Spór o Wawel
czwartek, 15 kwietnia 2010W sporze o pochowanie prezydenta Kaczyńskiego i jego Żony na Wawelu mam trzy uwagi na trzech płaszczyznach; co czuję, co uważam i jak to oceniam. (więcej…)
W sporze o pochowanie prezydenta Kaczyńskiego i jego Żony na Wawelu mam trzy uwagi na trzech płaszczyznach; co czuję, co uważam i jak to oceniam. (więcej…)
Żałobie powinno towarzyszyć raczej milczenie, bądź oszczędność, a nie nadmiar słów. Chciałem więc, żeby tak się stało pod poprzednim wpisem, ale potrzeba kopania się jest dla części uczestników bloga silniejsza od potrzeby pomilczenia. Zauważyłem też, czytając niektóre wypowiedzi (pousuwałem je zgodnie z uprzedzeniem), że zaczyna się sięgać nawet po te potrzaskane w Smoleńsku zwłoki, jak po pociski. (więcej…)
NIE MA SŁÓW.
W środowej „Rzeczpospolitej” Jan Rulewski, senator Platformy Obywatelskiej, zareagował na mój artykuł w „Rzepie” – „Generał Jaruzelski nie przyniesie Polsce wstydu”. Nie będę tutaj z nim polemizował merytorycznie, być może zrobię to na łamach „Rzeczpospolitej”. Ograniczę się do sprostowania kłamstw, których się dopuścił mam nadzieję, że nieświadomie. (więcej…)
To co się wyprawiało wokół generała Jaruzelskiego w tygodniach i dniach poprzedzających Wielkanoc tegoroczną, podsunęło mi taką oto – jak w tytule wpisu – diabelską modyfikację bożego przykazanie, której uległo wielu werbalnie głęboko wierzących.
Odcinając sią grubą kreską od tej diabelskości, życzę;
WSZYSTKIM BYWALCOM BLOGA MIŁYCH, PEŁNYCH MIŁOŚCI BLIŹNIEGO ŚWIĄT WIELKIEJNOCY
GOSPODARZ.
Szanowni Bywalcy,
nie mam zupełnie czasu na blogowanie i nie wiem, jak długo to potrwa. Nie chcę bloga zamykać, bo widzę, że trochę osób ciągle dobrze się na nim czuje, a być może i ja do tego wrócę.
Ponieważ jest już sporo postów otwieram nowy zeszycik i przepraszam za absencję, mam nadzieje że czasową.
Kilka dni temu po raz pierwszy od listopada pojechaliśmy do nas na wieś. W ciągu tych kilku miesięcy gminy przy drogach lokalnych, którymi jedziemy powycinały sporo wielkich topoli mocno zaatakowanych przez jemioły. Wycięli także pięknie usytuowaną topolę przy podjeździe na wzgórze, widoczną z daleka i bardzo okazałą, ale też zaatakowaną. Od tej topoli do naszego zakątka nad rzeką było 11 km i 100 metrów. Pozostał pień o dużej średnicy. Drzewa bardziej szlachetne, lipy i akacje stoja i za jakiś czas utworzą bardzo malownicze, zielone tunele naddrożne.
Droga leśna, jakieś 400 metrów, miejscami z ogromnymi koleinami – prowadzi do kilku gospodarstw – tak, że bałem się ugrzęznąć, bo nie wiem, kto by nas z tej głuszy wyciągał. Wjazd na naszą siedzibę niemożliwy przez górę jeszcze niestopniałego, zlodowaciałego śniegu, pozostałość po odśnieżaniu drogi. Przy dróżce dojazdowej do domu dużo kretowin, do tej pory kreciki wolały sąsiadów, ale oni je traktowali dość surowo, więc wyniosły się do nas, czując dusze bardziej wrażliwe na wszelkie życie i słusznie. To u nas rodzinna tradycja, córka Dorota mieszkająca przy lesie wyłapuje jesienią myszy szukające u niej azylu w piwnicy do klatek pułapek i wypuszcza skąd przyszły. Będzie nam musiała podsunąć humanitarny sposób wyperswadowania krecikom nadmiernej aktywności.
W domu wszystko w porządku, piękny zapach drewna, tylko zimno jak cholera. Przy schodach kupa śniegu spadłego z dachu, a druga przy pięknym bzie i tu złamany jeden konar, ale nie do końca więc może go uratujemy. Przy dróżce od domu do rzeki pod lipą ogromna liczba szyszek, ślad, że na tej lipie wiewiórki, a jest ich stadko – objadają nam wielkie leszczyny, których mamy z dziesięć – urządziły sobie stołówkę. Rzeka wysoka, bardzo szybki nurt, woda 3 metry od furtki, łąka na drugim brzegu, gdzie biwakują kajakarze zalana. Zalana też przepiękna leśna droga spacerowa wzdłuż naszego brzegu, co roku rzeka ją nieco zmienia.
Mieszkająca na Pomorzu siostra Haliny, Urszula – bohaterka filmów Marcela Łozińskiego powiedziała, że przyleciały już żurawie, których i u nas jest kilka stad w różnych miejscach i od wiosny do jesieni słyszymy ich klangor. Pewno też już są, ale ich nie słyszeliśmy, byliśmy krótko, jakieś dwie godziny. Powrót z niewielką przygodą, bo samochód po przekręceniu kluczyka pozostał martwy, jakby cały prąd z niego uciekł. I nagle wygoda czterokółkowa zmienia się w wielki kłopot. Na szczęście wykryłem szybko, że przy podskakiwaniu na koleinach obluzował się i odłączył kabel od akumulatora. Kłopot znowu zamienił się w komfort i wróciliśmy do Warszawy. Na wieczorną porcję polityki.
Nie czytałem książki Artura Domosławskiego „Kapuściński non-fiction”, podobnie jak wielu wypowiadających się na jej temat. Więc też się wypowiem, ale nie o książce, lecz wokół książki. Po pierwsze uważam Domosławskiego za autora, do którego rzetelności można mieć spore zaufanie. To nie jest ani byle kto, ani początkujący młokos, który dopiero ma dowieść co jest wart. Już sam ten fakt, każe mi traktować poważnie to co napisał zanim do tego zajrzałem. (więcej…)
Szanowni Państwo, otwieram nowe pole i nie mam nic do dodania od siebie. Więc kto pierwszy ten poda treść i ton.
Dodam może tylko, że w poniedziałkowej „Gazecie” będzie obszerny wywiad jaki ze mną przeprowadziły Panie Dominika Wielowieyska i Agata Nowakowska o przełomie gospodarczym 1989/1990, a w drugim numerze miesięcznika „Bank”, który powinien lada moment być w sprzedaży znajdzie się o wiele bardziej rozwinięta moja opowieść o tym okresie, którą już tutaj anonsowałem. Trochę reklamy nie zawadzi.
Prezes Kaczyński po długim okresie chowania się po kątach, by nie przeszkadzać wizażystom w przedwyborczym ocieplaniu wizerunku brata dał wywiad Newsweekowi. Trzeba mu bardzo za to podziękować, bić mocno brawo zachęcając do dalszych podobnych i częstych występów. (więcej…)