Wszyscyśmy ofiary przymusu Historii.
Pan Jan Boćkowski odniósł się do mojego poprzedniego wpisu. Postanowiłem nadać mojej odpowiedzi postać odrębnego wpisu, bo uważam, że chodzi o sprawy ważne i trochę osobiste. Dlatego też wyjątkowo opuszczam licznik pogoni za Układem. Warto więc rzucić okiem na to co Pan Boćkowski napisał. A oto moja odpowiedź,
Szanowny Panie Janie Boćkowski,
niczego z siebie nie “wypieram”, bo nie mam czego wypierać z mojego wkładu w transformację. Mam zupełnie inny ogląd 16-lecia niż Pan. Pisałem na ten temat dziesiątki razy, podając statystyki, fakty, porównania międzynarodowe. Sprawdzone, rzetelne. Nie budowałemj moich opinii na pogłoskach, przypuszczeniach, bezpodstawnych uogólnieniach, insynuacjach, nie istniejących związkach przyczynowo-skutkowych itd. Nie będę się powtarzał. W części publicystyka jest dużo moich artykułów na ten temat. Walczących także z bezmyślnym, głupim, fałszywym i w złej wierze malowaniem Polski na czarno, zwykle przez “prawicowych patriotów” walczących z komuną 17 lat po jej upadku. Ale także przez polityków innych nurtów i przez część dziennikarzy, czy osób z tytułami naukowymi. Nawet zasłużyłem sobie na miano Panglossa III Rzeczpospolitej. Tak, tej którą kochałem i kocham, bo ona nadal jest i będzie. Bo Polska, ta właśnie III Rzeczpospolita – i to nie jest mój odosobniony pogląd – jest jednym z przykładów najlepiej przeprowadzonej transformacji, choć to nie była droga do niebiańskości i oczywiście współczuję tym, którzy się rozczarowali tego oczekując.
Bardzo głęboko nie zgadzam się z takim sposobem myślenia, jaki Pan prezentuje. Ludzie dawnej nomenklatury nie są moimi wrogami. Moja wojna z komuną skończyła się 17 lat temu. Jestem szczęśliwy, że uwolniłem się od emocji tamtej “wojny”. Ja nie muszę śpiewać “Boże uchroń nas od nienawiści”. A wielu chętnie to śpiewa dla picu, bo nienawidzi i kocha nienawidzieć. Mogę nie lubić, nie cierpieć, poszczególnych ludzi z kręgów dawnej PZPR, i bardzo bliskich jest mi wielu z dawnej opozycji, ale obca jest mi zgeneralizowana nienawiść do jednych i taka sama miłość do drugich. Ja osobiście, od siebie i za siebie wybaczam, i nie wymagam wyznawania win. Prawdę mówiąc, poza zbrodniami, uważam je za przedawnione. Ale nie dlatego wybaczam, że przedawnione, tylko dlatego, że chcę być wolnym od PRL wewnętrznie i to najlepszy sposób. Bo ja PRL-u nienawidziłem, ale nienawidziłem system, a nie każdego, który był w niego uwikłany. PRL-u nie zafundowaliśmy sobie sami, tak jak sanację. Sanację byłoby łatwo rozliczyć, także jej szpiclów i obozowych klawiszy, bo to był nasz rodzimy chwast. Nie musiał zaistnieć, zaistniał dzięki tym, co go posadzili i tym, którym zabraklo determinacji, żeby do tego nie dopuścić. PRL to była Polska w postaci paskudnej, w pewnym okresie zbrodniczej i terrorystycznej, ale zarazem to była Polska w najlepszej z możliwych postaci po roku 1945. Mogła być tylko gorsza – 17 republika Rad. Wolnej być nie mogło. Wszyscy, także polscy komuniści i ci co do nich przystali, staliśmy się ofiarami przymusu historii. Koszty tej ofiary były różne, dla jednych życie, dla innych upodlenie, czy miejsce na czarnych kartach historii narodowej. Ale żeby sądzić i skazywać trzeba najpierw to zrozumieć. Nie ma prostej i łatwej oceny czasów PRL i ludzi, którzy nią kierowali i jej służyli. Ci co tak sądzą, a jest ich sporo to głupcy (to nie do Pana, Panie Janie), albo smarkacze, którzy jeszcze nie zdążyli nabrać ksztyny mądrości, jaką części, nie wszystkim, daje wiek. To adresuję do tych młodzików co spłodzili ustawę lustracyjną. Nigdy nie byłbym w rządzie Mazowieckiego gdyby zaczął od zemsty zbiorowej w postaci dekomunizacji. Brzydzę się takich metod.
Tak, współczuję Jakubowskiej za te kajdanki. Aresztuje się człowieka objętego zasadą domniemania niewinności. Rozumiem środki ostrożności przy aresztowaniu bandyty, ale tej akurat Kobiety? Paskudztwo i okrucieństwo !
2 listopada 2006, o godzinie 00:30
Pani Katarzyno,
nie wiem o którym z Jamesów Pani mówi i kogo była Pani uczniem, wiem o istnieniu Williama Jamesa, amerykańskiego filozofa i psychologa, prekursora behawioryzmu, zmarł bodajże na początku XX wieku.
Nie bardzo interesuję się historią psychologii, by po niego akurat teraz sięgać, ale proszę wskazać mi jego prace, którą Pani zdaniem powinnam poznać. Postaram się przeczytać.
Max Weber jest o jakieś 20 lat starszy od ww. Jamesa. Był socjologiem i ekonomistą. Dlatego w swoich rozważaniach etyczno-socjologicznych skupił się nad etosem pracy. Ja natomiast nigdzie nie stwierdziłam, że etyka pracy jest jakąś wyodrębnioną częścią etyki protestanckiej, potraktowanej jako całość.
Moja opinia o podejściu do bogacenia się w kontekście katolicyzmu nie jest akurat odosobniona, zwłaszcza w odniesieniu do społeczeństw postkomunistycznych z tego kręgu oddziaływań światopoglądowych.
Przyznam się, że trudno się z Panią dyskutuje.
Ja odnoszę się np. do traktowania czasu przez społeczeństwa postkomunistyczne – Pani serwuje mi o metodach bogacenia się przez państwa z kręgów kultury protestanckiej.
To są dwie różne sprawy.
Ja mówię o kapitalizmie XX i XXI wieku i stosunku do niego społeczeństw poskomunistycznych – Pani o zdobyczach kolonializmu.
Dopomina się Pani, bym nie mówiła o Pani ignorancji – potem w kolejnej polemice przyznaje, że przemyśleń nt. etyki protestanckiej i ducha kapitalizmu Maxa Webera – nie zna.
Pisze Pani, że jest ewangeliczką – ale argumentację w polemice ze mną nt protestanckiego etosu pracy opiera Pani na etyce katolickiej, w której wyrosła i kształtowała swój własny kanon etyczny. A właściwie żarliwie go broni, o co oczywiście nie mam żadnej pretensji.
Poza jednym, trzeba było uczciwie powiedzieć, że w tej materii reprezentuje Pani katolicki punkt widzenia.
Domyślałam się tego po Pani wypowiedziach.
I tak jest praktycznie w całej Pani polemice ze mną.
Pozdrawiam
7 listopada 2006, o godzinie 22:44
Problemem w Polsce nie jest szybkie bogacenie się, bowiem ten kto się szybko wzbogaci i szybko straci. Problemem jest własność państwa. Korporacje zawodowe. Niezbyt dobrze funkcjonujący model szkolnictwa wyższego. Niewydolna administracja państwowa, etc, etc. Nie wiem dlaczego nie dostrzega się nawet w publikatorach przyjaznych biznesowi, jak wielka jest rola właściciela, który chce mieć zysk. To jest właśnie prawdziwy kapitalizm, chęć bycia potrzebnym i dostępnym (a więc tanim), po to żeby zarobić i zainwestować w inne przedsięwzięcie. Właśnie tym koniem pociągowym czy kołem zamachowym jest właściciel, któremu każdy robi koło nogi, jak tylko może. Polska to po prostu w dużej mierze kraj głupich ekonomicznie i społecznie ludzi i nie ma to nic wspólnego z katolicyzmem lub protestantyzmem. Może kiedyś to miało znaczenie, ale nie dziś, to jest b. wymyślone.
7 listopada 2006, o godzinie 23:07
Oczywiście, że Pan W. Kuczyński nie powinien wypierać się czegokolwiek z jego wkładu w transformację, ale nie dlatego, że coś zrobił dobrze, czy źle (a zresztą co można tak na prawdę źle zrobić będąc chyba rok z zaledwie Ministrem Przekształceń Własnościowych), tylko dlatego, że był pionierem takim właśnie jak Washington, czy Jefferson, a pionier działając w warunkach skrajnie prymitywnych ma prawo do błędów. Rzucanie oskarżeń pierwszemu rządowi III RP, a nim Ministrowi Finansów i Ministrowi Przekształceń Własnościowych, że jest winny (czego?), w okolicznościach, gdzie chyba nawet budżetu nie było, a telefony nie działały, związkowcy zachowywali się jak idioci, a dyrektorzy departamentów zmieniali się co dwa miesiące, a w Polsce nadal były wojska radzieckie jest śmieszne. Powiem, więcej Washigton był za rzeczami bardzo postępowymi w swoim czasie, a wiadomo, że kiedy zaczął tracić zęby, to uzupełniał je sobie ze szczęki żyjącego jeszcze jego murzyńskiego służącego. I wcale nie przesłania to tego, że jest ważny dla Ameryki Pn. Tak więc jeśli nawet pewne idee wyprzedają mentalność, to nie można zapomnieć, że najważniejszy był kierunek. A kierunek prywatyzacja burdelu i przyjęcie sprawdzonego modelu ekonomicznego to właściwy kurs i kropka, tak to ujmie historia w przyszłości.