Środa 19 kwiecień 2006 r. Przywalił mi „czerwony Egon”
Udzieliłem wywiadu lewicowemu tygodnikowi „Przegląd”. Zresztą nie pierwszy raz. I oto wśród internetowych komentarzy pod wywiadem ze mną znalazłem taką smakowitą wypowiedź „Egona”:
Waldemar K. będąc członkiem komisji MKS w Gdańsku oraz ekspertem Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” musiał wiedzieć, skąd szły pieniądze na tzw. opozycję i jakie cele przyświecały „zbawcom i przynosicielom wolności” z Zachodu.Wczoraj, tzn. w niedzielę wielkanocną, satelitarny ntv nadał dokumentację z licznymi wywiadami na temat m.in. wspierania przez CIA polskiej opozycji, podano kanały, jakimi forsa i maszyny (np. drukarskie) szły przez fikcyjne i istniejące naprawdę firmy francuskie i niemieckie do naszego kraju.Władze „Solidarności” o tym wiedziały i szły na tą współpracę za wymierne dla siebie korzyści. „To śmieszne! O tym, że w jakichś miasteczkach istnieją tzw. układy, każdy wie. I każdy je znajdzie w każdym kraju świata, najbardziej cywilizowanym. Ponieważ powstawanie takich układów w jakimś sensie należy do natury życia.” No tak! Układy wytworzone w ciągu czterdziestu lat budowania socjalizmu w Polsce Waldemar K. zwalczał jednak sprzedając się obcym państwom, które w zamian „za pomoc” przejęły banki i fabryki, które następnie likwidowano „uwalniając” zatrudnionych w nich ludzi do pracy za psi grosz na Zachodzie. Bezczelność i arogancja Waldemara K. nie znają granic.Mając tak olbrzymie pole działania i będąc w rządzie nie zrobił nic sensownego dla dobra ludzi w naszej ojczyźnie, a teraz przefarbowując się po raz kolejny udaje, że nie wie o co chodzi i dziwi się, że Kaczyńscy doszli do władzy. I wymądrza się bawiąc w Pytię prowincjonalną.Tyle co on, to ludzie wiedzą od dawna. Nie mają tylko możliwości z tego wyjść, bo tacy jak Waldemar K. a to są u władzy, a to chcą ponownie do niej dojść.
Bardzo mnie ubawił ten komentarz rodaka niemogącego strawić wolnej ojczyzny i wyraźnie tęskniącego do Polski pozostającej w „braterskim uścisku”, czasami, aż stalowym, Kraju Przodującego Socjalizmu.
W oczy rzuca się zdumiewające podobieństwo argumentów, z tymi, które pochodzą od moich twardych przeciwników z prawicy. Według jednych przyczyniłem się do zdewastowania Polski, rozkradzenia jej i wyprzedania za bezcen w sojuszu z SB (której napewno byłem agentem) i KGB, a według drugich zrobiłem dokładnie to samo manipulowany, a może wręcz w sojuszu z CIA. I jedni i drudzy natomiast są zgodni z sobą, że Polska Rzeczpospolita Ludowa była krajem prosperującym, prawie mlekiem i miodem płynącym, pękającym w szwach od majątku narodowego, doskonałych fabryk i wielu, wielu miliardów, może i biliona, dolarów, które my – ci z CIA i SB – pozwoliliśmy wyprowadzić z kraju dzięki stałemu kursowi walutowemu w roku 1990. Wedle tych z prawicy tą kwitnącą PRL stworzył zniewolony, prześladowany naród, wbrew narzuconemu mu sowieckiemu systemowi gospodarczemu i wbrew swym komunistycznym gnębicielom. Według tych z lewicy stworzyła ją zgodna praca narodu, w ramach przodującego ustroju gospodarki planowej, pod kierownictwam Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, siły przewodniej w drodze ku lepszemu socjalistycznemu jutru, tak podle przekreślonemu przez wrogów.
Przy okazji chcę coś nie tyle sprostować, co ulżyć komentatorowi. Jakiś czas temu redaktor Pilawski z „Trybuny”, powołując się na mnie napisał, że jest mu przykro, że wyrzucono mnie z PZPR. Zobaczyłem ten komentarz w internecie. Czasu minęło sporo więc przykrość redaktorowi też chyba minęła. Na wszelki wypadek informuję go, i innych, że nie było mi przykro, kiedy po posiedzeniu „sądu partyjnego”, czyli Warszawskiej Komisji Kontroli Partyjnej (był czerwiec 1966 roku, rany, zaraz 40 lecie) zakomunikowano mi, że zostałem wyrzucony i mam oddać czerwoną legitymację. Poczułem wtedy ogromną ulgę i radość, że się im nie dałem, że jestem wolny. A kiedy wszedłem nieco później (Komisja sądziła w Pałacyku na Mokotowskiej, wyrzucano mnie i Antka Zambrowskiego, syna Romana, mojego kolegę, wtedy z Katedry Ekonomii Politycznej Socjalizmu, i zresztą nadal, mimo, że on twarda prawica) do kawiarni pracowników naukowych UW w Pałacu Kazimierzowskim, Jan Józef Lipski, powziąwszy wiadomość, żem już nie w PZPR powitał mnie słowami; „witamy w partii ludzi uczciwych”. Ale to wtedy zabrzmiało! Panie redaktorze za odczucie przykrości dziękuję, ale była zbędna.
19 kwietnia 2006, o godzinie 15:22
Panie Waldemarze!
Wiem, że to jest atrakcyjne:
– Atakują mnie z prawa, atakują mnie z lewa. Zatem mogę być dumny, bo lokują mnie w złotym środku.
Życie ma więcej wymiarów: ataki czy spory toczone z dwóch różnych wierzchołków trójkąta wyglądają zupełnie inaczej z trzeciego. I ten złoty środek wcale nie jest taki „środkowy”.
A co do ulgi: trochę szkoda, że nie zna Pan uczucia, jak to przyjemnie jest nie oddawać legitymacji.
19 kwietnia 2006, o godzinie 16:36
Panie Romanie!
Tak czytam i się nadziwić nie mogę. Zastanawiam się, czy to ze złej woli, czy może naprawdę niektórym dogodzić nie można? Oddał legitymację – źle. Nie oddałby – też pewnie źle by było, że dostał pewnie. Nie dostałby – jeszcze gorzej, pewnie kamuflowany przez SB. No ale przecież jest z Układu, to wszyscy wiedzą, że szpieg, malwersant i agent zaraz mu się pewnie udowodni, według zasady, którą IV Rzeczypospolita śmierdzi na kilometr – nie ma niewinnych, są tylko niedobrze przesłuchani.
O tempora, o mores.
19 kwietnia 2006, o godzinie 19:38
Cóż, Panie Bartoszu!
Pozostaje mi tylko ubolewać, że tak Pan zrozumiał moja wypowiedź.
Mam nadzieję, że jej adresat odebrał ją właściwie.
20 kwietnia 2006, o godzinie 00:00
Jakżesz biedni są ci herosi atakowani ze wszystkich stron przez Siły Zła.
Raz z lewa, raz z prawa.
Taki Bubel na ten przykład…
Jego to nawet bardziej atakują niż dzielnego Rosomaka. Musi mieć w takim razie jeszcze więcej racji w swoich politycznych wyborach.
Taka to logika…