idąc dalej – lekarze też nie decydują o dopuszczeniu do zawodu. A zawód ma swoje ograniczenia i samorząd. Może więc związki lekarskie powinny decydować kto może, a kto nie być lekarzem. I w ten sposób za wizytę u okulisty zapłaci Pan 1500 złotych, a za zaplombnowanie zęba 10000 – jeżeli jeden dentysta będzie przypadał np. na 100.000 ludzi.
30 kwietnia 2006, o godzinie 18:28
Panie Bernardzie,
ja nie mam nic przeciwko szerszemu otwarciu dostępu do zawodu adwokackiego. Jestem natomiast zdecydowanym przeciwnikiem niszczenia tak ważnego organu demokracji jakim jest TK, a Kaczyński i jego ludzie robią to celowo, bo on stoi na drodze ich moim zadniem szkodliwych dla wolności obywateli zamiarów. Jestem również przeciwny temu, żeby o dopuszczeniu do adwokackiego zawodu decydował urzędnik państwowy, bo szybko będziemy mieli państwową adwokaturę, trochę jak w PRL, tylko zę będzie PiS – owska, a nie PZPR – owska, czyli w tym czasie groźniejsza. Nic więcej o adwokatach nie mam do powiedzenia.
Pozdrawiam
W.K.
30 kwietnia 2006, o godzinie 18:55
Rzeczpospolita Korporacyjna.
Mam wrażenie, że Pana uprzedzenia do Kaczyńskiego, czy PiS są tak wielkie, że nawet jeżeli mają rację nie jest Pan w stanie przyznać im racji. Krytyka TK jest jak najbardziej zasadna. Mogę zgodzić się, że ustawa medialna była wadliwa i mogę zgodzić się z TK z większością zastrzeżeń. Ale w przypadku zawodów prawniczych TK posunął się znacznie za daleko. Krytyka jest jak najbardziej uzasadniona, a krytykowanie TK za szkodliwe i błędne orzeczenia jest pozytywne a nie szkodliwe.
Kilka lat temu żartowaliśmy sobie z kolegami z pracy, że trzeba powołać Centralną Izbę Programistów i Administratorów (w skrócie – CIPA) i pobierać daninę od wszystkich informatyków. Kilka miesięcy później Wacław Iszkowski (zresztą mój wykładowca) wystąpił w telewizji z takimi właśnie postulatami – by trzymać standardy oprogramowania oczywiście. Tylko nazwa była inna.
1 maja 2006, o godzinie 07:31
Panie Bernardzie, nie mam uprzedzenia do PiS. Nie mam też uprzedzenia do Lecha Kaczyńskiego. Mam bardzo poważnie umotywowane „uprzedzenie” do Jarosława Kaczyńskiego, którego uważam od dawna za polityka czyniącego szkody gdzie tylko przyłoży rękę. To polityk za którym podąża zamęt, kłótnie, złe emocje. To polityk owładnięty przez obsesje, nie chcę mówić ostrzej. Tak wielka władza, jaką ma, w ręku takiego polityka to zagrożenie.
Nie jestem orędownikiem Polski cechowej, ale nie zgadzam się żeby walka z nią była okazją do niszczenia struktury ustrojowej stworzonej po roku 1989, która nie może być doskonała, ale jest niezła. Polska po 17 latach ogromnych przemian nie potrzebuje żadnej kolejnej przebudowy, lecz poprawiania tego co zrobiono. A już zupełnie nie potrzebuje kraj nasadzania mu staroświeckiego chwasta zwanego IV RP, rodem gdzieś z przedwojennej sanacji, która żadnym powodem do chluby, czy naśladowania być nie może.
1 maja 2006, o godzinie 08:10
Pisze Pan, że jest przeciwnikiem polski cechowej. Proszę posłuchać co mówi PO. Jeszcze nie dawno głosowali za tą ustawą, a dzisiaj już są przeciw.
Ciekawe byłoby obiektywne podsumowanie 17-lecia.
Na plus:
– wszelkie wolności
– gwałtownie wrastająca skolaryzacja (choć poziom prywatnych uczelniach i zaocznych państwowych często żałosny)
– wejście do UE (przyjmowanie pewnych standardów prawnych, dopłaty – chociaż akuratnasze składki też są b. wysokie. Plus jest taki, że sami na rozwój tych pieniędzy byśmy nie przeznaczyli, a tak płacimy do Unii, a Unia nam je oddaje na inwestycje :)
– NATO wzrost bezpieczeństwa (zbezpieczenie ze strony Rosji)
– poprawa stosunków z Niemcami
– stabilna waluta
Na mius:
– zadłużenie wielokrotnie większe niż za Gierka
– ogromne bezrobocie
– skandalicznie mały stan zatrudnienia (co jest lepszą miarą niż poziom bezrobocia)
– ogromne rozwarstwienie
– poskomunistyczne nomenklatura przechwyciła znaczącą część gospodarki
– gigantyczna korupcja
– nieefektywne sądownictwo
– nierówność obywateli w obliczu administracji/prawa
– pompowanie zysków spekulacyjnych za granicę (zwłaszcza w czasach pierwszego Balcerowicza).
– rozbuchany korporacjonizm
Obraz nie jest jednoznaczy, są plusy dodatnie i plusy ujemne. Jednak cud gospodarczy (którego ojcostwo przypisuje się Balcerowiczowi) nie jest taki cudowny.
1 maja 2006, o godzinie 09:46
Do pana Bernarda:
Sumaryczny ładunek III RP jest zdecydowanie ujemny. Bo proszę zwrócić uwagż, że pańskie „plusy” łatwo mogą zmienić znak na przeciwny (pańskim minusom racze by się to nie udało).
– wszelkie wolności
A więc „róbta co chceta”: wkładajta nauczycielom kosze na głowy, bluzgajta co drugie słowo, piszta po świeżo malowanych ścianach swoje manify (żeby choć bez błędów ortograficznych…), kopulujta, bo mata już 15 lat.
A więc wyszydzajcie, co innym drogie lub święte.
A więc łagajcie w żywe oczy bez cienia wstydu, wbrew oczywistościom, wobec których zzieleniał nawet czarny tusz…
– gwałtownie wrastająca skolaryzacja (choć poziom prywatnych uczelniach i zaocznych państwowych często żałosny)
Naprawdę taki plus? A czy słyszał Pan dość efektowne, choć niepozbawione racji zdanie, że „rewolucje robią sfrustrowani inteligenci”?
– wejście do UE (przyjmowanie pewnych standardów prawnych, dopłaty – chociaż akuratnasze składki też są b. wysokie. Plus jest taki, że sami na rozwój tych pieniędzy byśmy nie przeznaczyli, a tak płacimy do Unii, a Unia nam je oddaje na inwestycje :)
Może „pewne standardy prawne” służą dobrze (które?), ale z całą pewnością naczelna zasada UE – „Wszystko należy uregulować” nie służy niczemu dobremu. Zresztą padnie jako pierwsza w konfrontacji z szariatem. Siłą naszej cywilizacji było to, że przez wieki konstytucja liczyła dziesięć artykułów i miała preambułę, na której należało opierać interpretację. I jeśli nawet wielu interpretatorów myliło się, to wypadkowa i tak pozwoliła na utrzymywanie całkiem sprawnych organizmów państwowych.
– NATO wzrost bezpieczeństwa (zbezpieczenie ze strony Rosji)
Nie, no oczywiście! Należało wstąpić do NATO. Dzięki temu ewentualny główny teatr działań wojennych Rosja vs Zachód nie będzie rozgrywany na terytorium rosyjskiej bliższej zagranicy, a na terenie członka NATO.
Gdybyśmy do NATO nie wstąpili, to byłaby szansa, że ów teatr działby się na terytorium państwa neutralnego. Co miałoby oczywiście kapitalne znaczenie. Zwłaszcza dla tych, którzy w ewentualnej wojnie zginą.
Doprawdy paradne! Bezpieczeństwo Polski oparte o pakt wojskowy. Po co wydaje się pieniądze na nauczanie historii?
– poprawa stosunków z Niemcami
Stosunki sa świetne. Partnerskie. Rozumiemy się w lot – bez międzylądowania (mimo solennych zapewnień) w Warszawie w drodze do Moskwy
– stabilna waluta
Co z tego, skoro już najkreatywniejsi „wolą” zarabiać w innej?…
A co do TK. Nie podzielam opinii naszego gospodarza. Uważm, Trybunał Konstytucyjny jest instytucją zbędną. Przez obie strony sporu z zupełnie niezrozumiałych powodów jest porównywany do Sądu Najwyższego USA. Ale przecież w Polsce jest Sąd Najwyższy…
Na straży konstytucji, zgodnie z jej 126. artykułem (po co aż tyle, a jest tych artykułów blisko dwa razy tyle), stoi prezydent.
Jakiego prezydenta sobie wybraliśmy, takie powinniśmy mieć interperetacje prawa w razie sporów.
Z szacunkiem do demokracji!