Jestem z Układu

Jak odwołano rząd Olszewskiego

sobota, 2 czerwca 2012

Rozmowa Piotra Rachtana ze mną, chyba w 15 -lecie odwołania tego rządu.

 

Piotr Rachtan: Noc teczek — finał, nie początek

2012-06-02. O rzą­dzie Jana Olszew­skiego, Tade­uszu Mazo­wiec­kim, Jaro­sła­wie Kaczyń­skim i Lechu Wałę­sie mówi Wal­de­mar Kuczyń­ski, eko­no­mi­sta, doradca „Soli­dar­no­ści”, były mini­ster prze­kształ­ceń wła­sno­ścio­wych, zało­ży­ciel Unii Demokratycznej.

Mitem zało­ży­ciel­skim IV RP jest upa­dek rządu Jana Olszew­skiego spo­wo­do­wany „nocą dłu­gich teczek”, tak ład­nie poka­zaną w fil­mie Jacka Kur­skiego „Nocna zmiana”. Jed­nak do prze­si­le­nia dopro­wa­dziło wtedy wiele innych przy­czyn, któ­rych źró­deł trzeba pew­nie szu­kać wcze­śniej. Cof­nijmy się do wyni­ków wybo­rów w 1991 roku. Dla­czego Unia Demo­kra­tyczna nie pod­jęła się wtedy sfor­mo­wa­nia rządu? Była prze­cież naj­sil­niej­szą par­tią w Sejmie.

Par­tii w Sej­mie było wtedy 19  w więk­szo­ści nie­chęt­nych Unii. Ponadto pre­zy­dent, Lech Wałęsa chciał – podob­nie jak Kon­gres Liberalno-Demokratyczny – żeby rzą­dem kie­ro­wał nadal Jan Krzysz­tof Bie­lecki, który gwa­ran­to­wał kon­ty­nu­ację. Wałęsa kom­bi­no­wał, żeby to zro­bić. Sądzę, że dla­tego zapro­po­no­wał Gerem­kowi two­rze­nie rządu. Uwa­żał, że mu się to nie uda, ale wtedy Unia poprze Bie­lec­kiego i sama wej­dzie do jego rządu. Dzi­wiło mnie, jak się do tego zabrał. Pamię­tam aryt­me­tykę sej­mową z któ­rej wyni­kało, że Gere­mek – jeśli miał jaką­kol­wiek szansę utwo­rzyć rząd – to od cen­trum w prawo. A on wziął, jako głów­nego pomoc­nika do two­rze­nia rządu Jacka Kuro­nia, na któ­rego pra­wica bar­dzo źle reago­wała i mógł tylko Gerem­kowi zaszko­dzić w two­rze­niu rządu centroprawicowego.

Unia Demo­kra­tyczna miała wtedy naj­więk­szy klub z 62 posłami. SLD miało 60, PSL i Akcja Kato­licka – po 50.

Szansę miała tylko koali­cja cen­tro­pra­wi­cowa. Bro­nek wziął Jacka – i akcja się nie udała. Więc zre­zy­gno­wał i wtedy do akcji wkro­czył Jaro­sław Kaczyń­ski. Udało mu się stwo­rzyć więk­szość par­la­men­tarną, ale potrze­bo­wał kogoś znacz­nego na pre­miera. Jedyną osobą dla nich był Jan Olszew­ski, ale nie chciał być pre­mie­rem, zapie­rał się i bro­nił rękami i nogami. Trwało to jakiś czas – wresz­cie Olszew­ski pękł. Wywo­łało to entu­zjazm, wia­do­mość przy­niósł chyba Zdzi­sław Naj­der, a może sam Kaczyń­ski, już nie pamię­tam. Zaczęło się wtedy two­rze­nie rządu Olszew­skiego, które omal nie skoń­czyła się klapą, gdy poszło o osobę Leszka Bal­ce­ro­wi­cza, o to, czy ma zostać. Olszew­ski podał się do dymi­sji, ale więk­szość sej­mowa skle­cona przez Kaczora jej nie przyjęła.

A co z Unią Demokratyczną?

Unia była gotowa wejść do rządu Olszew­skiego, w każ­dym razie jej część zwią­zana z Tade­uszem Mazo­wiec­kim. Nato­miast Gere­mek i jego stron­nicy byli prze­ciwni. Na nic im by się ten opór zdał, gdyby nie krę­ce­nia Olszew­skiego, który do rządu chciał dopu­ścić nie tyle poli­ty­ków Unii Demo­kra­tycz­nej, ile osoby z nią zwią­zane, okre­ślane mia­nem eks­per­tów. W zamian liczył na głosy klubu UD. To wszystko działo się tuż przed Wigi­lią. Mazo­wiecki poszedł na roz­mowy z Olszew­skim, a pre­zy­dium Unii cze­kało na wyniki w prze­ko­na­niu, że po doga­da­niu się wróci z Olszew­skim. Wró­cił sam mówiąc, że kon­cep­cja Olszew­skiego jest nie do przy­ję­cia. I w ten spo­sób nie powstał rząd z Unią Demokratyczną.

A jakich eks­per­tów wymy­ślił wtedy Olszewski?

O ile pamię­tam, nie było mowy o nazwi­skach, tylko o zasa­dzie. Olszew­ski mówił Mazo­wiec­kiemu, że chciałby utwo­rzyć rząd autor­ski, co w tam­tych realiach było mrzonką. Wtedy też zde­cy­do­wa­nym prze­ciw­ni­kiem dołą­cza­nia Unii do rządu był Jaro­sław Kaczyń­ski. I co się dzieje? Olszew­ski dostaje misję two­rze­nia rządu z jego poręki, po czym zaraz lek­ce­waży go, mia­nu­jąc sze­fem Urzędu Rady Mini­strów Woj­cie­cha Wło­dar­czyka, a nie Lecha Kaczyńskiego.

Lech Kaczyń­ski miał chyba objąć Mini­ster­stwo Obrony Naro­do­wej, zaś na sta­no­wi­sko szefa URM miał pójść Sła­wo­mir Siwek, który podobno oglą­dał nawet parę razy „swój” przy­szły gabinet?

Bar­dzo moż­liwe. Tak czy owak Kaczyń­ski słusz­nie zoba­czył w tym próbę usa­mo­dziel­nie­nia się Olszew­skiego o niego. Od tego momentu zmie­nił zda­nie, uwa­ża­jąc, że do rządu powinna wejść Unia Demo­kra­tyczna. Wej­ście UD do koali­cji przy­wró­ci­łoby mu moż­li­wość roz­gry­wa­nia part­ne­rów koali­cji i pośred­nio kon­tro­lo­wa­nia Olszew­skiego. Pre­mier nie mógłby być zanadto samo­dzielny. 23 grud­nia powstał w końcu rząd bez Unii i zapa­dła na parę mie­sięcy cisza. Ale pano­wało prze­ko­na­nie, że Olszew­ski będzie musiał w końcu wyko­nać gest wobec Mazo­wiec­kiego. I to się stało w marcu 1992 roku.

Ważne jest by pamię­tać, że rząd Olszew­skiego został narzu­cony pre­zy­den­towi Wałę­sie. Wałęsa od początku był mu wrogi i, po pro­stu, bał się go. Czuł słusz­nie, że rząd Olszew­skiego ma być narzę­dziem wojny Kaczyń­skich z nim. O żad­nej IV RP nie było wtedy mowy. A więc w zało­że­niach tego rządu tkwił kon­flikt z pre­zy­den­tem, który trwał do końca. Cisza na linii rząd UD trwała do odrzu­ce­nia przez Sejm zało­żeń poli­tyki społeczno-ekonomicznej. Olszew­ski uznał widać wtedy, że stoi na rucho­mym pia­sku i wyko­nał ruch w kie­runku Mazo­wiec­kiego. Zapro­po­no­wał posze­rze­nie koali­cji i zasad­ni­czą rekon­struk­cję rządu. W Unii odżyła natych­miast opo­zy­cja prze­ciwko mar­szowi w tym kie­runku, kie­ro­wana przez Bro­ni­sława Geremka i Jacka Kuro­nia, do któ­rej nale­żał wtedy także, ter­mi­nu­jący jesz­cze u Geremka Jan Maria Rokita. Ledwo się zaczęły kon­sul­ta­cje, a Olszew­ski zapał do koali­cji z Unią stra­cił mimo nale­ga­nia Jaro­sława Kaczyń­skiego. Jed­no­cze­śnie w Unii trwała zmowa prze­ciw­ni­ków tych roko­wań. Robili wszystko, by je stor­pe­do­wać. I praw­do­po­dob­nie były rów­no­le­gle kon­takty z Wałęsą, nawią­zane wie­dzy Mazo­wiec­kiego, nie wyklu­czam też, że z PSL-em, mające na celu stwo­rze­nie alter­na­tywy dla rządu Olszew­skiego. W kwiet­niu roz­mowy o koali­cji z Janem Olszew­skim skoń­czyły się niczym,.

A czy jed­nak nie zaczęły się one tro­chę wcze­śniej, w styczniu?

Nie, one zaczęły się w marcu, jak mówi­łem – po odrzu­ce­niu zało­żeń poli­tyki społeczno-ekonomicznej. To było dziwne zja­wi­sko. Naj­ostrzej kry­ty­ko­wała zało­że­nia Unia, za ich anty­ryn­kowe ele­menty, i za to ata­ko­wała ją więk­szość par­tii. To było wtedy w modzie – naj­pierw przy­wa­lić Unii odpo­wie­dzial­nej za plan Bal­ce­ro­wi­cza, a potem rzą­dowi, żeby było jasne, że jest się w opozycji.

Kiedy roz­mowy się zała­mały, wewnętrzna opo­zy­cja UD była bar­dzo zado­wo­lona i Wałęsa też był zado­wo­lony. I wtedy zaczął kusić Mazo­wiec­kiego szansą na powtórne obję­cie sta­no­wi­ska pre­miera. Na tym tle doszło do kolej­nego parok­sy­zmu wewnątrz unij­nej wojny. Trwała ona wewnątrz UD, i wewnątrz tzw. małej koali­cji. Bo pod­czas roz­mów z Olszew­skim doszło do zbli­że­nia Unii z libe­ra­łami i tak zwa­nym „Dużym Piwem”. Do kusze­nia Wałęsy Mazo­wiecki odno­sił się scep­tycz­nie, choć zara­zem miał na to wielką. Nato­miast unijna opo­zy­cja wobec Tade­usza a i libe­ra­ło­wie też, na wizję ponow­nego pre­mie­ro­stwa Mazo­wiec­kiego sta­now­czym opo­rem. I już wtedy poja­wiła się kon­cep­cja z Wal­de­ma­rem Paw­la­kiem. Zapewne od jakie­goś czasu trwały roz­mowy wałęsy z PSL-em. Nie wyklu­czam, że mogło się to odby­wać z jakimś udzia­łem poli­ty­ków z Unii Demokratycznej.

Ale nikt się chyba do tego się nie przyznawał?

Abso­lut­nie nie.

Nie była to decy­zja Mazowieckiego?

Prze­ciw­nie.

No to kto mógł w tym uczestniczyć?

Nie wyklu­czam, że jakąś rolę ode­grał Bro­nek Gere­mek, że była o tym mowa gdy leciał z pre­zy­den­tem do Moskwy. Był prze­wod­ni­czą­cym Komi­sji Spraw Zagra­nicz­nych w Sej­mie. Wkrótce po tym, na początku mają poja­wiła się nagle kon­cep­cja powo­ła­nia nowego pre­miera i padło nazwi­sko Wal­de­mara Paw­laka. To było na zebra­niu pre­zy­dium Unii Demo­kra­tycz­nej i doszło wtedy do ostrej dys­ku­sji w związku z tym pomysłem.

Ponadto nie było też zde­cy­do­wa­nia, że rząd Olszew­skiego trzeba odwo­łać. Trwało to do połowy maja, do oskar­żeń wysu­nię­tych przez Jana Parysa, mini­stra obrony naro­do­wej, że jacyś poli­tycy pró­bują kupo­wać sobie gene­ra­łów. Ja wie­rzę w to, co mówił Parys, że Wałęsa tego pró­bo­wał. I wów­czas poja­wiły się pogło­ski, że z ini­cja­tywy pre­zy­denta pad­nie wnio­sek o odwo­ła­nie rządu.  Mówiło się też, że wnio­sek podobny złoży SLD. Wtedy na posie­dze­niu władz Unii Jan Lityń­ski powie­dział, że musimy to zro­bić my. Bo jak Wałęsa wyj­dzie z ini­cja­tywą , to będziemy musieli go poprzeć, bo to był fatalny rząd. Ale z dru­giej strony, jeżeli wnio­sek poprzemy to zro­bią z nas wałę­sow­skich dwo­ra­ków, na co byli­śmy mocno uczu­leni. Musimy więc zło­żyć wnio­sek wyprze­dza­jący, choć nic nie w wska­zuje, by odniósł suk­ces, będzie to więc raczej demon­stra­cja. Pro­blem agen­tów w ogóle nie był obecny w wewnątrz unij­nych roz­mo­wach na temat rządu. Były dwa powody, dla któ­rych chcie­li­śmy ustą­pie­nia rządu Olszew­skiego. Pierw­szy, to bar­dzo kry­tyczna ocena jego poli­tyki wewnętrz­nej. Drugi to zma­sa­kro­wa­nie wize­runku Pol­ski na zewnątrz.

A agenci?

Wnio­sek Unii o votum nie­uf­no­ści, kiedy o nim decy­do­wano,  nie miał związku ze sprawą agen­tów. Sły­sze­li­śmy, że rząd chce jakąś listę spo­rzą­dzić, ale uchwała, z którą wysko­czył nagle Korwin-Mikke – na pewno uzgod­niona z Anto­nim Macie­re­wi­czem – była zasko­cze­niem. A kiedy doszły jesz­cze absur­dalne wie­ści, że na liście jest Gra­żyna Sta­ni­szew­ska i Jerzy Osia­tyń­ski, Mazo­wiecki, który cią­gle miał waha­nia, czy rząd odwo­ły­wać wyzbył się resz­tek wąt­pli­wo­ści. Było jasne, że mamy do czy­nie­nia z rzą­dem sza­lo­nym. Ale nadal byli­śmy prze­ko­nani, że nasz wnio­sek nie uzy­ska popar­cia. I nagle 1 czerwca Piotr Nowina-Konopka dostał wia­do­mość z PSL, że ludo­wcy pro­szą o pilne spo­tka­nie na naj­wyż­szym szcze­blu par­tyj­nym. Mazo­wiecki był w Pozna­niu. Piotr odpo­wie­dział PSL-owi, że Tade­usza nie ma i że na spo­tka­niu może być on i ja. I oni się zgo­dzili na nie­obec­ność prze­wod­ni­czą­cego Unii, tak im zale­żało na cza­sie. Ale Mazo­wiecki natych­miast wró­cił z Pozna­nia. Spo­tka­nie odbyło się następ­nego dnia w restau­ra­cji „Lers”, koło Arse­nału. Począt­kowo przy­szedł tylko Miko­łaj Koza­kie­wicz, bo Paw­lak zre­zy­gno­wał dowie­dziaw­szy się, że z naszej strony nie będzie „pierw­szego”. Taki ambi­cjo­nalny tik. Ale doszedł dowie­dziaw­szy się, że Mazo­wiecki jest obecny. Tuz przed roz­mową zja­wił się Jerzy Osia­tyń­ski, wprost z przy­ję­cia dla księ­cia Liege, by nam powie­dzieć, że wie od Wachow­skiego, o uga­da­niu Paw­laka przez Wałęsę. I na tym spo­tka­niu dopięto sprawę. Usta­li­li­śmy, że jeżeli PSL zagło­suje prze­ciwko rzą­dowi Olszew­skiego – nie wstrzyma się, tylko sta­nie prze­ciw, z pełną dys­cy­pliną klubu – i jeśli Wałęsa wysu­nie Paw­laka na pre­miera (nie my), to Unia Demo­kra­tyczna zagło­suje za powie­rze­niem mu misji two­rze­nia rządu. Bez roz­strzy­ga­nia, czy do niego wej­dzie, czy nie. I dopiero zawar­cie tego kon­traktu umoż­li­wiło Wałę­sie realne doga­da­nie się z Paw­la­kiem, i stwo­rzyło moż­li­wość prze­gło­so­wa­nia unij­nego wnio­sku o wotum nie­uf­no­ści dla rządu Olszew­skiego. Olszew­ski w ostat­niej chwili pró­bo­wał się jesz­cze rato­wać KPN-em, ale za późno, bo już zostało wystrze­lone działo z listą Macie­re­wi­cza, na któ­rej było nazwi­sko Leszka Moczulskiego.

Kon­fe­de­raci, gdy poja­wiła się pogło­ska o Moczul­skim, w kółko bie­gali do Macie­re­wi­cza pró­bu­jąc cze­goś się dowie­dzieć o swoim wodzu.

Pre­mier liczył, że KPN wej­dzie do koali­cji porzu­ca­jąc Moczul­skiego, gdy inni dzia­ła­cze Kon­fe­de­ra­cji zoba­czą jego papiery. I tu się prze­li­czył, bo sta­nęli murem za Moczul­skim. Tak więc 4 czerwca to była medialna musz­tarda po obie­dzie. Wszystko było gotowe zanim ruszyła kamera Jacka Kur­skiego, by nagrać fil­mik „Nocna zmiana”.

A co na to Kaczyń­ski? W rzą­dzie miał swo­ich ludzi z Poro­zu­mie­nia Cen­trum lub zwią­za­nych z jego środowiskiem.

Kaczyń­ski ulo­ko­wał Olszew­skiego na fotelu pre­miera, ale jak ten prze­stał go słu­chać zaczął pod sze­fem rządu kopać dołki. Upra­wiał opo­zy­cyjne uczest­ni­cze­nie w rzą­dzie, był w koali­cji głów­nym spi­skow­cem. I spi­sko­wał aż do momentu, gdy Unia Demo­kra­tyczna wyszła z wnio­skiem o wotum nie­uf­no­ści. Wtedy znów zmie­nił sta­no­wi­sko o 180 stopni i zwarł sze­regi z obo­zem rzą­do­wym. Jesz­cze po zała­ma­niu roz­mów Olszew­skiego z Unią pró­bo­wał wró­cić do pomy­słu, rzu­co­nego wcze­śniej na próbę przez Mazo­wiec­kiego, by – zamiast zmie­niać rząd – wymie­nić pre­miera. Mazo­wiecki zapro­po­no­wał czło­wieka z ich obozu, mia­no­wi­cie, nie­ży­ją­cego dziś, Jerzego Eysy­montta. Nie­złego eko­no­mi­stę, ale chyba bez wymiaru pre­mie­row­skiego. I już wtedy Kaczyń­ski nad­sta­wił ucha. Ale powie­dział – nie. Nato­miast po zała­ma­niu roz­mów zasu­ge­ro­wał powrót do tej kon­cep­cji. Teraz Mazo­wiecki powie­dział, że już jest za późno. Gdy stało się jasne, że sprawa roz­strzy­gnięta – Kaczyń­ski posta­no­wił wró­cić do macie­rzy. Dla­tego dzień 4 czerwca PC zaczął od róż­nych dzia­łań blo­ku­ją­cych. Obser­wo­wa­łem to z domy, widzia­łem, jak kolejne dzia­ła­nia blo­ku­jące są prze­ła­my­wane. Było jasne, że machina, która ma oba­lić rząd działa i że tego rządu już nie ma.

Jesz­cze po dro­dze był incy­dent z odwo­ła­niem Andrzeja Ole­chow­skiego, mini­stra finansów.

Tego dobrze nie pamię­tam, chyba sam się podał do dymi­sji. Rząd więc został oba­lony, ale wcze­śniej jesz­cze zaczęły krą­żyć nie­po­ko­jące pogło­ski, że ci opę­tani ide­olo­gicz­nymi obse­sjami poli­tycy, dzia­ła­jąc w napię­ciu, mogą zro­bić głup­stwo, pró­bu­jąc roz­wią­zań siło­wych. Na 2 tygo­dnie przed 4 czerwca zano­to­wa­łem w dzien­niku, że pod­czas roz­mowy z Mazo­wiec­kim, Wałęsę bar­dzo nie­po­ko­iły te pogło­ski, także o zamknię­cia go w Arła­mo­wie i usu­nię­ciu z urzędu pre­zy­denta. I wie­rzę w to, co mówił Donald Tusk o roz­mo­wach w cza­sie próby two­rze­nia koali­cji z libe­ra­łami pod koniec 1991 roku. Wszyst­kie sta­no­wi­ska gospo­dar­cze miały przy­paść KLD w zamian za ich przy­łą­cze­nie się do usu­nię­cia Wałęsy, które byłoby oparta na ubec­kich mate­ria­łach. Pre­zy­dent o nich wie­dział i – nie­wy­klu­czone – jakieś miał. Libe­ra­ło­wie wtedy się nie zgo­dzili. Teraz, pół roku póź­niej, Wałęsa był bar­dzo zanie­po­ko­jony. Mazo­wiecki też. Dla­tego popro­sił Andrzeja Mil­cza­now­skiego, by przy­je­chał parę dni wcze­śniej do War­szawy i był do dys­po­zy­cji. Miał cze­kać, żeby, w razie potrzeby prze­jąć naj­waż­niej­szy resort siłowy, czyli MSW i zapo­biec nie­od­po­wie­dzial­nym posu­nię­ciom odwo­ły­wa­nych. Nie po to, żeby szpe­rać po sej­fach w poszu­ki­wa­niu mate­ria­łów na „Bolka”.

Czy roz­po­czy­na­jąc roz­mowy z PSL-em u Lersa, mie­li­ście kon­takty z liberałami?

Uzgod­nień z libe­ra­łami nie było, choćby dla­tego, że sprawa była nagła. Dokład­niej, nie było uzgod­nień od strony Mazo­wiec­kiego. Ale nie mogę wyklu­czyć, że drugi ośro­dek decy­zyjny UD – owa nie­for­malna opo­zy­cja – uzgad­niał cos także z libe­ra­łami. Wszyst­kiego nie wiem. Jestem pewien, że były kon­takty mię­dzy Bron­kiem i Jac­kiem, a Tuskiem i Bie­lec­kim. I myślę, że były też uzgod­nie­nia, doty­czące pre­mie­ro­stwa dla Paw­laka. Nato­miast Mazo­wiecki był prze­ciwny uza­leż­nia­niu roz­mów z Paw­la­kiem od tego, co na to powie­dzą libe­ra­ło­wie. To wpraw­dzie była koali­cja trzech par­tii, jed­nak trzeba było brać pod uwagę siłę każ­dej z nich. Mazo­wiecki miał prawo uwa­żać się za for­mal­nego lidera.

Cóż, stał za nim naj­więk­szy klub w Sejmie.

No wła­śnie. Po oba­le­niu rządu Olszew­skiego były jesz­cze roz­pacz­liwe próby ze strony Poro­zu­mie­nia Cen­trum, które znów zmie­niło sta­no­wi­sko. PC gotowe było pójść na ogromne ustęp­stwa, włącz­nie z powie­rze­niem misji Mazo­wiec­kiemu, byle nie godzić się na wariant z Pawlakiem

To był wybór Wałęsy, i o to wystar­czało Kaczyń­skiemu. Z każ­dym, byle nie z Wałęsą.

Gdyby Unia Demo­kra­tyczna była inna, a Mazo­wiecki był poli­ty­kiem tak cynicz­nym i amo­ral­nym jak Kaczyń­ski, i gdyby Mazo­wiecki nie miał wewnątrz par­tii tak potęż­nej opo­zy­cji, to kto wie, jakby się histo­ria wtedy poto­czyła. A Paw­la­kowi się nie udało…

Tylko 33 dni był premierem…

Tak, i w grun­cie rze­czy ten pomysł, z koali­cją pra­wi­cową ale bez Olszew­skiego został zre­ali­zo­wany póź­niej. Powstał rząd Suchoc­kiej – ale też i bez Kaczyń­skich. I to na życze­nie Jaro­sława. Rząd z udzia­łem PC mógł powstać, gdyby Kaczyń­ski zre­zy­gno­wał z mini­ste­rial­nej posady dla Adama Gla­piń­skiego, któ­rego Suchocka i jej śro­do­wi­sko nie akcep­to­wali. Także dla­tego, że były jakieś zarzuty wobec niego. Ale Kaczyń­ski go bro­nił. To dopro­wa­dziło do usu­nię­cia się PC i Kaczyń­skich na mar­gi­nes, na któ­rym trwali aż do roku 1999.

Dzię­kuję za rozmowę.

Roz­ma­wiał: Piotr Rachtan

tekst był dru­ko­wany przed laty  przez  ”Kon­tra­tek­sty” oraz pism „POgłos”.

Jak obalałem Jana Olszewskiego!

piątek, 1 czerwca 2012

Dwadzieścia lat temu bez jednego dnia, dopięty został polityczny kontrakt kilku obdarzonych demokratycznymi mandatami partii by odwołać fatalny rząd Jana Olszewskiego, taki zarodek późniejszej IVRP, który w ciągu kilku miesięcy zdemolował dobry wizerunek Polski po 2 latach transformacji. To dopięcie nastąpiło w restauracji Lers kolo Arsenału między PSL i Unią Demokratyczną. Byłem tam, kawę piłem, a wszystko skrupulatnie opisałem w moim dzienniku „Solidarność u władzy dziennik 1989-1993” (ESC – 2010). A jutro w Gazecie Wyborczej opisuję to w skrócie – „Jan Olszewski obalił się sam”.

Jest tam też „Post Scripyum” o tym jak to Jarosław Kaczyński wynoszący dziś Pana Jana pod niebiosa i chcący nawet obchodzić rocznicę „zbrodni” 4 czerwca, był wierny i lojalny wobec rządu Olszewskiego, do którego wchodził i wobec samego Mecenasa. Ciekawe!

Binienda i bieda nauki

niedziela, 27 maja 2012

A to istna rewelacja. I tekst świetny i miejsce publikacji takiego tekstu, bo Fronda, warte pochwalenia:

http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/ks._madel_sj:_binienda_i_bieda_nauki_21410/?utm_source=dlvr.it&utm_medium=twitter

A komentarze pod nim wiadomo; PiS-owość obezwładnia władze umysłowe fanów.

Państwo nie może być „wołowate”!

niedziela, 27 maja 2012

Od kiedy pojawił się pomysł likwidowania Trzeciej Rzeczpospolitej i zastępowania jej Czwartą, mocno się temu sprzeciwiam. Szczególnie od chwili, gdy „chlapnięcie” Pawła Śpiewaka o wyczerpaniu się Trzeciej i konieczności budowania Czwartej przejął PiS pod kierownictwem Jarosława Kaczyńskiego i nadał temu postulatowi osobliwości wzięte z jego „wizji”. Uważam te „wizje” za bardzo niebezpieczne dla wolności obywatelskich oraz dla wizerunku i pozycji Polski na zewnątrz – pisze Waldemar Kuczyński w najnowszym felietonie dla Wirtualnej Polski.

Wielokroć pisałem, dlaczego tak sądzę. Także w Wirtualnej Polsce, więc nie będę tego powtarzał. Lęk przed Czwartą Rzeczpospolitą w wydaniu Kaczyńskiego nadał mojej publicystyce sporą jednostronność. Skupienie uwagi na formacji, która nie rządzi, w celu podtrzymywania – koniecznego dla stabilności Polski – antypisowskiego sentymentu. To ona sama wywołała go u większości Polaków, głównie dwoma latami rządów.

Podtrzymywanie antypisowskiej szczepionki, kordonu sanitarnego wokół tej partii i jej – chwilami jeszcze groźniejszej – otoczki, w sposób naturalny, choć bez moich intencji, zrobiło ze mnie apologetę Trzeciej Rzeczpospolitej i chwalcę rządu obecnej koalicji. Nie ukrywam, że obecny kształt państwa uważam za dobry, a jego Konstytucję za sprawdzoną. Generalnie dobrze oceniam także rządy PO-PSL. Generalnie – to nie znaczy: każde zachowanie i każdą decyzję. Ale sumę plusów i minusów.

Odkładam rząd na bok. Chodzi mi o pewną słabość ustrojową, która przejawia się w wielu sferach codzienności. Mianowicie o małą wrażliwość służb publicznych, na różne przejawy samowoli w życiu prywatnym i publicznym sięgające od awanturnictwa i chuligaństwa po przestępstwa. Oraz o za małą stanowczość w reagowaniu na takie zjawiska. Ile razy w mediach widzieliśmy pieniaczy, czy łobuzów w stosunkach sąsiedzkich na których nie ma sposobu? Przypadki powszechnie znanej przemocy w rodzinie i brak reakcji służb socjalnych czy policji.

Ile drzwi urzędów zatrzasnęło się przed dziennikarzami, choć powinni oni dostać informacje? A jak zachowało się państwo, gdy związkowcy zamknęli posłów i rząd w sejmie, albo jak taksówkarze sparaliżowali ruch? Państwa nie było! I to jest pięta achillesowa Trzeciej Rzeczpospolitej, duża bezwładność w reakcjach na przejawy różnych nieporządków i łamania prawa. Jedną z przyczyn jest na pewno alergia na nadmiar państwa, którą wynieśliśmy z czasów PRL, zresztą czasami zasadna, jak w przypadku mody na podsłuchy w naszych licznych służbach.

Po 23 latach ogólnie udanej pracy nad naszym ustrojem należałoby przejrzeć jego rozwiązania pod kątem wzmocnienia wrażliwości i stanowczości wszystkich agend państwa na bardzo szeroko pojętą samowolę, czyli nadużywanie wolności obywatelskich. To powinien być jeden z ważnych punktów pracy rządu. Przed państwem ludzie nie powinni drżeć, ale państwo nie może być „wołowate”. Tam gdzie trzeba powinno być stanowcze i egzekwujące. Konsekwentnie! Wszak samym źródłem idei państwa jest porządek w społeczności. To co mu zaprzecza, a jest tolerowane niszczy państwo. Trzecia Rzeczpospolita musi stać się w stosunku do obywateli wyłamujących się z norm porządku bardziej ostra. Także po to, by jej słabość w tej dziedzinie nie stawała się paliwem napędzającym groźne siły i projekty polityczne.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,126914,publicysta,Waldemar-Kuczynski,komentarze.html

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Jarosław Kononowicz o Euro 2012

sobota, 12 maja 2012

W czwartkowej „Rzeczpospolitej” jest artykuł Mirosława Żukowskiego „Nie gorzknieć w kącie”, a w nim taki fragment; „W czerwcu na Polskę spadnie futbolowe nieszczęście, najemy się wstydu, mieszkańcy miast powinni już dziś masowo przenieść się w Bory Tucholskie, a ci co pozostaną zabarykadować w domach z zapasem żywności i wyjść dopiero 1 lipca. Taki jest obraz Euro w polskich mediach na miesiąc przed meczem otwarcie”. Od wielu dni wszystko przysłania czarnowidztwo, bieganie z zapamiętaniem, gdzie czegoś nie dokończono. Zachłystywanie się korkami przy zjeździe z A2, długością podróży pociągami i samochodami z turniejowego miasta do miasta, brakiem kolejki z lotniska na stadion w Warszawie i tak dalej.

Miałem tu ochotę napisać, że to obłęd, który wyrwał się spod kontroli, ale to tylko część prawdy. Najpierw kilka zdań o stanie rzeczy. Wedle informacji cytowanej przez krytyków, z założonego inwestycyjnego programu związanego z Euro 2012 nie wykonano, aż jednej ósmej na kwotę 13 mld złotych! Łatwo przeliczyć, że program opiewał na 104 miliardy złotych, czyli był ogromny i został wykonany w 87% z ogonkiem. A przecież to nie były jedyne inwestycje w Polsce, ponadto budowano wiele obiektów ze środków unijnych i nie tylko, bez związku z Euro. W takich sytuacjach zawsze występuje napięcie między skalą inwestycji, a potencjałem potrzebnym do ich wykonania. Im większa dysproporcja tym większa też szansa dla marnych firm, bo i one stają się potrzebne. W sumie tym większa możliwość poślizgów i niedoróbek. Wykonanie w takiej sytuacji 87% programu to nie klęska, lecz dobry wynik. W żadnym wypadku powód do histerii.

No właśnie, czy tylko histerii? Nie, nie tylko. Histerię, a dokładniej niekontrolowaną owczą pogoń za tym co się nie udało, czy źle udało można przypisać głównym mediom. Wiadomo, im gorzej w realu, tym lepiej na szpaltach, czy ekranach. Ale w przypadku polityków o histerii nie ma mowy. W tym towarzystwie na początku jest kalkulacja, co nam się opłaca. Czy pochwalić i jak pochwalić, czy przywalić i jak przywalić. Rzeczywisty stan rzeczy, jakikolwiek byłby, super, czy do niczego, schodzi na drugi plan. No, a jak się już ustali linię partii, to siłą rozpędu można się zachłysnąć bluzgiem, lub zachwytem. I jest oczywiste, że politycy rządzący będą chwalili to, co do nich należało, a politycy opozycji będą szukali dziur.

W naszej konkretnej sytuacji jest wszakże osobliwość, która zasadniczo różnicuje treść i ton krytyki władzy. Mamy bowiem, oprócz partii opozycyjnych takich jak SLD, czy Ruch Poparcia Palikota, partię ustrojowej rebelii, jaką jest PiS pod kierownictwem Jarosława Kaczyńskiego. Wracam do tej osobliwości przy każdej okazji, bo jak się jej nie widzi, to się nie rozumie polskiej polityki.

Prawu i Sprawiedliwości nie zależy na merytorycznej ocenie tego, co robi rząd. Celem tej partii, pod obecnym kierownictwem, nie jest zmiana polityki, lecz zmiana politycznego kształtu Polski, który ona odrzuca. W logice postępowania PiS jest liczenie na katastrofę wizerunkową Euro 2012, bo da się nią obciążyć i Tuska i III Rzeczpospolitą. Pragnienie rzutuje na postrzeganie rzeczywistości. Cóż takiego skłoniło Jarosława Kaczyńskiego, do mówienia, że na Euro nie będzie dróg, autostrad, kolei, nie będzie niczego? Chyba nie pan Kononowicz?

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Czytaj także wcześniejsze felietony Waldemara Kuczyńskiego

„Opętani nienawiścią – odpowiadają za klimat wojny domowej”.

piątek, 4 maja 2012

Trzeci maja – rocznica chwalebnej w zamiarach i tragicznej w skutkach próby ratowania państwa. Spóźnionej o dziesięciolecia, bo prawie od początków XVIII wieku byliśmy rodzajem PRL, państwem satelickim, w którym władzę sprawował ambasador Rosji. Rok 1791, potem nie ma prawie dwudziestolecia, które nie byłoby porażone kolejną klęską i rozbitymi nadziejami. Szok rozbiorów, upadek ułudy napoleońskiej, klęska powstania listopadowego, wiosna ludów, ale nie dla nas. Katastrofa powstania styczniowego i długa noc po nim, wreszcie niepodległość, ale kilka lat później załamanie się demokracji i straszliwy wstrząs upadku państwa, koszmar okupacji hitlerowskiej i stalinowskiej.

Czytaj także wcześniejsze felietony tego publicysty

Potem lepiej ale znowu w roli satelity wschodniego mocarza. I wreszcie cud roku 1989, wolność, niepodległość, członkostwo w Unii Europejskiej i NATO, otwarty świat, gospodarczy rozwój. I co najważniejsze, dwadzieścia trzy lata od cudu nie widać nad Ojczyzną czarnych chmur, może nie jest bezchmurnie, ale najodleglejszego choćby pomruku burzy podobnej tym, co towarzyszyły nam przez prawie trzy stulecia nie słychać. Bzdury gada poeta, o objęciach cara północy, w których podobno już jesteśmy. Spokojne niebo nad Ojczyzną wolnych obywateli.

Dobry czas na urządzanie naszego domu, wspólnego, również tych prywatnych, rodzinnych. Wiele z tego czasu spożytkowaliśmy jak należało. Ci co patrzą na nas z zewnątrz, widzą to, my gorzej. Także dlatego, że od lat pełno Kasandr, wygadujących idiotyzmy podobne temu o objęciach cara północy i tak zaćmiewających ludzkie umysły, że część Polaków śpiewa nadal „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”.

Część prawicy – PiS i otaczający go konglomerat, również medialny – opętana nienawiścią do Trzeciej Rzeczpospolitej ponosi odpowiedzialność za wywołanie klimatu wojny domowej. Za zastąpienie normalnego w demokracji sporu politycznego w rozwalanie państwa, za zamianę języka z narzędzia komunikacji w kastet i żyletę do kaleczenia wrogów. Ten wywołany przez prawicę klimat jest największą przeszkodą w poprawianiu państwa, szczególnie tych jego mechanizmów, które części społeczeństwa służą, choć wszystkim szkodzą.

Każda próba reformatorska, budząca niezadowolenie społeczne, a to jest norma w reformowaniu, staje się okazją do ataku nie na władzę, która ją inicjuje, lecz w istocie rzeczy na państwo. Coraz częściej odpowiedzią na zapowiedziane i konieczne zmiany nie jest debata, by coś poprawić, lecz krzyk i wyciąganie ludzi na ulicę. Tworzenie nastroju i potencjału, by rozwiązywanie problemów politycznych w parlamencie i przy urnie wyborczej zastąpić kryterium ulicznym. Reformy zamiast być wspólną sprawą, stają się materiałem wybuchowym.

W retoryce tego nurtu, częsty jest zarzut robiony ogromnej większości Polaków, która nie podziela ich poglądów, że ukochali święty spokój i nade wszystko lubią grillować. Nazywani są lemingami, stworami bezmyślnymi, którzy oprócz obżerania się karkówką z rusztu zdolni są tylko do ślepego powtarzania tego, co im mainstream i salon nakażą. Święty spokój jest jedną z największych wartości w życiu ludzkich gromad. Właśnie ona stworzyła państwa, których głównym zadaniem jest dać obywatelom poczucie spokoju i bezpieczeństwa, także przed tymi, którzy mają ochotę niszczyć go od wewnątrz.

Grillujcie więc rodacy, grilluj Ojczyzno miła w ten dobry dla Ciebie czas i piękną majową pogodę. Grilluj, ale pozostań uczulona na tych, którzy chcieli by cię ustawić w szeregi pod przewodem „zbawcy”, by gdzieś pomaszerować. Zwykle są to manowce, albo i co gorszego.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Tytuł i lead pochodzą od redakcji

Grilluj Ojczyzno miła!

piątek, 27 kwietnia 2012

Miłego grillowania, albo i czego innego przyjemnego wedle wyboru ludzi wolnych wolność ubezpieczających. Piękna pogoda nad Ojczyzną dosłownie i właściwie także przenośnie, można zając się grillowaniem. Choć słyszałem już głosy, pewno ślad jakichś strachów z mediów Rydzykowych, że chińskie pieniądze zniszczą złotego. Chyba dostanie żółtaczki i szalony mnich już w ogóle nie będzie miał kasy, co tam dopiero na multiplex. Grillujmy i cieszmy się piękna pogodą. Byle wydostać się z miasta!

Rok 1937 w Polsce!

poniedziałek, 16 kwietnia 2012
Mój poranny wpis na Facebooku.
 
Jarosław Kaczyński w wywiadzie udzielonym Gazecie Polskiej powiedział, że aby wykryć czy zamach na samolot prezydencki miał źródło w Polsce trzeba stworzyć incydentalna ustawę, pozwalająca dojść do prawdy. To brzmi niby normalnie, ale zawiera rzczy strasze. Można sobie je łatwo wyobrazić. Możliwość aresztowania każdego bez zgody sądu, trzymania bez ograniczeń i specjalnego traktowania w śledztwie. Po coś takiego tworzy się czerezwyczajki, bo taka ustawa to podstawa czerezwyczajki. W tym zamyśle kryje się wielkie pragnienie urządzenia w Polsce czegoś przypominającego sowiecki rok 1937. I nie ma w tym wielkiej przesady. Szaleństwo zmierza do objęć Józefa Stalina. Oby wylądowało w szpitalu psychiatrycznym, a nie w gabinetach rządowych. To drugie zależy od nas, od tego czy zachowamy czujność wobec paranoi, czy nie.

Czy PiS i Kaczyński to dla Rosji „pożyteczni idioci”?

czwartek, 12 kwietnia 2012

Słuchałem w „Poranku w toku” w radiu TOK FM rozmowy Janiny Paradowskiej z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem. To była ważna rozmowa i szkoda, że stacje telewizyjne nie nadały takiej rozmowy 10 kwietnia, dając pole niemal wyłącznie największemu od ponad 20 lat jeźdźcowi zamętu w Polsce. Niewytłumaczalne jest też milczenie władzy, która w sprawie smoleńskiej od pewnego czasu przypomina strusia z głową w piasku. I z siedzeniem wypiętym do bicia – pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Czytaj także wcześniejsze felietony Waldemara Kuczyńskiego

Prokurator Seremet, bardzo jasno powiedział, że czarne skrzynki i wrak Tupolewa zostały przez polskich ekspertów przebadane w stopniu dostatecznym dla potrzeb śledztwa i ich fizyczna obecność w Polsce nie jest konieczna. Powiedział też, że w śledztwie nie ma procedury wykluczania hipotez, nie mogło więc być wykluczenia i hipotezy o zamachu. Jak do tej pory jednak nie znaleziono dowodu ani poszlaki, które wskazywałyby na zamach, a tok śledztwa dostarcza dodatkowych dowodów, że katastrofa wynikiem zamachu nie była.

Nie starczyło prokuratorowi czasu na antenie, ale przypomniał, co redaktor Paradowska powtórzyła w dyskusji publicystów, że polscy specjaliści badali też brzozę, w której znaleziono metalowe szczątki Tupolewa. Dowód wymowny, że z brzozą się zderzył. Do ludzi myślących racjonalnie, a jest ich większość, argumenty podane przez prokuratora dotrą, do ludzi myślących inaczej wszystko, co podważa wersję zamachu nie dotrze. Ale 10 kwietnia brak takiego głosu, jak ten z „Poranka w Toku” tych racjonalnie myślących zostawił samotnych wobec lawiny bzdur, które nie napotkawszy rzeczowego sprostowania zostawiają ślad.

Skoro czarne skrzynki i wrak po ich przebadaniu nie są potrzebne fizycznie w Polsce, to najpewniej nie są one potrzebne także fizycznie prokuratorom rosyjskim. Dlaczego wobec tego nam się ich nie zwraca? Władze rosyjskie dobrze wiedzą, że wokół tej sprawy jest u nas wiele emocji także antyrosyjskich i, że jest ona wykorzystywana przez PiS do oskarżania rządu Tuska o słabość i nieudolność. Po co zatem, wiedząc o tym, dają amunicję sile politycznej o rozbuchanej fobii antyrosyjskiej? Dlaczego dają argumenty, takiej akurat partii w walce o zdobycie władzy? Czy aby nie widzą w tym interesu?

Rosja wie dobrze, że większość krajów Unii Europejskiej potrzebuje Rosji, chce z nią handlować i mieć możliwie dobre stosunki. I że złym okiem patrzy na próby zakłócania tego stanu rzeczy, że polityk, czy kraj, którzy dzisiaj angażują się w politykę o zimnowojennych tonach nie zyskują, lecz tracą w gronie państw Unii powagę, prestiż i wpływ na to, co się w niej dzieje.

Moim zdaniem Rosja nie pogodziła się z utratą, szczególnie Ukrainy. Na pewno bardzo nie chce jej wstąpienia do Unii Europejskiej, czego bardziej pewno niż Ukraina, chcą główne partie w Polsce. Czy z tego punktu widzenia nie lepiej, by nad Wisłą rządziła ekipa nie ukrywająca marzeń o dobijaniu wschodniego niedźwiedzia? Ekipa, która zderzając się z nastrojem w Unii, szybko zyska miano nieobliczalnego, a nawet niebezpiecznego dziwadła, które najlepiej odizolować od wpływu? Czy to nie jest lepsze niż rządy Platformy, której cele polityki wschodniej w istocie nie odbiegają od PiS-owskich, tylko realizowane są mądrzej i skuteczniej z większą słyszalnością w Unii?

Może Prezes Kaczyński i jego otoczenie, a jeszcze bardziej jego zwolennicy powinni zastanowić się, czy nie pełnią mimowolnie roli „pożytecznych idiotów”, którymi polityka rosyjska, jak wiadomo, dobrze się potrafiła posługiwać. Czy rządy PiS to aby nie „super gratka” dla władców Kremla?

Szacunek dla Trzeciej Rzeczpospolitej

wtorek, 10 kwietnia 2012

W dwa lata po tej strasznej katastrofie, jako obywatel, wyrażam najwyższe uznanie dla III Rzeczpospolitej i jej władz, po 10 kwietnia 2010 roku  z szacunkiem dla ofiar i rodziń i bez śladu intencji politycznych, niezwykle sprawnie zorganizowały sprowadzenie zwłok do kraju i ich pochowanie. I które w ten sam sposób podchodzą do oficjalnych obchodów w drugą rocznicę. To – obok wspomnienie wszystkich, ktorzy zginęli – dziś przede wszystkim powinno być pamiętane i przypomniane. I to powinno być tłem dla wszystkiego co już wczoraj zaczęlo sie pod ambasadą Rosyjską i Kancelarią Premiera i co stanie się dziś w toku obchodów PiS-owskich i dla ocenienia tego!