Dlaczego PiS musi być „smoleński”
wtorek, 23 października 2012Zamieszczam tu mój artykuł z Gazety opublikowany na początku miesiąca, który nie jest powszechnie dostępny.
Waldemar Kuczyński
Dlaczego PiS musi być „smoleński”
PiS nie przestanie być „smoleński”. Jarosław Kaczyński co jakiś czas zakłada maskę, która ma pokazać, że nie są partią „jednego, smoleńskiego, tematu”, lecz merytoryczną wielowątkową itd. Za każdym razem budzi pragnienie, by tym razem to była prawda i nadzieję, że tak się stanie. Łączą one tych zwolenników PiS, którzy gotowi byliby bardziej go popierać, gdyby się poprawił i przeciwników PiS, którzy chcieliby mniej się go obawiać. Dopiero co dał im wyraz Jacek Żakowski w „Poranku w Toku” mówiąc; „PiS pokazał, że jakby chciał mógłby zachowywać się rozsądnie. Pytanie czy będzie chciał..”.
Otóż, ani tym razem ani wcześniej PiS i Prezes nie pokazali tego co by mogli, gdyby chcieli. Oni tego co pokazali nie mogą chcieć, mogą tylko udawać, że chcą. Dlaczego? O tym właśnie jest artykuł.
Widzę dwa powody, dla których Kaczyński i jego partia nie porzucą: po pierwsze – tego co wiąże się z postulatem budowy IV Rzeczpospolitej, choćby jakiś czas nie używano tego określenia. I po drugie – tego, co wiąże się z wyobrażeniem PiS o katastrofie smoleńskiej; jej wyjaśnianiu i wyciąganiu konsekwencji. Oba tematy pozostaną priorytetami Partii i jej szefa. Dodam jedynymi priorytetami; wszystkie inne, choćby je tak nazywano, będą narzędziami dla ukrycia celów głównych, z myślą o zmyleniu wyborców spoza twardego elektoratu PiS.
Pierwszy powód dotyczy Jarosława Kaczyńskiego. Niezgoda na III Rzeczpospolitą, zamiar jej likwidacji i budowanie IVRP, wypełnia jego biografię polityczną od roku 1989. Od hasła „przyspieszenia” wymierzonego w rząd Tadeusza Mazowieckiego i układ okrągło-stołowy, po zapowiedź budowy „Nowego państwa” wygłoszoną w podsumowaniu ostatniej debaty ekonomistów. Kaczyński rezygnując z tworzenia państwa od nowa przestanie istnieć politycznie. Powstaje pytanie, czy 10 kwietnia 2010 r. mógł powiedzieć, że katastrofa jest wypadkiem lotniczym i w ten sposób oddzielić ją od wojny z establishmentem i III RP? Formalnie mógł, politycznie nie miał wyjścia, nawet, gdyby cierpiąc zamyślał o takim rozdzieleniu. Temat smoleński i dziwne opowieści, jakie mu towarzyszą, są na dobre i złe związane z głównym projektem politycznym tej partii i jej szefa. Z obaleniem obecnego porządku politycznego, rozprawą z elitami wspierającymi ten porządek i budową owego nowego państwa.
Jarosław Kaczyński nie mógłby rozdzielić IVRP i katastrofy dlatego, że między nim i partią, a bazą społeczną, to znaczy wyborcami, ale także wieloma inicjatywami i organizacjami, jakie narosły wokół PiS jest zależność wzajemna. Co więcej to Jarosław Kaczyński zależy bardziej od bazy społecznej, niż ona od niego. Kaczyński pozbawiony jej poparcia skończyłby się, jako polityk. Ona bez niego trwałaby nadal, tak, jak istniała, gdy był do końca lat 90-tych prawie zapomniany. Być może PiS nie istnieje bez niego, ale on nie istnieje bez tej Polski marzącej o innym, niż dotychczasowe państwie. I nie on tę Polskę stworzył. Co najwyżej skupił wokół siebie i dopomógł lepszemu uświadomieniu jej samej kim jest. Polska marząca o IVRP, zanim jeszcze to określenie powstało, wystąpiła w identycznej emocji i retoryce, którą widzimy u niej od kilku lat podczas kampanii przed referendum konstytucyjnym w roku 1997. Także z udziałem krzyży, sutann, purpury i w skali podobnej do dzisiejszego twardego elektoratu PiS. Przeciw Konstytucji stanęło 24,38% wyborców. Kaczyński jest nie tylko przyspawany do swej biografii politycznej, ale także do bazy społecznej jego i jego partii, dzięki której są wpływową siłą polityczną. Ta baza, jak doszła wiadomość, że samolot spadł sama znalazła odpowiedź; to było morderstwo w skutek spisku. Innej by nie przyjęła. Ciesząc się jej zaufaniem, a nawet miłością najbardziej ludowej części, ma on pewną swobodę manewru w działaniach politycznych. Dostateczną, by tolerowano zmiękczające maskarady, ale za małą, by mogły przestać być maskaradami. Zmiękczanie, przesuwanie ku centrum itd. im są bardziej na serio, budzą niepokój i złość w głównej masie społecznej tej partii. W „ludzie pisowskim”, jak się mawia, czy aby wódz nie posuwa się za daleko, czy to jeszcze umizg do lemingów, by ich nabrać, czy początek zdrady sprawy prawdziwych Polaków.
Bo ta Polska zbuntowana przeciwko istniejącemu państwu ma wspólną sprawę, która stoi ponad wszystkim. To prawdziwa wspólnota, czy na rzecz dobra – to odrębny problem. Trzeba odkręcić, co możliwe, z tego co zaczęto okrągłym stołem. Trzeba rozliczyć twórców zła, które się wtedy zaczęło i obrastało w dalsze zło przez 23 lata, z krótkimi epizodami. I które zakończyło się spiskiem zdradliwej, postkomunistycznej, neoliberalnej, masońskiej elity z obcymi, by zamordować jedynego prawdziwie polskiego prezydenta w katastrofie smoleńskiej.
Choćby PiS wymyślił najgenialniejszy, merytoryczny program polityczny i gospodarczy, jeśli nie zostałby przypięty do owej „sprawy” ludu pisowskiego, jako uzupełnienie zostałby odrzucony. Wódz natomiast znalazłby się przed sądem wiernych i poznałby, że nie tylko pańska, ale i ludu łaska na pstrym koniu jeździ. I wtedy znalazłby się nowy wódz, może już dziś znany, a może zupełnie nie znany. Znalazłby się bo powstałaby luka, wymagająca bezwzględnie wypełnienia. Ta formacja nie może istnieć bez wodza.
Pisząc o PiS popełnia się bardzo często podstawowy błąd polegający na uważaniu go za normalną partię demokratycznego ładu. Popełniają ten błąd wszyscy mający nadzieję, że partia ta może „normalnieć”. Tymczasem PiS i wszystko co wokół niego narosło i narasta, a także się z nim sprzymierza, łącznie tworzą ruch. Bardzo silnie zmotywowaną i złączoną zbiorowość, od wyborców po Jarosława Kaczyńskiego i Tadeusza Ryzyka. To część Polski, która zdecydowała stanąć do walki o opisaną wyżej sprawę. Normalna partia może trwać w codziennej rutynie. Ruch nie może trwać, musi maszerować, w przenośni i dosłownie na ulicach. Jeśli staje w miejscu rozpada się. Już więc kroi się plan wymuszenia siłą w trzecią rocznicę katastrofy smoleńskiej wcześniejszych wyborów. I już korespondować ma z tym zapowiedziany przez Kaczyńskiego w Białymstoku program rządowy. Cechą ruchu jest aktywizm, a także uwodzące ciepło wewnętrzne dla swoich i nietolerancja oraz agresja dla reszty, bo ruch każdy ruch kieruje się zasadą „kto nie z nami ten przeciw nam”.
PiS nie może stać się czymś innym, niż ruch, którego jest częścią i który nadaje mu siłę. Jakakolwiek próba rzeczywistego zmienienia charakteru partii, w duchu oczekiwań i nadziei na normalniejszy PiS, skończyłaby się tak, jak wszystkie secesje z Prawa i Sprawiedliwości, przymusowe, czy dobrowolne. Wyrzuceniem przez „lud pisowski” poza ramy ruchu. Znalazłby sobie on wtedy nowego idola i stworzył nową partię.
Pozbawiona złudzeń świadomość, czym jest partia Kaczyńskiego ma ważne znaczenie. Ta partia w zabiegach o wyborców spoza twardego elektoratu musi się maskować, nie może im mówić, jakiej Polski chce, bo czuje, że oni jej nie chcą. Kolejna maskarada właśnie trwa. Ostatnia odsłona; Prezes, dla którego nie liczy się nic poza władzą zapewnia w Białymstoku, że „my do żadnej władzy się nie pchamy”. Ten człowiek, inicjator i główny podsycający owej, jak mówi „piekielnej wojny polsko – polskiej”, znowu ogłasza, że chce ją kończyć. Przebieranie się polityków groźnych spraw w owcze skóry, jest znane ze złych epizodów historii powszechnej. Niejedno społeczeństwo temu zawierzyło i żałowało. Nie jesteśmy wyjątkiem. W roku 2010, kilku procent wyborców zabrakło, by zafundować krajowi pięć lat ostrego konfliktu na szczytach władzy, niszczącego dla Polski, gdyby prezydentem został Jarosław Kaczyński. Dano wiarę tamtej przebierance na łagodnego polityka. To się może powtórzyć. Jeśli wyborcy uwierzą, że obecna ofensywa pod hasłem partii merytorycznej, to nowe PiS, wówczas, zmęczeni i rozczarowani rządami obecnymi, porą tę partię. Licząc, że zdobywszy władzę naprawi to co zrobiono ich zdaniem źle, a zapomni o wywracaniu państwa, szukaniu winnych dwu wybuchów, gnębieniu wrogów wewnętrznych i toczeniu „wojen” z Rosją, Niemcami i Unią Europejską. I coś takiego się rysuje, o czym świadczy sondaż, w którym PiS wyprzedziło PO zyskując aż 8 % dodatkowych sympatyków. A na końcu maska spadnie i nastanie Polska, którą przez dwa lata rządów Prawo i Sprawiedliwość tylu ludzi przestraszyło i mają ją znowu, z IV RP i katastrofą smoleńską na pierwszym miejscu. Jeśli więc już, to niech będzie ona skutkiem świadomego wyboru, a nie politycznego oszustwa.