Prawdziwszy człowiek wielkiego dzieła.
Nie czytałem książki Artura Domosławskiego „Kapuściński non-fiction”, podobnie jak wielu wypowiadających się na jej temat. Więc też się wypowiem, ale nie o książce, lecz wokół książki. Po pierwsze uważam Domosławskiego za autora, do którego rzetelności można mieć spore zaufanie. To nie jest ani byle kto, ani początkujący młokos, który dopiero ma dowieść co jest wart. Już sam ten fakt, każe mi traktować poważnie to co napisał zanim do tego zajrzałem.
Po drugie uważam, że każdy może zabrać się za pisanie biografii każdego nie pytając o zgodę ani tego kto ma być opisywany, ani jego rodziny. Każdy ma też prawo starać się ją wydać, biorąc na siebie wszelkie ryzyka, z procesami cywilnymi włącznie. Jest też czymś oczywistym, że znane postaci życia publicznego w którymkolwiek z jego przejawów są atrakcyjnym tematem dla biografów, bo lubią o nich czytać ludzie.
Po trzecie uważam za coś bardzo niedobrego wytwarzanie w debatach publicznych klimatu z pokojów cenzury, w postaci presji, by o tym czy o owym nie pisać, albo pisać tak, a nie inaczej. Kiedy rozgorzała dyskusja nad książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o Lechu Wałęsie napisałem w „Gazecie Wyborczej”, że: „Uważam, że wszystko co dotyczy publicznego wizerunku Lecha Wałęsy powinno być jawne i mnie publikacja IPN-owców nie przestrasza. Jeżeli jest rzetelna to dobrze. A jeśli nie jest rzetelna to największą krzywdę autorzy wyrządzą nie Wałęsie, lecz sobie samym” I to samo odnoszę do publikacji o Kapuścińskim. Dlatego nie podobają mi się pachnące cenzurą, tyle, że nie urzędową, a środowiskową, wyklinania książki Domosławskiego, jego samego oraz wydawnictwa, które musiało mieć – jak się okazuje – odwagę, by ją wydać.
Po czwarte i to, jak sądzę jest powód dla którego ja tę książkę prawdopodobnie kupię i przeczytam. Chodzi o stosunek Kapuścińskiego do Polski Ludowej i jej władz oraz służb specjalnych. Dla mnie ten wymiar jego biografii, sam z siebie nie jest jeszcze niczym dyskredytującym, ale oczywiście też niczym zasługującym na poklask. Jest za to najciekawszy. Tyle, że nie z motywów lustracyjnych. Od dawna uważam, że Polska Ludowa była państwem polskim, podległym Sowietom i niedającym obywatelom wolności, ale państwem polskim. Ustrój i usytuowanie tego państwa zostały nam narzucone z zewnątrz i ta sytuacja przymusowa musiała doprowadzić do rozdarcia narodu na szeroko pojętą obsługę państwa i resztę. Pierwsze lata po wyzwoleniu były czasem masowego rodzenie się „komunistów” w Polsce i niewiele minęło lat, gdy było ich kilka milionów. Jeśliby z jakiegoś powodu trzeba było ich więcej, to bez wątpienia naród wepchnięty w sytaucję przymusową, ale pozwalająca trwać i jakoś się rozwijać, by ich z siebie wyłonił. To było nieuchronne i dzięki temu rozdarciu, choć wiele się z niego narodziło też zła, nienawiści i zbrodni, mogliśmy względnie dobrze przetrwać ten czas, który z tamtej strony czasu wyglądał, jakby miał nie mieć końca. Zło leżące u podstaw PRL wsiąkało w ludzie życiorysy i je kaleczyło. Do czterdziestu pięciu lat PRL, manichejski schemat dzielący ludzi na sługusów czerwonego i patriotów zupełnie nie pasuje, jest superfałszem. Czas Polski Ludowej, w tym wymiarze o którym zdanie wcześniej, najrzadziej wytwarzał biografie anielskie z jednej strony, a diabelskie z drugiej, a najczęściej te wymieszane, hybrydowe, często strasznie trudne do oceny, ale często też bardzo ciekawe. Życie Ryszarda Kapuścińskiego jest wybitnym przykładem takiej biografii z epoki rozdarcia, opresji, ale także trwania i tworzenia. Pewno mógł mieć w sobie mniej zła, które pokazał Domosławski, wielkość go z niego nie powinna rozgrzeszać, ale pociechą jest niezłą. Człowiek teraz będzie prawdziwszy a dzieło pozostanie tak samo wielkie, jak było.
7 marca 2010, o godzinie 05:52
Ja słyszałem, że slimaki poza szczypcami mozna wywabić z opakowania z odpowiednimi przyśpiewkami. Podejrzewam, że nalezy to robić przed gotowaniem/smażeniem/duszeniem/patroszeniem/ćwiertowaniem/peklowaniem co zresztą jedt jednoznacznym dowodem na to, iż ślimaki w wyniku wyżej wymienionych czynnosci kuchennych tracą słuch.
7 marca 2010, o godzinie 06:10
„Pyta się młodszy Drobner starszego Drobnera
na czym się właściwie socjalizm opiera
A ten wzniósłszy ręce obie
powie: na mnie i na tobie”.
:
Bardzo mi się ten wierszyk podobuje. Bo wierszyk ten mi przypomina Starszego i Mlodszego Brata. Oraz ustrój przez nich od nowa wynajdywany niczym nowe wynalazki. Na przykład te Indoorowe na kolei PKP. Nie jestem tylko pewien, czy Indoor i jemu podobni wynalazcy z firmy PKP przypadkiem nie POPiSuja przed nami.
:::
Jak sie to wszystko ułozy w drogi słuchowe slimakow to jeden Indoor wie.
7 marca 2010, o godzinie 06:41
Indoor,
slimaki tez. To sos jest smaczny!
7 marca 2010, o godzinie 09:04
# Ewa-Joanna – 01:48
I mysle sobie tez, ze krytykanctwo to sie czesto u innych widzi wlasnego nie dostrzegając.
I rowniez mysle, ze samoprzyznanie sobie prawa do oceny i osądzania innych to zwyczajna megalomania.
#
Święte słowa! Jak ulał pasują do samej autorki!!! :D :D :D
Bardzo się ucieszyłam.
Ewa-J. się zamyśliła i taki piękny wniosek wysnuła :)
Jak się jej spodoba, to się znowu zamyśli…
7 marca 2010, o godzinie 09:13
Orteq! Ja bym nigdy swoją działalność w ramach PKP nie nazwałbym wynalaźczością. Nie lubie zresztą tego pojęcia, wynalazki to piją męty za kioskiem Ruchu. Ja tam opiekowałem się takim w miarę nowoczesnym systemem i swoje „osiagnięcia” maksymum bym okreslił jako „udane interwencje”.
Później owszem, miałem kilka projektów innowacyjnych, z tego ze trzy zostały wdrożone i pojawiły się jako produkt, zresztą jeden uzyskał złoty medal na targach w Poznaniu, oczywiście fuksem, co polegał na tym, że bardzo podobnym, swoim najnowszym produktem startował Światowy Koncern który jako sponsor targów miał zapewniony złoty medal, a nasze rozwiązanie w sposób rzucający się w oczy był lepszy, bardziej dojrzały, bardziejkompleksowy, bardziej uniwersalny i bardziej zaawansowany technologicznie więc nasz po prostu nie mógł nie dostać. Medal został przyklejony za pomocą taśmy dwustronie klejącej do takich małych drzwi plastykowych, co na tamtej ekspozycji słuzył jako eksponat i nie mozna było go już odkleić.
Interesuję się troszkę takimi sprawami jak podatność na wytworzenie lub wdrożenie rozwiązań innowacyjnych, nawet miałem kiedyś taki wykład na polibudzie na wydziale innowacji albo jakoś tak, pod tytułem „Moje wynalazki czyli jak to zrobić, żeby się narobić i nic nie zarobić”
7 marca 2010, o godzinie 10:18
Ondoor,
kurczę, to ja teraz wiem dlaczego Ruscy zatrudniają u siebie polskich inżynierów na szefów swoich fabryk!
Czytam właśnie relację ze spędu u Putina na spowiedź powszechną kolejarzy z górnej półki, a tam oryginalny Polak – Jerzy Konewski.
Tak widnieje w angielski języcznym stenogramie ze spotkania, jaki mi putinowscy podesłali, a tak w rosyjskojęzycznym – sam się przedstawia – Меня зовут Ежи Коневски, я директор Подшипникового завода в Твери.
Budowana fabryka łożysk kulkowych (produkt markowy, jak zapewnia dyr. Koniewski), których odbiorcą będą przede wszystkim Koleje Rosyjskie, produkcję rozpoczyna w marcu przyszłego roku, oficjalnie na rynek na początku lipca 2011 r.
Jednocześnie buduje się drogi i linie kolejowe dojazdowe do fabryki.
Fabryka zajmuje obszar 85,5 tys. metrów, zatrudnia 45 ludzi docelowo będzie zatrudniać aż …150 ludzi. Pełna automatyka. Poza tym zatrudnienie, jak mówił dyr. Koniewski ma zależeć od zamówień na rynku.
Fabryczni operatorzy szkolą się obecnie we Włoszech , w innych krajach UE – fabryczni inżynierowie.
Miło się czyta takie informacje.
7 marca 2010, o godzinie 10:40
Dokument jest w języku angielskim na stronie http://government.ru/eng/docs/9544/ jest rzeczywiście ciekawy w swojej wymowie. W moim przypadku nie mozna specjalnie mówić o jakimś sukcesie polskich inzynierów, bo ja oficjalnie wystepowałem jako bezrobotny wegierski muzyk zatrudniony w charakterze montera działkowego (taki brygadzista) bez prawa do BLOMBOWNICY, zaś moim zadaniem było uruchomic/naprawić to co polscy inzynierowie zrobili nieco byle jak. Trochę się udało, ale na koniec zaliczyłem KLĘSKĘ, co polegało na tym, że już na zakończenie chciałem zoptymalizować prędkości wagonów co system im zadaje wypuszczając te wagony w drogę licząc na to, iż wyhmują same zanim dotrą do końca składu. Nie bardzo się bowiem SYSTEMOWI to udawało. Targałem w tym celu własny PC z domu codziennie rano, pisałem jakieś programy analizujące wyduki, jakiś sprzet robiłem co w czasie rzeczywistym analizuje ruch tych nieszczęsnych wagonów. A w żąden sposób nie udało mi się te prędkości optymalizowac. Dlaczego, to rozumiałem kiedyś opalając się na dachu nastawni, to znaczy dokonując obserwację wzrokową rozrządu. W pewnym momencie taki wagon, którego NASTAWNICZY dla żartu pozostawił stojącego w hamulcu (żeby nastepna zmiana nie nudziła się od poczatku) bez żądnej przyczyny ruszył w drogę (więc prędkość poczatkową miał ZERO) żeby nastepnie rozpędzać się na tym swoim torze a na końcu toru jak walnąłw ten skład nieszczesny toylko wióry z niego pozostały. Okazało się, że górka zamiast górką jest dolinką. Mozna sobie zoptymalizować do us.ej śmierci.
7 marca 2010, o godzinie 10:45
Jasnaanielko,
a moze przykladzik?
Ja tez chce sie ucieszyc!
7 marca 2010, o godzinie 10:48
Zjazd KC PiS w obiektywie GW:
http://wyborcza.pl/51,752.....6.html?i=0
Jest wszystko co dawniej przetrenowano w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – od gestu leninowskiego Przywódcy (foto 1), poważny tłum delegatów (foto 6), po partyjną CEPLIA w strojach góralskich (foto 8 i foto 13), wielkich socjalistów klasy robotniczej (foto 9) po – ciotki rewolucji (foto 10).
U delegatów głębokie przekonanie, że Polska jest światowym mocarstwem klasy mas pracujących (foto.12), które cierpią przez rządu krwiopijców liberałów i na urlop do Egiptu nie latają.
7 marca 2010, o godzinie 10:56
Dla przypomnienia:
gest Wielkiego Wodza rewolucji (w Rosji):
http://1.bp.blogspot.com/.....201921.jpg
ten przynajmniej się uśmiechał sympatycznie.
7 marca 2010, o godzinie 10:58
Wyżej – to była autentyczna fotografia Lenina.
Teraz – polska parafraza chyba jednego z najbardziej popularnych obrazów z wizerunkiem Lenina, jaką znalazłam w grafikach googli pod hasłem …Lenin.
http://c.wrzuta.pl/wi1409.....ski%20%3Ad
7 marca 2010, o godzinie 11:14
Jeśli to prawda o czym europoseł PiS wypisuje o Radosławie Sikorskim (wiecowanie z Młodymi Demokratami zamiast obecność na szczycie szefów dyplomacji UE)
http://wiadomosci.onet.pl.....,item.html
To ja zadaje to samo, co robi Sikorski jeszcze w rzędzie Donalda Tuska?!
Czy ktokolwiek tego faceta rozlicza z etatowej roboty, za którą, jako podatnik muszę płacić?
7 marca 2010, o godzinie 12:46
Ewo_J. Przykładzik? Proszę bardzo!
Wystarczy cofnąć się do twoich pierwszych występów w niniejszym blogu i wszystko będzie jasne, jak jasnaanielka.
Nie jestem tylko pewna, czy się ucieszysz, bo każdy ma własne powody do radości.
Ponieważ ja z tego blogu nie wyszłam, więc chyba zachowałam prawo do wygłaszania tu od czasu do czasu własnych opinii?
Jak myślisz?
11 marca 2010, o godzinie 18:31
głos zwykły
„UD i UW była partią grupującą intelektualistów …”
.
Byłby to fenomen w skali świata. Nawet we Francji nie ma ich tylu by mogła powstać „partia grupującą intelektualistów”. Są natomiast grupy, koterie, salony, stoliki w kawiarniach, polityczne wyrocznie, arbitrzy elegancji etc.
„…. do których niewątpliwie należą lub należały takie osoby jak T. Mazowiecki, gospodarz tego blogu (obaj zanurzeni mentalnie w PRL-u), Leszek Balcerowicz (polityczny antytalent), Marek Edelman (zasłużony kombatant przerobiony przez środowisko na świątka), Aleksander Smolar (intelektualista nie rozumiejący polityki), Jan Kułakowski (nie znał Polski), Bronisław Geremek (niezły historyk, miał kwalifikacje na szefa dyplomacji), Marian Filar (prawnik liberalny) Władysław Bartoszewski (nie był członkiem UW, więzień salonu), Józefa Hennelowa (nudna felietonistka) Krzysztof Kozłowski (dobry dziennikarz, naiwny polityk), Michała Boniego (zdolny urzędnik, żaden polityk) Jerzego Osiatyńskiego (ekonomista minoderyjny), Tadeusza Syryjczyka (dobrze prowadził obrady I Zjazdu Solidarności w 1981 r.), Mirosława Czecha (ni pies ni wydra), Jacka Kuronia (geniusz opozycji, żaden polityk ), Bogdana Klicha (jeden ze słabszych ministrów u Tuska), Bronisława Komorowskiego (to taki Czuma w nieco lepszym wydaniu), Barbarę Labudę (to chyba żart), Piotra Nowinę Konopkę (klasa komentatora w tygodniku), Andrzeja Celińskiego (zbyt sfrustrowany jak na swe ambicje, komunizować zaczął nie wtedy co trzeba), Zofię Kuratowską (działaczka na rzecz krzewienia kultury świeckiej), Marka Balickiego (rozłożył kilka szpitali w Warszawie, w tym przy ul. Kasprzaka, więc zna się na rzeczy), Olgę Krzyżanowską (w czasie wojny była harcerką).
.
Przez przeoczenie zapomniałeś o niejakim Donaldzie Tusku, który był członkiem UW, ale miał więcej politycznego sprytu od tych wszystkich szacownych postaci, które z tak wielkim trudem wymieniłeś. :)