Jestem z Układu

Piątek 5.05.2006 r. Wybór szefa PiS

piątek, 5 maja 2006

 Przy okazji utworzenia koalicji PiS, Samoobrona, LPR pojawił się znów argument, że tę koalicję to naprawdę nie utworzył PiS, ba, nic tak szefów tej partii nie brzydziło, jak zawieranie porozumienia z Lepperem i Giertychem. Ale niestety koalicję utworzyła Platforma Obywatelska, żeby PiS pogrążyć, a Polskę ośmieszyć. Taki sens miała wypowiedź Lecha Kaczyńskiego przy wręczaniu nominacji i to samo powtarzają inni działacze PiS. To jest nieprawda, to jest kombinacja opluwania przeciwnika z tchórzliwą asekuracją, z odsuwaniem od siebie odpowiedzialności za to co ta koalicja przyniesie złego. To jest nawet przeczucie, że ona zło przyniesie, i że dla nadziei zrealizowania obsesji czołówki PiS świadomie ryzyko zaistnienia zła podjęto. Bo dla lidera PiS i jego „układu” treścią Polski, która dla nich jest ważna ma być tylko CBA, ustawa lustracyjna, likwidacja WSI i parę Komisji Śledczych. Resztę mają w nosie, a najbardziej państwo solidarne, bo główny resort do jego realizowania bez skrupułów oddali Samoobronie.  

Jarosław Kaczyński miał wszelkie możliwości, by do tego nie dopuścić. Mógł nawet doprowadzić do rozwiązania sejmu, ale tego nie chciał. Ta koalicja to jego wybór, jego odpowiedzialność i mam nadzieję, że to będzie jego ostateczna klęska, że ten zły demon polityki zniknie ze sceny.   

     

Czwartek 4 maj 2006 r. O Prezydencie trochę cieplej.

czwartek, 4 maja 2006

Znalazłem w internecie propozycję hasła bojowego koalicji PiS i Samoobrony. Brzmi następująco: „Spieprzaj dziadu, bo w papę – Koalicjanci”.

Dalej będzie bardziej trochę bardziej ugodowo. Uważam ciągle, że Lech Kaczyński źle pełni rolę Prezydenta. Robi bowiem wszystko, by wyglądało, jakby był nawet nie prezydentem PiS, ale właściwie tylko prezydentem swojego brata. Ja, przez to, nie mogę go uznać za „mojego prezydenta”, bo ilekroć go słyszę, słyszę Jarosława, którego uważam za złego ducha polskiej polityki i nie ma żadnych śladów, żeby coś się zmieniało. Ale może jakaś refleksja u Lecha powstaje, że skończy źle, jeśli pozostanie bezwolnym cieniem brata. W wystąpieniu trzeciego maja pojawiły się akcenty być może zapowiadające coś nowego i pozytywnego. Lech, jak słusznie zauważył Stasiński w „Gazecie” nie użył określenia IV RP i to już nie pierwszy raz. Przyznał, że Trzecia Rzeczpospolita miała sukcesy i powiedział, że naprawę państwa nie muszą robić tylko konserwatyści lecz wszyscy, którzy chcą jego naprawy. I potraktował te słowa, jako zaproszenie.

Nie robię sobie po tym zbyt wielkich nadziei, ale chciałbym, żeby można sobie je zrobić, bo nie należę do entuzjastów politycznej bijatyki, chyba, że trzeba, jak narazie. Zawsze rozróżniałem między obu braćmi uważając Lecha za rozważniejszego Kaczyńskiego. Byłem nawet jedną z osób w bliskim otoczeniu premiera Jerzego Buzka, która go zaproponowała na miejsce Hanny Suchockiej. I myślę, bez megalomanii, że to miało wpływ na decyzję premiera. Do tej pory uważałem, że to był jeden z moich błędów jako doradcy, bo zapomniałem na chwilę, że stoi za nim brat, pierwszy polityk chaosu w Rzeczpospolitej. Byłbym naprawdę zadowolony gdyby się okazało, że aż takiego błędu nie popełniłem.

    Dwa słowa o odznaczeniach. Ucieszyło mnie pośmiertne odznaczenie Alinki Pieńkowskiej, postaci bardzo ładnej i zasłużonej. Ucieszyło mnie też pośmiertne odznaczenie Lecha Bądkowskiego, człowieka bardzo mądrego, którego ważną rolę w czasie strajku sierpniowego dobrze pamiętam. Dużą radość dało mi odznaczenie Heni Krzywonos, w 1980 roku tramwajarki, która zatrzymała komunikację w Trójmieście. Pisałem o niej, jesteśmy dobrymi znajomymi, a dzień po zakończeniu strajku, który odbywał się w abstynencji mocno odreagowaliśmy stresy w jednej z restauracji gdańskich, przy brawach publiki. Alinko i Lechu, niech Pan „prowadzi Was na wody spokojne i dusze Wasze pokrzepia”. Heniu gratulacje.

Niedziela 30.04.06 Informator „Wolski”.

niedziela, 30 kwietnia 2006

Broniłem i będę bronił decyzji generała Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 roku, choć byłem wtedy jego przeciwnikiem, internowanym w pamiętną noc 13 grudnia. Uważam, jestem najgłębiej przekonany, że tą decyzją uratował wiele ludzkich istnień. Mam nadzieję, że niezawisły sąd uwolni go od zarzutów stawianych przez Panią Koj i innych prokuratorów po fachu i nie po fachu. Ile razy ich widzę, jak zapowiadają swoje działania, tyle razy widzę naprzeciw nich tłumy ludzi, którzy żyją, a być może od dawna próchnieliby w ziemi, gdyby socjalizm w Polsce w roku 1981 obroniły wojska Układu Warszawskiego, czego nie wolno odrzucić, a moim zdaniem co było, jak w banku, gdyby „jak niepodległości” nie obronił go Jaruzelski i wojsko polskie.    

Fakt, że generał Jaruzelski był zarejestrowany, jako informator Informacji Wojskowej nie ma żadnego wpływu na moją ocenę jego grudniowej decyzji.

Nie jestem obrońcą całego życiorysu Generała, ale inaczej niż wielu zapalczywych w antykomunizmie ludzi młodych, czy tym bardziej starych wiekiem „antykomunistów dni dzisiejszych” widzę historię Polski po drugiej wojnie światowej. Inaczej niż oni widzę dramatyzm wyborów ludzkich, to co było i nie było patriotyzmem, wreszcie nie tak prościutko oceniam samą Polskę Ludową, której – kiedy w niej żyłem –  nienawidziłem i do dziś czuję szczęście, że odeszła, tak duże, że pewno mimo woli wybielam czasy po roku 1989. Ale nie mogę zaakceptować prostackich, fałszujących schematów na przykład niektórych historyków IPN.   

Myślę, że Generał Jaruzelski się wobec historii obroni, w tym sensie, że zostanie postacią wywołującą i pozytywne i negatywne opinie, a nie tylko negatywne. Oczywiście, żałuję, że były Prezydent III RP sam nie ujawnił tego kawałka swego życia, które teraz wychodzi na jaw wraz z zapisem w rejestrze agentury. Może to najgorszy kawałek jego życia, a może bardziej prozaiczny, niż wielu ma nadzieję. Generał napisał kilka książek broniących swej decyzji z 1981 roku, czyli tego co wielkiej obrony nie wymaga, bo przynajmniej połowa narodu przyznaje mu rację. Szkoda, że nie napisał spowiedzi, właśnie spowiedzi, ze swego życia od chwili kiedy znalazł się w ZSRR i kiedy dostał od Sowietów broń do ręki. Jak widział wtedy świat, przyszłość kraju, jego dramaty, jak przeżył stalinizm, co myślał, czy nie wątpił, wiele możnaby powiedzieć. 

Dla mnie generał Jaruzelski jest postacią z dramatu, podobną, gdy chodzi o sytuację w jakiej działał, do margrabiego Wielopolskiego. Jaruzelskiemu branka się udała, wskutek tego wielu żyje, ale wielu go dziś wyklina i stawia się go przed sądem. Tamtemu się branka nie udała i kraj przeżył największą tragedię w XIX wieku, jaką było Powstanie Styczniowe. Oba dramaty, dokonany w XIX wieku i przerwany w XX były skutkiem starcia dwu ważnych racji narodowych; pragnienia by być wolnymi i niepodległymi i konieczności zachowania narodowej materii do właściwego czasu. Wielopolski go nie doczekał, Jaruzelski doczekał i nawet poważnie przyłożył rękę do tego, że zyskaliśmy wolność i niepodległość bez jednego skaleczenia.

Informator „Wolski” niczego w istocie tu nie zmienia.

   

Sobota 29.04.06 Śledztwo o kaczy kuper.

sobota, 29 kwietnia 2006

Wróciliśmy z nad Bałtyku. Spędziliśmy 5 dni w sanatorium „Bałtyk” w Kołobrzegu położonym na samej plaży z pokojami o pięknym widoku na morze. Reszta jutro, bo muszę odpocząć po 500 kilometrach za kółkiem.

  Odpocząłem, przejrzałem głosy na forum „Gazety” o znanej sprawie rencisty z Elbląga i kaczych kuprów. Znalazłem dwie wypowiedzi, które mnie rozśmieszyły. Oto one:

„Jak ktoś podniesie rękę na władzę solidarną, to mu tę rekę władza oddziobie”. (protoplex)

„Nie mówi się kaczka tylko kura inaczej” (zbychowiec).

  Ucieszyło mnie, że rzecznik prezydenta zasugerował, iż głowa państwa wolałaby zdjąć kupry z biurka pani prokurator Jolanty Rudzińskiej z prokuratury elbląskiej. To dobrze, bo to świadczy, że prezydent wykazał w tej sprawie zdrowy rozsądek. Ale to nie znaczy, że sprawy niema. Jest i nawet poważniejsza, niż byłaby gdyby to tylko Prezydent się obraził. W tym przedstawieniu, które rozpoczęła prokuratura i policja z Elbląga jest nić prawdziwie ponura. Ja rozumiem, że donos wymaga aby się nim zająć. Ale od razu, gdzie tam od razu, błyskawicznie z rewizją  i wzywaniem człowieka na przesłuchanie? Na Boga toż to styl z czasów PRL i to tych gorszych. I to w sprawie, która po obejrzeniu obrazka nadaje się, by donos odłożyć ad akta podziękować donosicielowi za czujność i tyle. Ponura jest gorliwość obu organów w tej akurat sprawie, ewidentne świadectwo, jak szybko i łatwo gną się szyje, kręgosłupy i kolana w prokuraturze i policji pod wpływem wiatru, który jak im się wydaje wieje z Pałacu Prezydenckiego i z pewnego mieszkania na warszawskiem Żoliborzu. O Kwaśniewskim wygadywano w Sieci niestworzone rzeczy i nie przypominam sobie, by prokuratura i policja zrobiła za to któremuś z internautów „kipisz” w chałupie i wlokła go na przesłuchania. Coś się stało, że teraz zareagowano podobnie, jak w tym powiedzeniu z czasów PRL – „jak baba w Garwolinie źle się wyraziła o rządzie to w całym województwie bezpiekę stawiano na nogi”. Coś się stało i za to coś układ u władzy od jesieni ponosi odpowiedzialność. Jest coraz więcej drastycznych świadectw, że jednym z ważnych budulców tzw. IV RP, tego chwasta, który zaczyna cuchnąć zanim wyrósł, staje się strach. Strach wzbudzany najpierw tam, gdzie zawsze się zaczyna u początków „ściągania cugli”, a mianowicie wśród administracji państwowej, czyli wśród kadry, która sama się bojąc, tym gorliwiej będzie rozsiewała strach wśród obywateli. Od dawna wiadomo, że najgorsze rzeczy mogą się dziać tylko dzięki porządnym obywatelom o sercach zajęczych, a giętkich szyjach i kolanach.

O roli strachu w rządzeniu państwem napisałem w życiu bardzo dużo przyglądając się PRL-owi i myślałem, że do tego tematu inaczej, jak do historycznego nie wrócę. Niestety myliłem się. „Jest się znów czegoś bać ze strony władzy” – tak możnaby ująć tę nową sytuację, tyle, że nie wiadomo czego i to jest sednem rzeczy. Bać się, ale nie wiadomo czego, i w skutek tego strach zaczyna sam krążyć po narodzie. Dyrektorka renomowanego liceum zakazująca dyskusji, która nabrała znów cech „nieprawomyślności”, spietrany właściciel czasopisma robiący istną, choć potajemną, nie w „Zachęcie”,  „instalację” z wycinaniem nożykiem do tapety strony w wydrukowanym nakładzie. Teraz zaś prokuratura i policja z pośpiechem i stanowczością godną wielu ślimaczących się spraw kryminalnych, robi nalot na rencistę w poszukiwaniu widokówki z kaczymi kuprami do całowania przez naród. I jak słychać uruchamia ekspertów od etnologii, czy czegoś tam. Ta sprawa z rencistą to powrót „szeptanki”, murowany, jeżeli dojdzie do procesu. Do procesu politycznego, to będzie proces polityczny i to całe dochodzenie jest dochodzeniem politycznym. To kolejna odsłona tego Czwartego Chwasta. Ona nawet pasuje, bo szefostwo PiS chce budować nowe państwo, więc pora i na przestępstwa „szczególnie niebezpieczne w okresie odbudowy państwa po zniszczeniach III RP”. A jak uczy dobre doświadczenie z poprzedniej odbudowy państwa nic tak nie jest dla tej odbudowy groźne, jak wredna propaganda. MKK (dla młodych wyjaśnienie: Mały Kodeks Karny z PRL, z którego szło się na 3 lata za wierszyk w sraczu) jeszcze dobrze się nie zakurzył.

Niedziela 23.04.2006 r. Gospodarz nad morzem.

sobota, 22 kwietnia 2006

Szanowni Goście,

Zostawiam to forum do końca miesiąca do Waszej dyspozycji. Wyjeżdżamy z żoną do Kołobrzegu odetchnąć morskim powietrzem po długiej zimie. Najprawdopodobniej nie będę mógł stamtąd Wam towarzyszyć. Z bywalcami nie ma problemu, bo ich wypowiedzi wchodzą na forum automatycznie. Gorzej z nowymi gośćmi, których głosy będą musiały poczekać do mojego powrotu na wprowadzenie do forum. To jest zabezpieczenie przed spamami i przed wypowiedziami łamiącymi netykietę. Ale proszę się nie zniechęcać, jesteście Państwo bardzo mile tutaj widziani. Więc piszcie i nie posądzajcie mnie o cenzurowanie jeśli swego głosu nie ujrzycie. Pojawi się po naszym powrocie. 

Pozdrawiam

Waldemar Kuczyński.

 

Sobota 22.04.2006 r. Śrubokręt dla Prezydenta.

sobota, 22 kwietnia 2006

Dla odprężenia od straszliwego stresu, który towarzyszy nam od kilku tygodni w oczekiwaniu na tak upragnioną przez naród koalicję Kaczyńskich z Lepperem i resztkami trochę luzu na weekend. Najpierw dwa autentyczne listy francuskich podatników do ich Urzędów Skarbowych:

Szanowny Panie,

mam przyjemność potwierdzić otrzymanie Waszego listu z 12 kwietnia br. w którym już po raz trzeci domagacie sie zwrotu pieniędzy, które jestem wam dłużny. Zapewniam Was, że zadłużenia nie kwestionuję i mam zamiar je spłacić tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Ale z drugiej strony chcę Pana poinformować, że mam także wielu inny wierzycieli, równie godnych szacunku, jak Wy, których także chcę zaspokoić. Dlatego też każdego miesiąca wkładam kartki z nazwiskami moich wierzycieli do kapelusza i wyciągam na chybi trafi tego, którego w danym miesiącu spłacę. Mam nadzieję, że wkrótce i Wy zostaniecie wylosowani. Tymczasem zaś proszę by zechciał Pan przyjąć wyrazy mego najgłębszego szacunku.

Podatnik

P.S: zważywszy, że Pana ostatni list zredagowany był w sposób mało kurtuazyjny, pragnę z przykrością powiadomić, że w najbliższym losowaniu Wasz Urząd nie będzie wzięty pod uwagę.

Szanowny Panie z Urzędu Skarbowego,

Moja paczka może Pana nieco zdziwić. Spieszę więc z kilkoma wyjaśnieniami. Załączam do niej fotokopię z artykułu w „Nouvel Observateur” zatytułowanego: „Prawdziwe wydatki państwa”. Jak Pan zauważy zapewne w czwartym paragrafie wyjaśnia się, że Pałac Prezydencki zwyczajowo płaci za taczkę 5200 franków, za podnóżek 2300 franków i młotek 500 franków od sztuki. Ponadto w bardzo interesującym artykule w „Canard Enchaine”, którego wiarygodność jest dobrze znana (także załączam kopię) znajdujemy informację, że deska klozetowa w nowej siedzibie Ministerstwa Finansów kosztowała 2750 franków za sztukę. Ponieważ w roku podatkowym, który minął mam do zapłacenia 13216 franków przesyłam Wam w paczce cztery nowe deski klozetowe i pięć młotków, co daje łącznie 13750 franków. Resztę wynoszącą 434 franków może Pan zatrzymać, jako rekompensatę za Pana cenne usługi, lub wykorzystać na zakup dodatkowego śrubokręta dla naszego Prezydenta Republiki (patrz artykuł: „Prawdziwe wydatki państwa”). Ponieważ było dla mnie prawdziwą przyjemnością zapłacić podatek tegoroczny, proszę by nie miał Pan na przyszłość wahań w nadesłaniu mi aktualnego cennika stosowanego przez dostawców dla państwa.

Pozostaję z najgłębszym uszanowaniem

Szczęśliwy podatnik.

A teraz dowcip, który dostałem dwa dni temu mailem:

W Warszawie na skrzyżowaniu wypadek. Z jednego auta wychodzi Tusk z drugiego Kaczyński: – To cud, że żyjemy – mówią. – Tak, to znak żebyśmy się wreszcie dogadali – mówi Kaczyński. Uczcijmy to. Wyciąga piersiówkę i podaje Tuskowi. Tusk bierze solidny łyk, a Kaczyński zakręca butelkę i chowa. – No a ty? – pyta Tusk. – Ja poczekam aż przyjedzie policja z alkomatem.

A na koniec Szanowni Goście sensacyjna wiadomość o Kuczyńskim Waldemarze, głęboko przez niego ukrywana, a odkryta przez czytelnika jego najnowszego artykułu w „Gazecie” – „Koalicja Zamętu”:

„Ciekawy jest sposób w jaki homoseksualne skłonności Kuczyńskiego (niespełniona miłość do Kwaśniewskiego) przekładają sie na głoszone poglądy polityczne. Kuczyński! Lepper też jest sexy (dawny-wuuj)”.

Panie dawny – wuuj ma Pan rację! Lepper jest nawet bardziej sexy, niż Kwas, dlatego go bardziej…. poważam.

Czwartek 20. 04.2006 r. On rozwali PiS.

czwartek, 20 kwietnia 2006

PiS ma w sobie  destrukcyjny element, który tę partię rozbije. Jest nim twórca partii, Jarosław Kaczyński. Nad tym politykiem wisi fatum destrukcji i zamętu. Nic tak dobrze nie oddaje istoty jego osobowości, jak ów dowcip o krzesłach zaczynających się kłócić gdy do pustej sali wchodzi J.K. Wszystkie jego polityczne inicjatywy od roku 1989 miały prawie identyczny przebieg. Najpierw odnosił sukces, nawet błyskotliwy. Wykreował koalicję „Solidarności” z ZLS i SD, która doprowadziła do rządu Mazowieckiego. Był bardzo ważnym promotorem prezydentury dla Lecha Wałęsy. Wykreował rząd Jana Olszewskiego. Jak tylko odniósł sukces zaczynała się druga faza, niszczenia tego sukcesu i sprowadzania siebie samego na margines polityki. I to samo powtarza się teraz. Bez Jarosława Kaczyńskiego nie byłoby zwycięstwa PiS i nie byłoby zwycięstwa jego brata. Ale teraz właśnie przez Jarosława Kaczyńskiego oba te sukcesy ulegają destrukcji i to lawinowej, sądząc po dwu ostatnich sondażach. Mnie to akurat nie martwi, bo w owych sukcesach partii i osób widzę złe rozdanie dla kraju. Gdyby jednak następnego dnia po zwycięskich wyborach w jakiś cudowny sposób zniknął on z polityki na dłuższy czas, to PiS byłby dziś w koalicji z PO, a Lech Kaczyński miałby wolne pole do pokazania własnej samodzielności i osobowości. Nie byłby tak szybko, tak lekceważony, jako cień brata. Moim zdaniem degradacja sondażowa PiS i obu braci Kaczyńskich będzie postępowała. Wraz z tym postępowała będzie ich frustracja, bardzo zły dla polityka towarzysz, oraz narastały będą ich krytyki w Partii. PiS już ma alternatywę na taki kryzys w postaci Kazimierza Marcinkiewicza. Jestem pewien, że ta alternatywa będzie nabierała na znaczeniu.

Środa 19 kwiecień 2006 r. Przywalił mi „czerwony Egon”

środa, 19 kwietnia 2006

Udzieliłem wywiadu lewicowemu tygodnikowi „Przegląd”. Zresztą nie pierwszy raz. I oto wśród internetowych komentarzy pod wywiadem ze mną znalazłem taką smakowitą wypowiedź „Egona”: (więcej…)

Wielki Piątek 14.04.2006 Spowiadam Się.

piątek, 14 kwietnia 2006

Wielki Piątek, najlepszy czas Wielkanocnej spowiedzi. Katolikiem jestem marnym, prawie nie praktykującym. Zaniedbuję nawet ten podstawowy obowiązek spowiedzi przy konfesjonale „raz około Wielkiejnocy”. Ten zwrot pamiętam jeszcze z czasów kiedy uczyłem się katechizmu do pierwszej komunii, rok był 1948. (więcej…)

Środa 12.04.2006 Dorośli do Samoobrony.

środa, 12 kwietnia 2006

W poniedziałek w TVN24 pani posłanka Genowefa Wiśniowska z Samoobrony, taką oto prawdę sformułowała (cytuję, bo od razu sobie zapisałem, ku wielkiej frajdzie):

„Nareszcie partia Prawo i Sprawiedliwość dorosła do Samoobrony”. (więcej…)