Jestem z Układu


Piątek 31.03.2006 r. Sąd nad stanem wojennym.

W związku z postawieniem zarzutów generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu o wprowadzenia stanu wojennego postanowiłem przypomnieć tutaj fragmenty mojego artykuły z „Gazety Wyborczej” pod tytułem „Sąd nad mniejszym złem”: „IPN chce postawić przed sądem członków Rady Państwa PRL, którzy podpisali dekrety wprowadzające stan wojenny. To samo zamierza zrobić z gen. Wojciechem Jaruzelskim i z innymi członkami Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego -zapowiada Ewa Koj, prokurator z katowickiego IPN…. <

Argument prawny wysuwany przez IPN wobec członków Rady Państwa, którzy ogłosili dekret o wprowadzeniu stanu wojennego, jest groteskowy. Członkowie Rady Państwa mieli popełnić „zbrodnię komunistyczną” wskutek tego, że złamali komunistyczne prawo! Innymi słowy, gdyby do tego komunistycznego prawa się stosowali, to zbrodni by nie popełnili. Śmiechu byłoby to warte – gdyby tej karykatury nie zamierzano użyć do wszczęcia procesów politycznych, podyktowanych równie karykaturalnym pojmowaniem winy i odpowiedzialności za ostatnie kilkadziesiąt lat naszej historii. Czym była „Solidarność”? Była ruchem rewolucyjnym, narodowo-wyzwoleńczym, w którego logice mieściło się obalenie ówczesnego systemu, nawet jeśli przez długie miesiące tego nie deklarowano. Francuzi swoją rewolucję też zaczęli od poprawiania monarchii. „Solidarność” szła drogą swego rewolucyjnego przeznaczenia konsekwentnie – od fazy związkowej, przez samorządową, do fazy politycznej, która narastała szybko pod koniec 1981 r.„Solidarność” nie była rewolucją „samoograniczającą się”, lecz „samoograniczaną” – powstrzymywaną przez świadomą niebezpieczeństwa część działaczy i doradców z Lechem Wałęsą na czele. Ale u progu stanu wojennego ten hamulec niemal przestał działać. Staliśmy w obliczu decydującej konfrontacji rewolucji z ustrojem. Stan wojenny był uderzeniem wyprzedzającym tę konfrontację.

By rzetelnie ocenić jego wprowadzenie, i tych, co to zrobili, trzeba odpowiedzieć na pytanie: czy możemy odrzucić hipotezę, że ta konfrontacja byłaby konfrontacją nie tylko z ustrojem i jego krajowymi zarządcami, lecz także z imperium? Inaczej mówiąc, czy można odrzucić hipotezę, że, aby obalić ustrój, trzeba by najpierw – jak mówił Karol Modzelewski – „wygrać szybką wojnę manewrową ze Związkiem Radzieckim”. Oczywiście, taką wojnę musieliśmy przegrać.

Otóż żaden trzeźwo rozumujący sędzia tej hipotezy odrzucić nie może. A zatem nie może również odrzucić hipotezy, że stan wojenny był uprzedzeniem kontrataku imperium – wyborem mniejszego zła po to, by uniknąć zła większego. Historia dowodzi, że najgorszy los spotykał te prowincje imperiów, w których niepokoje tłumiły nie siły wewnętrzne, lecz armia suwerena.

Dlaczego nie można odrzucić hipotezy o nieuchronności inwazji Paktu Warszawskiego? Po pierwsze dlatego, że Polska była największą i najważniejszą prowincją imperium w Europie Środkowej. Przez Polskę biegła najkrótsza droga łącząca ZSSR z Armią Czerwoną w NRD – wschodnie Niemcy były zaś ryglem zamykającym jałtański układ na naszym kontynencie. Nie bez powodu za moment upadku komunizmu uważa się rozwalenie muru berlińskiego, a nie polski Okrągły Stół.

Po drugie, każda rewolta w prowincjach domeny sowieckiej, jeśli dochodziła do momentu uznanego na Kremlu za krytyczny, była tłumiona przez interwencje. Po trzecie, zaledwie rok wcześniej ZSSR połknął Afganistan, co świadczyło o tym, że ekipa Breżniewa nastawiona była – i to bardzo mocno – na zdobywanie, a nie na oddawanie. Kreml jeszcze nie zdążył poczuć, że Afganistan uwiązł mu kością w gardle. Po czwarte, Europa była psychologicznie rozbrojona. Każde zmarszczenie brwi przez Breżniewa wzmagało na Zachodzie okrzyk: „Lepiej być czerwonym niż martwym”. Polska zostałaby więc samotna.Pytam, czy w takim stanie rzeczy ekipa Breżniewa dopuściłaby do upadku systemu w Polsce z ryzykiem, graniczącym z pewnością, że bardzo szybko w ślad za tym zacznie się zawalać jej imperialne panowanie w Europie Środkowej? To, że na razie nie znaleziono dokumentu mówiącego czarno na białym, iż ZSSR zamierzał wkroczyć do Polski, niczego nie rozstrzyga. Najważniejsze decyzje w polityce bardzo często podejmuje się bez dokumentów.

Nie twierdzę – choć osobiście jestem tego pewien – że interwencja była nieuchronna. Twierdzę tylko, że w osądzaniu stanu wojennego (czym innym są przestępstwa popełnione podczas jego trwania, np. w kopalni Wujek) tej hipotezy nie wolno odrzucić, bo inaczej osądzanie musi zamienić się w lincz. Jeżeli zaś tej hipotezy nie wolno odrzucić, to musi być ona przyjęta na korzyść autorów stanu wojennego – i to nie jako okoliczność łagodząca, lecz okoliczność mogąca uzasadniać 13 grudnia. Jeżeli bowiem interwencja nie była pewna, ale nie była też wykluczona, to równie dobrze gen. Jaruzelski i WRON mogą być przestępcami narodowymi, którzy uratowali komunizm w Polsce na dziewięć lat, jak i dobroczyńcami, którzy uratowali naród od rozjechania go sowieckim walcem.

Jeśli Temida w osądzaniu stanu wojennego będzie miała oczy szczelnie zasłonięte, to albo bezradnie rozłoży ręce, albo będzie musiała uniewinnić oskarżonych, uwzględniając wszelkie wątpliwości na ich korzyść.

Najlepiej byłoby, gdyby jedynym sędzią decyzji o stanie wojennym – a także o tym, czym była PRL – została historia. To na pewno będzie bardzo długi proces, bez jednoznacznego wyroku”.

(Gazeta Wyborcza maj 2005 r.)

16 komentarzy to “Piątek 31.03.2006 r. Sąd nad stanem wojennym.”

  1. Roman napisał(a):

    Króciutko (przepraszam, pilna praca):
    Janusz Radziwił też ratował ojczyznę. To po pierwsze.
    A po drugie: Alfonsa Capone skazano za przestępstwa podatkowe – skoro nie dało się inaczej…

  2. kataryna napisał(a):

    „Argument prawny wysuwany przez IPN wobec członków Rady Państwa, którzy ogłosili dekret o wprowadzeniu stanu wojennego, jest groteskowy. Członkowie Rady Państwa mieli popełnić „zbrodnię komunistyczną” wskutek tego, że złamali komunistyczne prawo! Innymi słowy, gdyby do tego komunistycznego prawa się stosowali, to zbrodni by nie popełnili. Śmiechu byłoby to warte…”

    Z całym szacunkiem ale śmiechu jest warta jest ta argumentacja. Definicja „zbrodni komunistycznej” tak właśnie rozumianej („Zbrodniami komunistycznymi, w rozumieniu ustawy, są czyny popełnione przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego w okresie od dnia 17 września 1939 r. do dnia 31 grudnia 1989 r., polegające na stosowaniu represji lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności bądź w związku z ich stosowaniem, stanowiące przestępstwa według polskiej ustawy karnej obowiązującej w czasie ich popełnienia.”) zawarta jest w ustawie, którą zresztą zaproponował rząd, którego Pan był doradcą. Może Pan tego nie wiedzieć lub nie pamiętać ale przed komentowaniem działania prokuratora IPNu dobrze byłoby sprawdzić jak się sprawy mają i czy rzeczywiście jest się z czego śmiać.

  3. rosomak napisał(a):

    Jeżeli już wyrażamy uczucia, jakie budzą komenmtarze, to muszę powiedzieć, że Pani argumentacja jest godna pożałowania. Na ławie oskarżonych stawia się decyzję, co do której są dziesiątki argumentów i faktów wskazujących, że być może uratowała tysiące i tysiące ludzkich istnień, że tego nie można wykluczyć, że to trzeba uwaględnić, a Pani mi tu przytacza konstrukcję prawną, która nie ma żadnego zastosowania do działań w sytuacjach najwyższej konieczności, a wtedy taka była.
    Okulickiego, Pełczyńskiego, Bora otacza się glorią, chociaż ostrzegani z kraju i z Londynu, że nie ma szans, że żadnej pomocy Zachodu nie będzie posłali młodzież warszawską z gołymi rekami (10 % uzbrojonych jako tako powstańców) na śmierć (żeby zabić jednego Niemca zginąć musiało 12 powstańców i 130 cywili), a człowieka, który prawdopodobnie ocalił kraj od kolejnego wielkiego dramatu nie można choćby zostawić w spokoju? Gdzie tu sens?
    I jeszcze jedno dla porządku w roku 1992 nie byłem doradca żadnego rządu.

  4. tow. Mauser napisał(a):

    Dziwię się, że nie był Pan doradcą rządu w 1982 roku skoro Jaruzelski to dla Pana taki bohater. Nie chciał mu Pan pomóc w tym zbożnym dziele ratowania Ojczyzny?
    Ma Pan rację, dowódcy AK to zaplute karły reakcji i wojenni podżegacze idący na pasku Londynu a za to tow. Jaruzelski wraz z bohaterską Armią Czerwoną i jej bratnim LWP ratował przez 45 lat Polskę przed przelewem krwi.
    Tylko znów czegoś nie rozumiem – po co właściwie wypisał się Pan z PZPR? Nie lepiej było wspólnie pracować dla dobra Ludowej Ojczyzny?
    Późniejsza Pańska decyzja o udziale w rządzie Mazowieckiego i Kiszczaka jest już dla mnie zgodna z Pańską polityczną logiką.

  5. rosomak napisał(a):

    Szanowny Towarzyszu Mauser, Pan mi przypisuje intencje i określenia, ktorych nigdy nie miałem. Bawi sie Pan po prostu w insynuacje i prostacki sarkazm. Niczego Pan nie rozumie z z najnowszej historii Polski. Jedyną uciechą dla Pana jest żeby komuś kto mysli inaczej niż Pan nabluzgać. Niech Pan ma tę chwilę frajdy. Nie będę z Panem polemizował. Nie ma to sensu.
    Waldemar Kuczyński

  6. kataryna napisał(a):

    Szanowny Panie Waldemarze,

    „Na ławie oskarżonych stawia się decyzję, co do której są dziesiątki argumentów i faktów wskazujących, że być może uratowała tysiące i tysiące ludzkich istnień, że tego nie można wykluczyć, że to trzeba uwaględnić, a Pani mi tu przytacza konstrukcję prawną, która nie ma żadnego zastosowania do działań w sytuacjach najwyższej konieczności, a wtedy taka była.”

    Nie wiem czy i ile tysięcy istnień uratowała, im szerzej otwierają się archiwa tym bardziej wątpliwe stają się odwieczne argumenty chwalców stanu wojennego. Poza tym jeśli sprawa jest tak oczywista i argumentów tysiące to zostaną one przedstawione w procesie i generał zostanie uniewinniony. Nie ma żadnego powodu, żeby go wyłączać spod prawa. To czy działał w stanie najwyższej konieczności ustali sąd – tak się robi w demokratycznym państwie. Jesteśmy to winni ofiarom stanu wojennego. Inna sprawa czy nawet działanie w najwyższej konieczności usprawiedliwia strzelanie do górników i te ponad 100 ofiar stanu wojennego. Wątpię.

    „Okulickiego, Pełczyńskiego, Bora otacza się glorią, chociaż ostrzegani z kraju i z Londynu, że nie ma szans, że żadnej pomocy Zachodu nie będzie posłali młodzież warszawską z gołymi rekami (10 % uzbrojonych jako tako powstańców) na śmierć (żeby zabić jednego Niemca zginąć musiało 12 powstańców i 130 cywili), a człowieka, który prawdopodobnie ocalił kraj od kolejnego wielkiego dramatu nie można choćby zostawić w spokoju? Gdzie tu sens?”

    Proszę nie porównywać polskich patriotów z agentem Wolskim. Nie ma żadnego porównania między tymi dwiema sytuacjami.

    „I jeszcze jedno dla porządku w roku 1992 nie byłem doradca żadnego rządu.”

    Toteż nigdzie nie napisałam, że Pan był. Chodziło mi o rząd Buzka, bo to on skierował do sejmu ustawę o IPN, na mocy której teraz Jaruzelski ma kłopoty.

  7. kataryna napisał(a):

    I jeszcze jedno. Sam Jaruzelski się nad sobą nie użala, przeciwnie, wydaje się dość pewny swego:

    „Może to zabrzmi dziwnie, ale przyjąłem to, co się stało kilka dni temu, z goryczą i z pewną satysfakcją. Dano mi możliwość, by przed sądem – wierzę, że niezawisłym – ujawnić całą prawdę, która będzie chyba przykra i gorzka dla wielu osób.”

    Taki to „honor” generała. Dopiero przed sądem zamierza „ujawnić prawdę” choć przez 25 lat miał mnóstwo okazji. Ciekawe też dla kogo ma być przykra i gorzka. Może Pan zna odpowiedź na to pytanie?

  8. Roman napisał(a):

    Nasi „wielcy” w ogóle słyną z refleksu!
    Adamowi Michnikowi trzeba było aż pół roku, by dojść do wniosku, że Rywin próbował go przekupić.
    Leon Kieres dowiedział się, że ksiądz Hejmo był kapusiem akurat wtedy, kiedy Polacy zaczęli mówić jako tako wspólnym językiem, po śmierci Jana Pawła Drugiego.
    Nic nie mówię, ale tak sobie myślę, że kto wie czy różowe srebro to rzeczywiście tylko wymysł pewnego architekta?…

  9. rosomak napisał(a):

    Szanowna Kataryno,
    pozostajemy przy swoim. Będzie Pani miała ostatnie słowo w tej strzelanianie, bo powiem tyle, że jako czterolatek miałem szczęście być 250 kilometrów od woli owych patriotycznych generałów. Ale tysiące innych czterolatków i młodszych nie miało tego szczęścia, choć pewno chciało żyć. Tak, jak i ich rodzice, tym bardziej, że koniec wojny był tuż, tuż. Boże chroń Ojczyznę od takiego patriotyzmu i od robienia z niego ikony do modłów i naśladowań. To już pobluźnię i powiem, że wolę Wielopolskiego i…”Wolskiego”, obaj zarządzili konieczną łapankę, niestety Wielopolskiemu się nie udało. Szaleńcy wywołali powstanie i kraj zapłacił straszliwą cenę. „Poszli chłopcy w bój bez broni”.

    Panie Romanie, te postępki Michnika i Kieresa to przecież „układ”, Pan akurat powinien od razu to rozszyfrować. Podobno nawet Mars popadł w niełaskę u Kaczyńskich, bo czerwony i z układu.
    Pozdrawiam Państwa.
    Waldemar Kuczyński

  10. bandol napisał(a):

    „Argument prawny wysuwany przez IPN wobec członków Rady Państwa, którzy ogłosili dekret o wprowadzeniu stanu wojennego, jest groteskowy. Członkowie Rady Państwa mieli popełnić „zbrodnię komunistyczną” wskutek tego, że złamali komunistyczne prawo! Innymi słowy, gdyby do tego komunistycznego prawa się stosowali, to zbrodni by nie popełnili.”

    Idąc tym tokiem myślenia:
    gdyby jakiś członek Rady Państwa miał taką fantazję i zamiast wsadzać Rosomaka do internatu strzelił do niego z nagana to złamałby w sposób oczywisty komunistyczne prawo,prawda?I według Rosomaka nie mógłby być dzisiaj sądzony za zbrodnię komunistyczną.No bo cóż to za zbrodnia komunistyczna polegająca na łamaniu komunistycznych paragrafów?
    Oj zdurniał nam Rosomak do reszty.Jaki jeszcze sofizmat wymyśli na obronę „człowieka honoru”

  11. Bernard Oleszek napisał(a):

    Uderz w stół.

    Ostatnio TW Wolski straszy i grozi palcem – hej uważajcie, bo sam nie będę tonął:
    >>Gen. Wojciech Jaruzelski, któremu Instytut Pamięci Narodowej postawił w piątek dwa zarzuty związane z wprowadzeniem w 1981 r. w Polsce stanu wojennego, powiedział, że przed sądem będzie miał możliwość, ujawnić „całą prawdę”, która – jego zdaniem – będzie „bardzo przykra i gorzka dla wielu osób”.

  12. rosomak napisał(a):

    Szanowny Panie Bandol,
    już drugi raz pozwala Pan sobie na argumenty ad personem, a mianowicie na uwagi o stanie mojego umysłu. Pozwolę więc sobie i ja zwrocić Panu uwagę, że jest Pan tu moim gościem, co jednak pewne formy wypowiedzi wyklucza.
    Nie bardzo rozumiem zapisu Pana Bernarda. Co oznacza ten tytuł „Uderz w stół”. Czyżby Pan twierdził, że Generał zagroził jakimiś ujawnieniami (myślę, że Pan źle odczytuje jego intencje, ale mniejsza o to), czyli uderzył w stół, a ja się odezwałem, jako te „nożyce”? Jeśli Pan tak by sądził, to nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć, ależ tak Pan ma rację, ja byłem tajnym członkiem WRON, delegowanym do niej przez CIA, w porozumieniu z Mossadem i za zgodą KGB. Raporty zaś składałem bezpośrednio Zbigowi Brzezińskiemu i Wałęsie siedzącemu w Arłamowie, za pomocą telepatii w której przeszkoliła mnie Al Kaida. Rzeczywiście to nie powinno wyjść na jaw, więc muszę pobronić Jaruzelskiego, bo inaczej mnie zasypie.
    Pozdrawiam
    Waldemar Kuczyński

  13. Bernard Oleszek napisał(a):

    Nigdy nie sugerowałem, że był Pan kryptoczłonkiem WRONy. Raczej chodzi mi o dalszą część wypowiedzi generała – że prawda ujawniona przez generała będzie “bardzo przykra i gorzka dla wielu osób”. Jest to ostrzeżenie – zaatakuję autorytety, ujawnię tajne negocjacje itd. Obrona generała może być więc odbierana jako obrona owych autorytetów ich pozycji (niekoniecznie swojej własnej).
    I nie chodzi tu o Al-Kaidę, choć CIA bym nie wykluczał. Ciekaw jestem, co generał ma do powiedzenia. Nie znaczy, że we wszystko jestem gotów uwierzyć, ale jeżeli przed wprowadzeniem stanu wojennego generał kontaktował się z niektórymi członkami władz Solidarności, lub Kościoła w tej właśnie sprawie – to mogłoby rzucić nowe swiatło.
    Mój post był dłuższy, lecz z jakichś dziwnych powodów został obcięty (może podczas kopiowania?), stąd może nieporozumienie.

    pozdrawiam
    Bernard

  14. Roman napisał(a):

    Panie Waldemarze!
    Czy każe mi Pan uwierzyć, że Towarzysze oddawszy władzę w 1989 r. nagle wyanieleli? I że nagle zaniechali kontaktów między sobą? Że na przykład mój kolega ze studiów został prezesem PKN Orlen, bo akurat przechodził w pobliżu?

    Mars…
    Argument – proszę wybaczyć – niegodny Pana; wPiSuje się w retorykę właśnie Jarosława Kaczyńskiego i Przemysława Gosiewskiego. Ale też zachwyconego swoimi filipikami Niesiołowskiego (nad czym szczególnie ubolewam).
    A Michnik? Niechże jego właśnie historia osądzi. Niech osądzi go zarówno za uratowaną „czerwoną głowę milicjanta z Otwocka”, kiedy był tym, który mówił do tłumu: „to ja jestem tą siłą antysocjalistyczną”. I za to, że sprzeniewierzył się tamtej publicznej deklaracji.
    Za to że wyciągnął poduszkę spod głowy niemogącej skonać PZPR i za to, że pisał książki w więzieniu, kiedy innym opozycjonistom pozwalano pobiegać sobie po ścieżce zdrowia. Niech go sądzi historia.

    Ale za to, że nazwał Jaruzelskiego i Kiszczaka ludźmi honoru – Pan wybaczy, ale za to ja osądziłem Michnika sam. Rezygnując z czytania jego gazety.

    A co do Kieresa…
    Idealnie pasującą do polityki cytatą jest „Po owocach ich poznacie je”. Jeśli zrobił to co zrobił przypadkiem, to niech Pan Bóg wybaczy temu, kto postawił Kieresa na czele IPN. Tak jak wybaczył pewnie Zygmuntowi Staremu, gdy ten mianował bodajże marszałkiem człowieka, który, zdaniem Stańczyka, nie odróżniał komara od muchy.
    Jeśli nie przypadkiem, to niech nie wybaczy.

  15. rosomak napisał(a):

    Panie Romanie, po kolei.
    Ci, którzy w roku 1989 oddawali władzę nigdy nie byli diabłami, w każdym razie nie dla mnie. Kiedy 13 grudnia nad ranem w więzieniu dowiedzialem się, że stan wojenny wprowadził Jaruzelski, odetchnąłem tak, jakbym odzyskał życie, bo wiedzialem, że mnie nie rozwalą (i niech Pan mi nie wykłuwa tu przypadkiem oczu „Wujkiem”, który był tragicznym wypadkiem przy pracy). Nie musieli więc anieleć. Dlaczego mieli zaniechać kontaktów między sobą? I, czy tylko oni wybierali Prezesów z pośród znajomych? A Ci z drugiej strony byli inni? Ich prezesi byli lepsi? Postkomuniści mają takie same prawa w Polsce, jak inni. Ja mam zupełnie inny pogląd na samą PRL niż zapewne Pan.
    Dowcip o Marsie jest bardzo fajny, a fakt, że nagle pojawiła się na powrót polityczna satyra i dowcip, jako zjawisko społeczne, jest oskarżeniem Kaczyńskich, bo dowcip pojawia się wtedy kiedy od strony władz zaczyna emanować zagrożenie i jest formą obrony przez śmiech. W tym początek IV RP przypomina późny PRL.
    Stoję przy Adamie Michniku, przy wszystkich jego przywarach i potknięciach, bo żadnych strasznych błędów nie widzę. Wolę z nim przegrać niż z napastującymi go wygrać. On się przed historią obroni, ale legion jego rozwścieczonych krytyków na pewno nie. Panie Romanie wtedy kiedy Michnik pisał książkę w więzieniu, czyli za Jaruzelskiego ścieżek zdrowia już nie było, jako zarządzonej odgórnie metody załatwiania opozycjonistów. To po pierwsze, po drugie, ja też napisałem w internacie książkę („Obóz”) i też ją wywiozłem z niego. I wiele relacji z obozów internowania powstało w obozach internowania. Takie to były straszliwe kazamaty za Jaruzelskiego. Oczywiście to nie wyklucza poczynań jakichś sadystów nienawidzących „Solidaności”, ale generalnie internaty to były więzienia o bardzo, bardzo rozluźnionym rygorze. I to z polecenia odgórnego. Mnie powiedzenie Michnika o Kiszczaku, jako człowieku honoru nie oburza, On, jak i Jaruzelski, są o wiele bliżsi tego określenia niż określeń takich, jak sługusy Moskwy, zdrajcy itd. Tak, ja mam do nich szacunek, za rok 1989, ale w pewnym sensie też za lata 1980 – 1981.

    Gdy chodzi o profesora Kieresa to nie wiem czym się Panu tak naraził. No, ale może teraz kiedy mamy na czele Kurtykę będzie Pan wreszcie usatysfakcjonowany. Dla mnie, też powiem herezję, IPN to jest miejsce innego niż za PRL fałszowania historii 45 -lecia. Oczywiście nie przez wszystkich historyków, ale jest tam spory legion, często trzydziesto, czy trzydziestoparoletnich smarkaczy, którzy z PRL nic nie rozumieją, bo jej nie powąchali, bo cała ona dla nich tkwi w papierach bezpieki. I piszą opasłe woluminy, często koszmarnie nudne intelektualnie, nawalone szczegółami, bez próby zrozuniemia, za to z ogromną chęcią do piętnowania i etykietowania. Piszę to, jako człowiek, który PRL nienawidził i który nie był wobec niej w opozycji „kieszeniowej” (polegająćej na pokazywaniu komunistom figi w kieszeni) i ja muszę teraz Polski Ludowej bronić przed antykomunistami dni dzisiejszych. Im PRL odleglejsza w czasie, tym oni bardziej zaciekli, jakby czerpali inspirację ze znanej tezy Stalina, że im bardziej zbudowany socjalizm, tym zacieklejsza walka klasowa.
    Pozdrawiam
    Waldemar Kuczyński

  16. Roman napisał(a):

    Ci, którzy „oddali” władze w ’89…
    Cóż! Żyliśmy w innych Polskach.

    Nie raz zadawałem sobie pytanie, czy gdyby to Hitler wygrał, a nie Stalin, czy wówczas, po latach, gdyby obyczaje siłą rzeczy złagodniały, czy volksdojcze – stateczni już politycy, byliby również ludźmi honoru? A ich naturalni bądź polityczni synowie? Czy oni byliby nowoczesną, europejską nazisocjal-demokracją?
    Ale to takie dywagacje wychowanego na Sienkiewiczu idealisty.

    Dowcip o Marsie jest bardzo fajny…
    Jest! Ale jak każdy dowcip, fajny jest tylko, gdy oderwany od kontekstu. Dowcipy nawet o jąkałach są przeurocze, ale nie wówczas, kiedy krytykuje się na przykład Adama Michnika.

    W istocie! Wiele nas różni. Ja wolałbym zgubić z na przykład z Ziemkiewiczem niż znaleźć z Michnikiem (pewnie gdy RAZ przegra, a szanse są duże – vide proces Jurczyka – dołączę się do zrzutki na grzywnę) Wolałbym przegrać, stojąc obok „tego błazna” Korwina, niż wygrać, opowiadając się za sędzią Hofmańskim i jego urażonych kolegach.

    Czy może Pan przysiąc na najdroższą Panu osobę lub na jej pamięć, że Łysiak łże?
    A ów nie jest księciem z mojej bajki – takie to czasy, że trzeba się w ten sposób zaklinać… Tym bardziej, że ma Pan wielką łatwość umieszczania ludzi w szufladkach: ”
    -Nie jest za Michnikiem? Znaczy się prawicowy oszołom!

    Nie wiem, o jakich latach latach twórczości Michnika Pan pisze. Bo mój dobry znajomy, szef „Solidarności” z zakładu, w którym pracowałem, gdy się przeszedł w internacie po ścieżce zdrowia, to już nie wrócił do siebie.

    Różni nas Panie Wldemarze także charakter pamięci. Ja choć byłem młody i kochałem w PRLu, nie zapomnę nigdy!
    I choć Kaczyńskich zwyczajnie – jako socjalistów – nie lubię, to mając do wyboru Kwaśniewskiego i Kaczyńskiego wybiorę to mniejsze (wcale nie dowcip) zło.

    Kieres – Kurtyka…
    Czy na prawdę szufladkowanie ludzi sprawia Panu taką przyjemność?
    Kieres – postać dość żałosna. Spuśćmy zasłonę milczenia.
    Choć nie mogę pozbyć się myśli, że ten nieszczęsny kibic Wisły Kraków jednak żyłby może dzisiaj, gdyby nie pewien diabełek, który wyskoczył z pudełka. Ale to już moja paranoja. Przecież pewien znakomity autorytet wyraźnie napiętnował spiskową teorję dziejów.
    Korelacje między faktami i zjawiskami też?

Skomentuj