Czwartek 4 maj 2006 r. O Prezydencie trochę cieplej.
Znalazłem w internecie propozycję hasła bojowego koalicji PiS i Samoobrony. Brzmi następująco: „Spieprzaj dziadu, bo w papę – Koalicjanci”.
Dalej będzie bardziej trochę bardziej ugodowo. Uważam ciągle, że Lech Kaczyński źle pełni rolę Prezydenta. Robi bowiem wszystko, by wyglądało, jakby był nawet nie prezydentem PiS, ale właściwie tylko prezydentem swojego brata. Ja, przez to, nie mogę go uznać za „mojego prezydenta”, bo ilekroć go słyszę, słyszę Jarosława, którego uważam za złego ducha polskiej polityki i nie ma żadnych śladów, żeby coś się zmieniało. Ale może jakaś refleksja u Lecha powstaje, że skończy źle, jeśli pozostanie bezwolnym cieniem brata. W wystąpieniu trzeciego maja pojawiły się akcenty być może zapowiadające coś nowego i pozytywnego. Lech, jak słusznie zauważył Stasiński w „Gazecie” nie użył określenia IV RP i to już nie pierwszy raz. Przyznał, że Trzecia Rzeczpospolita miała sukcesy i powiedział, że naprawę państwa nie muszą robić tylko konserwatyści lecz wszyscy, którzy chcą jego naprawy. I potraktował te słowa, jako zaproszenie.
Nie robię sobie po tym zbyt wielkich nadziei, ale chciałbym, żeby można sobie je zrobić, bo nie należę do entuzjastów politycznej bijatyki, chyba, że trzeba, jak narazie. Zawsze rozróżniałem między obu braćmi uważając Lecha za rozważniejszego Kaczyńskiego. Byłem nawet jedną z osób w bliskim otoczeniu premiera Jerzego Buzka, która go zaproponowała na miejsce Hanny Suchockiej. I myślę, bez megalomanii, że to miało wpływ na decyzję premiera. Do tej pory uważałem, że to był jeden z moich błędów jako doradcy, bo zapomniałem na chwilę, że stoi za nim brat, pierwszy polityk chaosu w Rzeczpospolitej. Byłbym naprawdę zadowolony gdyby się okazało, że aż takiego błędu nie popełniłem.
Dwa słowa o odznaczeniach. Ucieszyło mnie pośmiertne odznaczenie Alinki Pieńkowskiej, postaci bardzo ładnej i zasłużonej. Ucieszyło mnie też pośmiertne odznaczenie Lecha Bądkowskiego, człowieka bardzo mądrego, którego ważną rolę w czasie strajku sierpniowego dobrze pamiętam. Dużą radość dało mi odznaczenie Heni Krzywonos, w 1980 roku tramwajarki, która zatrzymała komunikację w Trójmieście. Pisałem o niej, jesteśmy dobrymi znajomymi, a dzień po zakończeniu strajku, który odbywał się w abstynencji mocno odreagowaliśmy stresy w jednej z restauracji gdańskich, przy brawach publiki. Alinko i Lechu, niech Pan „prowadzi Was na wody spokojne i dusze Wasze pokrzepia”. Heniu gratulacje.
4 maja 2006, o godzinie 23:54
Panie Waldemarze,
Prezydent chyba oberwał od brata za ugodowość. Na Litwie był jakiś taki podrapany;-). A IV ożyje, gdy dysonans między ideami a skrzeczącą rzeczywistością przestanie być tak oczywisty.
6 maja 2006, o godzinie 16:49
Jakieś reminiscencje, panie Lucjanie?