Środa 17 maj 2006 rok. Ksiądz Michał Czajkowski.
Wiadomością dnia jest fragment pracy polonisty Tadeusza Witkowskiego, że ksiądz Michał Czajkowski był tajnym współpracownikiem SB przez ponad dwadzieścia lat. Od paru lat w użyciu stadnym są słowa wstrząsające i porażające. Jestem dostatecznie stary, by wstrząsów unikać, a porazić gościa w moim wieku to może tylko apopleksja. Więc powiem, że poruszyła mnie ta informacja, bo wygląda na prawdziwą. To bardzo przykre.
Oprócz wstrząsów i porażeń, którymi chwalą się i będą się chwalić piszący o Czajkowskim (są sytuacje w których nie wypada nie być porażony i wstrząśnięty, albo jedno i drugie, o wymieszaniu na razie zapomniano) słyszę też pięknoduchowskie lamenty, jakie to krzywdy wyrządzono Polakom, że nie otwarto archiwów bezpieki bezpośrednio po roku 1990. Senator Gowin lamentował na przykład w imieniu narodu, choć o zdanie go nie zapytał, bo i jak?
Mogę mówić za rząd Mazowieckiego. Nie mogliśmy robić wtedy masowej, publicznej lustracji i nie leżało to w interesie kraju. Bylibyśmy gorzej niż durniami, gdybyśmy, jako pionier przemian, który wyskoczył do przodu, w chwiejącym się, ale ciągle niebezpiecznym imperium sowieckim, zaczynali od rozliczania, wywoływali dodatkowe konflikty w sytuacji, gdy były sto razy ważniejsze priorytety, niż zadawalanie politycznych ignorantów i moralizatorów, często prezentujących zresztą bardziej noże w zębach niż kanony etyczne. Nie rozwijam tego, bo w części „Publicystyka” na tej stronie jest mój artykuł z „Rzeczpospolitej” pt. „Oczami tamtego czasu”.
Nigdy nie występowałem przeciwko lustracji osób pretendujących do wysokich stanowisk państwowych tak, jak ją zorganizowano w Polsce. Uważam, że ten model, oparty o Sąd Lustracyjny, z modyfikacjami wywołanymi postanowieniem Trybunału Konstytucyjnego, powinien być utrzymany. Jestem przeciwny koncepcji PiS i nie wyobrażam sobie, jak można zrealizować sensownie – to znaczy bezpiecznie dla ludzi Bogu ducha winnych i ich prywatności, a także dla samych archiwów IPN – postulat ich otworzenia, który głosi Rokita. Ale, jak ktoś znajdzie sposób to dlaczego nie. Uważam, że Wildsztajn popełnił moralne przestępstwo, i niczego nie osiągnął dobrego poza własnym rozgłosem, wynosząc listę agentów wymieszanych z ofiarami na dodatek tylko z imienia i nazwiska, a bez dat urodzenia. Zrobił krzywdę wielu ludziom. Przyznaję natomiast pokrzywdzonym prawo ujawniania rzetelnie zidentyfikowanych donosicieli, co nie znaczy, że zrobię to samo, jak się dowiem nazwisk tych, którzy na mnie donosili. Bardzo nie podobał mi się spektakl telewizyjny, jaki donoszącemu na niego TW zrobił jakiś czas temu Borusewicz i mam też mieszane uczucia dotyczące hutnika z Nowej Huty, w istocie zawleczonego przed kamery szantażem. Nie widzę dobra, którego te dwa widowiska przysporzyły. Ale to sprawa owych pokrzywdzonych. Najmniej mam obiekcji do demaskowania byłych, niewątpliwych agentów, którzy są publicznymi autorytetami. I to może być przypadek księdza Michała Czajkowskiego, jeżeli okaże się, że nie ma żadnych wątpliwości w jego sprawie. Myślę, że ten sposób odkrywania agenturalnej strony PRL (to tylko jedna ze stron tamtego czasu, wcale nie najważniejsza, są ważniejsze, choć mniej „gawiedzio-lepne”), przez pokrzywdzonych i przez badaczy jest najlepszy.
17 maja 2006, o godzinie 15:28
A moze Pan podać nazwisko choć jednej osoby skrzywdzonej przez Wildsteina. (Pytanie powtarzam za Bronisławem Wildstainem).
Bo pani profesor Staniszkis zdaje się wyjaśniła dokładnie, co myśli o Żakowskim i jego metodach.
17 maja 2006, o godzinie 22:19
Wiadomo, że UB miało tajnych współpracowników. Taki był system, a i teraz korzysta się z agentury w różnych sytuacjach, mam nadzieję, że nie dla celów politycznych, chociaż działania antyterrorystyczne, gdzie agentura na pewno musi istnieć, zaliczyć chyba można do polityki. Agentura, jeśli miała być skuteczna, powinna być zlokalizowana jak najbliżej centrów wydarzeń. I teraz wszyscy się dziwią, że to jednak prawda. Do kolejnych sensacji podchodzę z dystansem, bo nie wierzę w prawdę ubeckich archiwów, prawdę mówiąc brzydzi mnie to. Wyciąganie tych spraw na widok publiczny przez osoby postronne nie służy niczemu, prócz sprzyjania najgorszym gustom i zdobywania jakiejś tam popularności a publikowanie nazwisk swoich donosicieli przez osoby „prywatne”, choć usprawiedliwione, nie świadczy o nich dobrze. Dotychczasowa lustracja osób na najwyższe stanowiska była z punktu widzenia interesu państwa wystarczająca. POlitycy, którzy optują za powszechną lustracją, jak Rokita, moim zdaniem zdobyć chcą punkty za populizm, obniżając poziom dyskursu o sprawach publicznych w Polsce. Z tego punktu widzenia szmugiel listy Wildsteina z IPN skrzywdził rzesze ludzi. Niektórzy nawet się tego nie domyślają.
18 maja 2006, o godzinie 01:05
Wychodzi na to, że Rokita jest z PiS. To coś nowego… :-)
A kiedy wg. Szanownego Pana powinno się było (a może dopiero za x lat) otworzyć archiwa?
18 maja 2006, o godzinie 01:31
Podawania nazwisk TW moga sie bac tylko sami agenci. Nikt po za tym. Tak ze wszelcy obroncy TW i agentow nie maja racji. Ci agenci wyrzadzali krzywde ludziom i podanie ich nazwisk nie jest dla nich takim niebezpieczenstwem niz na przyklad propozycja wypadniecia z czwartego pietra przez okno i nie zobaczenia sie wiecej z rodzina. Trzeba to robic tylko z rozpoznaniem sprawy azeby nie bylo prowokacji. Kazdy ma wlasne przemyslenia ale tyczace sie wlasnej osoby tylko. I tutaj nie mozna mowic po co Panie Kuczynski. W artykule swoim o Jedwabnym tez Pan pisze- niewazne jaki byl powod wazne ze to polacy zabili. Otoz tak nie mozna Panie Kuczynski bo w zyciorysie swojej rodziny podaje Pan dlaczego Niemcy zabili Panskiego ojca. Niewazne byla wojna. Czy ci wszyscy ktorzy cierpieli za czasow komuny dalej maja siedziec cicho a agenci dalej korzystac. Przeciez oni robili to dla korzysci. Jedno zadoscuczynienie tym pokrzywdzonym sie nalezy . Podac wszystkich agentow i wspolpracownikow. A Pan Wildstain jest dla mnie bohaterem.
18 maja 2006, o godzinie 08:20
Panie Romanie, znam osobiście dużo osób, które z przerażeniem czytały swoje imiona i nazwiska na tej diabelskiej liści, które były wytykane palcami i nagabywane w pracy, które pędziły do IPN albo po status pokrzywdzonego, albo o stwierdzenie, że to nie oni. Te tysiące osób, które owa lista zapędziła w kolejki do IPN to są wszystko ofiary Wildsztajna.
Do Szanownej Seniority, Kasi. Z mojego tekstu nie wynika, że Rokita jest z PiS, po prostu polemizuję z dwoma stanowiskami z którymi się nie zgadzam.
Archiwa IPN nie są zamknięte, co najwyżej przymknięte. Nigdzie nie zostały w pełni otwarte, bo miną lata zanim zostaną uporządkowane tak żeby można po nich wędrować. Ponadto nie wszystko powinno być dostępne dla wszystkich, są tam sprawy intymne. Jestem za rozważnym dalszym otwieraniem archiwów w miarę ich porządkowania i przygotowywania do udostępnienia.
Natomiast opinie, że należało to zrobić w roku 1990 uważam za politycznie całkowicie ignoranckie a po ludzku głupie.
Do Pana Andrzeja,
nie wiem w jakim jest Pan wieku, i czy stawał Pan naprzeciw aparatu SB. Ja stawałem wielokrotnie przez ponad 20 lat. Właśnie dlatego nie ma dla mnie jednego pojęcia „agent” i nie może być jednej kwalifikacji moralnej. Ja należę do ludzi, którzy na samym sobie poznali doskonale, jak wyglądały pola presji na jednostkę, która przekraczała drzwi SB. Nikt kto nie zetknął się z bezpieką nie powinien udawać Katona w sądzeniu ludzi, których ona złamała, bo nie wie, czy nie złamałaby i jego. Ja rozumiem nienawiść i pragnienie odwetu ludzi, których bezpieka prześladowała, bo one nie były mi obce, ale „antykomuniści dni dzisiejszych”, którzy za PRL trwali potulnie budzą moją odrazę, a „antykomuniści”, którzy jak odchodziła PRL mieli po kilka lat pobłażanie, bo młode to i mało jeszcze rozumie.
18 maja 2006, o godzinie 10:04
A ja nie znam ŻADNEJ!
Choć identycznych z „wildsteinowymi ofiarami” widziałem sporo.
Czy da się z Pańskich i moich doświadczeń wyciągnąć jakąś średnią arytmetyczną?
W latach 70 tych, podczas jakiegoś zjazdu PZPR, czy „wyborów”, pięć osób z mojej grupy dziekańskiej powiedziało wprost:
-Uważajcie, co przy nas mówicie, bo jak TAM pójdziemy, to wszystko z nas wyciągną.
Szósty, Maciek, udawał że nie słyszy, choć podejrzewaliśmy tylko jego…
Nie mam z nim kontaktu, ale jeśli ktoś z tej szóstki poleciał teraz koczować pod IPN-em, to jestem dziwnie przekonany, że właśnie on.
18 maja 2006, o godzinie 18:24
Zgadzam się z Panem, że rok 1990 nie był najlepszy na lustracje. Należało to zrobić w 1991, najpóźniej 1992.
Natomiast na pewno nie należało pozwalać na buszowanie po archiwum red.Adamowi M. Bo niby dlaczego to co nie było dobre dla ogółu miało być dobre dla wybranych, prawda? :-)
18 maja 2006, o godzinie 19:07
Nie ma racji Seniorita!
Należało nie tylko pozwolić, ale skrupulatnie odnotować, które teczki readaktor Zagozda przeglądał. Dzisiaj historykom byłoby dużo łatwiej…
18 maja 2006, o godzinie 21:06
Widze ze Pan Kuczynski niezbyt dokladnie czyta nasze wypowiedzi , bo ja wyraznie napisalem ze mialem propozycje wypadniecia z czwartego pietra budynku SB. Bywalem tam kilkakrotnie przywozony z pracy sluzbowa ” limuzyna”. Doswiadczenie mam spore Panie Kuczynski, nie jestem mlokosem (55 lat) . Zaczalem juz w 1968 roku przeszkadzac komunie. Po 80-tym roku zostalem – no wlasnie czy ktos wie wezwany do wojska przez milicje, do pracy przy kopaniu rowow zima na poligonie. Wy w internatach mieliscie inne warunki, my w wojsku za powiedzenie czegokolwiek przeciwko Jaruzelskiemu moglismy w czasie stanu wojennego dostac kulke w leb wedlug regulaminu wojskowego Panie Kuczynski.
19 maja 2006, o godzinie 08:02
Panie Romanie, czy mógłby Pan powiedzieć wyraźnie, dlaczego byłoby historykom łatwiej, gdyby odnotowano, które teczki Michnik przeglądał?
Mam nadzieję, że nie insynuuje Pan, iż On z tych teczek coś usuwał, czy w inny sposób zmieniał ich zawartość? Albo Pan coś wie na mur beton, albo bardzo proszę o wstrzymanie się w tym miejscu z takimi insynuacjami, które są podłe. Ja sobie ich na mojej stronie nie życzę.
19 maja 2006, o godzinie 09:34
Mogłoby być łatwiej z wielu powodów. Pan Roman umiejętnie wykropkował całą sprawę. Bo to nie Pan Roman, ale Pan Adam M. swoim postępowaniem dał pole do insynuacji, buszując w zbożu teczek poza wszelką kontrolą.
19 maja 2006, o godzinie 10:18
Szanowna Pani,
insynuacja idzie wyłącznie na konto insynuującego. Żadne „pole” insynuacji nie usprawiedliwia, więc proszę bez insynuacji na tym forum.
19 maja 2006, o godzinie 16:06
Całkiem możliwe, że po procesie Ziemkiewicz-Michnik Roman nie będzie musiał już nic insynuować :-D
19 maja 2006, o godzinie 19:25
Dziękuję za obronę, pani Kasiu!
Ale ja niczego nie insynuowałem… A już broń Boże tego, że pan Szechter coś usuwał czy dodawał. Nic ponadto. Od odchudzania teczek mieliśmy zdaje się innego specjalistę.
Chciałem tylko powiedzieć, że trop, którym Andrzej Zagozda poruszał się w IPN był optymalny, bo nie po to pan Adam Michnik załatwił sobie dostęp do akt, żeby zobaczyć jaki kolor mają tasiemki w teczkach. (Przy okazji: panie Waldemarze, ile razy zmieniał Pan nazwisko, albo już poza konspiracją, w wolnej Polsce posługiwał się pseudonimami?)
Natomiast panie Waldemarze, jeśli warunkiem mojego pozostania na tym przemiłym forum ma być uwielbienie dla Michnika, to będzie mi bardzo przykro… Czuję się oszukany przez tego człowieka, bo nie ukrywam, że i dla mnie był symbolem. I wiem też, że wielu Polaków ma podobne odczucie. Na szczęście, w odróżnieniu od Pana, wyzbyłem się tego zaczadzenia w porę, choć i tak o kilka lat za późno.
Mam nadzieję, że mimo całej potęgi Agory i układu, który za nim stoi, Adam Michnik przegra z Rafałem Ziemkiewiczem. Tak jak sędziowie SN z Januszem Korwinem-Mikke.
19 maja 2006, o godzinie 21:47
Szanowny Panie Romanie
nie wymagam od Pana by Pan Adam Michnika lubił, ale nie życzę sobie w moim „domu” szkalowania w stylu „Żołnierza Wolności”. Może Pan to robić na innych forum, ale nie moim. Nie będzie tutaj gadania o Szechterach, bo czytalem to wiele razy w najgorszych komunistycznych szmatławcach. Żegnam Pana.
19 maja 2006, o godzinie 21:57
Cóż!
Było miło, ale się skończyło.
Jeśli nazwisko ojca jest obelgą, to faktycznie za wysokie dla mnie progi.
Żegnam
Roman Gałoński
19 maja 2006, o godzinie 22:04
Niech Pan nie udaje niewiniątka. Dobrze Pan wie w jakim sensie i kontekście przypominano Michnikowi nazwisko jego ojca i w tym samym kontekście Pan go tu użył. Więc żegnam. Tak jest skończyło się na tym forum.
20 maja 2006, o godzinie 16:34
Hm… a co Pan, przeciwnik lustracji w roku 1990, uważa o działalności tzw. komisji michnika, która nie wiedzieć czemu dostała w owym roku prawa, których Pan odmówił wszystkim innym?
p.s. Gospodarzu, radzę nie czytywać encyklopedii. Tam też podają zakazane na tym forum nazwisko na Sz. :-D
20 maja 2006, o godzinie 21:32
Szanowna Pani,
nie znam sprawy tej Komisji. To nie była żadna Komisja Michnika, zrobiono z niej mniej więcej to samo co z „grubą kreska” Mazowieckiego. On po prostu w niej był. Jestem najgłębiej przekonany, że nikt z tej „komisji” nie miał złych intencji, i o ile wiem nigdy żadna wiedza uzyskana przez jej członków nie została wykorzystana w żadnym celu politycznym, przeciwko komukolwiek.
Nie wiem, jaki był cel pracy tego zespołu, nie mam najmniejszych wątpliwości, że był celem godziwym, bo mam pełne zaufanie do ludzi, którzy o tym zespole zdecydowali. Być może jednak należało tego nie robić, właśnie po to żeby nie dawać okazji do wieszania psów na ludziach z owej komisji. Wykluczam, by ktokolwiek z nich zrobił jakąkolwiek zmianę w zawartości materiałów do których zajrzeli, co im się, a szczególnie Michnikowi zarzuca. Te zarzuty są podłe, bez jakichkolwiek podstaw.
Nie ma żadnego „zapisu” na nazwisko Szechter. Nie chodzi o nazwisko, chodzi o intencję z jaką się Michnikowi, jednemu z Polaków bardzo zasłużonych dla kraju to nazwisko wbija w oczy.
Chce mu się przez to powiedzieć po prostu „Panie Michnik, Pan jesteś Żyd, Pan jesteś obcy, Pana tu nie powinno być”. Dlatego każdy kto na tym forum w takiej intencji, będzie kwalifikował kogokolwiek do naszych, czyli tych z napletkiem i do obcych, czyli tych bez napletka, z tego forum wyleci. Ksenofobie i antysemityzm proszę głosić gdzie indziej. To jest moja mała Agora i wpuszczam na nią tych, z którymi gotów jestem być i jak Pani zauważyła, większość z Panią włącznie, to nie są moi zwolennicy.
20 maja 2006, o godzinie 22:38
Post scriptum.
W związku z tym, że pan Kuczyński zignorował mój prywatny do niego list, który wysłałem po wypędzeniu mnie z tego forum, a wobec wyjątkowo niegodnych (by nie użyć mocniejszego słowa) insynuacji, co do moich intencji w wypowiedziach na temat pana Michnika, czuję się w obowiązku wytłumaczyć przed innymi uczestnikami tego forum.
W odróżnieniu od pana Kuczyńskiego nie mam obsesji na temat czyjejkolwiek narodowości, religii itp. (a już w szczególności obsesji anatomicznych). Ludzi oceniam po tym, co czynią lub co sobą reprezentują, a nie po uczynkach ich rodziców, krewnych czy sąsiadów. A już za wyjądtkowo obrzydliwe uznaję zarówno atakowanie, jak i bronienie kogokolwiek przy pomocy „argumentu” narodowości.
Do pana Kuczyńskiego wysłałem list następującej treści (oczywiście od niego samego zależy czy Państwo będą mogli go przeczytać):
Szanowny Panie Waldemarze!
Przykro mi, że nie zorientowałem się w porę, iż Pański stosunek do Adama Michnika nie ma nic wspólnego z racjonalizmem, którym kieruje się Pan zazwyczaj w swoich publikacjach. Sądzę, że rozczarowanie i do Pana nadejdzie, ale to już wyłącznie Pańska sprawa.
Nazwiska ojca pana Michnika użyłem dokładnie w takim samym kontekście, w jakim używał go on sam, broniąc poglądów ojca na przykład przed księdzem profesorem Tischnerem.
Nikt nie odpowiada za rodziców, czy rodzeństwo (chyba że próbuje się po nich wspiąć – vide panna Mussolini) i Michnik tego nie robił (chwilami nawet wręcz przeciwnie).
A ja nie czytałem (ANI RAZU!) „Żołnierza Wolności”.
(„NIE” czytałem raz. Pierwszy numer…).
Z całą pewnością Adam Michnik nie odpowiada za to, że jego ojciec był członkiem władz ukraińskiej partii komunistycznej. Tak jak nie przechodzą na niego uczynki jego matki i brata. Przeciwnie – jeśli za cokolwiek byłbym skłonny szanować pana Michnika, to właśnie za to, że mimo wszystko bronił swoich najbliższych.
Pretensje do pana Michnika mam wyłącznie za jego własne poczynania, ale rozumiem, że nie interesuje Pana moja opinia na ten temat.
Żart z nazwiskami, a nawet nie żart, bo zwykła gra słów wpisuje się w tę opinię. Nie ma bowiem, a w każdym razie ja nie rozumiem powodu, żeby ktoś udawał, że na różnych stronach tej samej gazety występuje w dwóch osobach. A co do nazwiska Szechter – być może matka Adama Michnika miała jakiś sensowny powód, żeby synom dać swoje nazwisko – jej sprawa, jednak skoro pan Michnik mówił o Szechterze jako o swoim ojcu i bronił jego poglądów, to nie sądzę, żeby mówienie o nim Adam Szechter było czymś nagannym, a tym bardziej obelgą.
Być może nie wyraziłem tego jednoznacznie, ale drwiną z pana Michnika było przytaczanie przeze mnie wyłącznie „nazwiska” Zagozda.
I tyle jeśli chodzi o mnie, jako o niewiniątko.
Roman Gałoński
21 maja 2006, o godzinie 00:13
Został przeze mnie użyty zwrot „tzw.” jakby Pan nie zauważył.
Po drugie fragment „być może nie należało tego robić” przy wcześniejszym negowaniu lustracji w 1990 roku i niewiedzy w jakim celu i co ta tzw. komisja Michnika w ogóle robiła musi budzić w najlepszym wypadku… niesmak. Bo sensu to w tym na pewno nie ma.
p.s. Hm… a z ciekawości zapytam: tych co mówią na Romana G. faszysta, wpuściłby Pan na swoją agorę?
21 maja 2006, o godzinie 08:28
Szanowna Pani,
ja nie negowałem lustracji w roku 1990, to znaczy sprawdzenia, czy osoby powoływane na wysokie urzędy państwowe były czy nie były współpracownikami SB. Zawsze za czymś takim byłem.
Kwestionowałem celowość, a także możliwość rzetelnego, publicznego i pełnego ujawnienia współpracowników SB w roku 1990. I podtrzymuję ten pogląd.
Nie wiem, czy bym wpuścił kogoś nazywającego Giertycha faszystą. Być może tak, bo w Młodzieży Wszechpolskiej, organizacji, którą założył i której patronuje są widoczne elementy ideologii i stylu faszystowskiego. Antyfaszyzm jest mi bliski, antysemityzm uważam za ciężką chorobę części Polaków. Ja też w różnych komentarzach go doświadczam na sobie, mnie też proponuje się operowanie nosa, albo zmykanie do Judei. Nie znalazłem, a szukałem, wśród moich przodków Żyda, i nie miałbym żadnego niesmaku gdybym go znalazł, wprost przeciwnie. A i tak u części moich czytelników jestem Żydem, nawet teściem innego Żyda, Stefana Staszewskiego, działacza PZPR w latach 50-tych. Część Polaków chyba rzeczywiście wsysa antysemityzm z mlekiem matki i wie na mur beton kto jest Żydem, a kto nie i oczywiście bycie nim to pręgierz.
21 maja 2006, o godzinie 09:57
Tzw. komisja Michnika nie miała jednak na celu sprawdzenia osób powoływanych na wysokie urzędy państwowe. Zresztą nikt nie wie co robiła. I to moim zdaniem jest przerażające. Nie grzebali oni bowiem u cioci w torebce, ale w aktach sb.
Co do Giertycha to chodziło o sprawdzenie czy pewne zachowania traktuje Pan wybiórczy czy nie. Pana agora – Pana decyzja. Nic mi do tego.
Nie chodziło mi o Żydów, ale skoro również ze mną tą kwestie Pan poruszył to powiem Panu tak (żeby było wszystko jasne):
Wole przegrać z Żydem (tak, przegrać!), który nie należy do układzików vel. budek z piwem, niż wygrać z czystej krwi Polakiem, który je wspiera! :-)))
p.s. Pewnie słyszał Pan o Kodzie Da Vinci. Jak widać oskarżać Żyda o kłamstwa (w tym wypadku Jezusa) to nie tylko polski zwyczaj.