Sprawa „Delegata”.
W piątkowej „Gazecie Wyborczej” mamy bardzo ciekawy wywiad z księdzem Stanisławem Bogdanowiczem. Stawia hipotezę, że ów „Delegat” mógł pozostawać w kontakcie z SB za wiedzą i wolą Prymasa Wyszyńskiego. Nie traktował bym tej hipotezy lekką ręką, bo może być prawdziwa, a kto wie, czy jest li tylko hipotezą. Nie uczestniczę w quizie; „Kim jest „Delegat” i nie będę się domyślać. Chcę napisać dlaczego hipoteza księdza Bogdanowicza wydaje mi się prawdopodobna. I o czym ona może świadczyć.
Otóż w tamtym czasie trzech aktorów wydarzeń miało świadomość, że rozwijający się proces rewolucyjny, niosąc szansę na pozytywne zmiany, stwarza jednocześnie wielkie zagrożenie dla kraju i ówczesnego państwa, jakim była PRL. Zagrożenie zgnieceniem rewolucji przez siły Paktu Warszawskiego, z ogromnymi kosztami dla ludzi i groźbą znacznie większego ubezwłasnowolnienia wobec ZSRR, niż to które było. Ci „aktorzy” to – część ekipy PZPR-owskiej, najpierw z Kanią, a potem z Jaruzelskim, która panicznie się inwazji bała. Następnie episkopat z Prymasem Wyszyńskim na czele. Wreszcie Lech Wałęsa i krąg działaczy oraz doradców, tzw. ekspertów wokół niego skupionych. Świadomość była wspólna po obu stronach ostrego konfliktu. Trwała konfrontacja i jednocześnie działania, czasami odrębne, a czasami uzgadniane, by dynamika ruchu nie doprowadziła do dramatu.
Elementem tych działań, było dążenie tych trzech „sił” do ograniczania wpływu radykałów na „Solidarność” i na struktury władzy, w tym partii. Zwykle robiono to na własną rękę, ale czasem w uzgodnieniu, jak podczas kryzysu bydgoskiego, kiedy dramat był tuż, tuż i uniknięto go zbieżnym działaniem wałęsowców, Kościoła i władzy przeciwko radykałom w rodzaju Janka Rulewskiego, który wręcz mówił o powstaniu. W tamtym czasie szczególnie w pierwszych miesiącach „Solidarności” trzy wspomniane podmioty za najgroźniejszych radykałów, podkręcających ruch uważały krąg KOR-owski, działaczy skupionych wokół Adama Michnika i Jacka Kuronia, mniejsza o to, czy słusznie, ważne, że faktycznie. Stosunek kardynała Wyszyńskiego do KOR-owców był bardzo negatywny. Uważał ich działania za groźne. Jest zatem prawdopodobne, ba wręcz pewne, że osobom zaufanym, także duchownym polecał, by uczulali Wałęsę na to niebezpieczeństwo i działali na rzecz odseparpowania od ruchu tego kręgu. Mógł więc także zaakceptować, czy wręcz polecić utrzymywanie kontaktów z wysokimi fukcjonariuszmi SB w Gdańsku, dla stworzenia szybkiej linii informacji, tam na miejscu. W tamtym czasie istniało wielkie zapotrzebowanie na linie kontaktowe między linią frontu, po to żeby brak informacji, czy błędne zinterpretowanie zachowań po jednej, czy drugiej stronie nie wywołało nieobliczalnych wydarzeń. I takich linii, niekoniecznie z SB było przynajmniej kilka; z Cioskiem, Barcikowskim, Jagielskim.
U podstaw tego wszystkiego leżało wspólne tym trzem podmiotom, a zarazem będące w interesie narodowym pragnienie, żeby nie dopuścić do tego, by wewnętrzny konflikt rozwiązywany był siłami zewnętrznymi. A jeszcze głębiej leżało wspólne też przekonanie, że działamy w obrębie państwa polskiego, dla jednych całkiem zwykłego, dla drugich pokracznego, ale polskiego, jedynego możliwego w tamtym czasie, i że trzeba baczyć, by zapalczywość i polityczna głupota nie wymierzyła mu ciosu z ogromną szkodą dla wszystkich. Nic nie było proste i bardzo mało było czarne, czy białe, większość była szara i trzeba było wybierać w tej szarości to co najlepsze w danym momencie. Gdyby wpływ na ruch z jednej strony, a na partię z drugiej zdobyli ci, co rozróżniali tylko kolor czarny i biały to po kraju polałoby się dużo czerwonego. Więc ostrożnie dzisiejsze „czarno-białaki” z sądami łatwymi, nadal nic nie jest proste i dwukolorowe, bo może ów KO „Delegat” to było ramię Prymasa Tysiąclecia, jednego z najmądrzejszych polskich polityków II połowy XX wieku. I co wtedy, na jaką listę IPN, czy poseł Girzyński, zapiszą kardynała Wyszyńskiego?
15 sierpnia 2006, o godzinie 00:52
Mikey, dla mnie „Delegat” to taki Volksdeutsche.
Kapiszci?
I nie ma o czym dyskutowac!
15 sierpnia 2006, o godzinie 00:55
Mikey, bądź zdrów! Skoro Ci mądrości zabrakło.
15 sierpnia 2006, o godzinie 01:01
No nie ma. Z tobą na pewno :))) Papa.
15 sierpnia 2006, o godzinie 01:26
Ty chyba niezrównowazony jesteś. Poczytaj siebie.
Żegnam
15 sierpnia 2006, o godzinie 07:45
Elfie piękny i lekki! Może tak przenieś się nad wody i łąki, gdzie twoje właściwe środowisko. Odpocznij sobie na jakimś gustownym kwiatuszku………………
15 sierpnia 2006, o godzinie 08:17
Jasnaanielko,
nad wody i łąki zawsze miło jest się przenieść, ale nie odsyłajmy tam ELF-a. ELF jest tu dobrze widziany. Rozumiem, że dyskusja „w tym temacie” została zakonczona i dobrze, bo toczyła się już „w kółko”. Znam to zjawisko, bo zdarza się często w moich dyskusjach z Zięciem lekarzem na temat służby zdrowia.
ELF-ie, ja nie jestem w żadnej furii, raz mi się zdarzyło, do czego się od razy przyznałem, a blog prowadzę prawie rok. Poza tym wyjątkiem, każde słowo w moich wpisach jest dokładnie dobrane i „wymierzone” całkiem na chłodno. Jestem człowiekiem piszącym od prawie 40 lat, i nie chwaląc się całkiem niezłym w tej materii zawodowcem, choć w 1958 roku o mało nie oblałem matury z języka polskiego. Nie przeczytałem 2/3 dzieł literatury narodowej, w tym największych, głęboko zniechęcony poszukiwaniem w nich wartości ideowych i walki klas. Można o moich perypetiach z literaturą przeczytać we wspomnieniu o wychowawczyni prof. Wandzie Gorgoniowej („Publicystyka” – „Wspomnienia”). Więc jako taki zawodowiec zapewniem Cię ELF-ie, że nie piszę w furii, a nawet jak mnie opanuje, to zwykle trzymam ją z daleka od „stalówki”. To co napisane to dobrze przemyślane. Pozdrawiam.
15 sierpnia 2006, o godzinie 10:07
Panie W. Kuczyński!
To co będzie z nowym felietonem? Rozumiem, długi urlop, ale jednak… chyba ten „Delegat” już zaczyna przeciążać nam światłowody. Od tego czasu wiele się zdarzyło – Guenter Grass dał nam na przykład piękną, choć nacechowaną wewnętrznym dramatem (i przez to spóźnioną) lekcję przyznania się. Tak przynajmniej ja to odebrałem. Z drugiej strony pokazowa lekcja, jak w salonie najgłośniej puścić bąka, w wykonaniu p. Kurskiego i innych radnych Gdańska… To moje opinie, chętnie poznałbym zdanie innych.
Pozdrawiam Pana i wszystkich blogowiczów!
15 sierpnia 2006, o godzinie 10:49
Przepraszam ELFA!!!!
Nie sugerowałam w moim poprzednim wpisie, aby ELF blog opuścił, lecz aby wycofał się z rejonów, w które zabrnął w dyskusji, bo zaczęło być nie po elfiemu. Proponowałam tylko chwilkę refleksji. No ale wyszło na dużą niezgrabność.
ELFIE! ZOSTAŃ Z NAMI!!!
15 sierpnia 2006, o godzinie 11:01
Jasnaanielko BRAWO!
Rafale, jeszcze troche cierpliwosci. Ale to miłe, że jest zapotrzebowanie na ciąg dalszy. Myślę nad czymś bardzo prowokacyjnym, ale jeszcze nie doszedłem do konkluzji.
15 sierpnia 2006, o godzinie 11:40
dobra
na temat delegata wiecej juz nie wymyslimy, to moze teraz zajmijmy sie problemem ktory zaczyna wyrastac na naprwade powazny
stosunek polski do niemiec. jak to z nim jest, czy moze jak powinno byc a nie jest?
po wpadce („jedynej slusznej decyzji”*) z
-weimerem
-p.o. prezydenta warszawy olewajacym berlin
-zabieraniem honorowego obywatelstwa Gra(SS)owi
-a obecnie premierem krytykujacym wystawe ktorej nie widzial,
-oraz z muzeum zabierajacym eksponaty
mozna chyba juz mowic nie o kryzysie a o zimnej wojnie. po co? w imie czego? czemu zamiast starac sie zrobic wszystko zeby stosunki polsko-niemieckie byly jak najlepsze (bo to nasz najwazniejszy sasiad i wazniejszego nie znajdziemy) nasi glownodowodzacy robia wszystko zeby spalic wszystkie mosty?
ciekawe co jeszcze im sie uda wywinac :/
* wersja dla milosnikow obecnego rzadu
15 sierpnia 2006, o godzinie 11:54
Niemieckie elity z prawej i lewej strony jeszcze do niedawna mialy cos w rodzaju poczucia winy wobec Polski i gotowe byly na daleko idace ustepstwa. Na skutek polityki naszego Prezydenta i rzadu, ktorzy zamiast wykorzystac niemieckie skrupuly chcą z bundesrepubliką isc na dyplomatyczną konfrontacje (ciekaw jestem komu taka konfrontacja wyjdzie na zdrowie) bardzo szybko to poczucie winy tracą. Pani Steinbach znana jest w Niemczech glownie dzieki naszym politykom, przedtem nikt o kobiecinie nawet nie słyszał.
15 sierpnia 2006, o godzinie 12:35
Myślę, że podstawowym powodem kreowania ustawicznego napięcia w stosunkach z sąsiadem jest charakterystyczna dla obecnego rządu nieumiejętność dyskusji o rzeczywistych wyzwaniach. Z reformy podatków nici, budowy się wloką, ale jest „wróg”, któremu nasza dyplomacja tak bohatersko stawia opór! Trochę jak za Bieruta, oczywiście w łagodniejszej wersji. Nawiasem mówiąc, uznałbym Marcinkiewicza za odważnego i wiernego swym przekonaniom, gdyby pojechał do Berlina i na miejscu wywołał dyskusję.
Nieufność względem Niemiec zadowala też najstarszą część elektoratu PIS, konserwatywną i noszącą wspomnienia z II wojny. Szkoda, że trochę odbija się to na nas – młodszych, często posiadających w Niemczech przyjaciół czy klientów.
Uważam, że ta sytuacja nie ma podłoża w psychice rządzących, ale jest efektem ich świadomej polityki. Przed kolejnymi wyborami podadzą to jako swój sukces.
15 sierpnia 2006, o godzinie 13:00
problem ze steinbach polega na tym ze ta wystawa jest naprawde sprytnie zorganizowana. wrzucenie do jednego wora wszystkich wypedzonych ma w pewien sposob zamaskowac wypedzonych niemcow.
jesli mam byc zupelnie szczery to uwazam eryke za wyjatkowo niepotrzebnego podjudzacza, a do tego skonczona hipokrytke. ciekawe jak czuli by sie ci wypedzeni niemcy, gdyby ich nie wypedzono i gdyby zostali wsrod milujacych ich polakow. dopiero bylyby pogromy
15 sierpnia 2006, o godzinie 13:05
O Grassie z Spiegla:
http://service.spiegel.de/cache/international/0,1518,431629,00.html
http://service.spiegel.de.....53,00.html
15 sierpnia 2006, o godzinie 13:09
Jasnaanielka,
Nie ma sprawy. Dokładnie zrozumiałam jak napisałaś, czyli bym odpusciła temat. :)
Dotleniłam sie i zaraz zrobiło sie piekniej.
Pozdrawiam.
15 sierpnia 2006, o godzinie 13:10
Zgadzam sie ze Pani Steinbach to podjudzaczka. pieniedzy niech sie wypedzeni domagaja od Putina a nie od nas.
15 sierpnia 2006, o godzinie 13:14
Mikey,
Potraktuj nasze przytyki jak „rodaków nocne rozmowy”. :)
Pozdrawiam
15 sierpnia 2006, o godzinie 13:25
Waldemar Kuczyński
OK, OK. Wycofuje się ze stanowiska, że tekst był pisany w furii. :)
Pozdrawiam
PS. Co sie zaś tyczy dzieł literatury narodowej, to niektórych nie przeczytałam, z tego co Pan, powodu. Widocznie, taka była cecha szczególna również późniejszych „grup wiekowych”.
15 sierpnia 2006, o godzinie 14:58
OK Elfie. Ja tez przepraszam za złosliwosci z mojej strony :)
15 sierpnia 2006, o godzinie 19:01
Do Tdi
Zgadzam się z oceną p. Steinbach, choć uczciwie powiedziawszy, nie stawiałbym jej na poziomie naszego Henryka Pająka czy Bubla. To jednak osoba, z którą dało by się może dogadać. Na poparcie – przekazane przez nią wyrazy poparcia w zeszłoroczną rocznicę Powstania Warszawskiego.
Jednakże, nie jest to naczelny głos społeczeństwa niemieckiego. U nas też żyją zwolennicy odbicia Lwowa czy Wilna. Nie wszyscy ich popieramy, ja nieraz musiałem się za rodaków wstydzić podczas wizyt w tych miastach.
Natomiast stosunek do rdzennych mieszkańców „ziem odzyskanych” musiał być różny. Pogromy nie zdażały się raczej (z wyjątkiem obozu w Łambinowicach zdaje się – proszę o poprawienie ewentualne), natomiast moja rodzina m.in. na zachodnim Pomorzu i Dolnym Śląsku znała i zna paru ludzi, którzy poczuli się dostatecznie mocni, by pozostać. W większości darzeni byli szacunkiem, jako odporni na germanizację. W końcu owa ludność to zniemczeni dogłębnie Słowianie.
18 sierpnia 2006, o godzinie 10:51
do capa.
„nie pasuje Pan do towarzystwa.”
wiem. oj wiem i co wiecej dobrze mi z tym