Jestem z Układu

Wtorek 11.04.2006 Czwarta, czyli gorsza.

środa, 12 kwietnia 2006

Szanowni Goście, czasami trzeba powtarzać to co się napisało, ale jeśli można nie powtarzać to lepiej. Pozwalam sobie więc umieścić tutaj rozmowę, jaką miałem we wtorek w znakomitym Radio PIN (102 FM): (więcej…)

Poniedziałek 10.04.2006 r. Wróżby ciąg dalszy.

poniedziałek, 10 kwietnia 2006

Nie uważam się za nieomylnego, gdzie tam, nieraz się myliłem. Ale scenariusz, który zawarłem w artykule „Detronizacja Jarosława K.” wydrukowanym w Gazecie 23 marca (jest tu w dziale Publicystyka), jak dotąd realizuje się idealnie. Więc pozwalam sobie przypomnieć jego jeszcze nie spełnioną część: (więcej…)

Piątek 7.04.2006 r. Wolność i kręgosłupy.

piątek, 7 kwietnia 2006

Pani sędzina Waś, prezes Sądu Okręgowego w Warszawie wydała zarządzenie, że VIP-ów należy wzywać przed sąd uprzejmie. W domyśle, szaraków tak, jak dotąd, czyli – należy rozumieć – nieuprzejmie. Zrobiła to w skutek skrzywienia się „pierwszego posła IV Rzeczpospolitej”, który dostał w lutym – jak pisze „Gazeta Wyborcza” zwykłe wezwanie w charakterze świadka. Pani sędzina od razu zrobiła stosowny dyg przed rzeczywistą władzą od jesieni. Takie „dygi” się ostatnio mnożą. (więcej…)

Środa 5.04.2006 r. Mydło i Zabłocki

środa, 5 kwietnia 2006

Porozumienie z Unicredito, wedle tego co o nim w tej chwili wiadomo wygląda na sukces bardziej niż pozorny, raczej pozór sukcesu, który był rządowi potrzebny, po to, aby uszanować bożka nacjonalizmu rodem z lat 30-tych. Obecna ekipa bije mu pokłony w ślad za odwróconą od dzisiejszych czasów częścią publiczności, niestety dość liczną. Tkwimy już twardo w tradycyjnych, narodowych buciorach z wiechciami. (więcej…)

Poniedziałek 3.04.2006 rok. Kłopoty z PRL.

poniedziałek, 3 kwietnia 2006

Od początku lat 60-tych byłem „na widelcu” bezpieki, właściwie całe moje dorosłe życie w PRL upłynęło przy jej prześladowczej obecności. Mam więc podstawy, żeby podzielać proste opinie o Polsce Ludowej, jako okupacji, o komunistach, jako sługusach Moskwy i zdrajcach i tak dalej. PRL nienawidziłem napewno głębiej niż „antykomuniści” dni dzisiejszych. Jej zniknięcie ciągle odczuwam, jako cud i ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę to obijanie się bez przerwy o tamten czas. Ale choć mam biograficzne powody do podzielania prościutkich opinii o tamtych czasach, to nie mogę ich przyjąć, bo mimo awersji do Polski Ludowej czuję ich głęboki fałsz. (więcej…)

Niedziela 2.04.2006 r. Rok po śmierci Papieża.

niedziela, 2 kwietnia 2006

Po zastanowieniu się i z wahaniem, które mi nie minęło postanowiłem w tę rocznicę podzielić się tutaj moimi zapisami z dziennika. Są chwilami bardzo osobiste, ale wydaje mi się, że tylko to ma wartość co wypływa z głębi, a nie jest powtarzaniem banałów. Oto te zapiski.

„Sobota 2 kwiecień 2005 r.

Leżę z solidną gorączką, kiedy o godzinie 22.00 zaczynają bić dzwony u Bernardynów. Wszystko jasne – Papież umarł. Wyskoczyłem z łóżka. Halina mówi „właśnie przed chwilą podała telewizja”. Zmarł o 21,37. Słychać dzwony z innych kościołów. Biją w całej Polsce i na świecie. Za chwilę włączają się syreny. Myślą cofam się do października 1978 roku. Przecież to było tak, jakby się nad umordowaną Ojczyzną niebo otwarło. Oglądamy sceny z Placu św. Piotra, z Wadowic, z Krakowa, z Placu Zamkowego i popłakujemy.

Poniedziałek 4 kwiecień 2005.

Od śmierci Papieża powstrzymywałem łzy, mało skutecznie, ale jakoś i teraz siedząc na balkonie, w pełni słońca i czytając zrobione przez „Gazetę” kalendarium pontyfikatu wybuchnąłem spazmatycznym płaczem, którego przez dłuższą chwilę nie mogłem poswtrzymać, zresztą po chwili nie próbowałem. Nie płakałem tak od śmierci mamy, dokładnie gdy kilka dni przed jej śmiercią dostałem podobnych szlochów w ogrodzie. Hamulec wysiadł, kiedy czytałem o 16 październiku 1978 roku i o tym, jak nam się wtedy właśnie niebo otwarło, a teraz nie powiem, że się zamknęło, bo to byłoby grzechem. To nasz wielki, spełniony pontyfikat, pontyfikat naszej wolności. Jestem szczęśliwy z powodu tych moich łez, bo bez nich mógłbym sobie zarzucić, że mało mnie obeszła ta śmierć, że jedyne na co mnie stać to powtarzanie wzniosłych komunałów. Szczerze Cię opłakałem Ojcze Święty, Karolu Wojtyło, to krystalicznie szczere łzy żalu, że musiałeś już opuścić ten piękny cud boskiego stworzenia i zostawić nas. Wiara moja nie jest wielkiej próby więc składam Ci te moje łzy, jak symboliczną wiązankę kwiatów w miejsce gdzie twoje umęczone ciało napotka tę, która na pewno jest naszą matką, ziemię.

Wtorek 5 kwiecień 2005 rok.

Prawie cały dzien przeleżałem w łóżku. Żałobna prasa jest nie do czytania. Najciekawiej w „Rzepie” dzisiaj napisał o papieżu Libera, niewierzący. Najnudniej, najbardziej sztampowo mówią księża. Oni chyba są letni w swojej wierze, albo i zimni. 

Środa 6 kwiecień 2005 r.

Tyle dobra i wzniosłości płynie od tygodnia z mediów, że zaczynam tęsknić do kawałka czegoś diabelskiego, ale gdzie tam, jesteśmy aniołami …dziennikarze rozpływają się nad narodem, jak to pięknie się objawił w związku z żałobą po Papieżu, i jacy to jesteśmy pełni wartości, ale za paręnaście dni będą łomotać w polityków, szukać sznura na Kwacha i przynajmniej po „haku” na każdego postkomunistę, a naród wróci do codzienności, do swoich zwykłych spraw  i trosk i świństewek i dobrych uczynków, do zwykłych dni. To normalne, nieuniknione i dobre, choć nie uroczyste. Po czym Żakowski napisze, że znów „Coś w nas pękło i się skończyło”.

Piątek 8 kwiecień 2005 r.

Dziś z Haliną umieściliśmy na Onecie takie nasze pożegnanie Papieża:

DZIĘKUJEMY CI ZA WOLNOŚĆ

Ojcze Święty, dziękujemy Ci za radość 16 października 1978 roku, za to, że namówiłeś Ducha Świętego do odnowienia Tej Ziemi, za wolność dla nas, naszych dzieci i wnuków, dla Nas Polaków, za Ojczyznę złączoną wreszcie we Wspólnocie Narodów Europy, za tyle humoru i radości życia. Tak nam przykro, że nie będzie tego więcej, a jeszcze bardziej nam żal, że Ty nie będziesz już mógł ziemskim spojrzeniem podziwiać piękna Tego Świata.

    Halina i Waldemar.

Piątek 31.03.2006 r. Sąd nad stanem wojennym.

piątek, 31 marca 2006

W związku z postawieniem zarzutów generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu o wprowadzenia stanu wojennego postanowiłem przypomnieć tutaj fragmenty mojego artykuły z „Gazety Wyborczej” pod tytułem „Sąd nad mniejszym złem”: „IPN chce postawić przed sądem członków Rady Państwa PRL, którzy podpisali dekrety wprowadzające stan wojenny. To samo zamierza zrobić z gen. Wojciechem Jaruzelskim i z innymi członkami Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego -zapowiada Ewa Koj, prokurator z katowickiego IPN…. <

Argument prawny wysuwany przez IPN wobec członków Rady Państwa, którzy ogłosili dekret o wprowadzeniu stanu wojennego, jest groteskowy. Członkowie Rady Państwa mieli popełnić „zbrodnię komunistyczną” wskutek tego, że złamali komunistyczne prawo! Innymi słowy, gdyby do tego komunistycznego prawa się stosowali, to zbrodni by nie popełnili. Śmiechu byłoby to warte – gdyby tej karykatury nie zamierzano użyć do wszczęcia procesów politycznych, podyktowanych równie karykaturalnym pojmowaniem winy i odpowiedzialności za ostatnie kilkadziesiąt lat naszej historii. Czym była „Solidarność”? Była ruchem rewolucyjnym, narodowo-wyzwoleńczym, w którego logice mieściło się obalenie ówczesnego systemu, nawet jeśli przez długie miesiące tego nie deklarowano. Francuzi swoją rewolucję też zaczęli od poprawiania monarchii. „Solidarność” szła drogą swego rewolucyjnego przeznaczenia konsekwentnie – od fazy związkowej, przez samorządową, do fazy politycznej, która narastała szybko pod koniec 1981 r.„Solidarność” nie była rewolucją „samoograniczającą się”, lecz „samoograniczaną” – powstrzymywaną przez świadomą niebezpieczeństwa część działaczy i doradców z Lechem Wałęsą na czele. Ale u progu stanu wojennego ten hamulec niemal przestał działać. Staliśmy w obliczu decydującej konfrontacji rewolucji z ustrojem. Stan wojenny był uderzeniem wyprzedzającym tę konfrontację.

By rzetelnie ocenić jego wprowadzenie, i tych, co to zrobili, trzeba odpowiedzieć na pytanie: czy możemy odrzucić hipotezę, że ta konfrontacja byłaby konfrontacją nie tylko z ustrojem i jego krajowymi zarządcami, lecz także z imperium? Inaczej mówiąc, czy można odrzucić hipotezę, że, aby obalić ustrój, trzeba by najpierw – jak mówił Karol Modzelewski – „wygrać szybką wojnę manewrową ze Związkiem Radzieckim”. Oczywiście, taką wojnę musieliśmy przegrać.

Otóż żaden trzeźwo rozumujący sędzia tej hipotezy odrzucić nie może. A zatem nie może również odrzucić hipotezy, że stan wojenny był uprzedzeniem kontrataku imperium – wyborem mniejszego zła po to, by uniknąć zła większego. Historia dowodzi, że najgorszy los spotykał te prowincje imperiów, w których niepokoje tłumiły nie siły wewnętrzne, lecz armia suwerena.

Dlaczego nie można odrzucić hipotezy o nieuchronności inwazji Paktu Warszawskiego? Po pierwsze dlatego, że Polska była największą i najważniejszą prowincją imperium w Europie Środkowej. Przez Polskę biegła najkrótsza droga łącząca ZSSR z Armią Czerwoną w NRD – wschodnie Niemcy były zaś ryglem zamykającym jałtański układ na naszym kontynencie. Nie bez powodu za moment upadku komunizmu uważa się rozwalenie muru berlińskiego, a nie polski Okrągły Stół.

Po drugie, każda rewolta w prowincjach domeny sowieckiej, jeśli dochodziła do momentu uznanego na Kremlu za krytyczny, była tłumiona przez interwencje. Po trzecie, zaledwie rok wcześniej ZSSR połknął Afganistan, co świadczyło o tym, że ekipa Breżniewa nastawiona była – i to bardzo mocno – na zdobywanie, a nie na oddawanie. Kreml jeszcze nie zdążył poczuć, że Afganistan uwiązł mu kością w gardle. Po czwarte, Europa była psychologicznie rozbrojona. Każde zmarszczenie brwi przez Breżniewa wzmagało na Zachodzie okrzyk: „Lepiej być czerwonym niż martwym”. Polska zostałaby więc samotna.Pytam, czy w takim stanie rzeczy ekipa Breżniewa dopuściłaby do upadku systemu w Polsce z ryzykiem, graniczącym z pewnością, że bardzo szybko w ślad za tym zacznie się zawalać jej imperialne panowanie w Europie Środkowej? To, że na razie nie znaleziono dokumentu mówiącego czarno na białym, iż ZSSR zamierzał wkroczyć do Polski, niczego nie rozstrzyga. Najważniejsze decyzje w polityce bardzo często podejmuje się bez dokumentów.

Nie twierdzę – choć osobiście jestem tego pewien – że interwencja była nieuchronna. Twierdzę tylko, że w osądzaniu stanu wojennego (czym innym są przestępstwa popełnione podczas jego trwania, np. w kopalni Wujek) tej hipotezy nie wolno odrzucić, bo inaczej osądzanie musi zamienić się w lincz. Jeżeli zaś tej hipotezy nie wolno odrzucić, to musi być ona przyjęta na korzyść autorów stanu wojennego – i to nie jako okoliczność łagodząca, lecz okoliczność mogąca uzasadniać 13 grudnia. Jeżeli bowiem interwencja nie była pewna, ale nie była też wykluczona, to równie dobrze gen. Jaruzelski i WRON mogą być przestępcami narodowymi, którzy uratowali komunizm w Polsce na dziewięć lat, jak i dobroczyńcami, którzy uratowali naród od rozjechania go sowieckim walcem.

Jeśli Temida w osądzaniu stanu wojennego będzie miała oczy szczelnie zasłonięte, to albo bezradnie rozłoży ręce, albo będzie musiała uniewinnić oskarżonych, uwzględniając wszelkie wątpliwości na ich korzyść.

Najlepiej byłoby, gdyby jedynym sędzią decyzji o stanie wojennym – a także o tym, czym była PRL – została historia. To na pewno będzie bardzo długi proces, bez jednoznacznego wyroku”.

(Gazeta Wyborcza maj 2005 r.)

Środa 29.03.2006 r. Krzyż Sybiracki dla generała.

środa, 29 marca 2006

Już myślałem, że będę musiał pisać glossę do mojego dzisiejszego artykułu w „Gazecie Wyborczej” – „Prezydent Prawa i Sprawiedliwości”, ale niestety i mówię to z przykrością, nie będę jej pisał. Myślałem, że napiszę o odznaczeniu syberyjskiego zesłańca Wojciecha Jaruzelskiego, przez prezydenta Kaczyńskiego, jako pierwszym akcie prawdziwie prezydenckim, to znaczy odkładającym na bok podziały polityczne. Tak, jak powinien robić to szef państwa. Chętnie, daję słowo, przyznałbym się, że Lecha Kaczyńskiego oceniłem za surowo. Niestety, ze słów prezydenckiego rzecznika wynika, że to wpadka, że jacyś urzędnicy (pewno jeszcze nie wymienieni, czyli z „Układu”) podłożyli głowie państwa taki pasztet. Szkoda, ale, jeśli tak to zdumiewa, a nawet osłupia to, że Prezydent mając decyzję do podpisu, z nazwiskiem, które każdemu, a jemu może jeszcze bardziej niż każdemu musiałoby się rzucić w oczy, podpisał dokument? Na Boga to co może jeszcze podpisać? Ale kołacze się jednak we mnie nadzieja, że wzniósł się ponad podziały, a potem przeraził tego wzniesienia?

Generał Jaruzelski, mój onegdajszy wróg, którego jedna z ekip skrępowała mi ręce 13 grudnia 1981 roku i wsadziła do internatu, zasługuje na ten krzyż i formalnie (bo cierpiał na Syberii, jest obywatelem polskim i żyje) i realnie, bo w końcu lat 80-tych wniósł bardzo istotny wkład w pokojowe przywrócenie Polsce wolności obywatelskich i niepodległości. A nawet, jak piszą historycy, inspirował Gorbaczowa do robienia „pierestrojki”, od której imperium zła się zawaliło. Mam nadzieję, że Kancelaria nie popełni błędu i nie zdecyduje o odebraniu mu odznaczenia, bo to byłaby małość i marność nad marnościami.  

Z innej beczki. Dziś w „Poranku w TOK – FM Lepper wygadywał banialuki na temat NBP, mówiąc, że skoro Bank Światowy ma, jako zadanie, dbanie o wzrost gospodarczy i bezrobocie, to dlaczego nie może tego mieć NBP. To świadectwo niedouczenia Pana Przewodniczącego. Bank Światowy nie jest bankiem emisyjnym, jak NBP, lecz bankiem wyspecjalizowanym w finansowaniu projektów mających wpływać na wzrost gospodarczy i zatrudnienie. Jak wiadomo piernik nie ma nic do wiatraka i szef Samoobrony powinien to wiedzieć, podobnie, jak dziennikarka, która pozwoliła, aby taka bzdura poszła w eter bez sprostowania.        

 

Poniedziałek 27.03.2006 r. „Nożyk” Czwartej RP.

poniedziałek, 27 marca 2006

W PRL i za sanacji symbolem cenzury były nożyczki. Wygląda na to, że twórczy wkład w tę symbolikę ma już IV RP, choć istnieje dopiero kilka miesięcy. Oto dziś TVN24 doniósł (to słowo też chyba w Czwartej doczeka się wskrzeszenia, jeśli dalej pójdzie tak dobrze jak dotąd), że wydawca magazynu „Sukces”, zdecydował by z wydrukowanego już numeru (nr. 3/2006) wynajęta firma, nocną porą, wycięła, egzemplarz po egzemplarzu, felieton Manueli Gretkowskiej (miał być na stronie 18 i jeszcze w internecie jest w spisie treści). Wycinano go podobno specjalnym „nożykiem”, stąd ten nowy symbol. W felietonie prostowała ona jakieś literówki ze swego wcześniejszego lutowego tekstu i jeden błąd, a mianowicie rzekomą śmierć ojca Kaczyńskich w czasie okupacji. W reakcji na jej felieton, jakaś urzędniczka z Kancelarii Prezydenta, ewidentnie na polecenie przynajmniej szefa Kancelarii, a może i samego Kaczyńskiego napisała, jak mówiła Gretkowska, obelżywy list. Ten list tak przeraził wydawców „Sukcesu”, że zdecydowali nocną porą wyrzynać felieton pisarki. Wydawcą magazynu jest „Multico – Press sp. z o.o”, której prezesuje Pan Zbigniew Jakubas, a dyrektorem wydawnictwa jest Pani Mariola Wiercińska. Warto te dwa nazwiska zapamiętać, jako przykłady godnej pożałowania uległości wobec władzy i zaprzeczenia najbardziej elementarnemu etosowi wolnych mediów. Ich decyzje „nożykowe” to także groźny sygnał pokazujący, jak łatwo ta część mediów, która ma na oku wyłącznie pieniądze położy uszy po sobie, jak tylko dostrzeże w pobliżu, albo choćby wyobrazi sobie, że dostrzegła bat władzy. Moja żona czasami kupowała ten magazyn, ale już nigdy w naszym domu on nie zagości. Nie warto opłacać własnymi pieniędzmi cudzego serwilizmu.   

Ale to wydarzenie jest też, groteskowym co prawda, lecz znamiennym papierkiem lakmusowym zapaszku, który rozprzestrzenia się na nasze życie publiczne, zapaszku którego nie było od roku 1989 i wydawało się, że już nie będzie. To jest odór lęku przed rządzącymi. Jeszcze tak bardzo go nie czujemy, ale już jest. Jest na przykład w nieoczekiwanym odrodzeniu się złośliwego dowcipu politycznego wymierzonego w PiS i Kaczyńskich. Satyra polityczna odradza się zawsze, gdy pojawia się lęk przed rządzącymi. Nie było jej w Trzeciej RP, bo nie było politycznie uwarunkwanego lęku. Ten lęk jest także w głośnej decyzji dyrektorki szkoły zakazującej uczniom debaty na nieprawomyślny (to słowo również wróci do języka, jak dobrze pójdzie) temat. Bardzo dobrze, że TVN24 nagłośnił to osłupiające 17 lat po PRL wydarzenie. Jeżeli nie będzie zdecydowanego piętnowania i sprzeciwu wobec wszelkich działań rozprzestrzeniających ten smród strachu, także takich, jak rugające pisma z Kancelarii Prezydenta, to poczujemy go coraz bardziej i bardziej. A pewna część komentatorów będzie nadal gadała, że nic się nie dzieje, poza anty PiS-owską histerią.

A skoro napisałem o satyrze politycznej, to zakończę dowcipem, który usłyszałem w radio. Otóż wystarczy, by Kaczyński wszedł do pustej sali, a krzesła zaczynają się kłócić.   

Piątek 24 marzec 2006 r. Kłamstwa i nieuctwo.

piątek, 24 marca 2006

Powołali komisję śledczą do wszystkiego w bankach i oczywiście do wytarzania w błocie ludzi niewygodnych, niecierpianych przez rządzący „układ”, tym razem prawdziwy, nie obsesyjny. Powołali ją wbrew opinii prawników zwracających uwagę na to, że jest sprzeczna z Konstytucją. Powołali ją po istnym sejmowym sabacie, w którym kłamstwa o historii tworzenia systemu bankowego w Polsce po roku 1989 i jego stanie obecnym mieszały się z nieuctwem. Tylko trzy płaszczyzny szaleństwa.

  Grzmieli o bezprecedensowym w skali światowej udziale kapitału zagranicznego w bankach polskich. Kłamstwo i nieuctwo. W niemal wszystkich krajach postkomunistycznych, które zostały przyjęte do Unii Europejskiej udział kapitału zagranicznego w aktywach bankowych jest znacznie większy, niż w Polsce. Przykłady; Czechy 96%. Słowacja 93%, Litwa 94 %, Estonia 99%, Polska 70%. Niższy udział mają Węgry 59 % i Łotwa 48%. Polska nie jest żadnym precedensem. W niemal wszystkich krajach pokomunistycznych kapitał zagraniczny dominuje w systemie bankowym. Jego dominacja na Łotwie jest tylko kwestią czasu, albo już faktem, bo dane są z przed kilku lat. Podstawowym źródłem tej dominacji jest kapitałowe ubóstwo krajów pokomunistyczych, będące owocem ich ogólnego zacofania, a także skutkiem kilkudziesięciu lat gospodarki planowej.  

Gadali o tym, że następstwem obecności kapitału zagranicznego jest wyjątkowo wysoka koncentracja banków w Polsce. Kłamstwo. Udział 5 największych banków w aktywach wynosi w Polsce 49%. Wśród 25 krajów Unii Europejskiej Polska jest na 17 miejscu. Wyprzedza nas 16 krajów UE, w tym Portugalia 50%, Węgry 53%, Szwecja 54 % Czechy 64%, Grecja 65%, Finlandia 83%, Belgia 84%. Na dodatek nie ma związku między wzrostem kosztu usług bankowych, a wzrostem koncentracji. Raczej jest związek odwrotny, bo koncentracja obniża koszty funkcjonowania banku. 

Rozdzierano też szaty nad bezprecedensowymi, oczywiście w skali światowej, a jakże, kosztami usług bankowych w Polsce. Półprawda, czyli całe kłamstwo. Średni koszt standardowego koszyka usług bankowych w stosunku do PKB na mieszkańca jest w Polsce rzeczywiście bardzo wysoki. Ale to jest wskaźnik, który pokazuje tylko kawałek prawdy. Po pierwsze pokazuje ciągle niższe niż w innych krajach korzystanie z usług bankowych przez Polaków, co wynika także z ogólnego poziomu rozwoju cywilizacyjnego kraju, nie tylko z jego ubóstwa. Po drugie w Polsce koszty restrukturyzacji sektora bankowego finansowały same banki, podczas, gdy w innych krajach angażowane bardzo duże środki budżetowe. W ostatnich pięciu latach rozwiązywanie problemów banków pochłonęło; w Finlandii środki budżetowe odpowiadające 11 % PKB, na Węgrzech 10 %, w Czechach 24 %, na Słowacji 13 %. W Polsce problemy rozwiązywał sam system bankowy, bez sięgania do kieszeni podatników. To też wpływa na koszty usług bankowych. Pokazuje ich realny, a nie fikcyjny poziom, jak w krajach, gdzie naprawianie banków wspiera budżet, czyli podatnik, bez względu czy korzysta, czy nie korzysta z usług bankowych. Warto też dodać, że są inne wskaźniki oceniające kosztowność lub taniość usług bankowych, których nie wolno pomijać. Takie jak koszt opłat za standardowy koszyk usług, czy średni koszt opłat za koszyk lokalny uwzględniający krajową specyfikę korzystania z usług. Te wskaźniki lokują Polskę w środku grupy porównywanych krajów. Nie ma niczego niezwykłego, czy podejrzanego w kosztach usług bankowych, to nie znaczy, że mamy być z nich zadowoleni. Ale to nie jest temat dla komisji śledczych, tylko dla nas klientów banków i dla banków.

        ******* 

Teraz z zupełnie innej strony, chciałem powiedzieć, że w części „Radio Wolna Europa” umieszczone zostało pierwszych czterdzieści moich audycji z roku 1987 i 1988. Będzie ich jeszcze ponad 50, z roku 1988 i 1989. Razem około setki. Zachęcam do rzucenia okiem na nie i do uwag na ich temat, w tym blogu. Zresztą chętnie przeczytam także uwagi do pozostałych części strony. Będę za nie wdzięczny.