Czy kuranty kremlowskie zagrają Mazurka Dąbrowskiego?
KALENDARZ POŚCIGU ZA UKŁADEM
Minęło 419 dni od rozpoczęcia pościgu za układem!
A “UKŁADU” ANI ŚLADU!
Nie ulega wątpliwości, że rosyjskie embargo na polskie mięso jest decyzją polityczną, sankcją za, ich zdaniem, godzenie w rosyjskie interesy. Jeżeli tak to ta sankcja nie będzie zniesiona pod polskim naciskiem, bo ona miała właśnie pokazać, że godzenie w rosyjskie interesy nie ujdzie Polsce na sucho. Więc jeżeli Rosjanie by wycofali embargo pod presją, czyli nie uzyskując satysfakcji, gdy chodzi o respektowanie ich interesów w Europie, szczególnie Centralnej, to pokazaliby ogromną słabość. Oczywiście chciałbym, by polskie produkty bez politycznych przeszkód docierały do Rosji i wszędzie, ale sądzę, że metodą nacisku Polska nie osiągnie zniesienia embarga. Rosja, jak mi się wydaje nie zrobi nawet kroku wstecz pod presją Polski, którą postrzega, jako głównego wroga w Europie. Rosja jest po największej od wieków klęsce politycznej, a nawet militarnej i to bez wojny, po potwornym upokorzeniu jej imperialnej i mocarstwowej ambicji. Będąc po takich przejściach jest szczególnie wrażliwa na kolejne upokorzenia. Na dodatek znajduje się w okresie kiedy zaczęła odzyskiwać siły, pozycję wielkiego mocarstwa i prestiż, a więc i przekonanie, że nikt już jej upokarzał nie będzie. Jej głos znów zaczyna się liczyć, a nawet budzić respekt. Obawiam się, że tak ostre postawienie sprawy embarga na mięso nie uwzględnia „psychologii” drugiej strony i przypomina trochę mit o szarży z lancami na czołgi, czy znane powiedzenie jednego z działaczy „Solidarności” w roku 1981, że „jak polscy górnicy uderzą pięścią w stół to kuranty kremlowskie zagrają Mazurka Dąbrowskiego”. Obawiam się, że nie zagrają, nawet jeżeli Unia Europejska stanęła by za nami murem, co wykluczam. Polskie mięso, nawet za cenę zablokowania rozmów z Rosją nie wygra z interesami większości krajów UE, by z Rosją mieć dobre stosunki. Nie wykluczam nawet, że Polska tym zagraniem zrobiła podarunek prezydentowi Putinowi, dając mu okazję pokazania, że jest władcą, a nie mięczakiem. Przecież ten człowiek, dla Rosjan sprawca i symbol odradzania się siły „matuszki Rosjii” nie zrobi niczego, nie mając na dodatek potrzeby, co ugodziłoby boleśnie w jego wizerunek. A taki byłby skutek ustąpienia pod głośnym w całej Europie polskim veto. Gdyby Putin to zrobił, to fantastycznie wzmocniłby pozycję w Unii Europejskiej niecierpianej przez niego i przez wielu Polski, czyli sam podhodowałby na razie kłopotliwego, ale niezbyt groźnego przeciwnika. Na dodatek wymierzyłby sobie potężny cios. Co to za „imperator”, a tak go widzą Rosjanie, który pada na kolana pod uderzeniem polskiej półtuszy?
Chętnie się pomylę, ale uważam, że Polska szarża raczej przekreśliła możliwość załatwienia naszych spraw mięsnych, przynajmniej na tak długo, jak długo ich załatwienie będzie się kojarzyło w opinii europejskiej i rosyjskiej ze zgłoszonym przez nas veto. Sprawa eksportu mięsa do Rosji, to jest problem dla iluś tam polskich eksporterów, ale generalnie to nie jest wielka sprawa. Moim zdaniem należało znaleźć nowe rynki dla tego mięsa i pokazać w ten sposób Rosjanom, że „olewamy” ich embargo. Tymczasem ruszyliśmy na wojnę pozornie o sprawę drobną, a faktycznie o prestiżowe rzucenie Rosji na kolana, bo tak to musi być tam odbierane. Czy w takich warunkach, całkiem serio możemy liczyć na wygraną? Oby, ale wątpię.
(Początkowo posłałem wcześniejszą wersję tego tekstu do jednej z gazet, ale po zastanowieniu wycofałem ją, żeby mojej wypowiedzi nie nadawać takiego rozglosu jaki daje publikacja w gazecie. Blog jest właściwszym miejscem dla tego tematu, w takim ujęciu i w tym momencie.)
19 listopada 2006, o godzinie 22:45
Zgadzam się z prezentowaną tu przez większość opinią, że stosowane przez Rosję embargo na import polskiego mięsa jest decyzją ewidentnie polityczną. Nie oznacza to jednak, że jest decyzją pozbawioną podstaw. Szczegółowo pisała o tym Zofia. Dlaczego jednak pomimo jej argumentów upieram się przy takiej ocenie? Otóż Polska nie jest znowu żadnym wyjątkiem jeśli chodzi o występujące nieprawidłowości. Wystarczy choćby lektura:
http://www.wprost.pl/ar/?O=94570
Jednak tylko Polska z krajów UE ma takie problemy z eksportem artykułów mięsnych do Rosji.
Nie uważam natomiast, że Rosja wprowadzając embargo kierowała się tylko i wyłącznie nienawiścią do naszego kraju. Sądzę raczej, że jest to jeden z elementów szeroko zakrojonej polityki mającej na celu rozbicie UE, a przynajmniej wyłuskanie z niej nowoprzyjętych członków. I patrząc na to, co w krajach Unii się dzieje, polityka ta nie jest bynajmniej pozbawiona szans.
W świetle powyższego decyzja polskiego rządu dotycząca veta w sprawie mandatu do negocjacji UE z Rosją wydaje się być racjonalna. Najwyższy czas wstrząsnąć Unią, aby raczyła zauważyć problem. Jest tylko jedno ale. Veto takie powinno być niejako ukoronowaniem działań ze strony Polski w celu rozwiązania problemu. A takich raczej brak. I nie bardzo przekonują mnie tu słowa Leszka Sopota, który pisze Lepper chyba od pół roku czynił jakieś starania, które zakończyły się niczym.. Wraz z ministrem Mellerem skończyła się polityka zagraniczna Polski, a bracia Kaczyńscy robią wszystko co w ich mocy, aby zohydzić obraz Polski w oczach Europy. Dość choćby wspomnieć zaprzepaszczoną przez prezydenta szansę na próbę poruszenia tematu embarga ramach Trójkąta Weimarskiego. Na własną niejako prośbę praktycznie zrezygnowaliśmy z uczestnictwa we wpływowym lobby, które skutecznie mogłoby bronić naszych interesów. W rezultacie wyskoczyliśmy z tym vetem trochę „jak Filip z konopi”
Czy zatem należy je w czambuł potępić? Chyba nie, lepsze już takie działanie niż chowanie głowy w piasek i udawanie, że nic się nie dzieje. Jakiś cel został w końcu osiągnięty – UE zauważyła problem. Naszą rolą jest teraz umiejętnie rozegrać sprawę do końca tak, „aby wilk był syty i owca cała”. Przyjęcie stanowiska „półtusze albo śmierć” zakończy się niechybnie naszą porażką. Rosja zawsze będzie w stanie udowodnić swoje racje (zgodnie z tym, co pisała Zofia), a my ostatecznie wyjdziemy na durniów. Niestety polityka naszego „odzyskanego” MSZ nie rokuje wielkich nadziei na satysfakcjonujące wszystkich rozwiązanie.
—
BTW
Wobec pojawiających się znowu na blogu spiskowych teorii dziejowych zwracam uwagę na fakt dalszego postępu paranoi
http://wiadomosci.gazeta......43394.html
I tylko biedny Bekas niepotrzebnie sobie tyle obiecywał w oczekiwaniu na raport.
19 listopada 2006, o godzinie 23:08
Torlin
„Pytam na serio, bo nie wiem. Kto jest autorem blogu: “Perły przed wieprze”?
– Nie wiem.
„I mam kilka pytań”:
„dlaczego autor nie podpisuje się z imienia i nazwiska, czyżby się czegoś wstydził”?
– Ty się podpisujesz, czegoś się wstydzisz?
„dlaczego ten blog “PpW” ma być “sąsiedni” wobec blogu Pana Waldemara? I po czym poznałeś to “sąsiedztwo”?
– Po tematyce
19 listopada 2006, o godzinie 23:46
Poszukiwanie Układu
Zródło: GW/PAP
„Zdaniem Woyciechowskiego, „nie ma środowiska zawodowego czy politycznego, którym WSI się nie interesowały”. Ujawnił, że „wysoko uplasowana agentura była osobiście „zadaniowana” przez szefów WSI, m.in. gen. Konstantego Malejczyka i gen. Marka Dukaczewskiego”; chodzi o „menedżerów dużych i znanych firm”. WSI miały też agentów w radach pracowniczych i związkach zawodowych. „Ludzi WSI znaleźliśmy nawet przy ostatnich prywatyzacjach!” – dodał Woyciechowski. Według niego, WSI kontrolowały też „kilka redakcji gazet lokalnych i krajowych, włącznie z „Kurierem Polskim””.
„Nie znaczy to, że WSI kontrolowały totalnie życie publiczne” – ocenił zarazem Cenckiewicz. Według niego, WSI wybrały raczej wariant „kontroli odcinkowej”, tzn. tych sfer życia, które nie były zajęte przez „innych”, a które przynosiły „korzyści materialne i polityczne”.
Woyciechowski ujawnił, że komunistyczne służby wojskowe inwigilowały też pisarzy: gdy Roman Brandsttaetter pracował w 1946 r. w ambasadzie w Rzymie wywiad wojskowy „podstawił” mu sekretarkę, która miała wyjść za niego za mąż”.
całość
http://wiadomosci.gazeta......43394.html
20 listopada 2006, o godzinie 00:05
Mawar zapomniał napisać najważniejszego czyli wyjaśnienia dlaczego „raport” nie przyniesie żadnych „porażających” informacji. ;)
„Natknęliśmy się na dokumenty, które mogą wskazywać na to, że najcenniejsza agentura była przez ostatnie lata wyprowadzana poza WSI i może być teraz kontrolowana w zupełnie innym środowisku” – dodał Woyciechowski (wiceszef komisji, b. szef wydziału studiów MSW, przygotowującego lustrację w 1992 r., gdy szefem resortu był Antoni Macierewicz – PAP). „Oficerowie WSI perfekcyjnie opanowali zasadę wewnętrznej konspiracji” – dodał Cenckiewicz.
Jak napisałem poprzednio paranoja postępuje.
20 listopada 2006, o godzinie 00:36
Andrzeju,
niektórzy wierzą że wszystko to paranoja i że Kennedyego zabił Oswald, a jedna kula wykonała sto zakrętów i raniła kilkakroć kilka osób.
Inni wolą JFK Stone’a.
Oczywiście nikt nie zabrania wierzyć w zbrodnię Oswalda, tak jak nikt nie zabrania wierzyć w kręgi w zbożu i kontakty z UFO. Taki lajf, taka karma.
pozdrawiam
Bernard
20 listopada 2006, o godzinie 00:56
==> głos zwykły Says:
listopad 19th, 2006 at 6:08 pm
„… , problem z Niemcami polega na tym, że zgodnie z prawem międzynarodowym na dnie morza lub oceanu nie mogą się krzyżować rurociągi”
Ciekawe, że ta propagandowa brednia adresowana specjalnie w stronę „ciemnego ludu” znajduje poklask nawet w tak nobliwym towarzystwie :-))…
==> głos zwykły Says:
listopad 19th, 2006 at 10:26 pm
„… argument znaleziony u Romana Dmowskiego, a przemawiający jednak za jakimś łącznikiem ziem odzyskanych z macierzą, o czym była parę dni temu mowa w innym poście, otóż okazuje się, że Prusacy są to niemal bracia nasi rodzeni, a brata ziemia, co oczywiste prawie do nas należy, prawie za naszą może być uznana:
'Prusacy – to potomkowie wspólnych nam przodków lub bliskich ich krewniaków, Słowian nadłabskich, Pomorzan i w ogromnej liczbie czystej krwi Polaków. Ten sam w znacznej mierze materiał, tylko wychowany w innej szkole państwowej, dał tak silny, żywotny, tak czynny politycznie naród, że zdołał on zorganizować całe Niemcy, rozbite do niedawna i wyzute z najelementarniejszych instynktów politycznych.’ ”
To cudne: Polscy Prusacy jednoczący (zapewne pośmiertnie?) w jeden organizm historycznie ukształtowane w formie osobnych księstw i królestw Niemcy – dzicz zasadniczo pozbawioną „najelementarniejszych instynktów politycznych” :-))…
P.S ad „rura”: sprawę zawaliła jeszcze ekipa Buzka, „uwalając” Jamał II mimo zgodnych ostrzeżeń Rosji i Zachodu, że druga nitka gazowa Rosja-UE pójść musi – czy się to Polsce podoba, czy nie. Natomiast jest nie do końca dla mnie jasna sprawa, dlaczego ekipa SLD nie próbowała tego odkręcić i jednak Jamału II nie popchnąć.
Chyba oczywiste jest, że bezpieczeństwo energetyczne Polski byłoby większe, gdyby przeważający procent gazu dla UE z Rosji przechodził przez Polskę – próba selektywnego przykręcania kurka wyłącznie Polsce byłaby niemożliwa, jako że byłaby jednocześnie konfliktem z całą UE. Inaczej to będzie wyglądać, gdy rozpocznie się eksploatacja omijającego Polskę rurociągu północnego.
==> Andrzej Says:
listopad 19th, 2006 at 10:45 pm
„Zgadzam się z prezentowaną tu przez większość opinią, że stosowane przez Rosję embargo na import polskiego mięsa jest decyzją ewidentnie polityczną. …”
To fragment większego planu wdrażanego systematycznie przez Putina począwszy od polskiej interwencji na Ukrainie w czas „pomarańczowej rewolucji”. Chodziło i chodzi o sprowokowanie za pomocą umiejętnie sterowanych działań dyplomacji i służb specjalnych takich reakcji Polski, by wytworzyć w oczach Zachodu jej obraz jako kraju irracjonalnie i zoologicznie antyrosyjskiego, a więc (jako takiego) niezdolnego do współkreowania racjonalnej wschodniej polityki UE.
Ponieważ udało się Polsce (jak ktoś tu słusznie zauważył) uzyskać dla interwencji na Ukrainie wsparcie UE, zapewne spowodowało to w kierownictwie rosyjskim przesadną ocenę możliwości Polski na kształtowanie polityki wschodniej UE i natychmiastową kontrakcję.
Tu dodać trzeba, że wielce się Rosjanie trudzić nie musieli w obliczu werbalnego przedwyborczego hurrapatriotyzmu reprezentowanego przez ekipę PiSu :-D.
20 listopada 2006, o godzinie 09:26
„Zbrodnie Hiszpanów w niczym nie usprawiedliwiają zbrodni Rosjan. Zbrodnie Hitlera nie unieważniają zbrodni Stalina. Podałem przykłady imperializmu i zbrodniczej działalności Rosji. I uważam, że imperializm sowiecki wywodził się wprost z imperializmu rosyjskiego.”
Bernardzie,
Nie rozumiesz, albo nie chcesz zrozumieć, o co mi chodzi. Nie neguję ani nie usprawiedliwiam niczyich zbrodni, a pogląd, że imperializm sowiecki był kontynuacją rosyjskiego, uważam za dopuszczalną interpretację, choć jej nie podzielam.
Nie zgadzam się tylko na Twój obraz Rosji jako mocarstwa odwiecznie i nieuchronnie zaborczego – jakiegoś wyjątkowego fenomemu wśród innych państw świata. Myślę, że przytoczyłem sporo argumentów przeczących tej tezie.
Nawiasem mówiąc, podboje kolonialne są zbrodniami tylko z naszej współczesnej perspektywy i zgodnie z naszym dzisiejszym systemem wartości. W swoim czasie były postrzegane jako zupełnie normalna praktyka rozwijających się państw, a nawet jako wypełnianie misji cywilizacyjnej. I coś tu jest na rzeczy. Zarówno kolonizacja obu Ameryk, jak i Syberii była głównie zderzeniem nowoczesnych i wysoko cywilizowanych (na owe czasy) państw z ludami pozostającymi na poziomie kultury plemiennej. Nie usprawiedliwia to oczywiście praktyk eksterminacyjnych. Można wszakże zadać pytanie, czy racje rozproszonych i mizernych liczebnie szczepów indiańskich koczujących po preriach Dakoty i Montany rzeczywiście miały absolutną wyższość nad racjami milionów osadników napływających z przeludnionej Europy.
PS, Przepraszam, że odjechałem daleko od tematu. Już więcej nie będę.
20 listopada 2006, o godzinie 09:38
OK mały punkcik dla bałwochwalcy rosyjskiego, w którym najwyraźniej płynie krew prusko podobna, bo ma zamiłowanie do systematycznego gromadzenia rzeczy. Ale i leniwa polska krew, bo brak mu najwyraźniej chęci, aby napisać uzasadnienie popracować nad kulturą osobistą, która przejawia się w stosowaniu się do form grzecznościowych. W sprawie możliwości krzyżowania się rurociągów na dnie Morza Bałtyckiego można zapoznać się z interesującym opracowaniem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, wynika z niego, iż rzeczywiście prawa międzynarodowe odwrotnie dozwala na krzyżowanie się rurociągów na otwartym morzu. Z opracowania jednak wynika, że gdyby Polska chciała w przyszłości poprowadzić krzyżujący się rurociąg Rosja mogłaby blokować takie przedsięwzięcie, co znając praktykę na pewno by zrobiła.
http://www.bbn.gov.pl/dok.....ciagow.pdf
20 listopada 2006, o godzinie 09:40
Mawarze!
Ja nie prowadzę blogu, więc mogę pozostać anonimowy. A moim zdaniem, jeżeli ktoś prowadzi blog i chce, aby był on opiniotwórczy i cytowany, powinien go sygnować swoim nazwiskiem. Tym się różni wielkość od małości. Mam Ci wyliczyć nazwiska znanych osób prowadzących własne blogi?
To, że blog „PpW” dotyczy polityki nie oznacza jeszcze sąsiedztwa. To jest semantyczne nadużycie.
20 listopada 2006, o godzinie 09:53
niektórzy wierzą że (…) jedna kula wykonała sto zakrętów i raniła kilkakroć kilka osób.
Bernardzie w kręgach zbliżonych do Twojej osoby nie powinno to budzić wielkiego zdziwienia. Cóż to za problem dla miniaturowych pocisków manewrujących. „Układ” zapewne dysponuje stosownymi technologiami ;-).
—
nikt nie zabrania wierzyć w kręgi w zbożu
Zawsze wiedziałem, że paranoicy święcie wierzą w to czego nikt inny nie widzi. Fakt, że odrzucają to co dla wszystkich pozostałych jest widoczne gołym okiem jest dla mnie nowym doświadczeniem :-). Znaczyłoby to, ze w kwestii pojawiających się kręgów zbożowych można wyróżnić trzy kategorie ludzi: fantastów dopatrujących się w kręgach ingerencji istot pozaziemskich, zwykłych ludzi, którzy podchodzą do sprawy racjonalnie i kręgi są dla nich rezultatem działalności np. takich jak w
http://www.biotechnolog.pl/news-413.htm
paranoików, którzy w ogóle tych kręgów nie widzą.
20 listopada 2006, o godzinie 10:02
Jeśli piszę o Leniwej Polskiej Krwi, to oczywiście mam na myśli spustoszenie, jakie w potomkach Polskich chłopów, naśladownictwo szlachty polskiej, budzić musi. wg Romana Dmowskiego, bowiem:
„W społeczeństwie szlacheckim w Polsce wzajemne uzależnienie jednostek było niesłychanie słabe, tak słabe, że nie było to w całym tego słowa znaczeniu społeczeństwo. Dzięki przelaniu całej sfery funkcji społecznych pierwszorzędnej wagi na żywioł obcy, żadnymi węzłami moralnymi z resztą ludności nie związany, to społeczeństwo szlacheckie znakomicie izolowało się od reszty narodu i w nie zwalczanym przez nikogo przywileju wytworzyło sobie warunki egzystencji wprost cieplarnianej, prowadzonej bez współzawodnictwa, bez walki, bez wytężania energii, bez zużytkowania zalet osobistych, bez narażania się na zgubę przez wady i słabości własne. Los przeciętnego szlachcica nie zależał zupełnie od jego zdolności i właściwości charakteru, był on tak obwarowany przywilejem i normą życia, że osobiste przymioty bardzo mało o nim decydowały: mógł on być geniuszem i kretynem, mógł być człowiekiem chrystusowej moralności i nikczemnikiem, mógł być wcieleniem energii i klasycznym niedołęgą, w końcu nawet, w okresie upadku mógł być równie dobrze tchórzem jak rycerzem – zawsze mógł według normy szlacheckiej żyć i zachować swe moralne stanowisko śród braci-szlachty, bo przez to, że był szlachcicem, był członkiem rodziny.
Tak też było. Obok człowieka światłego przez miedzę siedział ignorant, obok cnotliwego – podły, obok dzielnego – tchórz i niedołęga; często jeden i drugi zajmowali równe śród braci-szlachty stanowisko, jednemu i drugiemu jednakowo się powodziło. Porównajmy to położenie społeczne z położeniem np. kupca. Ten nie może być głupi, ale nie wolno mu być zbyt wyrafinowanym umysłowo; nie może być nieuczciwym, ale też źle by wyszedł, gdyby był idealistą; nie może być niedołężnym, ale też zgubiłaby go energia rozpierająca konieczne ramy. Słowem, ten musi być czymś, podczas gdy szlachcic polski bardzo mało musiał, a przeważnie był, czym chciał. Chciał siedzieć w księgach – to siedział, chciał gardzić sztuką czytania i pisania – mógł gardzić; chciał być dobroczyńcą swego otoczenia – to był, chciał być jego plagą – mógł także; chciał życie oddać za ojczyznę – to je oddał, chciał ją zdradzać – to zdradzał. W Polsce jak kto chce – mówiło przysłowie.
I tu leży tajemnica naszego indywidualizmu, którym, zdaje się, zanadto się szczycimy, obejmując nim wszelką dowolność, kapryśność, fantazję, która hula, gdy nie znajduje przeszkody. Przecież ten szlachcic polski z ostatnich czasów Rzeczypospolitej i z okresu porozbiorowego, przy całej swej bujnej indywidualności, był dzieckiem, istotą bez charakteru, łamiącą się a raczej gnącą pod lada naciskiem. W swej duchowej indywidualności był to olbrzym, ale olbrzym w rodzaju dronta, owego ptaka z rodziny gołębiej, który wyrósł w olbrzyma dzięki temu, że w swej siedzibie na wyspach oceanu nie miał współzawodnictwa, że nikt mu nie przeszkadzał bujać. Gatunek dronta po odkryciu wysp, ze zjawieniem się człowieka szybko bardzo wyginął; typ szlachcica polskiego z przejściem kraju w nowoczesne normy życia w większości także już ustąpił z pola, a w resztkach swych ciągle ginie bezpowrotnie.
Szlachcic polski, zwłaszcza w ostatnich wiekach istnienia Rzeczypospolitej, nie miał swego odpowiednika w żadnym ze społeczeństw europejskich. Tam położenie szlachty było odmienne: inny był stosunek do reszty społeczeństwa, inny do władzy królewskiej, inne prawa, inne obowiązki względem państwa, inne wreszcie warunki życia ekonomicznego. Tam musiał on walczyć o to, co chciał mieć, musiał bronić z wysiłkiem swego przywileju, w Polsce zaś żył, jak roślina cieplarniana, bez współzawodnictwa, bez walki, bez niebezpieczeństwa utraty tego, co posiadał – pod względem politycznym w coraz większą opiekę brało go prawo, a właściwie przywilej, pod względem ekonomicznym Żyd. W końcu zabezpieczył się nawet od strony walczenia z wrogami państwa, powiedziawszy królom swoim, że nie chce wojen prowadzić. W tych warunkach musiał zatracić właściwości duchowe, które człowieka czynią zdolnym do nieustannego wysiłku, które pozwalają mu na każdym kroku reagować na nacisk zewnętrzny. Sprzyjało to rozrostowi natur szerokich, ale nie skupionych, pełnych rozmachu, ale pozbawionych wytrwałości, fantastycznych, kapryśnych, niekonsekwentnych, lekkomyślnych. Po dziś dzień jeszcze rzadkość u nas stanowi człowiek, trzymający siebie w garści, umiejący komenderować sobą; i po dziś dzień wszystko przeważnie zależy u nas od dobrego lub złego humoru, od chwilowego nastroju, od kaprysu po prostu, między zapałem a zniechęceniem.
Typ psychiczny szlachcica polskiego, jako całość, ginie bardzo prędko, zwłaszcza od czasów zniesienia pańszczyzny na ziemiach polskich; częściowe wszakże jego znamiona pozostały u inteligencji polskiej szlacheckiego pochodzenia, nawet u tej, którą los wyrzucił z ziemi, i wiele z nich ulegnie niszczącemu wpływowi nowoczesnego życia. Tym silniejsze jest też złudzenie, że są to znamiona istotne charakteru polskiego w ogóle. Na poparcie tego złudzenia dodaje się, że chłop nasz ma w charakterze te same właściwości, i dla ilustracji przytacza się przykłady zbogaconych chłopów, którzy wykazują wszystkie wady szlacheckie.
Przykłady te nic nie znaczą. Można pokazać Niemców spolszczonych w pierwszym lub drugim pokoleniu, którzy niczym prawie od polskich szlachciców się nie różnią. W społeczeństwie, w którym ton życiu nadaje pierwiastek szlachecki – a tak u nas jest i dziś nawet – wszelkie żywioły, wypływające do góry, mimo woli upodabniają się szlachcie. Nawet Żyd, kupiwszy majątek ziemski, zapuszcza sumiasty wąs i zamaszystymi ruchami robi szeroką naturę.”
20 listopada 2006, o godzinie 11:12
Torlin
„A moim zdaniem, jeżeli ktoś prowadzi blog i chce, aby był on opiniotwórczy i cytowany, powinien go sygnować swoim nazwiskiem”.
A jeśli komuś niespecjalnie na tm zależy?
„Mam Ci wyliczyć nazwiska znanych osób prowadzących własne blogi”?
Nie zapomnij o drugiej liście – blogów prowadzonych nie pod nazwiskiem. Niektóre z nich (Kataryna, Galba) są bardziej znane niż te o których myślisz.
20 listopada 2006, o godzinie 11:15
Panie Glosie
Rozumiem i szanuje ze kazde slowo,kazdy znak interpukcyjny
Panskiego Mistrza jest dla Pana niebanalny,odkrywczy,wart upowszechnienia.Ale do czego prowadzi czestowanie nas na blogu „pasami mysli” Mistrza spobuje zilustrowac poprzez wklejenie historii ktora kazdy z nas wyczytal w Panu Tadeuszu.
„Pamiętam, za mych czasów żyło dwóch sąsiadów,
Oba ludzie uczciwi, szlachta z prapradziadów,
Mieszkali po dwóch stronach nad rzeką Wilejką,
Jeden zwał się Domejko, a drugi Dowejko,
Do niedźwiedzicy oba razem wystrzelili:
Kto zabił, trudno dociec; strasznie się kłócili
I przysięgli strzelać się przez niedźwiedzią skórę:
To mi to po szlachecku, prawie rura w rurę.
Pojedynek ten wiele narobił hałasu;
Pieśni o nim śpiewano za owego czasu.
Ja byłem sekundantem; jak się wszystko działo,
Opowiem od początku historyję całą”.
Nim Wojski zaczął mówić, Gerwazy spór zgodził;
On niedźwiedzia z uwagą dokoła obchodził,
Nareszcie dobył tasak, rozciął pysk na dwoje
I w tylcu głowy, mózgu rozkroiwszy słoje,
Znalazł kulę, wydobył, suknią ochędożył,
Przymierzył do ładunku, do flinty przyłożył;
A potem, dłoń podnosząc i kulę na dłoni:
„Panowie – rzekł – ta kula nie jest z waszej broni,
Ona z tej Horeszkowskiej wyszła jednorurki
(Tu podniósł flintę starą, obwiązaną w sznurki),
Lecz nie ja wystrzeliłem. O, trzeba tam było
Odwagi; straszno wspomnieć, w oczach mi się ćmiło!
Bo prosto biegli ku mnie oba paniczowie,
A niedźwiedź z tyłu już – już na Hrabiego głowie,
Ostatniego z Horeszków! chociaż po kądzieli.
krzyknąłem; i Pańscy anieli
Zesłali mi na pomoc księdza Bernardyna.
On nas wszystkich zawstydził; oj, dzielny księżyna!
Gdym drżał, gdym się do cyngla dotknąć nie ośmielił,
On mi z rąk flintę wyrwał, wycelił, wystrzelił:
Między dwie głowy strzelić! Sto kroków! Nie chybić!
I w sam środek paszczęki! Tak mu zęby wybić!
Panowie! Długo żyję, jednego widziałem
Człowieka, co mógł takim popisać się strzałem.
Ów głośny niegdyś u nas z tylu pojedynków,
Ów, co korki kobietom wystrzelał z patynków,
Ów łotr nad łotry, sławny w czasy wiekopomne,
Ów Jacek, vulgo Wąsal; nazwiska nie wspomnę.
Ale mu nie czas teraz dojeżdżać niedźwiedzi:
Pewnie po same wąsy hultaj w piekle siedzi.
Chwała Księdzu! Dwom ludziom on życie ocalił,
Może i trzem; Gerwazy nie będzie się chwalił,
Ale gdyby ostatnie z krwi Horeszków dziecię
Wpadło w bestyi paszczę, nie byłbym na świecie,
I moje by tam stare pogryzł niedźwiedź kości;
Pójdź, Księże, wypijemy zdrowie Jegomości”.
Próżno szukano Księdza; wiedzą tylko tyle,
Że po zabiciu źwierza zjawił się na chwilę,
Podskoczył ku Hrabiemu i Tadeuszowi,
A widząc, że obadwa cali są i zdrowi,
Podniósł ku niebu oczy, cicho pacierz zmówił
I pobiegł w pole szybko, jakby go kto łowił.
Tymczasem na Wojskiego rozkaz pęki wrzosu,
Suche chrosty i pniaki rzucono do stosu;
Bucha ogień, wyrasta szara sosna dymu
I rozszerza się w górze na kształt baldakimu.
Nad płomieniem oszczepy złożono w koziołki,
Na grotach zawieszono brzuchate kociołki;
Z wozów niosą jarzyny, mąki i pieczyste,
I chleb.
Sędzia otworzył puzderko zamczyste,
W którym rzędami flaszek białe sterczą głowy;
Wybiera z nich największy kufel kryształowy
(Dostał go Sędzia w darze od księdza Robaka):
Wódka to gdańska, napój miły dla Polaka.
„Niech żyje – krzyknął Sędzia, w górę wznosząc flaszę –
Miasto Gdańsk! niegdyś nasze, będzie znowu nasze!”
I lał srebrzysty likwor w kolej, aż na końcu
Zaczęło złoto kapać i błyskać na słońcu.
W kociołkach bigos grzano; w słowach wydać trudno
Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną;
Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek,
Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek.
Aby cenić litewskie pieśni i potrawy,
Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy.
Przecież i bez tych przypraw potrawą nie lada
Jest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa.
Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,
Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta;
Zamknięta w kotle, łonem wilgotnem okrywa
Wyszukanego cząstki najlepsze mięsiwa;
I praży się, aż ogień wszystkie z niej wyciśnie
Soki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnie
I powietrze dokoła zionie aromatem.
Bigos już gotów. Strzelcy z trzykrotnym wiwatem,
Zbrojni łyżkami, biegą i bodą naczynie,
Miedź grzmi, dym bucha, bigos jak kamfora ginie,
Zniknął, uleciał; tylko w czeluściach saganów
Wre para jak w kraterze zagasłych wulkanów.
Kiedy się już do woli napili, najedli,
Zwierza na wóz włożyli, sami na koń siedli,
Radzi wszyscy, rozmowni, oprócz Asesora
I Rejenta; ci byli gniewliwsi niż wczora,
Kłócąc się o zalety, ten swej Sanguszkówki,
A ten – bałabanowskiej swej Sagalasówki.
Hrabia też i Tadeusz jadą nieweseli,
Wstydząc się, że chybili i że się cofnęli:
Bo na Litwie – kto zwierza wypuści z obławy,
Długo musi pracować, nim poprawi sławy.
Hrabia mówił, że pierwszy do oszczepu godził
I że spotkaniu z zwierzem Tadeusz przeszkodził;
Tadeusz utrzymywał, że będąc silniejszy
I do robienia ciężkim oszczepem zręczniejszy,
Chciał wyręczyć Hrabiego: tak sobie niekiedy
Przymawiali śród gwaru i wrzasku czeredy.
Wojski jechał pośrodku; staruszek szanowny
Wesoły był nadzwyczaj i bardzo rozmowny;
Chcąc kłótników zabawić i do zgody dowieść,
Kończył im o Dowejce i Domejce powieść:
„Asesorze, jeżeli chciałem, byś z Rejentem
Pojedynkował, nie myśl, że jestem zawziętym
Na krew ludzką; broń Boże! chciałem was zabawić,
Chciałem wam komedyję niby to wyprawić,
Wznowić koncept, który ja lat temu czterdzieście
Wymyśliłem – przedziwny! – Wy młodzi jesteście,
Nie pamiętacie o nim, lecz za moich czasów
Głośny był od tej puszczy do poleskich lasów.
„Domejki i Dowejki wszystkie sprzeciwieństwa
Pochodziły, rzecz dziwna, z nazwisk podobieństwa
Bardzo niewygodnego. Bo gdy w czas sejmików
Przyjaciele Dowejki skarbili stronników,
Szepnął ktoś do szlachcica: ,
A ten nie dosłyszawszy dał kreskę Domejce.
Gdy na uczcie wniósł zdrowie marszałek Rupejko:
– drudzy krzyknęli:
A kto siedział w pośrodku, nie trafił do ładu,
Zwłaszcza przy niewyraźnej mowie w czas obiadu.
Gorzej było; raz w Wilnie jakiś szlachcic pjany
Bił się w szable z Domejką i dostał dwie rany;
Potem ów szlachcic, z Wilna wracając do domu,
Dziwnym trafem z Dowejką zjechał się u promu;
Gdy więc na jednym promie płynęli Wilejką,
Pyta sąsiada: kto on? odpowie: Dowejko;
Nie czekając dobywa rapier spod kirejki:
Czach, czach, i za Domejkę podciął wąs Dowejki.
Wreszcie, jak na dobitkę, trzeba jeszcze było,
Żeby na polowaniu tak się wydarzyło,
Że stali blisko siebie oba imiennicy
I do jednej strzelili razem niedźwiedzicy.
Prawda, że po ich strzale upadła bez duchu,
Ale już pierwej niosła z dziesiątek kul w brzuchu;
Strzelby z jednym kalibrem miało wiele osób.
Kto zabił niedźwiedzicę? dojdźże! jaki sposób?
Tu już krzyknęli:
Bóg nas czy diabeł złączył, trzeba się rozłączyć:
Dwóch nas, jak dwóch słońc, pono zanadto na świecie!>>
A więc do szerpentynek i stają na mecie.
Oba szanowni ludzie; co ich szlachta godzą,
To oni na się jeszcze zapalczywiej godzą.
Zmienili broń; od szabel szło na pistolety.
Stają, krzyczym, że nadto przybliżyli mety;
Oni na złość, przysięgli przez niedźwiedzią skórę
Strzelać się, śmierć niechybna! prawie rura w rurę.
Oba tęgo strzelali. –
Bo taki spór nie może skończyć się na niczém;
Lecz bijcie się szlacheckim trybem, nie rzeźniczym,
Dosyć już mety zbliżać, widzę, żeście zuchy;
Chcecie strzelać się, rury oparłszy na brzuchy?
Ja nie pozwolę; zgoda, że na pistolety;
Lecz strzelać się nie z dalszej ani z bliższej mety
Jak przez skórę niedźwiedzią; ja rękami memi
Jako sekundant skórę rozciągnę na ziemi
I ja sam was ustawię. Waść po jednej stronie
Stanie na końcu pyska, a Waść na ogonie>>.
– wrzaśli.
Czas? – jutro, miejsce? – karczma Usza.
Rozjechali się. Ja zaś do Wirgilijusza”.
Tu Wojskiemu przerwał krzyk: „Wyczha!” Tuż spod koni
Smyknął szarak; już Kusy, już go Sokoł goni.
Psy wzięto na obławę, wiedząc, że z powrotem
Na polu łatwo można napotkać się z kotem;
Bez smyczy szły przy koniach; gdy kota postrzegły,
Wprzód nim strzelcy poszczuli, już za nim pobiegły.
Rejent też i Asesor chcieli końmi natrzeć;
Lecz Wojski wstrzymał krzycząc: „Wara! stać i patrzeć!
Nikomu krokiem ruszyć z miejsca nie dozwolę;
Stąd widzim wszyscy dobrze, zając idzie w pole”.
W istocie, kot czuł z tyłu myśliwych i psiarnie,
Rwał w pole, słuchy wytknął jak dwa różki sarnie,
Sam szarzał się nad rolą długi, wyciągnięty,
Skoki pod nim sterczały jakby cztery pręty,
Rzekłbyś, że ich nie rusza, tylko ziemię trąca
Po wierzchu, jak jaskółka wodę całująca.
Pył za nim, psy za pyłem; z daleka się zdało,
Że zając, pył i charty jedne tworzą ciało:
Jakby jakaś przez pole suwała się źmija,
Kot jak głowa, pył z tyłu jakby modra szyja,
A psami jak podwójnym ogonem wywija.
Rejent, Asesor patrzą, otworzyli usta,
Dech wstrzymali; wtem Rejent pobladnął jak chusta,
Zbladł i Asesor, widzą – fatalnie się dzieje,
Owa źmija im dalej, tym bardziej dłużeje,
Już rwie się wpół, już znikła owa szyja pyłu,
Głowa już blisko lasu, ogony – gdzie z tyłu!
Głowa niknie, raz jeszcze jakby kto kutasem
Mignął: w las wpadła; ogon urwał się pod lasem.
Biedne psy, ogłupiałe biegały pod gajem,
Zdawały się naradzać, oskarżać nawzajem;
Wreszcie wracają, z wolna skacząc przez zagony,
Spuściły uszy, tulą do brzucha ogony
I przybiegłszy, ze wstydu nie śmieją wznieść oczu,
I zamiast iść do panów, stały na uboczu.
Rejent spuścił ku piersiom zasępione czoło,
Asesor rzucał okiem, ale niewesoło,
Potem zaczęli oba słuchaczom wywodzić:
Jak ich charty bez smycza nie nawykły chodzić,
Jak kot znienacka wypadł, jak źle był poszczuty
Na roli, gdzie psom chyba trzeba by wdziać buty,
Tak pełno wszędzie głazów i ostrych kamieni.
Mądrze rzecz wyłuszczali szczwacze doświadczeni;
Myśliwi z tych mów wiele mogliby korzystać,
Lecz nie słuchali pilnie; ci zaczęli świstać,
Ci śmiać się w głos, ci, mając niedźwiedzia w pamięci,
Gadali o nim, świeżą obławą zajęci.
Wojski ledwie raz okiem za zającem rzucił;
Widząc, że uciekł, głowę obojętnie zwrócił
I kończył rzecz przerwaną:
„Na czem więc stanąłem?
Aha! na tem, że obu za słowo ująłem,
Iż będą strzelali się przez niedźwiedzią skórę.
Szlachta w krzyk:
A ja w śmiech, bo mnie uczył mój przyjaciel Maro,
Że skóra źwierza nie jest lada jaką miarą.
Wszak wiecie Waćpanowie, jak królowa Dydo
Przypłynęła do Libów i tam z wielką biédą
Wytargowała sobie taki ziemi kawał,
Który by się wołową skórą nakryć dawał;
Na tym kawałku ziemi stanęła Kartago!
Więc ja to sobie w nocy rozbieram z uwagą.
Ledwie dniało, już z jednej strony taradejką
Jedzie Dowejko, z drugiej na koniu Domejko.
Patrzą, aż tu przez rzekę leży most kosmaty,
Pas ze skóry niedźwiedziej porzniętej na szmaty.
Postawiłem Dowejkę na zwierza ogonie
Z jednej strony, Domejkę zaś na drugiej stronie.
Lecz póty was nie spuszczę, aż się pogodzicie>>.
Oni w złość; a tu szlachta kładnie się na ziemi
Od śmiechu, a ja z księdzem słowy poważnemi
Nuż im z Ewanieliji, z statutów dowodzić;
Nie ma rady: – śmieli się i musieli zgodzić.
Spor ich potem w dozgonną przyjaźń się zamienił,
I Dowejko się z siostrą Domejki ożenił,
Domejko pojął siostrę szwagra, Dowejkównę,
Podzielili majątek na dwie części równe,
A w miejscu, gdzie się zdarzył tak dziwny przypadek,
Pobudowawszy karczmę nazwali N i e d ź w i a d e k”.
20 listopada 2006, o godzinie 11:47
Edziu jak szanujesz oponentów, to już jesteś na lepszej drodze niż byłeś. Nie wklejam informacji o Dmowskim, to tak sobie, jak ty fragmenty z Pana Tadeusza. Każdy post czemuś służy w moim zamierzeniu. Poprzednie ukazać miały, że do jednego wora wszystko co brunatne, nie należy wkładać z Romanem Dmowskim. Władysław Grabski, także był w narodowym stronnictwie. PRL, który jak sądzę miał wkład w twoje wykształcenie, także istniał, dzięki więzi narodowej, a nie jedynie strachowi przed czerwonym. etc. etc. Zaś jeśli chodzi o szlachtę polską, to zwróć uwagę, że Roman Dmowski uważa tą klasę społeczną za archaiczną, a z jakiego powodu, ano z tego samego z którego Milton Freedman, dostał Nobla, że bezruch i brak konkurencji prowadzi do zwyżki kosztów. „Szlacheckością” i dziś są zarażone liczne środowiska m. in. uczelnie wyższe, szkolnictwo niższe, ale i adwokatura polska. Szlacheckość jest po prostu czynnikiem zwiększającym koszty. Lubię sobie pożartować, lubię po granicach niesmaku chodzić, ale bez sensu zachowywać się tak jak to prezentujesz, tego nie praktykuje.
20 listopada 2006, o godzinie 11:51
Panie Glosie
Postaraj sie przeczytac znany CI (chyba) cytat ze zrozumieniem.
20 listopada 2006, o godzinie 12:09
„UKŁAD perfekcyjnie opanował zasadę wewnętrznej konspiracji” – czy usłyszymy te słowa?
A może wszekie materiały i dowody na istnienie Układu są tak PORAŻAJĄCE jak dowcip, który zabijał wroga w czasie II WŚ w skeczu Monthy Pythona, że nie będzie nam dane zapoznać się z tymi materiałami? Oczywiście z obawy przed porażeniem (w trosce o nasze bezpieczeństwo, tajemnice państwowe itd.).
20 listopada 2006, o godzinie 13:33
Głosie Zwyczajny
To co napisała Barbara Janusz -Pawletta w raporcie nt. układania rurociągów na dnie Bałtyku ma się nijak do tego co wypisujesz.
Chyba nie rozumiesz tego, co piszesz, albo czytasz nie rozumiejąc tekstów w kwartalniku BBN.
Po prostu powielasz wierutne bzdury, gdzieś zesłyszane.
Opisane zasady dot. takich akwenów, ja: morze terytorialne, wyłączną strefa ekonomiczna i szelf kontynentalny.
Nie dotyczą tzw. morza otwartego.
Jak Polska się uprze to sobie może gazociąg prowadzić na dnie Bałtyku. Byle na morzu otwartym i na swoich akwenach, tj. morzu terytorialnym,strefie ekonomicznej i szelfie kontynentalnym.
Ta sama autorka wspomina także (str. 49) omawianego biuletynu BBN, że gazociągi i ropociągi krzyżują się m. in. na Morzu Północnym. Ona opisuje wybrzeże Wielkiej Brytanii, ja dodam, że tak samo jest u wybrzeży Niemiec.
Polecam zakończenie tego artykułu w części pn. „Co może Polska” (str 50-51).
***
Głosie Zwyczajny, kwartalnik BBN, to ja mam na biurku przed nosem.
20 listopada 2006, o godzinie 14:54
JKM w dzisiejszej Angorze na temat polskiego veto:
„Piszę o tym, bo 'wykształciuchy’ na to by się nie zdobyły. Wyobraźcie sobie Państwo p. prof. Bronisława Geremka vetującego szlachetną działalność Komisji z powodu kilku ochłapów… Mowy nie ma. Ludzie dobrze wychowani nie mówią ot, tak sobie: 'NIE!'”
20 listopada 2006, o godzinie 15:55
Minerze!
„Angora”, ale ci autorytet. Pismo potrafiące tylko bluzgać żółcią.
Za czasów Geremka nie było takich spraw międzynarodowych, miał o niebo lepsze kontakty zagraniczne niż WSPANIAŁA SPECJALISTKA DS MIĘDZYNARODOWYCH ANNA ELŻBIETA FOTYGA.
A mnie się zdaje, że po zgodzie Stanów Zjednoczonych na wstąpienie Rosji do ŚOH (WTO) weto braci Mniejszych będzie psu na budę.
Więc w dalszym ciągu twierdzisz, że Bronisław Geremek był gorszym Ministrem Spraw Zagranicznych niż Anna Elżbieta Fotyga?
Gratuluję obiektywizmu i rozeznania w sprawie.
20 listopada 2006, o godzinie 16:07
Torlin:
– nie można rozmawiać z kimś kto na każde zdanie ma odpowiedź „### ale ci autorytet”.
– rozumiem, że gdybyś wiedział, że JKM=Janusz Korwin-Mikke napisałbyś: „JKM ale ci autorytet”.
Jesteś człowiekiem niezdolnym do jakiejkolwiek refleksji, każdy przypadek przedstawiający dowolny fakt z innej perspektywy od razu odrzucasz w myśl swojej złotej zasady: „jeżeli ktoś mówi inaczej to znaczy, że jest złym autorytetem”. Do tego widzisz świat ekstremalnie czarno-biało. To jest mój ostatni post adresowany bezpośrednio do Ciebie. Żal farby na klawiaturze…
Ale zawsze jest jakaś wartość dodana, sam sobie tworzę „listę Torlinowych autorytetów”.
20 listopada 2006, o godzinie 16:07
No niby o rurze i mięsie, ale poślizgałem się tylko po historycznych wątkach, mocno zresztą rozbudowanych i świetnie się to czytało. Nawet Bernard okazał się spokojny w bronieniu swych racji, co powodowało, że czytając przychylałem się raz do jednej strony raz do drugiej.
Ciekawe jest też rozróżnianie państw i narodów – sam doszedłem do wniosku, że dziś to pewnie wolimy jako państwo Niemcy a jako naród Rosjan… Rosjanie są nam pewnie bliżsi przez swą słowiańskość, choć ciągle pewnie się dziwujemy skąd u nich tyle chęci zniewolenia swym carom dawnym i aktualnym. Rewolucjonistów i buntowników mieli nielicznych a ci, którzy tryumfowali sami się szybko stawali władcami rabów. Niektórzy twierdzą, że już Tatarzy im to wpoili…
20 listopada 2006, o godzinie 16:36
Edziu, ja ci wprost powiedziałem co o tobie myślę i zdanie podtrzymuje.
20 listopada 2006, o godzinie 16:39
No wreszcie Pan przeczytal.
20 listopada 2006, o godzinie 16:55
Minerze!
Jestem człowiekiem niezdolnym do jakiejkolwiek refleksji, ale postanowiłem uszanować Twoją decyzję nieodzywania się więcej do mnie – i więcej – całkowicie ją akceptuję i w pełni się z nią utożsamiam.
Ponieważ nawet skazany na śmierć ma prawo do ostatniego życzenia, to ja Cię proszę o szczerą odpowiedź na jedno pytanie:
Czy Anna Fotyga jest lepszym – Twoim zdaniem – Ministrem Spraw Zagranicznych niż Bronisław Geremek?
20 listopada 2006, o godzinie 17:20
Pani Zofio,
Załączam link do artykułu o wycenie gazociągu północnego:
http://www.money.pl/gospo.....38149.html
Muszę powiedzieć, że faktycznie powtórzyłem zasłyszany argument, nie byłem świadomy jak prawo międzynarodowe traktuje sprawy budowy, eksploatacji i krzyżowania się rurociągów, a wstyd tym większy, że pisałem pracę magisterską z Barcelona traction case, czyli z prawa międzynarodowego. Barbara Janusz -Pawletta nie pisze zbyt przejrzyście. Następnym razem jeśli coś będę miał do powiedzenia na temat prawa międzynarodowego sprawdzę sobie w angielskich lub amerykańskich publikacjach, te są jakoś po ludzku napisane, że każdy nawet narodowiec innego kraju jest w stanie je zrozumieć.
20 listopada 2006, o godzinie 17:48
Drogi Głosie,
każdemu może zdarzyć się pomyłka.
Te wyliczenia, jakie Pan prezentuje dla gazociągu „bałtyckiego” to ja znam od dawna, ale to nie są wyliczenia ostateczne ale szacunkowe i dość luźne. Gazociąg buduje się de facto od roku w części naziemne na obszarach rosyjskich, lada moment zacznie się to samo w części naziemnej po stronie niemieckiej.
Można wejść na strony internetowe Gazpromu, ma teksty w jęz. angielskim, są tam też raporty roczne (bo to spółka wszak giełdowa) i nieco myszkując w rachunkach można się zorientować ile co kosztuje.
Ale to bardzo mozolne zadanie.
Pozdrawiam
20 listopada 2006, o godzinie 18:15
Bardzo niepochlebny artykuł o Romanie Dmowskim w GW z sob.-nd/
http://www.gazetawyborcza.....41800.html
To chyba zemsta GW za następującą refleksję Romana Dmowskeigo nad relacjami pomiędzy szlachtą, a żydami, a oto tej diament znaleziony w Myślach Nowoczesnego Polaka.
„W życiu prywatnym szlachcic nasz wyrodniał nie mniej niż w życiu publicznym, stając się coraz bierniejszym, coraz mniej zabiegliwym. W końcu doszedł do tego, iż niezbędnym jego dopełnieniem stał się Żyd – faktor, opłacany stale za to, żeby we wszystkich możliwych interesach był mózgiem pańskim. Ten Żyd dla zgnuśniałego, zachwaszczonego duchowo potomka twórców potężnego państwa z czasem stał się nawet jedynym źródłem wiadomości politycznych z szerszego świata. Instytucja tego doradcy, pełnomocnika, a w znacznej mierze kierownika szlacheckiego w chałacie doszła do niesłychanego rozwoju i władzy w najcięższej dla szlachty chwili, po zniesieniu pańszczyzny, a przetrwała po dziś dzień na całym prawie obszarze ziem polskich. Dziedziczna zaś wiara w głowę żydowską i skłonność do oddawania się pod jej kierownictwo długo jeszcze będzie wybitnym znamieniem szlacheckiej z pochodzenia części społeczeństwa.”
20 listopada 2006, o godzinie 19:09
A jednak J. Kaczyńskiego stać na coś b. oryginalnego: Program gospodarczy Romana Kluski.
http://biznes.onet.pl/0,1.....mosci.html
20 listopada 2006, o godzinie 21:00
Torlin
„Czy Anna Fotyga jest lepszym … Ministrem Spraw Zagranicznych niż Bronisław Geremek”?
To mi przypomina dyżurne pytanie – skoro już PiS rządzi to gdzie są te autostrady i te mieszkania? Ja się wtedy pytam, a gdzie to było napisane, że wyborczy program PiS musi być zrealizowany w ciągu pierwszego roku sprawowania władzy? Podobnie z pytaniem o Fotygę – na odpowiedź musimy poczekać. Z pewnością ona nie wdzięczy się przed kamerami, może nie chce, może nie lubi, może nie umie. Dla ludzi ceniących sobie pozory, szpan i w ogóle styl imitacyjny (Olechowski pozujący na amerykańskiego polityka może być tu przykładem) jest to nie do zaakceptowania. Ale z drugiej strony trzeba zwrócić uwagę, że ogromne oczekiwania pod adresem Bronisława Geremka po objęciu przez niego MSZ zupełnie nie sprawdziły się i można mówić jedynie o poprawnym sprawowaniu przez niego tej funkcji i duzym rozczarowaniu. A teoretycznie powinien byc mężem stanu, prasa krajowa i zagraniczna pełna zachwytu, nawet J. Kaczyński pochwalił tę nominację Buzka. A tacy Francuzi, na przykład, nie ukrywali później dużego rozczarowania, bo nadzieje mieli ogromne. Tak więc czekajmy spokojnie.
21 listopada 2006, o godzinie 09:45
Tożsamość Narodowa i Regionalizacja na Tle procesów Globalizacji – polecam to, opracowanie naukowe! link:
http://www.socjologia.ath.....sarnat.pdf
a także uwadze polecam uwadze blogowiczów zdanie prof. A Walickiego na temat Romana Dmowskiego, tej treści, że: „W dziejach polskiej samowiedzy narodowej ważną rolę odegrały krytyczne refleksje Dmowskiego nad skrzywieniami lub wręcz patologiami tradycyjnych form polskości ukształtowanych przez skrzyżowanie mentalności szlacheckiej z religijnością ludową i złudzeniami romantycznymi. W tej optyce zaskakują podobieństwa między „Myślami nowoczesnego Polaka” a krytyką „Polski zdziecinniałej” w twórczości wielkiego przeciwnika endecji Stanisława Brzozowskiego. „
21 listopada 2006, o godzinie 10:22
Mysli i slowa zbiegaja sie z soba.
Jezus byl pierwszym socjalista – pawiedzial 8 marca 77 napity aktywista partyjny, w cywilu krypto-katolik.
A Matka Ewa byla pierwsza striptiserka – odpowiedzialy chorem Panie.
21 listopada 2006, o godzinie 10:58
Panie Glos
„To chyba zemsta GW” tak okreslil Pan artykul Walickiego.
A teraz cytaty???
Przemow WLASMYM glosem.Do bibliotek,internetu i wlasnej erudycji dostep mamy wolny ,linki,odnosniki prosze bardzo!!!
Pozdrawiam
21 listopada 2006, o godzinie 13:40
dana1
Artykuł Walickiego o ND jest napisany na zmówienie GW. przecież żaden rozsądny człowiek nie uwierzy w te dywagacje o istnieniu społeczeństwa obywatelskiego już XVIII wieku! W ogóle idea społeczeństwa obywatelskiego to postulat, a nie rzeczywistość w krajach zach. nie mówię już o USA, bo pod tym względem wbrew pozorom to dziki kraj. Także w Izraelu nie funkcjonuje i nigdy nie funkcjonowało społeczeństwo obywatelskie. A w Polsce w ogóle nie ma o czym mówić, bowiem instytucje obywatelskie do dzisiejszego dnia mają charakter fasadowy, w wielu przypadkach przestrzegania praw człowieka, także cudzoziemców, chodź by sytuacja imigrantów politycznych w Polsce, nie wychodzi na przeciw elementarnym standardom międzynarodowym. Obce nacje, które szukać muszą w Polsce oparcia ekonomicznego spotykają się w Polsce z zwyczajnym chamstwem i tak nas zapamiętają. W czasach II Rzplitej sytuacja dla obcych o wiele lepiej się prezentowała niż dzisiaj, gdyż kościół katolicki i partie nacjonalistyczne posługiwały się pewnym systemem wartości, inaczej upośledzona ekonomicznie biedota polska puściła by z dymem wszystkie inne nacje, tak jak w nazistowskich Niemcach. I to jest bardzo dobrze widoczne, jak po II wojnie światowej UB manipulowało polską ciemnotą w celu kompromitowania polski antysemityzmem. Istnienie zasadnicza różnica pomiędzy walką ekonomiczną z jakąś narodowością, a okazywanie jej pogardy. Walka ekonomiczna pomiędzy narodowościami toczyć sie będzie jeszcze przez wiele lat i nie stanie na przeszkodzie temu globalizacja.