Z wielkim żalem i zaskoczeniem przyjąłem wiadomość o śmierci Anny Radziwiłł. Nie wiedziałem, że choruje. Poznałem ją w roku 1997 kiedy z egzemplarzem przedwojennej księgi „Dziecięciolecie Polski Niepodległej 1918-1928” biegałem po Warszawie kompletując zespół redaktorów do księgi „Dziesięciolecie Polski Niepodległej 1989-1999”. Mieli oni przygotować ostateczną koncepcję poszczegolnych działów Księgi, zaproponować autorów tekstów, namówić ich na przystąpienie do przedsięwzięcia i pokierować pracą nad działem, aż do wydania Księgi.
Wśród dwudziestu siedmiu redaktorów znalazła się Pani minister Anna Radziwiłł, dla przygotowania działu Edukacja. Zajmuje on 30 stron dużego formatu i składa się z 17 tekstów napisanych przez 14 autorów. Panią minister zapamiętałem jako osobę o mowie powolnej, dobitnej i superprecyzyjnej, o myśli nowoczesnej i zasadach pięknych, niestety z nieodłącznym marnym papierosem w lufce, jej zabójcą. Napisano o niej „Pierwsza Nauczycielka Trzeciej Rzeczpospolitej”. Przyłączam się do tego określenia, bo edukację pojmowała, jako chowanie młodzieży nie tylko dla niej samej, ale także dla dobrych losów Rzeczpospolitej. Słysząc co mówi nie można było wątpić, że kocha i młodzież i tą Naszą Znowu Niepodległą. Przypuszczam jednak, że ze swoim trochę ironicznym uśmiechem żachnęłaby się słysząc takie miano o sobie. Nie przepadała za patosem, także patriotycznym, choć miała patriotyzm we krwi. Kiedyś o jakimś programie nauczania, czy podręczniku wyraziła się przy mnie, że „to sam martyrol”.
Pani Anna od razu zrozumiała sens naszego przedsięwzięcia i dołączyła do niego nie ukrywając wzruszenia, że będziemy robili coś nawiązujące do naszych dziadów sprzed 70 lat. Obok nowoczesności i nawet pewnej lewicowości miała wielkie wyczucie znaczenia tradycji i ciągłości pokoleń. Różnych przejść doświadczyłem z niektórymi redaktorami podczas trwającej prawie trzy lata pracy nad Księgą. Z Panią minister nie miałem żadnego problemu. Teksty spływały terminowo, merytorycznie przez nią ocenione i przepracowane w razie potrzeby z autorami.
Po wydaniu Księgi w roku 2001 nasze kontakty osłabły, ale kilka razy zadzwoniła do mnie komentując moje artykuły, zwykle dobrze, a za artykuł „Nasze wirusy antygospodarcze” opublikowany w połowie 2002 roku w „Gazecie Wyborczej” dostałem bukiecik komplementów, który do dziś brzmi mi w uszach.
Pani Anno żegnam Panią!