Zbrodzień też człowiek.
LICZNIK PREZYDENCKI:
Do końca kadencji “Prezydenta Swojego Brata”
zostało 850 dni.
Coraz to ktoś zachwyca się, poraża i wstrząsa po obejrzeniu filmu „Trzech kumpli”. Ja cierpię widać na moralne stwardnienie, bo film o Maleszce zupełnie mnie nie poraził i nie zdruzgotał. Nie zobaczyłem niczego czego bym nie znał. Nie mówię oczywiście o konkretnym przypadku Maleszki, ale o typie sytuacji. Sam miałem w swoim otoczeniu „maleszkę”, czyli Stefana Kosseckiego, którego uważałem za kumpla, a był chyba równie groźnym, jak tamten agentem, a może groźniejszym, bo szpiclował główne jądro opozycji, które znajdowało się w Warszawie. Film jest ciekawie zrobiony, dziewczyny na pewno dostaną nagrody, ale ja nie wierzę w to, że da dobre skutki. Dobrymi intencjami często steruje diabeł. No, może popchnie wyjaśnienie śmierci Pyjasa, choć podejrzenie, które sformułował Wildstein, że zabili go, by chronić Maleszkę przed dekonspiracją wydaje mi się bardzo, bardzo wątpliwe. Bezpieka miała liczne niezbrodnicze sposoby uwiarygadniania zagrożonego dekonspiracją agenta, by od razu chwytać się zabójstwa. Ale może?
Poza tym widzę raczej złe skutki filmu w postaci odżywania lustracyjnej histerii, która nic nie da poza karmą dla PiS-owskich wilków czekających na rewanż, której nie przepuszczą. Nic nie da, bo rozliczenia, jakie by lustracyjnych savonarolów zadowoliły musiałyby oznaczać rozbrat z państwem prawa i z Konstytucją. Wolę postokroć żyć w państwie, w którym nie da się rozliczyć części agentów i SB-ków oraz zbrodni, bo nie ma wystarczających dowodów, niż w państwie procedur skróconych, ustaw nadzwyczajnych i stanów wyjątkowych, ale z rozliczonymi SB-kami i ukaranymi zbrodniami. Oglądałem rozmowę w TVN24 Liliany Sonik i Ewy Milewicz i pani Sonik w słowach pełnych prawie miłości domagała się jakichś działań, któreby tym wszystkim złoczyńcom PRL-owskim uświadomiły, co jest dobrem i złem, jakie czynili zło, a potem, jak powiedziała „przywróciły ich społeczeństwu”. Muszę powiedzieć, że słysząc to poczułem ciarki na plecach. Szkoda, że redaktor, albo Ewa nie zapytali, jak to przywracanie miałoby wyglądać. Już nie chcę się domyślać, bo może bym Panią Lilianę niechcący skrzywdził. Niestety rozwiązania idealnego nie ma; albo państwo prawa, w którym wyrok zapada wtedy, gdy spełnione są wymagania sądzenia cywilizowanego, albo państwo stanów wyjątkowych. W żadnym kraju pokomunistycznym nie zrobiono rozliczeń takich, jakie by usatysfakcjonowały ludzi o wrażliwości savonaroli. Niedawno oglądałem w TVN24 chyba obecnego szefa Instytutu Gaucka, który w pył rozbił polskie bzdury o idealnej niemieckiej lustracji i dekomunizacji.
Film TVN-u dał też okazję, oczywiście bez woli jego autorek, do kolejnego rzucenia się na „Gazetę Wyborczą” całej hordy PiS-owskich, lub PiS-opodobnych piranii za to, że w 2001 roku nie wyrzucono Maleszki na bruk, lecz dano mu zarabiać na życie, jako adjustatorowi, w przewidywaniu, że po ujawnieniu jego roli nie znajdzie żadnej roboty. To był samarytański gest, wszak zbrodzień też człowiek, dwu wspaniałych postaci – Adama Michnika i Heleny Łuczywo, który powinien być uszanowany, szczególnie przez tych, a wśród owych piranii, to częsty przypadek, którzy pieczętują sie krzyżem i chrześcijaństwem. Oni obszczekując Michnika i „Gazetę”, za ten czyn dowodzą, że mają mają krzyż i chrześcijaństwo, powiem delikatnie, w nosie. Z oburzeniem wręcz słuchałem posła Terleckiego, który pokutując chyba za grzechy taty, nielepszego od Maleszki gagatka, ujadał u Moniki Olejnik na Pacewicza, przypisując „Gazecie”, jakąś wspólnotę z Maleszką. Ta savonarolka z Krakowa w rozmowie z Ewą Milewicz też z zatrutą słodyczą wypominała „Gazecie”, że zamiast „przywrócenia Maleszki społeczeństwu”… dała mu zarabiać na życie. Prawie się popłakała z żalu, że w Krakowie jej nie podają ręki, bo mówią, że czuć od niej stosem. Ja jej nie znam, kiedyś coś jej czytałem, ale kiedy ją słuchałem, to też czułem dym.
3 lipca 2008, o godzinie 15:34
Gazeta wyborcza i jej naczalstwo – no obrzydliwe po prostu. Trudno znaleźć bardziej zakłamanych ludzi
http://serwisy.gazeta.pl/.....66928.html
.
Kalabiński, Jacek
2006-12-01, ostatnia aktualizacja 2006-12-01 14:10
.
Autor Tygodnika Mazowsze, pisał pod pseudonimem Kasandra. Świetny zawodowy dziennikarz, pisał ciekawie, rzetelnie i nigdy nie zawalił terminu.
.
Z pasją i oddaniem organizował mieszkania na różne potrzeby redakcji.
.
Wspomina Joanna Jurandot-Nawrocka:
.
Jacek Kalabiński spotykał się w moim mieszkaniu z wieloma osobami, niektóre z przyczyn zrozumiałych nie przedstawiały się, ale przypominam sobie, że widywałam u siebie Anię Bikont (która zresztą Anią Bikont okazała się dopiero kilka lat później), a zdarzyło się, że zastałam samą szefową – Helenę Łuczywo.
.
Zmarł po długiej chorobie 24 lipca 1998 roku.
3 lipca 2008, o godzinie 16:49
Narciarz – 4;28 – pisze:
#
.
Ale kto ma sie uczyc? Mawar z Bernardem? Oni co najwyzej chca sie uczyc, jak przesluchiwac doktora Garlickiego.
#
Otóż ja myślę, że im obojgu żadna nauka nie jest potrzebna. Wiedzą dostatecznie dużo, aby sprostać roli komisarzy ludowych. Pod kierownictwem panów Olszewskiego, Macierewicza, Romaszewskiego, Gwiazdy oraz parunastu mniej dokładnie znanych nam potrafią osądzić bez zbędnych ceregieli, tak aby sprawiedliwość była po właściwej stronie. Howgh!
3 lipca 2008, o godzinie 16:58
jasnaanielka
paszła won
3 lipca 2008, o godzinie 17:21
jasnaanielka
paszła won
—
Jak widać przyzwyczajenie drugą natura człowieka. Czasami dobrze wiedzieć z kim ma sie do czynienia.
3 lipca 2008, o godzinie 17:35
Andrzeju
Czasami dobrze wiedzieć z kim ma sie do czynienia.
.
Masz rację, ja mam do czynienia z przysyraczem, a raczej z przysyraczką
3 lipca 2008, o godzinie 17:53
Masz rację, ja mam do czynienia z przysyraczem, a raczej z przysyraczką
—
Hmm, tryb odpowiedzi, charakterystyczny właśnie dla komisarzy ludowych zdaje sie świadczyć, ze Jasnaanielka stwierdza fakty, a nie przysyrywa
3 lipca 2008, o godzinie 18:41
Andrzeju! – szkoda gadać, on tak ma. Zapomniałam dopisać; Bernardzie! wiem, wiem….
To niczego do dyskusji nie wnosi, a ja się nie przejmuje. Te przygaduszki świadczą jedynie o formacie człowieka i braku argumentów. Wytrzymam.
Ale za twoją reakcję dziękuję.
3 lipca 2008, o godzinie 20:38
paszła won
3 lipca 2008, o godzinie 21:03
Miłosierdzie według “Gazety Wyborczej”
Wstrzasajaca opowiesc, ktora bardzo duzo mowi….
http://www.rp.pl/artykul/157563.html
.
Ale o czym ona mowi, tego nie jestem zupelnie pewien. Jest w niej jedno bardzo zagadkowe zdanie: „Gazeta” nie może ponosić ryzyka trzymania nieubezpieczonego korespondenta.
.
A dalej: „Zaraz dostaniesz faksem zwolnienie. „ Po czym: ” Helena Łuczywo usiłowała namówić Jacka do jak najszybszego powrotu do Warszawy.
.
Momencik. Czy zwolnienie faksem, czy tez powrot do Warszawy? I co to znaczy „nieubezpieczony”?
.
Tak sie sklada, ze ja sam mieszkam w USA. Przyjechalem tu w 1991 roku, majac w kieszeni dwie tutejsze skromne pensje na dwoje ludzi. To byl moj caly majatek. Bylo dla mnie oczywiste, ze musze byc ubezpieczony. Bylo to rowniez wymagane. Nie moglem byc zatrudniony bez ubezpieczenia. Mialem wybor: albo placic za tutejsze ubezpieczenie, ale przedstawic dowod ubezpieczenia oplaconego w Polsce, ktore pokrywaloby koszty pobytu w szpitalu. Wybralem to drugie, bo tak bylo taniej. Ubezpieczylem siebie w towarzystwie Warta. Ubezpieczylem takze zone, bo nie bylem szalencem.
.
Jak to jest mozliwe, ze prawie 60-cio letni czlowiek mieszkajacy w zasadzie na stale w USA (corka uczeszczajaca do szkoly), majacy dom i stala prace korespondenta najwiekszego polskiego dziennika, nie jest ubezpieczony? Czy ten czlowiek to szaleniec? Czy to w ogole mozliwe z prawnego punktu widzenia?
.
A dalej, propozycja powrotu do kraju w sytuacji bardzo ciezkiej choroby jest w zasadzie bardzo logiczna. Chodzi o to, zeby te chorobe leczyc, skoro z jakichs (niepojetych!) powodow delikwent nie ma ubezpieczenia, co oznacza placenie majatku za pobyt w szpitalu. Prosze zauwazyc, ze propozycja powrotu byla zwiazana z dalsza praca w redakcji, choc „nie oferując żadnego konkretnego stanowiska”, co w zasadzie jest dosyc zrozumiale, skoro chodzilo o bardzo ciezka chorobe.
.
Krotko mowiac, historia nie trzyma sie kupy. Nie negujac tragedii, jednak jest dla mnie dosc oczywiste, ze ktos tutaj chyba nie mowi calej prawdy. Takie zwierze, jak „nieubezpieczony korespondent” bardzo duzej gazety, po prostu nie istnieje. A jesli istnial, to nasuwa sie pytanie, dlaczego? I jakie bylo prawidlowe wyjscie z takiej zdumiewajacej sytuacji?
.
Przykro mi o tej sprawie pisac, bo jest tragiczna. Jednakze, jesli jest publicznie rzucone oskarzenie, ktore nasuwa bardzo powazne watpliwosci, to nalezy te watpliwosci postawic pod debate, rownie publicznie.
3 lipca 2008, o godzinie 21:06
A tak przy okazji. Nie widze mozliwosci zamieszczenia mojego komentarza w Rzepie, wiec zamieszczam tutaj. Gospodarzu, jesli Pan zechce przkazac moj komentarz do GW, to nie zglaszam zastrzezen. Jednakze prosze nie mowic, ze ja walcze z wdowa po panu Jacku. Ja tylko nie moge zrozumiec tej historii.
3 lipca 2008, o godzinie 21:55
Panie Waldemarze,
najwyższa pora zbanować soulgarcośtam.
3 lipca 2008, o godzinie 22:09
No proszę! Bernard przegania mnie z blogu pana Waldemara, a teraz dodatkowo wydaje panu Waldemarowi polecenie służbowe, co do banowania soulgardena… Czy to już jest blog Bernarda? No, bo jeśli tak, to ja rzeczywiście pójdę won!
Tylko chciałabym mieć pewność. :D
3 lipca 2008, o godzinie 22:24
Anielko:
oddajmy cesarzowi co cesarskie, a Bernardowi co bernardynskie. On ma racje, ze trzeba przeczyscic blog z 64,000 wykrzyknikow.
3 lipca 2008, o godzinie 22:35
Narciarz, widzę że przeszkadzają ci te przecinki. Jest metoda uwolnienia się od tego dyskomfortu. Podpowiadam cytat z filmu Egzorcysta: „CHRZAŃ TO ĆHRYSTUSEM”.
Lepiej już?
3 lipca 2008, o godzinie 22:53
Narciarzu! Jak dotąd Gospodarz załatwia takie sprawy samodzielnie, wpadłszy na blog. Bez poleceń odgórnych, których raczej nie ceni sobie. Mówimy o różnych rzeczach. Co do tych wykrzykników, czy coś tam, to zgoda. Ale po co łamać krzesła?
3 lipca 2008, o godzinie 23:29
Narciarz
w polskiej prasie, a więc i w Agorze, jest powszechny zwyczaj wysyłania dziennikarzy na samozatrudnienie lub płacenie jedynie za wierszówkę. Koncerny prasowe są jednymi z najbardziej bezwględnymi pracodawcami. GW zawsze należała do jednych z najmniej liczących się ze swoimi pracownikami. Jak byś chciał zobaczyć na własne oczy najlepszy przykład stosunków pracodawca – pracobiorca wyglądających jak stosunek pana z niewolnikiem to wstąp do GW i się porozglądaj.
Na filmie dokumentalnym Sulika z 1991 r. jest kilka scen z redakcji GW, podczas których ludzie kłócą się z naczelnym, dyskutują i spierają. Tak było na początku. Później gazeta zmieniła się w koncern. W koncernie do spraw osobowych podchodzi się w myśl regulaminu, założeń strategicznych, kursu akcji na giełdzie. Pracownik jest narzędziem a nie człowiekiem. Tym bardziej jest to widoczne im większą pozycję i wyższe konta w banku ma kadra zarządzająca.
3 lipca 2008, o godzinie 23:42
narciarz2
„Ale o czym ona mowi, tego nie jestem zupelnie pewien. Jest w niej jedno bardzo zagadkowe zdanie: „Gazeta” nie może ponosić ryzyka trzymania nieubezpieczonego korespondenta”.
–
Był to rok 1998, więc trzy lata przed ujawnieniem sprawy Maleszki, kiedy to Gazeta nagle nabrała wrażliwości socjalnej. Wczesniej była jej pozbawiona. Kalabiński mial pecha zadając się z Gazetą, która przeciez nie zainwestuje w umierającego dziennikarza, bo to biznesowo nieopłacalne. Nawet jeśli dziennikarz był kolegą z podziemia, a później pracował w Wolnej Europie. Waldemar Kuczyński (też wspołpracownik RWE) pewnie znał Kalabińskiego. Czekam na komentarz Gospodarza do tej wstrząsającej historii. Natomiast narciarz przedstawia tę sprawę w duchu swego wcześniejszego komentarza o Gosiewskim: „O czym ona mowi, tego nie jestem zupełnie pewien”. Niby jasne jak słońce, ale umysł narciarz nagle ogarnia ciemnogrodzki mrok kiedy mowa o niegodziwościach Gazety. Na kogo by tu winę zwalić ? W przypadku Gosiewskiego najlepiej na Mawara, co zroumiałe. A teraz? Podejrzewam, że chyba na żonę Kalabińskiego, przecież nie na Helenkę Łuczywo. A wiadomo, że to nie przypadek, lepszej specjalistki od zwalniania niż Helena Łuczywo Agora nie miała. Zwolnić kolegę chorego na raka – no problem.
3 lipca 2008, o godzinie 23:56
leszek.sopot Says:
lipiec 3rd, 2008 at 11:29 pm
O, wreszcie rozsądny głos leszka. O stosunku Gazety do ludzi i autorów krąża legendy. Redakcja GazWybu to kibuc w warunkach niewolnictwa połączonego z systemem pańszczyźnianym. Jak dotąd nikt nie odważył się tego opisać. Książka o Agorze to wielki temat, ale brak odważnych. Zanim przyszły autor by ją ukończył już by zawodowo nie żył – opluty, ośmieszony, zdezawuowany. Dobrym przykładem K. Leski: „W wolnej Polsce nikt nigdy nie próbował niczego na mnie wymóc ani w TVP, ani w gazetach i rozgłośniach regionalnych, dla których pisałem i mówiłem, ani w Expressie Wieczornym, ani naturalnie w BBC. Jedyne takie doświadczenie wyniosłem z Gazety Wyborczej. Adam Michnik czynił to jednak ze swoistym wdziękiem.
Podczas kampanii prezydenckiej 1990 żądał, bym ośmieszał Wałęsę, a Mazowieckiego chwalił. Klarowałem, że to nie robota dla reportera, że zaś on w komentarzach może pisać, co chce – bez efektu. Pewnego listopadowego dnia odbyliśmy chyba dwugodzinną rozmowę, spacerując po przedszkolnym ogródku przy Iwickiej, gdzie mieściła się wtedy GW. Było zimno, siąpił deszcz, a redakcja niemal w komplecie przylepiła się do okien czekając chyba, aż się pobijemy.
Michnik był jednak raczej spokojny, bo się jąkał, a gdy jest naprawdę zdenerwowany lub podniecony – jąkać się przestaje. Ja swoje, on swoje. Nagle trochę się ożywił i zwrócił się do mnie niemal ciepło, po ojcowsku: – K-k-krzysiu, jeśli ty-ty-ty chcesz tu robić wo-wolną gazetę, to-to-to-to po moim trupie”.
http://krzysztofleski.sal.....index.html
4 lipca 2008, o godzinie 00:47
Mawar:
Twoje komentarze sa haniebne jak zawsze. Zero informacji, mnostwo insynuacji i pomowien. Nie ma z czym dyskutowac.
4 lipca 2008, o godzinie 01:02
Prucz Żubra jest też w Polsce kilka odmian kaczek. Najważniejszym wydarzeniem politycznym ostatnich dni jest niepodpisanie traktatu przez tego człowieka:
http://passent.blog.polit.....zns450.jpg
Lech Kaczyński powoli osacza wielką Rosję, strofuje USA. Ale by móc ocenić jego i brata politykę potrzeba odrobiny dystansu. Podobnie wydaje mi się i z Michnikiem – wybiórcze objawy hipokryzji nie powinny być traktowane jako wyczerpujące argumenty. Małostkowość na pewno jest kultywująca go. Skąd taka nabożność? To bicie piany nie przyczynia się do bardziej refleksyjnej percepcji osoby, zjawiska, wydawnictwa i zaplecza, wszelkiego zaplecza.
4 lipca 2008, o godzinie 01:10
Leszku:
w polskiej prasie, a więc i w Agorze, jest powszechny zwyczaj wysyłania dziennikarzy na samozatrudnienie
.
W porzadku, mniej wiecej rozumiem slowo „samozatrudnienie”. Moja zona jest samozatrudniona, mowiac dosyc luzno. Mamy firme, ona jest wlascicielka. To sie nazywa „DBA”, czyli „doing business as”. Jest to forma znakomicie uregulowana prawnie. Prowadzac DBA, nic Ci nie zabrania posiadac ubezpieczenie zdrowotne. Krotko mowiac, masz firme (albo „jestes firma”) i masz ta firma zarzadzac, a w szczegolnosci masz zadbac o sprawy ubezpieczen i podatkow. Jestes niezalezny i odpowiedzialny (albo nieodpowiedzialny).
.
Zauwaz prosze, ze prowadzac taka dzialalnosc w USA podlegasz jurysdykcji USA a nie polskiej. Prowadzac samodzielna dzialalnosc, a juz zwlaszcza w obcym kraju, trzeba troche wiedziec. Zeby Tobie sie nie wydawalo, ze to jest wiedza tajemna, podaje link do jednej z najpopularniejszych ksiazek na ten temat. Niezbyt gruba i bardzo jasno napisana. Tenze sam autor napisal takze ksiazke o finansach malego biznesu.
Start Up: An Entrepreneur’s Guide to Launching and Managing a New Business
http://www.amazon.com/Sta.....1564142523
.
lub płacenie jedynie za wierszówkę.
Innymi slowy, placenie za produkt. Nie widze w tym nic nadzwyczajnego. Jezeli prowadzisz DBA w USA, to wlasciwie ma to jakis sens, ze produkujesz tekst jako produkt i jestes za to oplacany (czyli sprzedajesz produkt). Nie widze w tym nic niemoralnego.
.
Koncerny prasowe są jednymi z najbardziej bezwględnymi pracodawcami.
Nie widze zwiazku pomiedzy tym stwierdzeniem a slowem „samozatrudnienie”, ktorego uzyles. Co wiecej, widze ogromna sprzecznosc. Jesli ktos jest „samozatrudniony”, to jest swoim wlasnym pracodawca. Jest niezalezny. Co wiecej, jest to wolny wybor osoby samozatrudnionej, aby byc niezaleznym. Nikt s.p. Kalabinskiego nie zmuszal, zeby wyjechal za ocean i tam sam siebie zatrudnil. Koncern prasowy nie jest pracodawca osoby samozatrudnionej.
.
stosunek pana z niewolnikiem
Glownym motywem bycia samozatrudnionym jest bycie swoim wlasnym panem. Po to, a nie po co innego, ludzie prowadza wlasna dzialanosc, aby nie miec szefa. Przeczytaj sobie ksiazke Stolza. On to pisze bardzo jasno. To samo mowil na wykladzie, na ktorym bylem. Sprawa jest absolutnie jasna: prowadzac wlasna firme nie podlegasz nikomu i nie jestes niczyim niewolnikiem.
.
Pracownik jest narzędziem a nie człowiekiem.
W tym momencie wszedles na swojego ulubionego konika i juz nie dyskutujesz sprawy Kalabinskiego, tylko wylewasz swoje zale na ogolne stosunki pracownik – pracodawca. Moge zrozumiec, ze tak myslisz, ale to nie ma zwiazku z tematem.
4 lipca 2008, o godzinie 01:28
Krotko mowiac, drodzy dyskutanci, tragiczna sprawa J.Kalabinskiego byc moze pokazuje, ze prowadzac swoja wlasna dzialalnosc, na swoja wlasna reke, trzeba planowac i zachowywac sie odpowiedzialnie. Trzeba wiedziec, co jest potrzebne, i znac przepisy. Trzeba sie ubezpieczyc od choroby, a takze od pozaru i powodzi. Samochod musi byc ubezpieczony. Prowadzenie bez ubezpieczenia jest przestepstwem. Dom musi byc ubezpieczony. Bez ubezpieczenia domu nie dostaniesz pozyczki z banku. Wiem, bo takowa bralem. Jesli J.K. mial dom (tak wydaje sie wynikac z artykulu) to musial go ubezpieczyc. Wiec jakim cudem nie wpadl na pomysl, zeby miec ubezpieczenie zdrowotne?
.
Leszku, przykro mi to powiedziec, ale opluwanie GW w tej sprawie bez chocby pobieznej znajomosci szczegolow jest nieodpowiedzialne. Historia, tak jak zostala opisana, wskazuje na czyjas nieodpowiedzialnosc. Reakcja Heleny Luczywo, ktora chciala sprowadzic do Polski chorego czlowieka (Twoim zdaniem samozatrudnionego, wiec formalnie niezaleznego od GW) wcale nie jest skandaliczna. Przeciwnie, jest calkiem prawidlowa. Trzeba by duzo wiecej wiedziec, zeby moc wydawac jakies dalej idace sady w tej sprawie. Mam nadzieje, ze juz zaczynasz dostrzegac, ze Ty operujesz frazesami typu „pracownik jest narzędziem a nie człowiekiem”. Natomiast naprawde chodzilo o konkretne decyzje w konkretnej sytuacji, w ktorej J.Kalabinski byc moze popelnil techniczny blad w prowadzeniu swojego wlasnego interesu. Ubezpieczenie to jest ABC biznesu i w ogole zycia w Ameryce. Nieposiadanie ubezpieczenia w USA to nie jest zaden dowod na zly charakter Michnika. To nie Michnik powinien ubezpieczyc Kalabinskiego. Osoba samozatrudniona jest odpowiedzialna za swoje wlasne dzialania, w tym takze za ubezpieczenie.
4 lipca 2008, o godzinie 04:36
Pozwole sobie kontynuowac. Jakim cudem i dlaczego JK nie byl ubezpieczony? Przeciez mial rodzine. Trudno sobie wyobrazic, zeby ani on, ani rodzina nigdy nie byli u lekarza albo dentysty. Moge Panstwu zaswiadczyc, ze pytanie o ubezpieczenie jest drugim pytaniem, jakie zadaje sekretarka, zaraz po pytaniu o nazwisko. Bez ubezpieczenia wizyty lekarskie sa kosztowne. Ubezpieczenie po prostu oszczedza koszta. Trudno sobie wyobrazic, zeby ktos mieszkajac tutaj tego nie wiedzial i zeby swiadomie podwyzsal koszt opieki zdrowotnej.
.
Krotko mowiac, dla mnie, ktory tu mieszkam i bez przerwy mam do czynienia z ubezpieczeniem czy to samochodu, czy to mieszkania, czy tez zdrowotnym, to wyglada po prostu nieslychanie tajemniczo. Jakim cudem niezle zarabiajacy czlowiek nie mial ubezpieczenia? Przeciez nawet bedac pracownikiem Agory, nie byl jej niewolnikiem. (Tylko w wyobrazni Leszka pracownicy sa niewolnikami. Leszek lubi taka emocjonalna retoryke, ale w rzeczywistosci nie ma ani niewoli ani przymusu.)
.
Ta historia sie po prostu nie trzyma kupy.
4 lipca 2008, o godzinie 04:48
A jeszcze slowo wyjasnienia, jak dziala tutejszy system ubezpieczeniowy. Otoz tutaj nie ma odpowiednika polskiego ZUSu. Ubezpieczenie nie jest obowiazkowe, chociaz sa pracodawcy, ktorzy go wymagaja. Kazdy za ubezpieczenie placi sam, ale pracownicy duzych firm, agencji rzadowych, albo uczelni maja ulatwione zadanie, poniewaz firmy ubezpieczeniowe negocjuja z pracodawcami jeden duzy kontrakt. Duzy pracodawca ma kilka takich kontraktow z roznymi firmami ubezpieczeniowymi, i pracownik moze sobie wybrac jeden z kilku kontraktow. Przykladowo, mozna sobie zobaczyc, jak to wyglada na moim uniwersytecie: wchodzimy na strone http://www.rochester.edu, nastepnie „Working at the University” (po lewej u dolu), a tam w srodkowej kolumnie druga linia mowi „Benefits program”. I tam wszystko jest dokladnie napisane. Poza tym, wraz z materialami o zatrudnieniu dostaje sie to na pismie. Nic nie jest ukryte, wrecz przeciwnie. Natomiast jest jedna zasada: nic sie nie dzieje automatycznie. Trzeba sobie wybrac, zaznaczyc krzyzykiem, i zlozyc podpis. Bez tego nic.
.
Natomiast male firemki oraz osoby samozatrudnione musza sobie wybrac kontrakt rozmawiajac bezposrednio z firma ubezpieczeniowa. Taka duza i tradycyjna firma jest Blue Cross Blue Shield. Jest powszechnie znana i latwa ja znalezc. Sa takze inne. Jest wybor. Jak mozna tego nie wiedziec? Mozna przeciez zapytac w trakcie pierwszej wizyty u dowolnego lekarza. Sekretarka wytlumaczy.
.
Krotko mowiac, takie rzeczy wie tutaj kazdy. Jakim cudem JK nie mial ubezpieczenia?
4 lipca 2008, o godzinie 04:57
Zwracam tez uwage, ze temat ubezpieczenia jest centralny w tej historii. To dlatego Luczywo miala JK wyrzucic, ze on nie mial ubezpieczenia. Wiec ja sie nie czepiam nieznaczacego szczegolu. To jest zasadnicza sprawa: Agora rzekomo podle odmowila pomocy czlowiekowi w potrzebie. Otoz ja twierdze, ze znajac tutejsze realia, ta opowiesc wyglada tak nieprawdopodobnie, ze az niewiarygodnie. Jest niewiarygodne, ze czlowiek mieszkajacy tutaj, majacy dom i rodzine i samochod, zarabiajacy jakie-takie pieniadze, postawil sam w sytuacji, w jakiej znajduja sie nedzarze. Ja wiem, ze 40 milionow ludzi tutaj nie ma ubezpieczenia, ale to sa ludzie ponizej „progu ubostwa”. Byloby bardzo dziwne, gdyby korespondent GW tak malo zarabial. A gdyby tak bylo, to dlaczego u licha sie na to godzil? (Tylko prosze mi nie opowiadac, ze Michnik i Luczywo wymusili to na nim pistoletem.)
4 lipca 2008, o godzinie 09:55
paszła won 2
4 lipca 2008, o godzinie 10:08
narcuiarzu
podsumowując
.
GW zwolniła Kalabińskiego nie „mimo tego że był chory”, ale „dlatego że był chory”. Je***ego UBola trzymali zaś żeby biedulka nie palną sobie w łeb i miał na chlebuś. Ot i moralność KPPowców z GW. Jestem ciekaw czy i ile akcji posiada Maleszka – Adasia kolezka.
.
pzdr
Bernard
4 lipca 2008, o godzinie 11:34
Podzielam opinie Narciarza,
powiem więcej – sama tak pracuje.
Należę do grona tzw. free journalistów od wielu lat, od czasów kiedy w Polsce na taki system decydowały sie nieliczne osoby.
I moja głowa była w tym, by być ubezpieczonym.
Czasem była to cząstka etatu gdzieś tam, czasem redakcja, która plajtowała, co mnie oduczyło wiązać się z prywatnymi wydawcami z polskim kapitałem.
Samozatrudnienie było mało korzystne od strony finansowej, lepszym wyjściem była etatowa praca w niepełnym wymiarze czasowym. I takie rozwiązania preferowałam.
Z redakcji z którymi współpracuję na stale – mam zlecenia na określone artykuły. Bywa, że dostaję zlecenie na analizy, raporty i inne materiały analityczno-badawcze, zaproszenia do uczestnictwa w konferencjach międzynarodowych, gdzie otrzymuję honoraria za wygłoszony (i napisany) referat.
Wypracowałam sobie mniej więcej równy pułap tych dochodów.
Pilnuję, by od tych wpływów były odprowadzane podatki dla polskiego fiskusa, finansami zarządza mi osobisty doradca bankowy, wszelkie przepływy środków finansowych reguluje bank, o ubezpieczenie już nie martwię, obecnie mam rentę o mężu i wszelkie ubezpieczenia. W tym też europejskie, zdrowotne. Z tych ćwiartek etatów zrezygnowałam.
Przyznam się, ze bardziej cieszy mnie obecnie to, że ktoś zabiega o artykuł na określony temat, niż ta codzienna redakcyjna bieganina.
Moje redakcje są daleko poza moim miejscem zamieszkania.
Mam też możliwość kreowania tematów i sugerowania ich redakcjom. Jako dziennikarz branżowy, specjalizujący sie w szeroko pojętej polityce transportowej, mam więcej czasu na zdobywanie koniecznej mi wiedzy. I rzecz jważniejsza – niezależność sądów i opinii.
4 lipca 2008, o godzinie 11:48
Tragedią ancien regime, była „komunizacja” aktywności ludzkiej. Nadopiekuńcze państwo, które „załatwiało” za obywatela-pracownika wczasy, ubezpieczenie, dokształcanie, emerytury itp.
Potem taka niezbyt rozgarnięta bidula jak wylądowała za granicą – przeżywała szok.
Bo musiała sama martwić się o swój byt, nie tyle na dzisiaj ale na jutro. A tego biduli nikt nie nauczył. Bywało, ze ocknęła sie za późno.
Z red. Kalabińskim było zapewne tak, ze ocknięto się, gdy z powodu braku ubezpieczenia zabrakło pieniędzy na godziwe leczenie i opiekę paliatywną.
4 lipca 2008, o godzinie 14:13
Waldemarze Kuczyński, czemu przeszkadzała panu tak niewielka ilość moich postów? Bo jestem dla pana gównem.
Współczuję panu tak jak Michnikowi tej hiperrealnej pozy, która jest prawdziwsza niż prawda. Jest kultywacją czegoś czego nie można do końca urealnić. I jednoczesnym wprostproporcjonalnym wyparciem. Jesteście gotowi kopać coraz mocniej krzycząc „kupo gówna” coraz donioślej i jednocześnie coraz bardziej pozostawać w oczywistości przecieżnanibeńskości, a nawet mieć tą oczywistość tak głęboko w sercu, że nie potrzebować o tym przypominać. Wam trzeba ufać jak najgłębszej miłości i przyjaźni w jednym. Ponieważ jesteście w odróżnieniu od innych ludzi predystynowani. Do dobrej woli. Tak jak reszta do zwierzęcej.
Jeszcze raz powtórzę, ale wyrażniej: Nie ma w tym paradoksu, że im bardziej wścieklizna każe wam pluć z bliska w mordę, tym bardziej przeżywacie oczywistość swej różności od swego uczynku, swojego zniuansowania doprowadzonego do uświęcenia każdego chcenia. To nagość, która ulega po jakimś czasie odczarowaniu.
4 lipca 2008, o godzinie 17:08
# Bernard Says:
lipiec 4th, 2008 at 9:55 am
paszła won 2
#
Mój tatuś miał takie powiedzonko;
„Nie dał Pan Bóg świni rogów, aby nimi bodła!”
Pozdrawiam. Zdrowie jest ci bardzo potrzebne.
28 października 2008, o godzinie 01:10
Dlaczego Pana nie było na Konferencji IPNu w dniu 25.10.2008r. gdzie próbowano rozprawić się z Kosseckim?