Trochę daru do umiaru!
Nie ulega wątpliwości, że gdy gospodarka, to znaczy ludzie i maszyny więcej wytwarzają, to w zasadzie płace i dochody powinny rosnąć. Oczywiście to nie jest żelazna konieczność, czasami nawet w takiej sytuacji dochody powinny rosnąć dużo wolniej, albo nawet nie rosnąć. Na przykład kiedy kraj jest na deficycie; więcej sprowadza niż wywozi, a władza publiczna, państwowa i samorządowa, więcej pożycza niż spłaca. Ale generalnie jeśli gospodarka rośnie to ludziom powinno się żyć lepiej. I od kilku lat gospodarka rośnie, całkiem nieźle, choć chmury zza Atlantyku jakby nadciągały i z tym też trzeba się liczyć. Może być gorzej. Ponieważ jednak gospodarka rośnie i wiele się o tym słyszy w mediach, często z nadmiernym entuzjazmem, to jest zrozumiałe, że wśród różnych grup zawodowych, często dotąd marnie wynagradzanych, jak właśnie nauczyciele, lekarze, pielęgniarki powstaje przekonanie, że ich zarobki muszą wreszcie odczuwalnie wzrosnąć.
Ponadto od kilku lat jesteśmy w Unii Europejskiej i już przez sam ten fakt łatwiej i jakby bardziej zasadnie przymierzamy zarobki do zarobków w krajach na Zachód od nas, zapominając, że mimo wejścia do Unii jesteśmy od nich dwa-trzy razy biedniejsi. Porównanie jest szokujące. Na dodatek zarobki tamte przelicza się wedle kursu euro, bo to najprostsze, a nie według siły nabywczej euro w Polsce i na Zachodzie. Daje to efekt jeszcze bardziej wściekający. Wychodzi, że różnice na naszą niekorzyść są dziesięciokrotne lub nawet większe. A to jest przeliczenie błędne, bo euro wydane u nas to jak mniej więcej 1,5 euro wydane tam. No i mamy narastającę frustrację i falę żądań. Tak ambitną, jak nie było jej nigdy dotąd. Trzy średnie krajowe płacy podstawowej dla lekarza specjalisty, 600 złotych podwyżki dla stażysty nauczyciela i 1100 dla reszty etc. Każdy by chciał. Ale to jest jedna strona zagadnienia, bezpośrednio najważniejsza dla ludzi i dla reprezentujących ich związków zawodowych.
Jest i druga strona, która także dla ludzi walczących o lepsze zarobki i dla związkowców powinna być ważna. Nie wolno im o niej zapominać, jeśli nie chcą sobie sami nalać wody za kołnierz. Nie może być tak, że o tej drugiej stronie ma myśleć tylko rząd i polityk. A więc po pierwsze domagając się wyższych zarobków i przyrównując je do zarobków w zachodniej Europie nie należy zapominać, że Polska, choć jest kawałkiem Unii Europejskiej to nie jest zachodnią Europą, lecz krajem, jak napisalem dużo od niej biedniejszym. Nie może być w Polsce zarobków takich jak tam i długo nie będzie. I nie dlatego, że stanie temu na przeszkodzie rząd, lecz, że sprzeciwią się temu prawa ekonomii, a to są prawa natury, albo prawa boskie. Dążenie do nich nie uzasadnione fundamentem gospodarki da inflację i recesję. Po drugie, Polska jest krajem na deficycie. Mamy chroniczny deficyt w obrotach bieżących z zagranicą, oraz równie chroniczny deficyt w finansach publicznych. Nie wolno dopuścić do tego, by te deficyty eksplodowały, bo wtedy wszystkim bardzo się pogorszy i na długo. W przypadku deficytu finansów publicznych trzeba go zmniejszać, bo postępujący w ślad za nim wzrost długu publicznego to kukułcze pisklę w budżecie, które wypycha z niego wszystkie inne bardzo uzasadnione cele. A więc wzrost gospodarki musi być częściowo zużyty na poskromienie tego pisklaka, a to ogranicza możliwości podnoszenia dochodów. Wreszcie po trzecie, istnieje sprzeczność pomiędzy pragnieniem ludzi, żeby jak najszybciej żyć tak, jak na Zachodzie, a warunkami ekonomicznymi, które to mogą przyśpieszyć.
Jednym z atutów konkurencyjnych krajów słabiej rozwiniętych, goniących kraje bogate jest różnica w zarobkach. Im ona większa, tym bardziej, przy innych warunkach niezmienionych, atrakcyjny jest dany kraj dla zagranicznych inwestycji, które są witaminą rozwojową. Jeżeli ta różnica szybko znika przez nieumiarkowane podnoszenie płac i dochodów, to równie szybko znika owa konkurencyjna przewaga, strumień inwestycji zagranicznych słabnie, spada tempo rozwoju kraju i przestaje on doganiać kraje bogatsze w momencie, kiedy pod względem rowoju gospodarczego dzieli go od nich jeszcze wiele. Można więc powiedzieć, że im szybciej rosną zarobki tym większa szansa, że dłużej będziemy żyć biedniej, od tych na których jesteśmy zapatrzeni domagając się bardzo wysokich podwyżek w krótkim czasie. Takie diabelskie prawo. Jeden z najwybitniejszych polskich ekonomistów połowy XX wieku Michał Kalecki mawiał, że w poczynaniach PRL-owskich planistów brak było „daru do umiaru”. Nie bierzmy z nich przykładu.
24 stycznia 2008, o godzinie 19:59
Stan,
nie oblewaj sie zimnym potem, bo ten gosc z Trybuny jest ignorantem. 23 miliardy dlugu za Gierka to byl rownowaznik ponad 4 lat eksportu w walutach wymienialnych podczas gdy dzis 200 mld dolarow to równowaznik niecałych dwu lat eksportu. Wtedy Polska nie miala grosza rezerw dewizowych, teraz mamy ich 65 miliardow dolarów. To pokazuje zreszta gigantyczny postep polskiej gospodarki od tamtych czasow. Wtedy Polska byla w sytuacji tragicznej, dzis jest w calkiem niezlej jesli chodzi o wyplacalnosc, chociaz trzeba uwazac na dynamike wzrostu dlugów, ale na pewno nie ma powodu do wieszczenia katastrofy. Gdyby sobie gość sprobowal odpowiedziec na pytanie dlaczego Polska nie wpada w kryzys, jak Argentyna to moze by cos zrozumial z ekonomii.
24 stycznia 2008, o godzinie 20:10
Stanie, że Bernardowi trzeba tłumaczyć podstawy ekonomii, to ja rozumiem, ale Tobie?
24 stycznia 2008, o godzinie 20:21
Na tym blogu nikt dotychczas nie poruszał problemu, co po Tusku i jego Platformie. Takie myślenie jest wymogiem chwili począwszy od pierwszej powyborczej nocy. Obecny lider Platformy jest jednie średniej jakośći produktem przejściowym polskiej sceny politycznej.
Gdy był w opozycji oceniałem go (i podtrzymuję tę opinię), że jest jednie produktem polskiego prowincjonalizmu, który jednak ma większą ogładę demokratyczną od swojego poprzednika. Rządy Platformy (z PSL-em) będą nadal pogrążały kraj w haosie gospodarczym. Tusk nie jest herosem na wzór Mazowieckiego. Będzie on chciał uśmiechami i unikaniem podejmowania trudnych decyzji przejść przez przygodę rządzenia. Uważa zapewne, że sprawowanie najwyższych urzędów (mimo braku elementarnego przygotowania do ich sprawowania) mu się należy bo (uwaga, uwaga) wysiedział się sporo (nie bohatersko w celach więziennych) w fotelach senatorskich i poselskich.
Dlatego od samego początku należy sprawiedliwie rozliczać, to „mniejsze zło” i wspierać każdą rozsądną alternatywę polityczną jaka się pojawi na widnokręgu. Doświadczenia polskiej sceny politycznej wskazują, że zużycie polityczne partii będących u władzy wynosi 1 – 2 lata, a więc po połówce kadencji jest to już wegetacja, czyl trup polityczny.
Można by złośliwie, wzorem Zofii, zauważyć, że gdyby Jarosław Kaczyński nie czytał blogu Gospodarza i nie zdecydował się na wcześniejsze wybory, to PIS, dzisiaj byłby już historią.
Tak się ułożyło na scenie politycznej, że za 1.5 roku realna będzie alternatywa, PIS czy LiD.
Gdy myślę o powtórce tego co było ….
24 stycznia 2008, o godzinie 20:26
Fakt, bez zastanowienia przeniosłem informacje na blog, myśląc w tym czasie co będzie za dwa lata na polskiej scenie polityczne.
24 stycznia 2008, o godzinie 22:55
23 miliardy to pikuś… a ja jak dziś tę informację usłyszałem to zacząłem myśleć ile by trzeba głów ustrzelić, aby ukarać tych, którzy to spaprali – poczynając od rządów Buzka i Krzaka, który w zasadzie za Buzka rządził i jeździł na egzotyczne wycieczki by ktoś tam coś u nas kupił, a później ten ktoś wściekł się, że nie kupił…
Kurcze, 23 mld to pryszcz, bo jesteśmy bogaci. Biedni byliśmy za Gierka. A niedawno czytałem, że dobrze by było aby biedniejsi byli bardziej biedni bo kraj się wówczas bogaci.
Ja nie jestem ekonomistą. Ekonomistów piszących coś takiego humanista nie zrozumie, bo jest za tępy.
25 stycznia 2008, o godzinie 00:48
http://gardensoulofsoulga.....index.html
25 stycznia 2008, o godzinie 00:50
Zaczyna mi się robić niedobrze, jak widzę cynizm polityków rozgrywających propagandowo katastrofę lotniczą.
Rozumiem premiera, który z ministrem obrony polecial na miejsce wypadku.
Ale cyrku jaki wyprawia prezydent i jego kancelaria – już nie.
Codziennie giną ludzie, jeśli nie w wojnach wywołanych przez siebie, kataklizmach to przez własne błędy.
W jeden weekend w Polsce ginie czasem więcej ludzi niż w wczoraj pod Mirosławcem. w rozbitym samolocie.
Rozumiem ból rodzin, które straciły bliskich, rozumiem szok polskich sil powietrznych, które stracłly, rzeczywiście znakomitych pilotów i kilku dowódców jednocześnie.
Ale żałoby narodowej – nie rozumiem.
Żeby nie było nieporozumień – w mojej rodzinie, dwaj z braci matki – to lotnicy, po dęblińskiej Szkole Orląt, jeden zginął w pierwszych dniach walk o Łódź w 1939 roku, drugi, zaginał w barwach RAF nad Zatoką Walijską w 1943 r. Pochłonęła ich II wojna światowa. Zostałam wychowana w szacunku do tej profesji wojskowej, dlatego być może tam ostrzej mierzi mnie cały ten cyrk, te pokazówki, kiry i miny na pokaz, konferencje prasowe prezydenta RP. Ten wielki spektakl fałszywego smutku i litości.
Mało kto zauważa, że owi wojskowi obradowali w Warszawie nad ….bezpieczeństwem lotów.Także takich, jak ten tragicznych, wojskowych. I wiele wskazuje, ze z tym bezpieczeństwem w Polsce jest nie najlepiej, co prawdopodobnie było przyczyną tragicznej katastrofy. Że gdzieś po prostu zawinił człowiek, zginęli ludzie.
Z tego powodu choćby należy zachować jakiś rozsądny umiar.
Żerowanie na trupach, a polityczne zerowanie zwłaszcza – jest dla mnie zjawiskiem wręcz obrzydliwym.
Śmierć każdego człowieka to dramat najbliższych a nie kabaret dla polityków.
Prezydentowi kraju nie wypada wykorzystywać tragedii dla promocji swego urzędu i urządzać wycieczek krajoznawczych na miejsce wypadku.
Więc powiem brutalnie – ciszej nad tymi trumnami.
25 stycznia 2008, o godzinie 01:12
Gospodarz napisal: „to moze by cos zrozumial z ekonomii.”
–
Jeszcze raz polecam strone internetowa http://www.fool.com . Ostrzegam: mozna spedzic najblizszych pare miesiecy czytajac zamieszczone tam teksty i dyskusje. Niestety, odnosza sie one do amerykanskiej gieldy a nie polskiej, wiec z czytania tej strony pozytek dla Polaka jest ograniczony, poza zdobyciem ogolnej oglady.
25 stycznia 2008, o godzinie 01:17
Zofio
Prezydent jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. Miał obowiązek zrobić to co zrobił. Cokolwiek by nie zrobił ty bez umiaru piszesz w jednym stylu. Wcele nie piszesz brutalnie lecz niepoważnie, bez pomyślunku. Wizytę na miejscu tragedii nazywać wycieczką krajoznawczą… Ludzie wybierają prezydenta swojego kraju właśnie po to, aby swoją obecnością podkreślał dramat i w imieniu wszystkich wyraził współczucie. Ja cieszę się, że nie chorował na jakąś filipińską chorobę jak jego poprzednik na grobach pomordowanych Polaków na Wschodzie.
Mam zupełnie też inną opinię, co do „żerowania na trupach”. Wydaje mi się, że jakoś w tym wypadku politycy zachowują umiar.
25 stycznia 2008, o godzinie 01:55
Leszek ma rację. Nie nazwałym tego „żerowaniem na trupach”. Po prostu przyjęte jest takie, a nie inne postępowanie i już.
Inna sprawa, że nie sposób też odmówić racji Zofii. Mnie też nie podobają się takie medialne działąnia jak żałoba narodowa, czy nagłaśniane medialnie akcje pomocy rodzinom ofiar. A nie podoba mi się z powodów opisanych przez Zofię. Codziennie giną ludzie, każdorazowo są to tragedie dla ich bliskich, którymi nie zainteresuje się „pies z kulawą nogą”. Trochę żenujące jest, że potrzeba dużej katastrofy, aby mogli liczyć na realną pomoc.
Kompletnym nieporozumieniem jest też żałoba narodowa, która powinna być ogłaszana tylko w naprawdę wyjątkowych przypadkach. Mamy okres studniówek i usłyszałem w radio jak będą one odwoływane w związku z żałobą. Czy ktoś wyobraża sobie wściekłość uczniów kończących szkoły średnie.
Nie podobają mi się też te wizyty VIPów na miejscu katastrofy. Nie są to na pewno żadne wycieczki krajoznawcze, raczej rodzaj przykrego obowiązku. Tylko, że czas skończyć z tymi zwyczajami. Obecność premiera czy prezydenta na miejscu katastrofy nic nie pomaga, a wprowadza tylko niepotrzeby chaos. Osoby pracujące na miejcu katastrofy, które powinny zajmować się jak najlepiej swoją pracą, są tylko niepotrzebnie spiętą taką „troską” najwyższych władz.
I też gwoli wyjaśnienia – w katastrofie zginęło dwóch moich znajomych.
25 stycznia 2008, o godzinie 02:43
Leszku,
wiem, że prezydent jest zwierzchnikiem sil zbrojnych, tyle, że zwierzchnik sil zbrojnych, jak jest poważnym człowiekiem, w obliczu takiej tragedii nie urządza ze swego przyjazdu na miejsce wypadku medialnego przedstawienia.
Które nb zapowiada dzień wcześniej.
Napisałam wyraźnie i prostymi słowami – nie zraziła mnie reakcja premiera i ministra Klicha. Pojechali, w mediach było ich mało, zachowywali się bardzo powściągliwie, byli wyciszeni.
Prezydent – wykłada księgę kondolencyjną i ogłasza, ze sie wpisał z żona, (chyba w pałacu prezydenckim, nie wiem), potem wysłał swoja kancelarię – kilka osób – z premierem do Mirosławca, potem było kilka oświadczeń dla mediów, że skraca wyjazd zagraniczny i ze być może żałoba narodowa, potem, dzień po wypadku – wizytacja jednostki i miejsca wypadku, też z kancelarią. Na koniec konferencja prasowa i gadanie o blachach samolotu jak zgnieciona kartka papieru.
Jak ma mam to do cholery odbierać, jak nie jako przedstawienie?
To coś w stylu 4-latka
– Mama, patrz wypadek! Chodźmy zobaczyć! O samolot rozbity! Ale blach! Jak pogniecione kartki, popatrz, Mama, ja chcę zobaczyć, …
Leszku,
to są polityczne pokazówki infantylnego człowieka…
I nic więcej.
I ma racje Andrzej, że tego jest za dużo i zbyt egzaltowane.
Dramat wydarzeń wymaga innych zachowań, bardziej powściągliwych.
Zwłaszcza, że lotnisko w Mirosławcu akurat było powiedzmy oględnie – niesprawne i nie działał system naprowadzania samolotów.
http://miasta.gazeta.pl/s.....66185.html
Ironia losu, wobec kadry wojskowa która wracała z konferencji w Warszawie, na której dyskutowała o ….bezpieczeństwie lotów?!
Jak widać – własnym życiem owa kadra przypłaciła lekceważenie tego bezpieczeństwa i to 2 km przed własnym lotniskiem, które im tego bezpieczeństwa w 100% jej nie zagwarantowało.
Takie są fakty.
I dlatego tym bardziej sytuacja wymaga zachowań powściągliwych.
Mam prawo powiedzieć, że mnie się takie zachowanie zwierzchnika sil zbrojnych w tym wypadku po prostu – nie podoba.
25 stycznia 2008, o godzinie 03:45
Wydaje się, że „Zofia” włożyła więcej w zablokowanie współczucia i odpalenie gotowości prezydenckiej niż prezydent w to o czym ona poniekąd słusznie zauważa. Wszystkie te szczegóły to gówniarstwo. Jest tylko jeden realny nietaktowny sens – kompletna pogarda do śmierci ludzi w wypadkach w całym kraju na codzień. Narzucona żałoba może wywoływać poza tym przeciwny efekt. Powinno być coś pośredniego np „dzień zadumy” albo „dzień powagi”. Nawet minuta ciszy na rozpoczęcie dziennika TV. Ale zaczernianie loga telewizji jest narzucające, większą wagę śmierci oficerów. Musi jakiś dziennikarz zapytć prezydenta „nie jest panu głupio przed rodzinami tych co giną codziennie?” Ta żałoba zobowiązuje do tamtych żałób – niech prezydent powie jak przeżywa na codzień śmierć Polaków – wtedy ta żałoba będzie miała więcej głębi. Mierzi mnie zgadzanie się z takim cwaniakiem jak Milewicz.
25 stycznia 2008, o godzinie 07:30
Do Zofi ;
W pełni podzielam Twoje opinie o Prezydencie Lechu Kaczynskim .
Podobnie dwa lata temu lądował w Katowicach po tragedi w Hali Wystawienniczej czy pózniej w kop. Halemba .Lubi takie Teatrum ,może liczy ( Bezpodstawnie !!) ze LUD go polubi.
Pozdrawiam
Waldemar ze Szczecina
25 stycznia 2008, o godzinie 11:25
Zofio, Waldemarze
Prezydent Polski nie powinien być w miejscach, w których wydarzyła się tragedia i przeżywa ją prawie cała Polska? Od kiedy. Głupio byłoby twierdzić, że dobrze jak jeden bywał a źle jak inny. Jest chyba regułą i zwyczajem, że w chwilach żałoby to właśnie na pałacu prezydenckim spoczywa obowiązek oddania honorów i przekazania współczucia rodzinom i ocalałaym.
Mnie mierzi bardziej, gdy popisują się liderzy partii politycznych, sztuczne programy żałobne w TV, udawany smutek i przejęcie się niektórych dziennikarzy, którzy i tak nie rezygnują z pytań w stylu: „jak pan to przeżywa” kierowanych do rodziny czy przyjaciół.
Co za bzdura z tym „lubieniem” żałoby i tragedii, z bywaniem w miejscach gdzie do tragedii doszło??? Akurat prezydent nie ma obowiązku wykazywania się obojętnością na ludzką krzywdę i tragedię. Mierzić w wykonaniu prezydenta może przytulanie się do jednej z partii – czy to SLD czy PiS, atakowanie przeciwników swojej przytulanki, ale nie to, że daje wyraz powszechnemu poczuciu tragedii.
25 stycznia 2008, o godzinie 12:11
Leszku,
nie chodzi, że był LK na miejscu tragedii, ale, że zrobił ze swego pobytu przedstawienie medialne.
Z prologiem, antraktem i stosownym teatralnym finałem.
Po prostu jestem wychowana w nieco innej kulturze.
Z pewnym, takim powiedzmy, intymnym stosunkiem do rzeczy ostatecznych.
Zechciej zauważyć Leszku,
że w obyczajowości, nasz kraj przejawia wiele zewnętrznych zachowań prosto ze Wschodu, bizantyjskich – darcie szat, płaczki, lamenty, żałoby narodowe, kiry na flagach,w mediach, portrety zmarłych itp. Msze z udziałem władz itp. Żałoba na pokaz. Niech wszyscy zobaczą .W sumie nawet nie wiadomo tak na prawdę – do kogo adresowana.
Generalnie – do telewidza, który katastrofę, odbiera ze ekranu jak każdy film katastroficzny, który oglądał w weekend wieczorem, zajadając chipsy.
Rodziny poległych w katastrofie, żołnierze, których koledzy zginęli – mają co innego w głowie, niż oglądanie prezydenta w tv.
Mnie nie ten nurt w polskiej kulturze jest bardzo obcy.
25 stycznia 2008, o godzinie 12:16
W związku z tragedią w Mirosławcu…
Po co tak naprawdę Prezydent tam pojechał/poleciał, i to mocno post factum ?
Czy nie wystarczyłoby okolicznościowe wystąpienie, okazanie współczucia rodzinom i zadeklarowanie pomocy ?
Obserwując gesty i zachowania Prezydenta można wysnuć wniosek, że Prezydent „lubi” funeralia.
Nie chciałbym aby to była prawda.
25 stycznia 2008, o godzinie 12:22
Tego w polskich mediach nie ma.
Prosto z Kremla, wg czasu moskiewskiego:
January 24, 2008
16:15
Vladimir Putin expressed his condolences to Polish President Lech Kaczynski in connection with the crash of the military plane.
The Russian head of state also expressed his deep condolencces to the family and friends of the victims.
25 stycznia 2008, o godzinie 13:08
Ja nigdy nie byłem zwolennikiem Prezydenta, ale w tym wypadku zadziałał typowy proces przeciwników jakiegoś człowieka. Prawica to przećwiczyła z Prezydentem Kwaśniewskim, cokolwiek by nie zrobił, to go skrytykują. Teraz jest to samo. Kaczyński poleciał – a po co? Był tam potrzebny? Kaczyński nie poleciał – nawet zachować się jak Prezydent nie umie. Doświadczył to też kiedyś Putin.
Zosiu! Mylisz się!
Wiadomość o kondolencjach Putina od wczoraj jest w Telegazecie.
Ja bardzo współczuję rodzinom i Wojsku Polskiego, ale uważam unieruchomienie całego państwa w sensie rozrywek na całą sobotę za błąd. Akurat tym razem zgadzam się z Soulgardenem, że o tragedii na szosach nikt nie mówi i nie ogłasza non – stop żałoby narodowej. Mieliśmy doskonały przykład ze skokami w Zakopanem. Odwołanie konkursu wiązało się z olbrzymimi stratami. A to można przenieść na dziesiątki koncertów, spotkań, w które organizatorzy włożyli mnóstwo swoich pieniędzy, których nikt im nie zwróci. Można to oczywiście obejść, jak to znakomicie zrobili Stonsi. Uważam również za przesadę poświęcanie całych dzienników tylko tej katastrofie, na świecie oprócz tego coś się jednak działo. Ja rozumiem połowę, ale całość?
25 stycznia 2008, o godzinie 14:33
Torlinie, niestety, nie czytuje telegazety….
Stad ma niewiedza.
25 stycznia 2008, o godzinie 16:04
Trzeba tu sobie powiedzieć brutalną prawdę oczywistą dla każdego inteligentnego kuczynisty:
–
– premier lecący wraz z ministrem obrony na miejsce wypadku zachował się godnie, poważnie i jak na męża stanu przystało.
–
– prezydent lecący na miejsce wypadku i ogłaszający żałobę narodową zachował się jak obrzydliwa hiena cmentarna żerująca na trupach!