Jestem z Układu

„Po wielkim skoku” – wznowienie

niedziela, 29 stycznia 2012

Po trzydziestu latach od ukazania się wznowiona będzie moja pierwsza ksiażka „Po wielkim skoku”. Publikujee niżej, jako jej zwiastun moje wprowadzenie do reedycji. Wkrótce opublikuje też historię tej książki. Przepraszam niezwykle cierpliwych bywalców za nieobecność przekraczającą granice przyzwoitości. Mam już komputer do dyspozycji i wróciłem z dwutygodniowych wakacji. Przepraszam.

Dedykacja:

Pamięci profesorów; Czesława Bobrowskiego i Stefana Kurowskiego, recenzentów tej książki dla nielegalnej Niezależnej Oficyny Wydawniczej.

 Od autora

Pierwsze wydanie „Po wielkim skoku” wyszło w roku 1980, najpierw w drugim, nielegalnym obiegu, a rok później legalnie. Obecne wznowienie ukazujące się dzięki Akademii Ekonomicznej im. Leona Koźmińskiego oraz wydawnictwu Poltext, jest w niczym niezmienioną wersją tamtej książki. Chodziło o to, by zachować ją jako dokument dość już odległego czasu. Pozwala on zorientować się o ówczesnych możliwościach analizy w świecie informacji cenzurowanej, jak i o myśleniu środowiska ekonomicznego, którego byłem cząstką.  

Obecne wydanie otwiera wstęp pióra Leszka Balcerowicza, za który mu bardzo dziękuję. Lokuje on książkę na tle ówczesnej debaty ekonomicznej i uwidacznia pomost między nią, a tym czym żyje dziś Polska, Europa i świat. Opatrzyłem też obecne wznowienie posłowiem o historii „Po wielkim skoku”. Sądzę, że zaciekawi, jako okienko otwarte na tamten czas. W ramach zaś wspomnianego rzucania pomostów dodany został Aneks poświęcony wielkiej reformie gospodarczej lat 1989-1990. Otwiera go „Wspomnienie o skoku w rynek”, publicystyczna, ale rzetelna i jedna z pełniejszych relacji z pozycji współuczestnika wydarzeń, o przygotowywaniu i wprowadzaniu „Planu Balcerowicza”. Jest tam też moja polemika opublikowana wiosną 1990 roku przez „Rzeczpospolitą” z ostrym atakiem na politykę gospodarczą rządu Tadeusza Mazowieckiego ze strony Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej (poprzedniczki SLD). Pokazuje ona dylematy przed którymi staliśmy. Dodana została też notatka ze spotkania w Warszawie w kwietniu 1990 roku grona wybitnych międzynarodowych ekspertów, którzy oceniali przebieg reformy. Aneks zawiera również wykład inaugurujący rok akademicki 1994, który wygłosiłem w Wyższej Szkole Bankowej w Poznaniu. Jest on próbą wyjaśnienia przyczyn załamania gospodarki, (kryzysu transformacyjnego), jakie dotknęło wszystkie kraje pokomunistyczne bez względu na prowadzoną politykę ekonomiczną. Jest jeszcze jeden tekst, którego charakter chcę tu wyjaśnić szerzej, by uniknąć nie tyle nieporozumień, co złych języków. Z początkiem roku 1990 Michaił Gorbaczow, bardzo zainteresowany polską reformą, ze względu na problemy gospodarcze ZSRR poprosił prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego o zapoznanie go, jak to u nas biegnie. Poprosił, to podkreślam, by nie było cienia podejrzeń, że szło nadal o jakieś raportowanie. Prezydent poprosił z kolei premiera Mazowieckiego, by ciekawość Gorbaczowa zaspokoić i my nie mieliśmy nic przeciwko temu. Przeciwnie byliśmy radzi, że nasz przykład może się im przydać. Odpowiadając na tę prośbę napisałem w lutym dwie notatki, które prezydent po przetłumaczeniu na rosyjski przekazał Gorbaczowowi. Publikujemy drugą z nich, bo pierwszej nie zdołałem odnaleźć.

Pragnę podziękować Akademii Ekonomicznej im. Leona Koźmińskiego i osobiście profesorowi Andrzejowi Koźmińskiemu, za decyzję o wznowieniu „Po wielkim skoku”. Za zrealizowanie przedsięwzięcia dziękuję wydawnictwu Poltext i jego szefowi redaktorowi Markowi Rostockiemu, z którym mi się świetnie pracowało. Dziękuję Stowarzyszeniu Banków Polskich za zgodę na przedruk „Wspomnienia o skoku w rynek” napisanego dla ich periodyku „Horyzonty Finansów 2010”. Profesorom Tadeuszowi Kowalikowi, Andrzejowi Koźmińskiemu i Jerzemu Osiatyńskiemu, dziękuję za miłe dla autora noty na tylną część okładki.

Od obudzenia do otrzeźwienia

czwartek, 5 stycznia 2012

Mój najnowszy komentarz w Wirtualnej Polsce:

„Jeżeli partia zdobywa tyle głosów, to znak, że…”.

Poparcie dla Fideszu spadło do 18%, a 54% wyborców orzekło, że nie wie kogo poprzeć. Jeśli tak jest naprawdę, to sytuacja, dla trzeźwiejących z obudzenia rysuje się niewesoło. Węgrzy oddali kraj całkowicie, bez reszty, w ręce jednej partii. Takiej na dodatek, której szefostwo, sądząc po czynach przekształca demokrację bez przymiotnika, w demokrację z kierowniczą siłą ich partii.

Doświadczenie z IV RP, a teraz z IV Węgrami zawiera też kilka nauk. Po pierwsze bojownik przeciw komunistycznemu zamordyzmowi, może wprowadzić własny. Po drugie wolność jest wrażliwa na wrogie jej wirusy, nawet jeśli się jest w Unii Europejskiej. Po trzecie przestroga by nie nieść wszystkich jaj w jednym koszu obowiązuje także przy urnie wyborczej; nikomu całej władzy – pisze Waldemar Kuczyński dla Wirtualnej Polski.

Przeczytaj wcześniejsze felietony Waldemara Kuczyńskiego

Jeżeli jakaś partia w rzetelnych wyborach zdobywa 60% głosów, to znak, że w takim kraju dzieje się coś nienormalnego. Ludzie są pobudzeni, wyrwani z najczęściej nie emocjonującego toku codzienności. Taki wynik dostała w wyborach 2010 na Węgrzech partia Viktora Orbana – Fidesz. W tamtym roku Węgrzy byli wściekli na socjalistów i ich rządy. Kiedy miliony ludzi coś bardzo oburza to historia tam gdzie żyją rusza z miejsca. To bardzo delikatny moment, bo może ruszyć ku dobremu, albo ku złemu, nawet gorszemu od stanu, który te miliony oburzył.

Oburzeni szukają wybawcy i zwykle pojawiają się chętni do odegrania takiej roli. Węgrzy zobaczyli wybawienie w partii Orbana. Wyobrażam sobie, że panować musiał wtedy nastrój narodowego obudzenia, pobudki w rodzaju „narodzie wstań z kolan”. O takim obudzeniu marzy u nas PiS i jego zwolennicy, a jeszcze goręcej ci na prawo od nich, spece od zamawiania piwa znanym gestem. Węgrzy więc się obudzili i wybrali kierunek.

Sadząc jednak po wynikach sondażu z grudnia ubiegłego roku, spora ich część w 20 miesięcy po przebudzeniu nabiera wątpliwości, czy w nerwach i euforii wybrała dobrze. Przeczytałem, że poparcie dla Fideszu spadło do 18%, a 54% wyborców orzekło, że nie wie kogo poprzeć. Jeśli tak jest naprawdę, to sytuacja, dla trzeźwiejących z obudzenia rysuje się niewesoło. Węgrzy oddali kraj całkowicie, bez reszty, w ręce jednej partii. Takiej na dodatek, której szefostwo, sądząc po czynach przekształca demokrację bez przymiotnika, w demokrację z kierowniczą siłą ich partii.

Czytając relacje z naddunajskiego kraju mam przed oczami dwa lata budowy IV RP nad Wisłą, a nawet, jakbym widział ten etap, do którego u nas bracia Kaczyńscy dążyli, ale nie doszli. Na przykład nie postawili na skraju legalności postkomunistów i nie zmienili Konstytucji, choć o tym śnili i mówili. Polacy, też w 2005 roku wkurzeni na lewicę, zachowali się trzeźwo i nie dali nikomu większości konstytucyjnej. A dobry los sprawił, że pod dwu latach zyskaliśmy szansę, by PiS-owi podziękować.

Wyborcy węgierscy są w o wiele gorszej sytuacji. Sądząc po poczynaniach ich władzy, może być i tak, że przy pomocy czarów nad prawem wyborczym, nad medialnym już się dokonały, głos wyborcy przeciwnego demokracji „z kierownicą” będzie na szali leciutki, a zwolennika ciężki. I wtedy choćby lud otrzeźwiał z obudzenia może mieć trudności, by błąd naprawić i kraj spod władzy fideszowej kierownicy wyjąć. Mogą pozostać tylko dwa narzędzia; ulica (patrz, ostatnia ponoć stutysięczna demonstracja) i nacisk Unii Europejskiej. Unia przeżywa dziś wielki sprawdzian ekonomiczny. Jestem pewien, że go zda i wyjdzie z niego silniejsza. Ale na przykładzie Węgier przeżywa też test na wierność wartościom, które uważa za swoje. Nie wolno demokracji węgierskiej i wolności Węgrów zostawić pod opieką ludzi, którzy uważają, że wolność ma tylko kolor ich partii.

Doświadczenie z IV RP, a teraz z IV Węgrami zawiera też kilka nauk. Po pierwsze bojownik przeciw komunistycznemu zamordyzmowi, może wprowadzić własny. Po drugie wolność jest wrażliwa na wrogie jej wirusy, nawet jeśli się jest w Unii Europejskiej. Po trzecie przestroga by nie nieść wszystkich jaj w jednym koszu obowiązuje także przy urnie wyborczej; nikomu całej władzy. I na koniec głosujmy w otrzeźwieniu, nigdy w obudzeniu.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Tytuł i lead felietonu pochodzą od redakcji

Świromania; powstańcy i ugodowcy!

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Coraz bardziej kocham Twitter. Można przywalić od ręki i uczy zwięzlości. Oto moje ostatnie wpisy:

DziadekWaldemarWaldemar Kuczyński
@FrondaPL Pisoluby po serii klęsk doszli do ściany i teraz idą po niej, w obłoki. Tam Terlikowski zobaczył HITLERA W ..PALIKOCIE.
Waldemar Kuczyński
DziadekWaldemarWaldemar Kuczyński
Podobno wątpią, czy ja to WALDEMAR KUCZYŃSKI. To ja; tubylec, ze  społeczeństwa, tego dla psiej agencji towarzyskiej wedle J.M.Rymkiewicza.
************
Na pisolubnych portalach trwa spór powstańców z ugodowcami. Powstańcy chcą tubylców (70 % polskiego luda) wziąć na smycz, a ugodowcy na lep.
************
***********
Gdyby Balcerowicz uległ publiczności, mediom i „specjalistom” to powinien wycofać reformę kilka dni po jej wprowadzeniu 1 stycznia 1990 r.
O tym czy krzyk wokół refundacji to problem, czy histeria, będzie wiadome za kilka tygodni, po praktycznym sprawdzeniu, ale nie dziś.
*************
Celem publicysty nie jest atak na rząd, lecz na to, z rządu, czy opozycji, co stwarza zagrożenie. Czasem największe stwarza opozycja.
**********
Żale PiS-owców, że są wykluczani, to na prawdę wyraz ukrytego marzenia o monopolu. Przestaną być wykluczani, gdy posiądą wszystko.
***********
To „państwo podziemne”, które budują pisoidy to tworzenie struktur rebelii, rozstrzygania sporu politycznego na ulicach, jeśli będzie okazja
************
Totalna  świromania; na pisoidalnych portalach dyskusja między organicznikami i insurekcjonistami. W niepodległym państwie wolnych ludzi!!

UPADAJMY RADOŚNIE I ZDROWO

sobota, 31 grudnia 2011

Panie i Panowie, Moi Drodzy Znajomi i Nieznajomi, w oszałamiającej kanonadzie, w radości, w miliardach uścisków, całusów etc. glob wita Rok Gdy Upadnie Wszystko; Rzym i Berlin, Euro i Europa. Zyczę Wam wszystkim udanej nocy Sylwestrowej a następnie rozkosznego upadania, w dobrym zdrowiu przez cały rok 2012. Bowiem upadki w dobrym zdrowiu i nastroju są słodyczą życia.

Żegnamy dobry rok…witamy niekoniecznie zły

czwartek, 29 grudnia 2011

Mój najnowszy komentarz w Wirtualnej Polsce:

http://wiadomosci.wp.pl/title,To-ogromna-drzazga-w-oku-PiS,wid,14122933,wiadomosc.html

Przepraszam za tak dlugą nieobecność.

 

Przed i po Expose

poniedziałek, 21 listopada 2011

Załączam niżej moje dwa komentarze. Jeden z Wirtualnej Polski opublikowany dzień przed Expose Premiera i drugi z Krytyki Politycznej opublikowany natychmiast po expose:

PRZED EXPOSE

 Nowy rząd powstrzyma zarazę? Świat patrzy na Polskę.
Waldemar Kuczyński
wp.pl  | dodane 2011-11-17 (14:06) 
 
 Mamy więc rząd, a jutro poznamy to, co chce zrobić. Na kilkanaście godzin przed expose nie ma sensu odgadywanie, co w nim będzie, szczególnie gdy chodzi o szczegóły. Od składu polskiego rządu i od tego co premier powie jutro, Europa nie wpadnie w depresję, ani w zachwyt. Tak by było gdybyśmy mieli kilka razy większy udział w jej PKB, albo ze dwa razy większy udział zadłużenia w naszym PKB, czyli gdybyśmy byli dużo więksi, lub dużo gorsi. A my ni to ni owo.
 
Ale nigdy od czasu rządu Tadeusza Mazowieckiego, to co zamierza nowy gabinet nie budziło takiej, jak dziś uwagi za granicą i nigdy też od reakcji zagranicznych na nowy gabinet i jego program nie zależała tak bardzo, jak teraz nasza sytuacja gospodarcza. To nie przez członkostwo w Unii Europejskiej, lecz przez kryzys, jaki ona przeżywa. Dobre reakcje, a nawet brak złych, szczególnie rynków finansowych będą sygnałem, iż uważa się, że po zmianie rządu Polska nie dołącza do strefy najbardziej zakażonej, a może się od niej oddali. I to będzie miało wymierny w wielkich pieniądzach wpływ na naszą pozycję, jako pożyczkobiorcy. Czy będziemy pożyczać drożej, czy może taniej, bo pożyczać musimy. I to będzie wpływało na pozycję premiera i polskiego rządu w wewnatrzunijnej grze o budżet i inne sprawy. Im bardziej odporna będzie Polska na kryzys, tym więcej do powiedzenia i zyskania będą mieli polscy politycy w Brukseli.

Jestem pewien, że premier, jego doradcy i minister finansów zdają sobie z tego sprawę to i mają wiedzę, a mam nadzieję i wolę, by zapewnić programowi rządowemu najpierw dobre przyjęcie w kraju i za granicą, a potem sprawnie go wykonać. Moim zdaniem najważniejszym zadaniem rządu, przynajmniej na najbliższe dwa lata, jest zatrzymanie kryzysu na granicach Polski. To jedyny priorytet ekonomiczny, który powinien być postawiony i żadnych innych w tej dziedzinie. Jest on akurat zbieżny z tym co należy robić w gospodarce, by zapewnić jej długookresowy przyzwoity wzrost ekonomiczny. Dwa wielkie zadania, znane od dawna, są wreszcie do zrobienia. Po pierwsze konsekwentne obniżenie deficytu finansów publicznych i sprowadzenie zadłużenia do poziomu bezpiecznego ze względu na progi ustawowe oraz możliwość niewyczerpującej obsługi. Drugie wielkie zadanie to poprawa konkurencyjności gospodarki, głównie przez odbiurokratyzowanie i deregulację, także rynku pracy. Każdy z tych dwu kierunków tworzenia sanitarnego kordonu antykryzysowego można rozpisać na konkrety, także doskonale znane i powierzyć je ministrom. Łącznie utrzymując ścisły związek koniunktury w Polsce z dobrą koniunkturą w Unii, powinny one osłabić wpływ złej koniunktury w Unii na sytuację u nas. Zapewne idącej z zewnątrz zarazy w pełni nie wstrzymamy, ale mamy szansę właśnie w czasie kryzysu szybciej gonić bogatą Europę, byleśmy idąc nawet wolno, szli wyraźnie szybciej niż ona. Wszystko zależy od woli politycznej; od odwagi i determinacji. W rządzeniu krajem towarem deficytowym prawie zawsze nie jest to co robić, lecz wola, by to robić.

Rząd, który ma trzy lata do wyborów, świadomość ludzi, mocno nasiąkniętą niepokojem przed kryzysem, pewnym zrozumieniem dla potrzeby trudnych decyzji i oczekiwaniem na władzę, która się kryzysu nie lęka, ma wyjątkową okazję by to co trzeba, przekształcić w to co się zrobi i, po platformersku mówiąc, kryzys wykiwać. O co proszę i czego nam wszystkim życzę.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Tytuł pochodzi od redakcji

 http://wiadomosci.wp.pl/title,Nowy-rzad-powstrzyma-zaraze-Swiat-patrzy-na-Polske,wid,13995513,wiadomosc.html

PO EXPOSE

 19.11.2011 
 To było dobre expose. Niezwykłe, bo nie o wszystkim, ale trafione w pilną potrzebę czasu. Po raz pierwszy od czasu, gdy expose wygłaszał Tadeusz Mazowiecki, na to co miał powiedzieć polski premier z taką uwagą czekali politycy i komentatorzy za granicą. I po raz pierwszy od tamtego czasu tak silny mógł być wpływ tych słów na naszą sytuację, głównie ekonomiczną, ale nie tylko. Polska nie jest gigantem gospodarczym, ani źródłem zarazy ekonomicznej i na pewno od słów Tuska Europa się nie zachwieje, ani nie ozdrowieje. Ale nastroje na kontynencie są paniczne i nawet słowo z Warszawy może je uspokajać lub rozpalać. I od tej strony przemówienie premiera jest perfekcyjne. Będzie bardzo dobrze przyjęte przez rynki finansowe i to się odbije na pozycji złotego i powinno się odbić też na polskiej wiarygodności jako kredytobiorcy.

Premier zapowiedział serię reform i zmian, niezmiernie konkretnie a więc w sposób uniemożliwiający wycofanie się z tego co zapowiedział. To nie są obietnice, to są zapowiedzi. Zmiany dokładnie odpowiadające temu, co od dawna uważa się za niezbędne dla poprawy finansów publicznych i co za tym idzie dla stabilizacji gospodarki oraz perspektywy jej rozwoju.

Ale to nie jest program wedle reguły „krew, pot i łzy”, nawiasem mówiąc uważam, że te słowa Winstona Churchilla zupełnie nie pasują do naszej sytuacji. Reformy tej kadencji mają być skojarzone z wrażliwością na los grup społecznych z dolnych szczebli drabiny zamożności. To jest liberalizm z wyraźną domieszką socjalną. Uważam to za mądre. Podobają mi się zapowiedzi dotyczące polityki zasiłków rodzinnych, przyjęcie zasady, że powinny być bardziej szczodre, ale w stosunku do tych co szczodrości potrzebują. Ją też powinno się stosować do całej polityki społecznej. 

Dobrze się stało, że premier zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo narastania w Europie estremizmów, lewicowych i prawicowych. Sprzyja temu czas kryzysu, już tak bywalo. Z tym, że ja nie stawiałbym ich na równi, jak to zrobił Donald Tusk. Uważam, że ekstremizm lewicowy to dziś jak grypa, natomiast prawicowy, jak wścieklizna. Dobrze, że szef rządu zasygnalizował, że państwo będzie miało te skraje na oku i nie pozwoli, by jedni, czy drudzy wprowadzali do kraju niepokoje. Także w tym kontekście odebrałem zapowiedź podwyżek płac dla policji i dla wojska, jako sygnał,  że rząd nie pozwoli nikomu atakować państwa na ulicy, rozstrzygać na ulicy sporów od których rozstrzygania jest parlament i kartka wyborcza.

 http://www.krytykapolityczna.pl/Opinie/KuczynskivsKuczynskiDwuglosoexpose/menuid-1.html

Bunt u bolszewików III RP

piątek, 4 listopada 2011

Gdyby Duch Święty natchnął Jarosława Kaczyńskiego….
 
wp.pl  | wp.pl
 
 W styczniu 2009 roku opublikowałem w „Gazecie Wyborczej” artykuł „Bolszewicy Trzeciej RP”. Analizowałem w nim statut PiS pod kątem władzy Prezesa. Wiedziałem, a statut to potwierdził, że partia jest totalitarnie rządzonym dziwadłem, w demokratycznym ustroju Trzeciej Rzeczpospolitej. Ideowo innym, ale funkcjonalnie podobnym do wpływowych partii komunistycznych w zachodnich demokracjach. Partie te, nawet w totalitarnym otoczeniu swoich państw, od czasu do czasu przechodziły kryzys. Otoczenie demokratyczne, czyni je jeszcze bardziej na wstrząsy podatne.

PiS przeszedł serię kryzysów. Ten jest najcięższy, bo wywołany przez sól partii, przez pisowców najbardziej pisowskich. Najwidoczniejszym źródłem wstrząsów jest widoczna oczywistość, że partia nie ma mocy, by wrócić do władzy. Ale to powierzchnia odpowiedzi na pytanie o wstrząsy w PiS. Dlaczego nie może wrócić do władzy? Odpowiedź na to pytanie pozwoli ocenić, czy bunt ziobrystów zmieni sytuację, która tak bardzo partii i sympatykom przeszkadza. Wyraziła ją Beata Kempa mówiąc, że „trwanie dla trwania nie ma sensu”.

Moja odpowiedź na to pytanie jest następująca. PiS nie może zdobyć władzy, bo zdecydowana większość obywateli nie chce realizacji, boi się głównego politycznego projektu tej partii, jedynej racji jej istnienia, a mianowicie tzw. IV RP. Ten projekt w świadomości lękających się go ludzi wiąże się nierozerwalnie z praktyką rządu PiS w latach 2005-2007. I z nazwiskami czołowych realizatorów: braci Kaczyńskich, obecnie Jarosława oraz Zbigniewa Ziobry. To ten projekt, a nie miny i słowa obu polityków, czy nastawienie do nich mediów, jest przyczyną powstania i trwania uzasadnionej nieufności do PiS. I przekonania, że nie wolno tej partii dać władzy w ręce. Ten projekt wytworzył „odporność”, którą nazwałem dość dawno obywatelskim kordonem sanitarnym. Jego obecność, jako rodzaj obrony przed potencjalnym zagrożeniem, wywołała też takie dziwności na scenie politycznej, jak niewrażliwość wyborców na błędy rządzenia PO i skupienie uwagi na PiS, a nie na rządzie.
 
Czy ziobryści przełamią kordon sanitarny? W żadnym wypadku. Oni akurat nie, bardziej Jarosław Kaczyński, gdyby go Duch Święty natchnął, o co prosiłem kiedyś we wpisie blogowym. Ziobryści to ekstrema IV Rzeczpospolitej, całkiem niewiarygodna dla wyborców, którzy mogliby poszerzyć elektorat tej partii, bo to ludzie bliżsi centrum. Aby ów kordon sanitarny mógł słabnąć, Prawo i Sprawiedliwość, ktokolwiek będzie szefem, i czy będzie to jedna, czy dwie partie, musi lękający się tej partii elektorat przekonać, że porzuca projekt IV RP. Tak, gdy chodzi o jego treść, a jeszcze bardziej – o konfrontacyjne narzucanie. Nie będzie zaniku lęku przez PiS i blokowania mu dostępu do władzy przez obywateli, jeżeli z zamiarów, a nie z retoryki, nie zniknie „rozprawianie się z III RP” i z mgławicowo określanymi wrogami, stojącymi na drodze do realizacji owej Czwartej.

Nie chodzi o robienie z III RP skamieliny, ale o to, że o kształt demokratycznego już państwa nie wolno wywoływać awantur przypominających rebelie i rokosze. Nie wierzę, by PiS pod kierownictwem Jarosława Kaczyńskiego, a tym bardziej Zbigniewa Ziobry, było zdolne uwolnić obywateli od lęku przed sobą i zyskać zaufanie pozwalające wrócić do władzy. Bez względu na to, jak skończy się bunt u bolszewików Trzeciej RP, pragnienie Beaty Kempy pozostanie niezaspokojone.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Kochany kryzysie przybywaj!

piątek, 28 października 2011

  
wp.pl | dodane 2011-10-27 (12:00) 
 
Czarny czwartkowy poranek dla PiS, jego zwolenników, a szczególnie dla propisowskiej blogosfery. Chyba płaczą, rozglądając się jednak, czy w pobliżu nie ma kamery, albo mikrofonu. W Brukseli osiągnięto istotną zgodę antykryzysową.

Igor Janke napisał niedawno w „Rzeczpospolitej” (18.10.20110), że „Jarosław Kaczyński marzy o drugim Budapeszcie. Wierzy, że kryzys gospodarczy dotknie Polskę tak bardzo, że wyborcy odsuną się od Platformy Obywatelskiej i wpadną w ręce PiS”. Poseł Sellin odrabiający czasową zdradę PiS, wieszczył parę dni temu upadek Unii Europejskiej pod ciosami kryzysu. W reakcjach pisowskiej blogosfery nadal pobrzmiewa nadzieja, że przyjdzie kryzys i lemingi ogłupione przez media walterowsko-michnikowskie pojmą, gdzie jest prawda.

Kochany kryzysie przybywaj z największą mocą, jak najszybciej i napraw błąd popełniony 9 października! Nie wiem, jak lud PiS-owski, ale wielu z jego części piszącej, w sieci i poza nią padło po tej niedzieli na kolana z rękami wzniesionymi do zapowiadanej plagi, by pomogła uczynić Polskę polską. Oczywiście dodając zarazem, że bardzo kryzysu nie chcą. Chcą, chcą!

W roku 2006 na inaugurację rządu Jarosława Kaczyńskiego, napisałem na blogu, że życzę mu wszystkiego najgorszego z wyjątkiem oświecenia przez Ducha Świętego, bo sukces IV RP, to nieszczęście dla kraju. Więc jeśli kryzys może zakończyć rządy PiS to dobrze, bo on trwa krótko, a pisowski zamordyzm trwałby długo. Do dziś prócz tego, żem staruch, złodziej, agent i Żyd, kłuje się mnie jednym zdaniem z tego tekstu (całość można przeczytać tu;http://kuczyn.com/2006/08/21/poniedzialek-21806r-polsce-zycze-jak-najlepiej/#comments ). A tu, ku memu rozbawieniu litanie do „nawałnicy” – to już określenie Józefa Oleksego, bo na lewicy, też pobrzmiewają nadzieje, że pomoże jej właśnie ta nawałnica.

Nie pomoże. Trudno powiedzieć, czy decyzje podjęte w czwartek wystarczą dla utrzymania płynności finansowej gospodarek strefy euro, może trzeba będzie dodatkowych. Ważne jest, że zrobiono bardzo wiele. I, co jeszcze ważniejsze, kraje decydujące o zdolności przeciwdziałania kryzysowi, głównie Niemcy, ale i Francja, dały silny sygnał, że odwrotu od euro nie będzie. A co za tym idzie nie będzie niczego, co groziłoby rozpadem Unii Europejskiej. Za ministrem Rostowskim Angela Merkel powtórzyła; upadek Unii, to upadek gwarancji pokoju w Europie. Nie wierzyłem w roku 2009, że tamto uderzenie kryzysu to kataklizm, jak w latach 30. i pisałem o tym w „Gazecie Wyborczej” (Kryzys musi się wyszumieć – 9.3.2009) i nie wierzę w równie groźny ciąg dalszy.

Od lat 30. świat ma lek, ekonomię czasu kryzysu, keynesizm. On chroni przed zamianą zatarć w rynku, które będą się zdarzały, w destrukcję, jakiej doznał wtedy świat, a dzisiejszy, bardziej globalny jest do jej użycia lepiej dostosowany. Ważne by lekarstwa nie brać, gdy potrzeba minie. Oczywiście będą koszty, zapewne wolniejszy wzrost gospodarek. Tych szczególnie, które zlekceważą to co w trudnym czasie jest naczelne, poprawianie konkurencyjności. Jak ogromną siłę polityczną daje gospodarka na mocnych podstawach widać patrząc na Niemcy. Kiedyś spowodowały i sprowokowały zamianę Europy w gruzy, dziś są nie zastąpione w roli tego, kto może utrzymać antypożarową ścianę.

Moim zdaniem pożar zostanie pod kontrolą i z czasem wygaśnie. Poczujemy nad Wisłą jego podmuch, ale nie dotrze tutaj. Jeśli zaś nowy rząd wraz z biznesem pousuwają słabe miejsca w gospodarce – są dobrze znane – to możemy nawet skorzystać zbliżając się szybciej do wolniej rosnącego zachodu Europy. Ty zaś piszący ludu PiS-owski opuść ręce i wstań z kolan, bo ręce zemdleją, kolana zabolą, a spełnienia pragnień nie będzie.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Więzień Czwartej Rzeczpospolitej

niedziela, 23 października 2011

Link do mojego najnowszego tekstu w Rzepie:

http://blog.rp.pl/blog/2011/10/23/waldemar-kuczynski-wiezien-czwartej-rzeczypospolitej/

Antypisowska szczepionka podziałała!

czwartek, 13 października 2011

Mój tekst z Wirtualnej Polski:

Zwolennicy PiS są pogrążeni w smutku i szukaniu przyczyn porażki popieranej przez nich partii i jej szefa. Tak, to nie przegrana, lecz porażka. Ciekawa jest dynamika dystansu dzielącego wyniki wyborcze PO i PiS – pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Waldemar Kuczyński.

W wyborach 2005 roku PiS wyprzedził PO o 3 punkty procentowe (27 do 24%). Po dwóch latach rządów Prawo i Sprawiedliwość zostało przez Platformę w wyborach 2007 roku zdeklasowane. Dodajmy, po dwóch latach płynącej już unijnej manny i na fali fantastycznej koniunktury w światowej gospodarce.

PO nie tylko nadrobiła te 3 punkty procentowe, ale zostawiła o dalsze 9 punktów procentowych w tyle partię Kaczyńskich (41 do 32%). Ten dystans potwierdziły niedzielne wybory. Opozycyjne PiS nie zdołało się ani na ułamek procenta zbliżyć do rywala. I to po czterech latach rządów PO, z trwającym wokół, największym, od lat 30. kryzysem, przy licznych pretensjach, żalach, a nawet wściekłości na, jak mawiano, jej bezczynność. To zjawisko niezwykłe, bez precedensu w naszej historii po roku 1989.

Dlaczego tak się stało? Odpowiedź najprostsza, najłatwiejsza dla zwolenników PiS to medialne wsparcie dla Platformy, przechył na jej rzecz, osłona, stronniczość, różnie się to nazywa. Taka odpowiedź zwalnia od zastanowienia się, czy źródłem porażek nie jest oferowany przez PiS „produkt polityczny”, nie do przyjęcia dla większości ludzi. Oskarżenie mediów i wrogich PiS-owi elit pozwala zostać przy swoim. Naród kochałby Kaczyńskiego i jego pomysły, gdyby mu nie zamącono w głowach.

Po obecnej porażce obwinianie mediów i wrogich PiS-owi komentatorów ma postać delirium tremens, wyobrażeń, że dzisiejsza Polska pod względem represyjności i dławienia swobód jest jak PRL i znów trzeba tworzyć państwo podziemne. Jak pisze w „Gazecie Polskiej” Joanna Lichocka: „albo stworzymy drugi obieg, niezależne społeczeństwo obywatelskie z własnymi instytucjami kultury, silnymi mediami i organizacjami, albo nie będziemy mieli najmniejszego wpływu na to, co będzie się działo z Polską. Teraz to konieczność dziejowa”. Ludzie halo!! A ku ku! Obudźcie się! Pani Joanno, już pani nie śpi!

Głosiciele teorii o zabójczej roli mediów wobec PiS zapominają, że załamanie pozycji tej partii w stosunku do Platformy nastąpiło przy miażdżącej przewadze medialnej partii Kaczyńskich, którzy w jedną noc przechwycili media publiczne. Media o znacznie większej sile oddziaływania na cały kraj, niż wszystkie stacje prywatne. A do tego mieli media Rydzyka i Kościoła oraz ważny dziennik „Rzeczpospolitą”. To PiS miał wtedy „osłonę medialną”. I poległ w 2007 roku.

Dlaczego? Dlatego, że dwoma latami rządów przeraził Polaków bezpośrednio, a nie przez przekaz medialny. PiS przeraził Polaków państwem śledczym, podejrzliwym, władzą z twarzą wykrzywioną, otoczoną gorylami, nadętą. Przeraził zamętem politycznym w kraju i zamianą Polski w dziwadło. W tych dwóch latach ludzie poczuli, że zamordyzm może wrócić. To była cenna lekcja, którą ogromna część Polaków zapamiętała. Przez te dwa lata PiS szczepił ludzi przeciwko sobie. I ta drogocenna szczepionka zadziała w niedzielę. I powinna działać nadal. I będzie działać.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Tytuł pochodzi od redakcji

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,opage,5,sort,14,title,Kulisy-kleski-PiS-Tym-Kaczynski-przerazil-Polakow,wid,13889679,komentarz.html#opOpinie