Jestem z Układu

PiS przegrał, bo nadal działa „szczepionka”,

poniedziałek, 10 października 2011

Mój poniedziałkowy wpis na Facebook skierowany do wyborców „zwycięzców”:

 Trzy myśli na nowy początek;

a) od teraz nie ma taryf ulgowych dla PO;

 b) PiS przegrał, bo nadal działa „szczepionka”, pamięć lat 2005-2007, największa lekcja wolności dla Polaków po 1989 roku. Powinna nadal działać;

c) cieszmy się, że przegrał PiS pod Kaczyńskim, ale nie triumfujmy nad 30 % aktywnych obywateli, którzy przegrali, bo jedziemy na tym samym, polskim wózku. „Dla pokonanych wspaniałomyślność” – W. Churchill

Pytam Pana Kaczyńskiego

czwartek, 6 października 2011

Mój artykuł z internetowej strony „Gazety Wyborczej”

Premier nie jest władcą 312 tysięcy kilometrów kwadratowych kraju, ani władcą 38 milionów jego mieszkańców. Jest szefem jednej z władz państwa, które jest polityczną organizacją tworzoną przez wszystkie parlamenty i rządy po roku 1989, przez społeczeństwo, które te parlamenty i rządy wyłaniało. Instytucje i reguły działania państwa ujęte są w Konstytucji i tworzą to, co ustawa zasadnicza nazywa Trzecią Rzeczpospolitą.

Jarosław Kaczyński chce być premierem i może być nim tylko jako premier tej Trzeciej Rzeczpospolitej, tej Polski w wymiarze politycznym, która istnieje. To na jej Konstytucję będzie składał następującą przysięgę: „Obejmując urząd Prezesa Rady Ministrów uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji i innym prawom Rzeczypospolitej Polskiej, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem.”
 

Ta przysięga, jeśli ma paść w dobrej wierze, w prawdzie, a nie w fałszu i oszustwie wymaga uznania, lojalności i szacunku dla tej Rzeczpospolitej, która jest i woli działania dla jej dobra, a nie dla jej unicestwienia. Wymaga uznania szczerego, a nie na pokaz. Dlatego jest rzeczą konieczną, by wyborcy głosując na osobę, która może zostać szefem rządu, mieli pewność, że wybierają polityka, który tej Polsce będzie służył, który nie wykorzysta władzy, by ją dewastować i tworzyć coś, co ukrywał wtedy, gdy o urząd zabiegał.

W związku z tym jako obywatel i wyborca mam trzy podstawowe pytania do Jarosława Kaczyńskiego. Bez jasnej i szczerej odpowiedzi nie powinien zostać szefem rządu. Oto one. Zadałem je ponad rok temu w „Rzeczpospolitej” i nie dostałem odpowiedzi. Więc je powtarzam:

Pytanie pierwsze – o Konstytucję

Czy ciągle uważa pan, że Konstytucja Rzeczpospolitej jest „konstytucją formacji państwowej oligarchicznej. W istocie za tymi przepisami kryje się oligarchia” (słowa wypowiedziane 2 września 2007 roku w programie TVN „Kawa na ławę”). Jeśli Pan tak nadal uważa, to jak pogodzi Pan ten sąd z rzetelnością przysięgi i z własnym sumieniem? To pytanie podstawowe i odpowiedź musi paść, inaczej będzie jasne, że przyszły premier będzie przysięgał fałszywie i że nie będzie konstytucji szanował, strzegł i przestrzegał. A więc czym jest dla pana Konstytucja Rzeczypospolitej?

Pytanie drugie – o III RP

Jeżeli pan zostanie premierem będzie Pan rządził Trzecią Rzeczpospolitą. Pytam więc, czy uważa Pan, że III Rzeczpospolita to Rywinland (Pana słowa wypowiedziane 28 maja 2005 roku na wiecu wyborczym partii), że jest „postkomunistycznym monstrum” (to słowa na kongresie PiS 4 czerwca 2006 roku), że u jej podstaw tkwi Ubekistan (to z wywiadu dla „Rzeczpospolitej” 29 września 2006 roku), że jest „jakimś gigantycznym skandalem, takim, powiedzmy sobie postkolonialnym, miękkim tworem” (to słowa z rozmowy w radiowych „Sygnałach dnia”, 2 kwietnia 2007 roku). Jak premier mający taki pogląd o państwie może stać na jego czele z dobrą wiarą, wolą i sumieniem? A więc, panie prezesie, czym jest dla pana III Rzeczpospolita?

Pytanie trzecie – o Polskę

Tym razem w związku z wypowiedzią Pana już po smoleńskiej katastrofie, kiedy miał Pan ulec przemianie. W liście odczytanym 21 kwietnia 2010 roku na pogrzebie Aleksandra Szczygły napisał Pan, że: „Być może przegramy, być może owoców naszej pracy nie doczekamy, być może nie uda nam się jeszcze tym razem powrót do Polski”. Skoro, pisząc te słowa nie był Pan w Polsce, to gdzie Pan był wtedy, w jakim kraju? Czym jest dla pana ten kraj, którym chce Pan rządzić? I do jakiej to Polski chce Pan wrócić wraz ze swymi zwolennikami, a jako premier z nami wszystkimi, skoro tej, w której żyje, nie nazywa Polską?

Panie prezesie, pan może wracać dokąd Pan chce, to Pana sprawa, ale kiedy Pan zostanie premierem, to „wracanie do Polski” będzie sprawą wszystkich, bo wózek wspólny. Dlatego pytam, czym jest dla Pan ta Polska, w której żyje, choć w niej „nie jest”, i do jakiej Polski chce zawieźć Polaków jako ewentualny premier? Do jakiej Polski?

Bez jasnej odpowiedzi na oba człony tego pytania, a także na dwa poprzednie pytania, które się z tym ostatnim łączą, głos na Jarosława Kaczyńskiego będzie głosem na kandydata najwyższego ryzyka dla kraju. Będzie głosem przeciwko Polsce!

Źródło: Gazeta Wyborcza 5.10.2011

Polska na szlaku albo na rafie

poniedziałek, 3 października 2011

Bardzo proszę wszystkich zgadzających się z treścią tego artykułu o jego maksymalne rozpropagowanie, gdzie tylk0 możecie:

http://www.rp.pl/artykul/9157,727052-Polska-PiS-albo-Polska-UE—Waldemar-Kuczynski.html

9 październik- Polska na szlaku,

niedziela, 2 października 2011

albo na pisowskiej rafie!

„To nie są ćwiczenia”!!

Polska pod zaborami,Komoruski nas rusyfikuje

sobota, 1 października 2011

We wtorkowej „Rzeczpospolitej” znalazłem artykuł Andrzeja Nowaka „Poeci i Wielka Ściema”, w którym profesor odleciał do Księgi Guinnessa. Nieco wcześniej Michał Szułdrzyński w tejże gazecie wytknął Jarosławowi Rymkiewiczowi, że podjudzany przez „Gazetę Polską Codziennie” zachęca Polaków do rebelii, która może być nawet krwawa. Andrzej Nowak oburzając się na zarzuty dziennikarza przywołuje poezję Herberta, Mickiewicza, cytuje fragmenty „Wesela” Wyspiańskiego i pisze, że to, do czego wzywa Polaków Rymkiewicz jest tym samym, o co wołali ci poeci.

Nikomu poza, jak widać, Andrzejem Nowakiem, nie trzeba mówić, co stworzyło poezję tych twórców. Więc mówię mu: poezja Herberta zwracała się do społeczeństwa żyjącego w niesamodzielnej, totalitarnej, opresyjnej namiastce państwa, jaką była PRL. Poezja Mickiewicza i Wyspiańskiego opisywała kondycję i pragnienia narodu, któremu zabrano państwo. Narodu, który rozdarto na części, dzieląc między trzech zaborców i masakrowano przy każdej próbie odzyskania wolności. To były poezje czasów niewoli, czasów naszych największych nieszczęść, czasów ponurych, beznadziejnych, także gdy chodzi o osobiste losy ludzi.

Jak ślepym trzeba być na rzeczywistość, w jak grubym tkwić kokonie fałszów zrobionych samemu sobie, by przypinać do tamtej poezji czas dzisiejszy. Dzisiejsza Polska, jawi się Andrzejowi Nowakowi taką samą, jak ta w której Wielki Książę Konstanty mówił nam (cytuję profesora): „jak będziecie posłuszni, jak będziecie się płaszczyć, to będziecie mieli spokój”. A cesarz Aleksander II reagując na polskie nadzieje, że przywróci nam trochę niepodległości, odpowiadał: „żadnych marzeń Polacy”.

Tak profesor widzi dzisiejszą Polskę, państwo niepodległe o ukształtowanej demokracji, gwarantującej obywatelom tę samą wolność, jaką dają wszystkie kraje demokratyczne. Tak widzi Polskę będącą, z Niemcami, członkiem Unii Europejskiej i NATO, dwóch międzynarodowych superstruktur, do których należymy dobrowolnie. Te superstruktury, a także odsunięcie Rosji od granic z Polską, przez spontaniczny „rozbiór” państwa carów i sowietów, po raz pierwszy od trzech stuleci wydobyło nas ze strefy realnego zagrożenia rosyjskiego. Ale dla Nowaka teraz Putin mówi nam: „żadnych marzeń Polacy”, a pan profesor pewno śpiewa: „ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”.

Artykuł Andrzeja Nowaka zasługiwałby na współczujące pokiwanie głową i nic więcej, gdyby nie to, że jest on utytułowanym przykładem podobnych postaw, niestety dość licznych w społeczeństwie. Część Polaków w swych majakach, nadal żyje pod zaborami, podlega rusyfikacji i germanizacji przez prezydenta Komoruskiego i premiera, wnuczka dziadka z Wehrmachtu. No i oczywiście szykuje się do walki o niepodległość, do wywalenia z kraju niemieckich i ruskich okupantów i odbudowy prawdziwej Polski, na gruzach kondominium rusko-niemieckiego.

Piszę może za lekko, bo sprawa jest bardzo poważna. 9 października wybieramy los kraju co najmniej na cztery lata. Czy tym majaczeniom otworzymy drogę do sterów państwa? Czy pozwolimy, by w niepodległym państwie majaczący, mając władzę, prowadzili „wojnę o niepodległość” ze wszystkimi wokół – w kraju i poza nim? Czy zrobimy Polsce i samym sobie tak wielką krzywdę?

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Polska-jest-pod-zaborami-Komoruski-nas-rusyfikuje,wid,13843052,komentarz.html

Gonimy bogatą Europę, że hej!

czwartek, 1 września 2011

Mój tekst z wczorajszej „Gazety Wyborczej”:

 http://wyborcza.pl/1,75515,10201406,Gonimy_bogatsza_Europe__ze_hej_.html

PiS to rebelianci, nie dyskutanci.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Mój komentarz z Wyborcza.pl

Jarosław Kaczyński odmawiając udziału w debatach wyborczych z pozostałymi partiami nie zrobił niczego niezwykłego. Postąpił zgodnie z własnym rozumieniem swojej roli w polityce i roli kierowanej przez niego partii. Jarosław Kaczyński i PiS nie identyfikują się z tą Polską, o której sprawach mają być debaty uzgodnione między pozostałymi partiami.

W tym sensie, jak napisał to rok temu sam prezes oni nie są w Polsce, lecz dopiero muszą do niej wrócić. To wedle nich jest Polska podbita przez wrogie narodowi siły i debata nad tym, co w niej poprawić, byłaby działaniem wbrew ich głównemu politycznemu zamiarowi. Oni nie chcą w tej obecnej Polsce niczego zmieniać na lepsze. Chcą poprzez skrajnie nieobiektywną, pełną fałszów kampanię wyborczą wprowadzić wzburzenie w kraju i, zwiódłszy wyborców, tą drogą odbić Polskę z rąk wrogów.

Im debata nie jest potrzebna, im jest potrzebna wojna na słowa, a temu nie służy siadanie przy jednym stole na gruncie neutralnym i przy neutralnym moderatorze. Znacznie lepsze są własne konferencje prasowe, na których bez ograniczeń można zamieniać język z narzędzia komunikacji na kastet i gazrurkę.

PiS nie jest normalną partią demokratycznej opozycji. Bez uświadomienia sobie tego nie można zrozumieć polskiej polityki od chwili gdy ta partia zaczęła odgrywać ważną rolę na scenie politycznej. PiS jest partią ustrojowego przewrotu, jak kiedyś komuniści na zachodzie Europy. Trzeba ją, jak kiedyś tamte partie, otoczyć obywatelskim kordonem izolacji, tym bardziej, że izolują się sami. To dobrze, że nie będą uczestniczyć w debatach partii, które do obecnego kształtu Polski, nawet jeśli nie wszystko w nim akceptują, nie mają stosunku wrogiego i nienawistnego. Będzie w tym mniej fałszu, będzie klarowniejsza sytuacja; tu debata, tam rebelia.
 http://wyborcza.pl/1,75968,10196483,PiS_to_rebelianci__a_nie_dyskutanci.html

Arcb. Dzięga Pasterz PiS-owskich dusz

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Mój wpis z facebooka:

  Arcybiskup Andrzej Dzięga zajął się na Jasnej Górze katastrofą smoleńską. W polityczno-kościelnym slangu atakował obecną władzę. Wytykał i pouczał w imienu całego narodu. W podtekstach powtarzał myśli Naszego Dziennika i Gazety Polskiej, o niewyjaśnionych pytaniach i uległości wobec Moskwy. W tych partiach nie mówił, jak duszpasterz lecz, jak pasterz PiS-owskich dusz. I nie w imieniu narodu, tylko jego kawałka.

To szczeniactwo, nie lewicowość.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Mój czwartkowy komentarz dla WP:

Od kiedy kierownictwo SLD objął Grzegorz Napieralski strategia partii oparta została na założeniu, że Polacy dzielą się na lewicę i prawicę. Prawicowcy głosują na dwie bliźniacze partie PO i PiS, a lewicowców trzeba odzyskać dla SLD. Z dwu prawicowych bliźniaków atakować należy Platformę, bo rządzi i trwa przy niej część wyborców lewicy wystraszonych PiS-em. Jak się im wmówi, że PO rządzi strasznie to wrócą do macierzy. W okresach między wyborami strategię partii weryfikują sondaże. Otóż suma sondaży Sojuszu Lewicy Demokratycznej w ostatnich kilku latach jest z grubsza biorąc linią poziomą i to nie na wysokości kilkunastu procent, lecz raczej nieco poniżej dziesięciu. Wydawałoby się, że to silna wskazówka dla zmiany strategii.

A tu czytam, że do wyborów będzie ta sama tylko bardziej ostra. Za taran posłuży Grzegorz Napieralski. Jako mąż stanu! I pierwsze tony kampanii. Poseł Wikiński, lubiący grafomanię, przyrównuje rząd do drakuli, a „mąż stanu” łoi w spocie, polityków głównie PO, mówiąc, że tylko on zrozumiał co ważne dla ludzi. Pomijam drakulę, czy homofobiczne wypsnięcie się posłowi Wikińskiemu, ale ten spot. W treści to komunały, na dodatek, choć gładko napisane, to czytane bez przeżycia tego co się czyta, bez związku z tym, co się czytając myśli. To czuć i widać nawet słuchając szefa SLD w radio. Oczy bolą, w uszach trzeszczy, w zębach zgrzyta.

Sam pomysł, by pokazywać Polakom Grzegorza Napieralskiego, jako męża stanu świadczy o porażeniu jego i jego otoczenia przez pychę. Pierwszy z grzechów głównych, groźny dla polityków.Cóż takiego może pokazać wyborcom, by, nawet robiąc wysiłek, ujrzeć w nim męża stanu, czy choć zadatek na niego? Że usunął Wojciecha Olejniczka, polityka o wiele bardziej niż on otwartego i szczerego, że zebrał kilkanaście procent głosów w wyborach prezydenckich? Mąż stanu to miano, którego nie nadaje grono bliskich, i którym nie są w stanie uczynić nikogo najlepsi spece wizerunkowi. To miano nadają ludzie i historia w nagrodę, za wielkie czyny. Nie zawsze dobre. Przylepianie go sobie w kampanii to wyraz traktowania wyborców, jako tłumu naiwnych. Jako tych, których trzeba schwytać na poważne słowa i miny, dobrze uprzednio pod nich przygotowane, ale z tym co się myśli i kim się jest nie mające wiele wspólnego.

Ta strategia nie da SLD sukcesu. Nie wmówi się, że pod rządami PO Polska tonie, bo nie tonie. Czy, że wpadnie w straszny kryzys, jak ma nadzieję Włodzimierz Czarzasty, bo nie wpadnie. W wyborach nie głosujemy dla partii, lecz dla kraju, bo kraj musi być rządzony. Zdarza się, że głosujemy z radością, bo jest partia, która mówi wiarygodnie to co chcielibyśmy, by się stało. Ale zwykle nie ma takiej partii, bo ich jest mało, a wyborców miliony. I wtedy trzeba wybrać tę, której najmniej nie lubimy. Nie warto zostać w domu, bo głos nieobecnego idzie zawsze na partię, której on nie lubi najbardziej. Stawka wyborów w październiku jest ogromna.

Rozstrzygnie się w walce PO i PiS. A stawką jest to czy będzie recydywa Czwartej RP, zepchnięcie Polski w nacjonalistyczny, odpychający kąt Europy, czy tego nie będzie. SLD Grzegorza Napieralskiego gra dziś w tej samej, co PiS drużynie. Na korzyść rozwiązania fatalnego dla kraju, które nie pasuje też do jego lewicowych wyborców i lewicowych deklaracji. To, co robi obecne szefostwo Sojuszu to nie jest lewicowość, to szczeniactwo.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,50352,title,Ten-polski-polityk-mezem-stanu-Porazila-ich-pycha,wid,13680197,komentarz.html?ticaid=1cd8b

1 sierpień 1944: Chwała bohaterom, żal ludzi

niedziela, 31 lipca 2011

Powtarzam wpisy na blogu z rocznic 1 sierpnia 1944 roku.

2006-2007

Prawda, czy Rocznicowe Pustosłowie?

Słuchałem 1 sierpnia w „Poranku w TOK-u” rozmowy z Wiesławem Chrzanowskim o Powstaniu. Słyszałem mądry głos uczestnika. I słyszałem głos uczestniczki, która tonem piknikowym, jakby chodziło o udaną majówkę mówiła „jakie to były wspaniałe dni” i tak dalej. Tym, co stanęli do walki należy się szczególny szacunek. Ale szacunek nie może zamykac ust, a ja nie rozumiem piknikowego zachwytu kombatantki. Miała szczęście, przeżyła, ale jak można robić z Powstania wspaniałe dni, wiedząc, że kiedy po 63 dniach ludność opuszczała zburzoną stolicę została w niej wielotysięczna góra trupów, także trupów dzieci, którym nie dano przeżyć życia. Czy ta góra trupów, to atrybut wspaniałości? Czy ją można pominąć w szukaniu określeń dla powstańczych dni?

Jestem bardzo za tym, by pamięć o Powstaniu trwała, ale nie tylko pamięć z 1 Sierpnia, lecz nie słabsza pamięć z października. Dzień dzisiejszy, pamięć o tych co walczyli, o cywilach, co ginęli tuż przed końcem strasznej wojny, i dzieciach, co dopiero zaczęły oglądać świat, to właściwy moment w roku, by mówić nie tylko o bohaterstwie czynu, ale i o szaleństwie decyzji. Inaczej dwieście tysięcy śmierci będą oprawą dla rocznicowego pustosłowia i bezmyślności. Pierwszy Sierpnia fałszuje prawdę o Powstaniu, jeśli zapomina się o pamięci z jego końca. I tak się dzieje od dwu lat. Niech będą Wielkie Uroczystości, ale niech będzie w nich prawda, a nie sztampa, w jaką zmieniono tę rocznicę. Niech będzie, musi być pamięć o entuzjazmie ulicy warszawskiej w godzinie „W”, ale niech będzie też pamięć o niewyobrażalnym cierpieniu, jakie sprowokowała decyzja czterech generałów, kierujących się patriotyzmem, ale nie mądrością. Rok temu zrobiłem wpis tego właśnie co dziś dnia. Powtarzam go:

62 lata później

Pierwszy Sierpnia, 62 lata od początku niewyobrażalnego heroizmu i cierpienia Warszawiaków i jednocześnie 62 lata od wprowadzenia w czyn zbrodniczej decyzji kilku generałów, których ostrzegano, w kraju i z Londynu, by powstania nie wywoływać, bo skończy się tragedią. Określenie “zbrodnicza” to nie moje określenie, lecz generała Władysława Andersa, dowódcy II Korpusu, który w depeszy do ministra obrony narodowej Rządu Londyńskiego (z 23. 8.1944 r. cytuję za Jan M. Ciechanowski -”Powstanie Warszawskie” s.428) tak pisał: „Wywołanie powstania uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy, kto ponosi za to odpowiedzialność?”. Na powstanie trzeba patrzeć przez pryzmat ostatnich jego dni, a nie pierwszych. Przez pryzmat ropy lejącej się z ran i much,  dla których Warszawa na 63 dni stała się rajem. To też nie ja. To uczestniczka powstania, która wypytywana wzniośle przez smarkulę telewizyjną – w roku ubiegłym –  z czym jej się powstanie kojarzy powiedziała, że z tym właśnie. Wyraźnie młoda dziennikarka nie tego oczekiwała.

Chwała łzy i żal, tym, za tych i po tych, co poginęli (o rannych i wypędzonych nie wspominam) i hańba za tę decyzję, prawdopodobnie najgorszą polską decyzję XX wieku.

A nauka jedna, nigdy więcej w ten sposób”.

I jeszcze jedna moja refleksja z ówczesnej dyskusji pod wpisem:  ”Gdyby Ci generałowie wtedy decyzji o powstaniu nie podjęli, co było tysiąc razy trudniejsze, właśnie niepodjęcie, to byliby bohaterami, niestety zapewne do dziś przeklinanymi i nazywanymi tchórzami, za to, że przepuścili ostatnią okazję wywalczenie niepodległości. Taki paradoks. I nie wykluczam, że świadomość, iż tak by zostali potraktowani pchnęła ich ku temu szaleńczemu dziełu. Nie wykluczam i tego motywu. Ale dzięki temu mają pomniki, zamiast złorzeczeń, choć  tuż po Powstaniu mieli ich nie mało ze strony ocalałych warszawiaków”. A o pułkownikach Kazimierzu Iranek-Osmeckim, Kazimierzu Plucie Czachowskim, czy Januszu Bokszczaninie, którzy próbowali zapobiec decyzji o godzinie „W” niewielu dziś wie, a to im się należy gloria. 

Ten wpis został opublikowany środa, Sierpień 1st, 2007 at 10:23

 —————-

2008

Chwała bohaterom, żal ludzi.

Nie jestem w stanie dołączyć uczuciowo do rocznicowych fet Powstania Warszawskiego. Dla mnie prawda o Powstaniu to pierwsze dni Października 1944, na potrzeby fet są obrazki z pierwszych dni Sierpnia. Patrzę na te 63 dni Warszawy oczami Mirona Białoszewskiego i jego słynnego dziennika, największej prawdy nie o Powstaniu, lecz o czymś ważniejszym, o Warszawie i Warszawiakach tamtych dni. Nie dojdzie się do niej, jak długo ktoś nie nakręci filmu o warszawskich piwnicach z czasów Powstania, o podwórkach zamienionych w cmentarze, o raju dla much jakim stała się Warszawa na przeciąg dwu miesięcy, o górze trupów ludzi, którzy przeżyli 5 lat koszmaru okupacyjnego, żeby zginąć u progu wyzwolenia. Po co? O dzieciach, które się urodziły w tym koszmarze i miały prawo żyć dalej, a im je zabrano. Dlaczego? I tak dalej i tak dalej. Największa zaś wściekłość budzi się we mnie, kiedy widząc tę górę trupów, to morze przerażenia i cierpienia, słyszę o moralnym zwycięstwie. Obyśmy nigdy już nie odnieśli podobnego moralnego zwycięstwa. Chwała bohaterom, ale najpierw, a nie potem, żal i refleksja nad 200 tysiącami zabitych ludzi, nad ruinami miasta, nad największą klęską polską w II wojnie światowej i jedną z największych w naszej historii. Nie czuję by był żal, refleksji też nie ma.

Ten wpis został opublikowany piątek, Sierpień 1st, 2008 at 09:15 .

2009

Apokalipsa Warszawy: ropa, głód, rozpacz i śmierć!

Z wielkim trudem wysłuchałem wczorajszej rocznicowej sztampy przy pomniku Powstania Warszawskiego. I bardzo mnie oburzyła rocznicowa uloteczka IPN włożona do gazet. Uśmiechnięty chłopiec, na tle nietkniętych pięknych kamienic secesyjnej Warszawy ze stenem na ramieniu. Z bronią, której było mniej niż odrobinę. To fałsz, bo prawda o paru pierwszych, entuzjastycznych dniach Powstania, bez prawdy o trzecim października jest ogromnym oszustwem, szkodliwą pedagogią. Zresztę pierwsze dni ta ulotka też fałszuje, bo chłopiec powinien mieć raczej pałkę na ramieniu, no może pistolet, albo karabin z kilkoma nabojami, albo wręcz gołe ręce, zamiast stena i w pierwszych dniach, było nie tylko święto, ale i jatka tej młodzieży słanej pokotem ogniem niemieckich karabinów maszynowych.

Wtedy gdy odbywał się ten nadęty wiec pod pomnikiem Powstania, w Polsacie szła migawka o różnych miejscach, gdzie jest Ono upamiętnione, aż dziennikarka doszła na Wolę. Zbudowano tam, jeszcze za PRL, wstrząsający pomnik wojownika stylizowanego na czasy bitwy pod Termopilami, a wokół kamienie, a pod nimi przerobione na glebę zwłoki dziesiątków tysięcy anonimowych cywili, którzy mieli szansę doczekać końca wojny i żyć. A wśród nich noworodki, niemowlęta i dzieci wepchnięte w tę glebę oczywiście ręką niemieckiego barbarzyństwa i barbarzyńcy, do którego jednak okazję stworzyło kilku patriotycznych głupców, ostrzeganych, że mogą sprowokować niewyobrażalną tragedię. Zasługują na złą pamięć i rolę straszydeł, a nie wzorców, którym stawia się pomniki i nazywa ulice. I wokół tego pomnika, być może największej prawdy o Powstaniu, a przynajmniej nie mniejszej, niż pomnik Powstania, czy Muzeum Powstania, pustka, cisza, śladu upamiętnienia. Jedyną monografię o losie ludności cywilnej w Powstaniu napisała Angielka. To wymowne. Monografię wstrząsającą i pokazującą, jak szybko parodniowa atmosfera święta wolności ustąpiła mrocznej atmosferze piwnic, ropy lejącej się z ran, much, rozpaczy, głodu i śmierci, śmierci, śmierci!

Nie będzie prawdy o Powstaniu, i nie będzie wyciągnięcia z niego tych wniosków, które powinny być wyciągnięte, dopóki w naszym myśleniu o tych 63 dniach nie powstanie wyobrażenie o górze stukilkudziesięciu tysięcy trupów, wśród ruin stolicy i nie zajmie ono przynajmniej równie ważnego miejsca, jak widoczek owego uśmiechniętego chłopca z bronią, której nie było. A należy się temu wyobrażeniu miejsce najważniejsze. Powstanie warszawskie to największa polska góra trupów w XX wieku, a może i największa od kilku wieków. Jak można tę jego stronę spychać w niebyt, albo sprowadzać do bąkania o losie ludności!? I jak można przechodząc niemal obojętnie obok tej góry – bo przecież czcimy bohaterów, którzy polegli w walce, a nie tych co zginęli umierając wcześniej tygodniami ze strachu – stawiać pomniki ludziom, którzy zdecydowali o rozpoczęciu tej walki!

Tyle na dzień godziny „W”, od osoby z rocznika, który nie mógł stawać z bronią w ręku, albo tchórzyć przed stanięciem i od osoby, która miała szczęście żyć wystarczająco daleko, choć w Reichu, by nie dosięgnął jej ostatni już na naszej ziemi wybuch barbarzyństwa hitlerowskiego, ale wzbudzony przez polskich szaleńców.

Podaję linki do moich wcześniejszych wypowiedzi z 1 sierpnia:

Ten wpis został opublikowany sobota, Sierpień 1st, 2009 at 10:23

http://kuczyn.com/2007/08/01/narodowy-pic-zamiast-prawdy/

Chwała bohaterom, żal ludzi.

Apokalipsa Warszawy: ropa, głód, rozpacz i śmierć!