Bogatsi doświadczeniem!
LICZNIK PREZYDENCKI
Do końca kadencji “Prezydenta Swojego Brata”
zostało 619 dni (mniej niż dwa lata).
Szanowni Bywalcy,
gościłem wczoraj, pierwszy raz od dość dawna, Tadeusza Mazowieckiego mojego szefa i przyjaciela, a także kilka osób z dawnego powiedzmy tak gabinetu politycznego. Bardzo dobrze się nam gawędziło do północy wspominając stare czasy i komentując najnowsze wydarzenia – także okrzyki, że ruszamy na Krzyżaka, bo nam Rokitę spostponował. Nie stroniliśmy od trunków, bo choć wiekowi to jeszcze wątroby mamy sprawne i za kołnierz nigdy nie wylewaliśmy. Więc nie mam w ten piątek rano specjalnej ochoty do dłuższego pisania. Zostawiam Wam wolną rękę.
Dwie tylko uwagi.
1.) W „odnowieńczym” spocie PiS, odnowiony Prezes oświadcza, że po dwu latach rządów są „bogatsi doświadczeniem”.
Powtarzam za Stefanem Bratkowskim, ze Studia Opinii
MY TAKŻE!
2.) Wczoraj w niewłaściwym miejscu próbował wpisać się bloger z nastepującą wiadomością:
Jak wynika z nieoficjalnych informacji, Telewizja Polska niespodziewanie wstrzymała emisję dalszych odcinków filmu dokumentalnego “System 09″. Cykl Andrzeja Horubały i Wojciecha Klaty, którego ideę już wcześniej na stronach ”Teologii Politycznej” krytykował Marek Cichocki w tekście pt. “Nieustraszeni pogromcy systemu”, zarzucając autorom przyjmowanie perspektywy “antysystemowego rewolucyjnego mesjanizmu” i “ultra-moralistykę rodem z katakumb”, wczoraj stał się celem ataku Waldemara Kuczyńskiego. W radiowym Klubie Trójki, poświęconym 20. rocznicy obrad okrągłego stołu, oskarżył on twórców “Systemu 09″ o rozsiewanie “wirusów prawicowego nacjonalistycznego mesjanizmu”, a tekst Michała Łuczewskiego “Zabilismy Mesjasza” określił jako “strrraszny! strrraszny!” (audycji można posłuchać na stronie podcastingu Klubu Trójki)”.
Dałem na portalu z którego przyszedł post nastepujące wyjaśnienie:
„Mam prawo zaatakować cokolwiek uważam za zasługujące na atak. Dyskusję w Trójce (brałem udział w godzinnej, wieczornej dyskusji z Panami Maciejem Gdulą z „Krytyki Politycznej”, oraz Wojciechem Klatą, współautorem programu telewizyjnego) uważam za dobrą i bardzo mi się moi interlokutorzy podobali, choć się z nimi w wielu miejscach nie zgadzam. Nie mam nic wspólnego z ewentualnym wstrzymaniem programu Klaty. Nie sądzę by było w nim coś co by nakazywało wstrzymanie emisji”.
Artykuł Michała Łuczewskiego jest tutaj:
http://www.rp.pl/artykul/259870,259912_System_09__Zabilismy_Mesjasza_.html
Pojęcie o środowisku z którego przedstawicielami dyskutowałem można sobie wyrobić na podstawie tego tekstu:
http://www.rp.pl/artykul/259870,256128_Zapiski_o_skandalu.html
Być może napiszę jakąś z nimi polemikę.
Miłej dyskusji na tematy dowolne.
19 lutego 2009, o godzinie 14:32
http://wiadomosci.onet.pl.....,item.html
.
„Część eurodeputowanych wyszła z sali obrad Parlamentu Europejskiego, kiedy przemawiał tam prezydent Czech Vaclav Klaus, krytykując UE „za tłumienie państw narodowych”. „
19 lutego 2009, o godzinie 14:38
Bars, nie wiem, gdzie ty jadasz solankę. Na zachodniej Ukrainie, gdzie bywam regularnie, to teraz zupa dyżurna, jak u nas żurek – jest prawie wszędzie. Dobra, ale jakimś szczególnym cymesem nie jest.
Mój typ to węgierska rybna – halaszlo. Sam robię i porównanie z tym, co jadłem w niezłej knajpie w Tokaju wypada na moją korzyść.
19 lutego 2009, o godzinie 14:42
Drogi Pawle,
w Bolimowie to ja zamówiłam okarynę. Miejscowy garncarz, o którym zresztą wspominałam w blogu, to już czwarte pokolenie, więc warsztat ma dużą tradycję. A żeby nie było nazbyt daleko od kulinariów – przed warsztatem rośnie dorodna czeremcha – nie wszyscy wiedzą, że jej owoce są bardzo smaczne i jadalne. W dawnych czasach dodawano je do pieczonego w domu chleba, który dzięki temu długo zachowywał świeżość.
Jajka po wiedeńsku – często je sobie robię, a już obowiązkowo zamawiam jako składnik wiedeńskiego śniadania, kiedy zatrzymuję się w dobrych (!) hotelach. Ach, takie śniadanie do łóżka! Co za rozkosz ! Można się poczuć rozpieszczanym. Taki np. Hotel Francuski w ck Krakowie – codziennie świeża, pachnąca, lniana pościel wykrochmalona na sztywno, te łazienki o wymiarach sali balowej (to coś dla Głosa), ten urok fin-de-siecle’u… jestem pewna, że Edwar to wie i rozumie.
A w mieście stołecznym Wiedniu w porze późnośniadaniowej podają jajka w szklance w każdej starej i z tradycjami kawiarni w centrum. Latem, w ogródku, pod kasztanem czy inną lipą jak to smakuje…
19 lutego 2009, o godzinie 14:47
Pawle
Mnie tym (halaszlo) karmi siostra w Polsce. Tez ją w Tokaju do tego namowili.
Pawle, z przecierem pomidorowym czy bez?
19 lutego 2009, o godzinie 14:53
Bars
Epoka
http://www.agenciaginga.c.....klimt2.jpg
19 lutego 2009, o godzinie 15:14
„z przecierem pomidorowym czy bez?”
.
Ze świeżymi pomidorami!
19 lutego 2009, o godzinie 15:24
EDD,
chyba się nie wścieknie. Mam taką nadzieję.
Przecież nasze te rozmowy o GS, soljankach, tatarach i wódeczce, przechodzonych zakąskach, maminych perfumach czy zagranicznych wojażach Polaków w PRL – to jest nasza polska historia, taka z krwi i kości, realna do bólu.
Trudno, nie pasuje do opozycyjnego kombatanctwa uprawianego np. przez obóz prezydencki dzisiaj.
Nie ma w tej naszej Polsce akurat w tej chwili wielkich, dziejowych wydarzeń narodowych.
Luksus miesza się tutaj z siermiężnym GS, tandeta z wyrafinowaną estetyką, kapuśniak z soljanką, wódeczka z tokajem, to co było, z tym co w tej chwili.
Epizody z okruchów pamięci wydobyte, różnie widziane, różnie opowiedziane, jak paciorki w różańcu składają się na całość.
Moim zdaniem, wbrew pozorom – toczymy ważną rozmowę o Polsce i to tej, tu i teraz. I o jej PRL-owskich korzeniach, których tutaj nikt się nie wstydzi, lecz wspomina z nutką sentymentu, czasem nostalgii, czasem wzruszenie, czasem obrzydzenia.
***
Soljankę pamiętam z nazwy, ale nie ze smaku.
Co zaś do zup rybnych, to mnie utkwiła rosyjska ucha, którą gotował mój brat.
Był zapalonym wędkarzem, przygód „rybowych” zaliczyliśmy sporo, bo lubiłam z nim na te rybowe wyprawy się wybierać.
Wiem na pewno, że gotowało się rybę z łbem włącznie, miała przepyszny smak i wspaniały aromat. Do gotowania służył żeliwny kociołek, wieszało się nad ogniskiem. Moim zadaniem było patroszenie ryb i ich skrobanie.
Brat, jak każdy matros-wędkarz miał do tego skrzynkę przyrządów, specjalne skrobaki, noże do patroszenia itp. cudeńka zwożone ze świata.
Patroszyłam ryby nad wodą, potem owijałam je w liść łopianu a wewnątrz brat kazał wkładać pokrzywy. Tak sprawione ryby czekały gdzieś w cieniu koło wody (bo chłodno) na jego gotowanie.
Na wyposażeniu auta była skrzyneczka z przyprawami a moim dodatkowym obowiązkiem było na wyprawę zabierać zieloną pietruszkę, koperek i paczkę włoszczyzny.
Pamiętam też, że zupę zabielał utartym rybim mleczem.
Przepisu, niestety nie znam. Nie zapamiętałam, niestety.
19 lutego 2009, o godzinie 15:40
Edwarze,
Klimt, Klimt, Klimt i jeszcze raz Gustaw Klimt !!! Jak ja go lubię! Szczególnie „Pocałunek” – zrobiłeś mi wielką frajdę! Jakież to zmyslowe malarstwo. Ta forma, to bogactwo koloru, lśnienie płatków złota… obraz absolutny. Piękne.
19 lutego 2009, o godzinie 15:56
Pawle,
jadam solankę u siebie w domu. Robię ją w różnych wersjach, mniej lub bardziej bogatych. Mogę tu kupić do niej nawet nereczki cielęce a 1,5złotego za sztukę, tyle tylko, że muszę poczekać, aż sklep mięsny te nereczki dla mnie „uciuła”. Moja solanka jest zwykle gęsta od składników i ja ją traktuję jak Eintopfgericht.
Czy mógłbyś podać przepis na halaszlo w Twojej wersji – może wreszcie się przekonam do zupy rybnej. Ja całymi latami nie lubiłam ryb, poza wędzonymi i oczywiście węgorzem w galarecie w Ch., więc ich prawie nie jadałam. Do zup także nie mam dużego nabożeństwa i gotuję je głównie dla Potomka, sama żywiąc się raczej owocami i różnymi jarskimi daniami
19 lutego 2009, o godzinie 15:57
Zofia, Bars
Ja pojmuje historie jako nauke wedle postulatow Annales.
Totalnie = percepcja Klimta i „luneta i galareta” w GS itd…
Ale jedna uwaga Zofio. To co robimy to moze raczej klecenie zrodel. Dlatego zrodel, bo jeszcze zyjemy. Ja nie wierze w Historie ludzi jeszcze zyjacych.
W historyjki, tak.
19 lutego 2009, o godzinie 16:12
EDD,
każdy miniony dzień, każdy upływająca minuta czy nawet sekunda to już historia. Coś co było i minęło.
To że żyjemy ma o tyle znaczenie dla historii, że my ją też robimy. Tak jak drzewo znacząc swój pień pierścieniami przyrostów, którą potem odczytuje drwal.
Piszemy historię własnym życie. Ktoś piszę ją w wymiarze jednostki ludzkiej, ktoś w wymiarze narodu.
Ale zawsze twórcą historii jest człowiek, jak i jej komentatorem.
Dla niej odnalazł, określił i nazwał czwarty wymiar – czasem.
19 lutego 2009, o godzinie 16:13
Bars, przepis na halaszlo (w mojej wersji):
.
Biorę duży łeb z łososia (takie łby nietrudno kupić w hipermarkecie), do tego ze dwa poćwiartowane pomidory, dwie-trzy pokrojone cebule, pokrojoną w paski paprykę i to wszystko gotuję do miękkości (przynajmniej dwie godziny). Następnie miksuję mikserem i pracowicie przecieram przez sito (najżmudniejsza część procesu). Do uzyskanego płynu sypię paprykę w proszku: słodką (dużo) i ostrą (do smaku).
Osobno kroję w nieduże kawałki filet z jakiejś ryby słodkowodnej (zwykle pstrąga), solę i odstawiam do lodówki na jakąś godzinę.
Krok ostatni: solone filety wrzucam do wywaru i gotuję na małym ogniu (nie mieszając, żeby się kawałki ryby nie rozwalały) jakieś dziesięć minut.
Je się to z chlebem.
Przepis według: Tadeusz Olszański Podróże z łyżką i widelcem. Bardzo korzystna książka z przepisami najróżniejszych kuchni narodowych autorstwa znanego dziennikarza sportowego. Sporo z niej korzystam.
19 lutego 2009, o godzinie 16:17
EDD,
i jeszcze jedno – napisałam wyraźnie – epizody z naszych żyć, jak koraliki różańca tworzą całość, ale nie napisałam że różaniec życia jest już skończony.Tak jak nie jest skończona historia Polski, bo ona ciągle trwa, tworząc każdą jednostką czasu kolejny jej przyrost.
19 lutego 2009, o godzinie 16:28
Propnuje Obowiazkowe :D przeczytanie:
http://wyborcza.pl/1,7547.....zarty.html
19 lutego 2009, o godzinie 16:30
CYTAT
„…rodzą się decyzje między Berlinem, Paryżem, Londynem, Rzymem, żeby zaprzestać obrotu narodowymi papierami dłużnymi de facto i wprowadzić europejski papier dłużny. Tak, aby skutecznie na rynkach finansowych świata konkurować z Ameryką i żeby wyciągać, ściągać te pieniądze. W wielu miejscach świata gdzieś te pieniądze są poukrywane, w różnych miejscach. I jest gotowa do pożyczania. Komu? Kto daje pewność, gwarancję, że jest stabilnym partnerem na długie lata. Bo przecież będą to papiery nie tylko krótkoterminowe, ale też długoterminowe. Kto jest dzisiaj wiarygodny i czyje papiery są poszukiwane? Ameryka. Kto chce wejść do tej wielkiej gry? Unia Europejska. W jakim kształcie? Eurozony, Eurolandu. „
19 lutego 2009, o godzinie 16:43
Po konsultacjach z bratową mam przepis na „uchę”.
1,5 l. wywaru z warzyw, ok. 50-80 dg ryby (czyli połów) słodkowodnych, 3-4 obrane ziemniaki, 2-3 cebulę obrane i posiekane.
Do wywaru z warzyw pokroić w kosteczki ziemniaki, wrzucić pokrojoną cebulkę i włożyć pokawałkowaną rybę lub w calosci, jak kto woli.
Posolić i gotować do miękkości.
Oczywiście gotowanie jest z łbami, oczy się tylko wydłubuje.
Po 30 min gotowania ryby się wyjmuje na wyczyszczenie z ości i potem te kolejne 30-40 min. gotowania.
Zupę doprawia się masełkiem, lub utartym na kamieniu rybim mleczem, dodaje się też posiekaną pietruszką.
Aromat wynika, jak powiedziała bratowa z dodania nieco szafranu.
*
Bardziej luksusowa wersja uchy wymaga sandacza lub jesiotra. Sandacz trafiał się nam w sezonie dosyć często, zamiast jesiotra bywał szczupak.
Przy luksusowej wersji można do tej drugiej fazy gotowania dodać po 20 gr (łyżeczkę) kawioru czarnego i czerwonego, doprawia się też szafranem i sokiem z cytryny.
W wersji nieco bardziej pospolitej – dobrze wymyta ikra sandacza też wystarczała.
19 lutego 2009, o godzinie 17:06
EDD
Lekturę zaliczyłam i jestem pod wrażeniem.
Właśnie takiego wystąpienia od premiera oczekiwałam. Merytorycznego, logicznego, z wyłożeniem racji.
Tu jest myślenie przyczynowo-skutkowe, a nie rzucanie sloganów.
I taka logika wypowiedzi do mnie przemawia.
Ale mam wielkie wątpliwości, czy elity z PiS choć w części zrozumiały to co Tusk powiedział.
19 lutego 2009, o godzinie 17:38
Pawle, dziękuję. Może wreszcie coś się zmieni w moim jadłospisie, choć nie jest on monotonny, bo mam fantazję kulinarną, a gotuję właściwie od dziecka. Nikt mnie tego nie uczył, bo Mama nienawidziła kuchni, a Babcia mieszkająca blisko, właściwie nie bywała w tym fascynującym dla mnie przybytku. Wychowałam się pomiędzy kolejnymi gosposiami – doskonałymi, jeśli były w „spadku” po księdzu – a byle jakimi stołówkami. Mam taką właściwość, że kiedy już raz zjem jakąś potrawę, to z reguły jestem w stanie sama ją potem ugotować. Nie wiem skąd się to bierze, może większość z nas tak ma ?
Będąc kiedyś wraz z Tatem na wilegiaturze w Czerwińsku nad Wisłą, całkiem świadomie zdecydowałam o rezygnacji z wyśmienitej salezjańskiej kuchni ( po starej przyjaźni całkiem darmowej – byliśmy gośćmi ) i o tym, że o nasze żołądki zadbam sama. I wszystko mi się udawało aż do chwili, gdy postanowiłam ugotować młodą kapustkę. Ne mając pojęcia o istnieniu czegoś tak wyrafinowanego jak zasmażka, wybełtałam mąkę z wodą i wlałam to „cóś” do garnka, po czym zapominając spróbować, podałam to kulinarne osiągnięcie na stół. Ojciec próbował rżnąć bohatera, kapustka rosła mu w ustach a ja nadal nie wiedziałam o co chodzi i oczekiwałam komplementów. W końcu Tatek uprzytomnił mi, ze zrobiłam właśnie coś, co od dawna robić umiałam, czyli domowy klajster do papieru. :D Straszliwie speszona zaniosłam paskudztwo do sąsiedzkiego chlewika, a przy okazji właścicielka prosiaczków, pani Zosia – żona pana Gienia, wprowadziła mnie w tajniki robienia zasmażki czy też zaprażki, jak to coś czasami nie wiem czemu nazywam.
Raz jeszcze wielkie dzięki za przepis!
PS. Czy zastępczo, gdybym nie szła po zakupy, można użyć pomidorów z puszki ?
19 lutego 2009, o godzinie 17:38
Piszcie „halaszle” a nie „halaszlo” . „Halaszlo” (nie ma czegoś takiego) to wędkujący koń. Z tym łbem ryby to pamiętam, ale pamiętam też, że moja babcia gotując rosół później łeb kurczaka wyławiała (o łbie wołu nic mi nie wiadomo) i dawała dzieciom. Nie wiem co się dzieje z łbami kurczaków w Polsce. Zapewne jakieś marnotrawstwo. Węgrzy jakoś zagospodarują te odpadki. Jak te „naleśniki nadziewane jąderkami młodych kogucików” z jadłospisu renomowanej restauracji Krudy w Debreczynie.
19 lutego 2009, o godzinie 17:43
Aha. Bo to był rosół wołowo-drobiowy. Stąd ten łeb wołu co mi o nim nic nie wiadomo, w każdym razie nigdy mi babcia nic takiego z rosołu nie wyłowiła. Za to obowiązkowo miedzy pierwszym daniem a drugim było to mięso z chrzanem i warzywami.
19 lutego 2009, o godzinie 18:13
nie „halaszle” a „halászlé”
:D :D :D
19 lutego 2009, o godzinie 18:16
Przydatny link:
http://www.e-bratanki.hu/slownik.php
19 lutego 2009, o godzinie 18:19
PIS i mądrala są przeciw:
http://www.dziennik.pl/po.....rety_.html
19 lutego 2009, o godzinie 18:48
EDD,
Nie rozśmieszaj mnie.
Od kiedy facet po zawodówce zrozumie ekonomiczne expose premiera?!
Też mi autorytet gospodarczy! Przecież on ni w ząb nie był w stanie zrozumieć wypowiedzi Donalda Tuska, na dodatek jest tak głupi, ze się publicznie wypowiada o czymś o czym nie ma zielonego pojęcia.
Ma zakodowane – zwiększyć deficyt, dawać ludziom pracę – bo tak powiedział oświecony pan prezes. Koniec kropka. Poza ten dogmat nie ruszy mózgiem, bo nie potrafi.
Zastanowienie się skąd ma wziąć forsę na wypłatę właściciel fabryki, którego produktów nikt nie chce kupić ani w kraju ani za granica i dlaczego ma dokładać do interesu a nie zwolnić niepotrzebna mu załogę – przerasta stopień percepcji.
Pana wicemarszałka,zgodnie z instrukcją Prezesa rozumuje tak rząd ma zwiększyć deficyt i dać rozkaz (nie wiadomo komu) – kupić traktory w fabryce i trzymać (nie wiadomo po co i nie wiadomo gdzie) , bo ludzie muszą mieć pracę.
Taka jest mniej więcej recepta na kryzys Jarosława Kaczynskiego i Jego Trzech Gracji zrobionych na gumowe lale.
Swoją drogą żurnalistyka sejmowa „Dziennika” mogla by pytać bardziej kompetentne osoby z PiS, nie wiedzą jakim to doświadczeniem „naukowym” dysponuje pan wicemarszałek?….
19 lutego 2009, o godzinie 19:04
Zofio
Ja osobiście myślę że przysłowiowy „absolwent zawodówki” jeśli choć trochę myśli lub został uformowany przez prace na swoim czy gdzieś gdzie osobiście zna właściciela, doskonale rozumie Tuska.
Przyznam się że bardziej niepokoją mnie rzesze inteligentów budżetowych i innych ale też nienawistnych.
Z mojej obserwacji wynika że im bardziej (zwróć Zofio uwagę na „bardziej” nie lepiej) wykształcony tym durniejszy.
19 lutego 2009, o godzinie 19:07
Ewa-Joanna napisala Topless byl oslaniany przed sloncem parasolkami skladanymi trzymanymi w jednym reku, bo druga zajeta byla trzymaniem zelazka z termostatem. No mowie ci, Mawar, szok. Czasem lapala je policja , tez gola, ubrana w gwizdki. Az zal, ze nie trafilysmy na takie przedstawienie.
.
Tez chcialbym tam byc, oczywiscie ubrany w gwizdek. Ale jednego nie rozumiem. Za co je policja lapala? To znaczy, nie za co sensie doslownym, ale za jakie przewinienia?
19 lutego 2009, o godzinie 19:09
Dark Side ot tak sobie porownala Generala do Dzierzynskiego. Odnotowuje dla pamieci, zeby potem Dark Side sie nie pchala do pomnika polozyc tam wiazanke kwiatow bez uprzedniego odszczekania.
19 lutego 2009, o godzinie 19:13
Zresztą, co to znaczy „rozumie”. Pani Natali-Świat jest osobą badziej wykształconą niż niewykształconą, jakieś studia menażerskie i chyba statystyka. Niby to bardziej niż zawodówka. Ale co z tego?
19 lutego 2009, o godzinie 20:30
Indoor,
nazwę zupy juz poprawiłam. Pozwolisz, że na własny użytek nazwę ją zupą wędkującego konia – ogromnie mi się to podoba. Wyobraźnia poszła w ruch i jej oczyma zobaczyłam surrealistyczny widok w stylu Salvadora Dali – urzekające!
W moim domu kura w rosole też miała wszystko, z łebkiem włącznie, bo to była rynkowa, prawdziwa, gospodarska kura, a nie jakiś hurtowo hodowany drób. Jej jadalne wątpia takie jak żołądek, wątróbka oraz między innymi maciupci móżdżek, dzielone były sprawiedliwie między mnie i brata. Żeby dostać się do tego móżdżku, Tata wykładał łebek na talerz i rozłupywał go na połowę przy pomocy noża i jakiegoś pobijaka. Nigdy nie zapomnę miny Mamy, gdy pewnego pięknego dnia czerepek stawił nadspodziewany opór, tata potraktował go nieco mocniej i … zamiast rozpłatanej główki mieliśmy na stole rozpłatany zabytkowy, francuski fajans Mamy. Taki wzrok jak Ona w owej chwili, musiała mieć Meduza Gorgona. :D
__________________________
W moim rodzinnym domu żaden żywy stwór przyniesiony do domu nie trafił nigdy na talerze, ponieważ zawsze potrafiłam uprzedzić mordercze zapędy gospoś i w porę uratować mu życie. Wokół domu roiły się więc różne ułaskawione zwierzaki, którymi się zajmowałam. Kiedyś przyniesiono już zabitego królika, którego długo i bezskutecznie usiłowałam ożywić. Mój ówczesny smutek był tak wielki i głęboki, że w jego efekcie nigdy już w życiu nie jadłam króliczego miąska.
Potomek chyba ma to coś po mnie w genach, bo kiedy czytałam mu bajeczkę o Smoku Wawelskim i szewczyku Skubie Kornela Makuszyńskiego, pozwolił mi ją skończyć dopiero wtedy, kiedy na ilustracji połączyłam, rysując flamastrem gruby kałdun, smocze „rączki, nóżki” lecące w cztery świata strony i całkowicie zmieniłam treść bajeczki. Krzyk, płacz i rozpacz były niewyobrażalne. W szkole podobne historie powtarzały się co i rusz. Strony o śmierci Karuska w „Anielce” Prusa zostały opuszczone, z przeczytania „O psie, który jeździł koleją” musiałam go zwolnić… A swoją drogą kto decyduje o wyborze takich przesmutnych lektur dla najmłodszych?
19 lutego 2009, o godzinie 20:52
Czy wiecie moi Drodzy dlaczego od dłuższego czasu nie można nigdzie kupić kurzych łapek, z których uzyskiwało się najlepszą galaretkę do auszpików? Otóż obowiązuje już u nas przepis unijny, który ich sprzedaży zabrania !
–
A gdzie się podziały móżdżki ? Robiłam je bardzo często jako móżdżek po polsku lub niezwykle delikatne, panierowane w bułeczce kotleciki, tartinki dwustronnie posmarowane i umaczane w bułce tartej ale także zapiekane w kokilkach pod beszamelem. Ech, łza się w oku kręci…
Muszę coś zjeść ! :D
19 lutego 2009, o godzinie 21:12
Narciarzu,
jak to dobrze, że jesteś! Co byśmy biedni robili bez Twoich czarująco dowcipnych, lekko szyderczych postów!? Nie odmawiaj nam nigdy tej radości!
Zdjęcia, a przede wszystkim instruktażowe filmiki są bardzo udane, no a Twoja broda wręcz imponująca i jaka twarzowa ! Lubię brodate twarze – Potomek też taką brodę zapuścił. Wygląda to u niego dość zabawnie, bo włosy ma płowe, a zarost mocny i ciemny i to bardzo.
19 lutego 2009, o godzinie 22:27
Narciarzu
– za niedozwolony handel! Wtedy przeciez wiekszosc jezdzila na wczasy ale tak, zeby „sie zwrocilo” i marnowala te wczasy usilujac sprzedac swoj przemyt jak najdrozej.
Ja to sie przynajmniej opilam ichniego „szampana” i nauczylam jesc kukurydze :)